Jeżeli ktoś lubi nowe wyzwania, to trzeba je podejmować – mówi dyrektor jasielskiego szpitala.
Z Michałem Burbelką, dyrektorem Szpitala Specjalistycznego w Jaśle rozmawia Ewa Wawro.
Mówi się głośno, że został pan dyrektorem szpitala po linii politycznej. Jak pan to skomentuje?
Nie komentuję linii politycznej, ja po prostu wygrałem konkurs, który był ogłoszony. Całe postępowanie konkursowe przeszedłem pozytywnie. Tak zagłosowała komisja konkursowa, jej decyzję zaakceptował zarząd powiatu. Pan starosta Adam Kmiecik podpisał ze mną umowę o pracę …
Ale to właśnie starosta Kmiecik wielokrotnie, publicznie wypowiadał się mówiąc, że nie spełnia pan jego oczekiwań, że jest rozczarowany tym, co zaprezentował pan przez ostanie miesiące, jako pełniący obowiązki dyrektora.
To zdanie pana starosty Kmiecika i ja je szanuję. A poza tym trudno jest mi polemizować ze starostą przez media i tego nigdy nie zrobię.
Ale nie jest panu przykro z tego powodu, że opinia publiczna ocenia decyzję komisji poprzez pryzmat tych wypowiedzi, a także polityki? Jak pan przyjmuje fakt, że ludzie mówią: był ustawiony, miał wygrać to i wygrał konkurs?
Nie jest mi przykro. Wiem, co sobą reprezentuję, mam swój program, który realizuję, mam cele do spełnienia.
To chyba będzie trudne zadanie, bo szpital jest mocno zadłużony?
Nie używajmy określenia zadłużenie. Adekwatnym jest tu strata netto, albo wartość zobowiązań wymagalnych. Planowana strata za 2012 wynosiła 1 mln 900 tys. zł i według prognoz powinna być na założonym poziomie. To oznacza, że spełniłem pierwotne założenia mówiące o zmniejszeniu straty poniżej wartości środków trwałych, czyli poniżej 2 mln 400 tys. zł. I to mi się udało i będę tego nadal pilnował. Na 2013 rok plan finansowy określa stratę na poziomie 1 mln 40 tys. zł. W 2014 roku podejmę takie działania, żeby na początku 2015 r. nie było żadnej straty.
Szpital ma 12 mln zł zadłużenia. To prawda?
Tak, ale jest to suma zobowiązań krótko i długoterminowych. Dla zobrazowania, jeśli ktoś weźmie 300 tys. zł kredytu w banku i ma płynność finansową, spłaca go systematycznie, to w danym miesiącu ma zadłużenie na kartach kredytowych 100 zł miesięcznie. Ale całe jego zadłużenie, na najbliższe 20 lat to 300 tys. zł. To samo jest ze szpitalem. W tym wypadku mówimy jednak o rocznym budżecie szpitala na poziomie 65 mln zł. Przy tym zestawieniu, te zobowiązania długoterminowe nie stanowią aż takiego wielkiego problemu.
Ponoć nie zgadza się pan do końca z wynikami audytu, przeprowadzonego na zlecenie starostwa, przez zewnętrzną firmę.
To nie tak. Dążę do tego, żeby część założeń przeprowadzić, niektóre już i wprowadziłem. Na przykład zwiększyłem o 1 mln 650 tys. zł wartość kontraktu z NFZ na 2013 rok, poza tym nie wzrosło zatrudnienie. W stosunku do stycznia 2012 zmalało nawet o 10 etatów.
Planuje pan kolejne zwolnienia?
Tu się właśnie różnimy się w poglądach z audytorem. Audyt przewiduje do zwolnienia 25 lekarzy i 50 pielęgniarek. Mam inną wizję, będę starał się zagospodarować lekarzy i pielęgniarki tak, żeby strata szpitala malała, bez zwalniana pracowników. Redukcja zatrudnienia jest moim zdaniem rozwiązaniem w sytuacjach totalnie ekstremalnych. Wielu ekspertów uważa, a ja podzielam tę opinię, że zwalnianie pracowników kończy się tym, że doraźnie zmniejsza zadłużenie, stratę danej firmy, a po kilku latach strata zaczyna narastać, a niestety wtedy już nie ma już kogo zwolnić.
Audytor wykazał zatrudnienie księgowe, nierzeczywiste. Wlicza w to także osoby na zwolnieniach lekarskich i urlopach. A to oznacza, że tak naprawdę pracujących na oddziałach jest dużo mniej osób i jakoś sobie radzą. A szpital musi płacić za nadgodziny.
Należy tak manewrować obsadą pielęgniarką, żeby nie generować nadgodzin. To prawda, że w ub. roku wystąpiły nadgodziny i to dość duże. Musiałem zmienić regulamin pracy, nowy okres rozliczenia rozpoczął się w styczniu, potrwa trzy miesiące. Ale to nie nadgodziny wygenerowały stratę, tylko kontrakt z NFZ. Kontrakt to 99 proc. przychodów, im wyższy tym strata szpitala jest mniejsza. Można oczywiście dokonywać drobnych manewrów, redukować zatrudnienie, zredukować zakładowy fundusz świadczeń socjalnych. I to ostatnie też mi się udało wynegocjować z załogą, za co jestem im wdzięczny. Ale przede wszystkim należy zwiększyć kontrakt, zwiększyć sprzedaż usług na zewnątrz, pozyskać środki zewnętrzne.
Szpital ma duże nadwykonania, czy NFZ zapłaci?
W 2011 r, bo te były teraz negocjowane, były na poziomie 2 mln 200 tys. Podpisałem ugodę z funduszem i wypłaci nam 1 mln 200 tys. zł, czyli więcej niż 50 proc. Moim osobistym sukcesem jest to, że fundusz zapłaci wszystkie nadwykonania, które szpital określił, jako ratujące życie. Bo fundusz przyjmuje zasadę, że płaci nadwykonania za procedury ratujące życie, ale fundusz może określić, które to były procedury i którzy to byli pacjenci. I nie zawsze fundusz jest zgodny z tym, co wykaże szpital, a wtedy redukuje wypłatę nadwykonań. Mnie udało się wynegocjować dobre nadwykonania, zwiększyłem kontrakt, zmniejszyłem zakładowy fundusz świadczeń socjalnych. Prognozowana strata jest taka, jak zapowiada plan finansowy. To chyba nie jest aż tak źle.
Zgadza się pan z tym że 80 proc. nadwykonań to pacjenci kierowani z prywatnych gabinetów i wciskani do kolejki?
To jest mit. Nie ma takiej możliwości, żeby rejestratorka medyczna wykreśliła kogoś z kolejki i wpisała pacjenta z prywatnego gabinetu. Wpisze go tylko do kolejki, ale przecież ci pacjenci też mają prawo do opieki medycznej.
Na przyjęcie w poradniach specjalistycznych, na niektóre badania diagnostyczne trzeba czekać 2-3 miesiące. Często pacjenci mówią, że szybciej można umrzeć. Narzekają też na to, że lekarze spóźniają się do pracy, wychodzą za wcześnie …
Na pozór jest trochę racji w tym stwierdzeniu, ale ja to znam od strony praktycznej, na przykładzie poradni ortopedycznej. Codziennie powinno być tam przyjętych 20 pacjentów. NFZ teoretycznie nie limituje usług, ale nakazuje, aby dla jednego pacjenta lekarz poświęcał 20 minut. Wychodzi, że powinien przyjąć tylko trzech pacjentów na godzinę. Rejestracja wydaje więc 22 bloczki dziennie, bo taki jest nakaz NFZ. W praktyce lekarz przychodzi rano i od razu ma przyniesionych 12 dodatkowych kartotek. W ciągu dnia do gabinetu zagląda kolejny 10 pacjentowi proszących o przyjęcie, bo z daleką, bo pilne, bo boli. I tak liczba dodatkowych kartotek rośnie do 20. Nigdy nie jest tak, że pacjenci są ściśle, co do bloczka, przyjmowani i odsyłani, bo lekarz ma przyjąć tylko 20 osób. Oczywiście patologią jest to, że lekarze spóźniają się lub wychodzą wcześniej. Ale jak karać lekarza, który zamiast 20 przyjmuje 40 pacjentów? Trudno jest od kogoś egzekwować 20 minutowe spóźnienie, jeżeli przyjmie dwa razy więcej pacjentów niż powinien. Trzeba być elastycznym.
A co ze szpitalem? Będzie pan przymykał oczy na spóźnianie się i wychodzenie wcześniejszej z pracy przez lekarzy?
Absolutnie nie. Lekarze są kontrolowani, dyrektor kontroluje poradnie i nie ma tolerancji dla nieuzasadnionego przychodzenia niezgodnie z regulaminem. Wyjścia powinny być ewidencjonowane.
A są?
Proszę zapytać kadrowej i dyrektora ds. lecznictwa.
Jakie ma pan plany rozwojowe dla szpitala? Specjalizacje oddziałów?
Już mamy wyspecjalizowane oddziały. Interna specjalizuje się w kardiologii zachowawczej i diabetologii, laryngolodzy kształcą się w kierunku laryngologii dziecięcej, neurologia ma dodatkowo pododdział udarowy, chirurgia jest ukierunkowaną także w kierunku onkologii, ortopedia zajmuje się także mikrochirurgią ręki.
Mikrochirurgia w Jaśle, to hasło, które od lat krąży nie tylko po naszym województwie. Miało być specjalistyczne centrum. Co z tym pomysłem?
Chciałbym bardzo kontynuować ten kierunek, ale to niestety wymaga dodatkowej sali operacyjnej i obsady personelu, niezależnie od dyżurów planowych. Mamy świetnych specjalistów, mamy specjalny mikroskop mikrochirurgiczny, zaczeliśmy się w tym kierunku mocno rozwijać, ale niestety musieliśmy przystopować. Życie wypaczyło idee. Okazało się bowiem, że operacji mikrochirurgicznych, tj. doszywania fragmentów ręki, skomplikowanych zabiegów na nerwach i naczyniach krwionośnych, było mało. A za to zaczęliśmy mieć masowy napływ pacjentowi z całego województwa i spoza, z każdym urazem ręki. A przecież nie każdy uraz ręki wymaga specjalistycznego ośrodka. Trafiali do nas pacjenci, którzy mieli np. otwartą klatkę piersiową, z urazami wielonarządowymi, a uraz ręki był tylko dodatkiem do tych obrażeń. Wówczas co mieliśmy powiedzieć pacjentowi, który ma np. otwarte złamanie podudzia, jest przygotowany do zabiegu i musi czekać, bo właśnie przywieźli do nas dwóch pacjentów z urazami ręki z Lubaczowa. Zaczęły się poważne problemy. Często trzeba było podejmować wręcz dramatyczne decyzje. Ale to problem ogólnopolski, gdyby to było takie proste, to takie ośrodki specjalistyczne powstawałyby w Polsce jak grzyby po deszczu.
A co z zapowiadaną budową bloku operacyjnego?
Kilkakrotnie już był przesuwany termin wymogów sanitarnych dotyczący bloków operacyjnych dla szpitali w całej Polsce. Obecnie jest to rok 2016 i do tego czasu musimy uporać się z problemem. Ale szpital samodzielnie nie udźwignie tak ogromnej inwestycji. Przy czterech salach operacyjnych i nowym pawilonie, to byłby koszt około 25 mln zł. Trudno też liczyć, że starostwo znajdzie na to pieniądze. Jest możliwość wykonania takiego nowego skrzydła w szpitalu na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego i budowa bloku w systemie modułowym. Szukamy realnych możliwości finansowania. Być może rozsądnym sposobem na zabezpieczenie finansów jest rozwiązanie leasingowe.
Podobno chce pan uruchomić oddział geriatrii.
Bardzo mi na tym zależy i zrobię wszystko, by się to udało. Jest bardzo duże zapotrzebowanie na tego typu oddział, są możliwości lokalowe. Mamy lekarza geriatrę, drugi lekarz jest w trakcie specjalizacji. Są też możliwości kadrowe, zamiast zwalniać personel, możemy dać ludziom pracę na innym oddziale. Do tego wzrośnie nam operacyjność na oddziale chirurgii, bo pacjenci geriatryczni nie będą tam przyjmowani. Zmniejszy się obłożenie na oddziale wewnętrznym, bo część pacjentów będzie kierowana na geriatrię. Pozwoli to podchodzić do pacjentów bardziej specjalistyczni.
Kiedy ruszy geriatria?
Czwarty kwartał tego roku lub od stycznia 2014. Powstanie w miejscu oddziału dermatologicznego, a ten przeniesiony będzie do budynku głównego.
A co z psychiatrią?
Redukcja oddziału psychiatrycznego do 24 łóżek – jak wskazał audytor – jest kompletnie nieopłacalna dla szpitala. Pacjentów jest bardzo dużo, to byłoby więc też ich kosztem.
Nie żałuje pan, że musiał zrezygnować z praktyki?
Czasami jest mi bardzo szkoda. Jako lekarz pracuję 17 lat, a gabinet prywatny prowadziłem przez 12 lat. Zrezygnowałem z niego w okresie największej prosperity. Ale wszystkiego nie przeliczy się na pieniądze. Jeżeli ktoś lubi nowe wyzwania, to trzeba je podejmować. A ja skończyłem studia podyplomowe w tym kierunku i uważałem, że mam predyspozycje, żeby móc to stanowisko objąć. Czy nie zawiodę, czas pokaże. Na pewno jednak nigdy nie przestanę być lekarzem.
Dziękuję za rozmowę.
Przeczytaj artykuł: Jednak Burbelka
Przeczytaj komentarz: Wybrano dyrektora!
Przeczytaj komentarz: Brakło odwagi?
Przeczytaj komentarz: Partyjniacka ośmiornica