
W końcu uspokoiła się sytuacja w Sekcji Utrzymania i Naprawy Taboru w Jaśle, należącej do PKP Cargo. Po roku przepychanek, walki o wznowienie działalności zakładu, pracownicy wrócili do pracy.
Przypomnijmy. Pracownicy jasielskiego oddziału PKP Cargo nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Z dnia na dzień przestali pracować. Miało to związek ze zmianami w spółce, które zaszły w lipcu 2014 roku. Wtedy to zarządzający PKP cargo zadecydowali o połączeniu 10 działających w kraju zakładów w 7. I tak np. śląsko-dąbrowski połączono z południowym, któremu podlegają m.in. jasielskie oddziały spółki (teraz południowy).
Szok
Szefowie spółki zapewniali wtedy, że nikt nie straci pracy, a te zmiany mają głównie charakter administracyjny. W związku z tym pracownicy Sekcji Utrzymania i Naprawy Taboru w Jaśle, która jest jedynym zakładem w PKP Cargo, który obręczuje zestawy kołowe, i posiada do wykonywania tych prac wykwalifikowanych pracowników oraz specjalistyczny sprzęt który został zmodernizowany i dofinansowany w latach 2010-2014 r. Pracownicy zostali wysłani na specjalistyczne szkolenia w zakresie badań nieniszczących zestawów kołowych jak i spawanych podzespołów, a koszt szkolenia jednego pracownika to 35000 tys. złotych, zmodernizowano tokarkę zestawów kołowych na numeryczną koszt 1 500 000 mln zł. Tak utrzymany zakład gwarantował prace dla pracowników, żeby mogli spać spokojnie i do końca listopada 2014 roku praca szła pełną parą. Pracownicy mieli tak dużo pracy, że nie wyrabiali nałożonych planów. Aż nagle z dnia na dzień zakład przestał istnieć, bo na początku grudnia 2014 roku przestał prowadzić produkcję, a pracownikom dyrekcja zaproponowała skorzystanie z Programu Dobrowolnych Odejść. Załoga przeżyła szok. Tego nikt się nie spodziewał.
Władze spółki poinformowały pracowników, że dwa zakłady sekcji – Stróże i Tarnów zostaną zlikwidowane, a Jasła będzie wygaszane i pracy tu nie będzie. Powodem tej sytuacji miał być spadek przewozów i ich nieopłacalność na południu Polski.
Ostatecznie z jasielskiej Sekcji Utrzymania i Naprawy Taboru (Jasło, Tarnów, Stróże) odeszło 34 osoby, a 60 osób pozostało na nieświadczeniu pracy, które najpierw miało trwać miesiąc, a później przedłużono je do końca 2015 roku. Pracownicy w tym czasie pobierali 60 procent wynagrodzenia. – Jak można płacąc za media, utrzymanie tej potężnej hali wysyłać ludzi na nieświadczenie i płacić po 60 proc. Jaki zakład może sobie na to pozwolić? Wszystko to było polityczne. Chcieli nas zgnoić. Nagle nic się nie opłacało – mówi Marek Gorgosz, zastępca przewodniczącego Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Nowym Sączu. – Gdybyśmy nie mieli podpisanego w 2013 roku Paktu Gwarancji Pracowniczych, to zwolniliby nas, a tak wysłali na nieświadczenie pracy – dodaje.
Wyciąć małe miejscowości
I tak tętniąca życiem olbrzymia hala na osiedlu Hankówka zaczęła świecić pustkami. Dla ludzi było to niezrozumiałe, bo jasielskie zakłady kolejowe mają długoletnią tradycję. Najpierw naprawiano parowozy, później lokomotywy spalinowe. Lokomotywownię, bo tak nazywał się zakład, przeniesiono na Hankówkę w latach 80. i tam istnieje cały czas.
– Południowy zakład spółki przynosił zyski, tylko usilnie chcieli wyciąć te małe miejscowości, żeby tu nie było żadnego przemysłu. Prezes PKP SA pan Karnowski, który był w radzie nadzorczej PKP Cargo powiedział, „że na południu nie zostanie kamień na kamieniu i wszystko wytnie w pień”. Chcieli zlikwidować zakład w Jaśle. Poza tym chodziło o pana Wilka, przewodniczącego „Solidarności” z Nowego Sącza, który walczył o cały region, nie pozwalał zwalniać pracowników ani ich przenosić w inne miejsca Polski. Udowadniał zarządowi, że praca na południu jest i jest opłacalna, dlatego był solą w oku dla zarządu – wyjaśnia M. Gorgosz.
Walka o powrót
Pracownicy rozpoczęli walkę o to, aby ludzie wrócili do pracy. Bo tu nie chodziło tylko o jasielski zakład, ale również o Stróże i Tarnów, które wspólnie tworzą dział naprawy wagonów. W całym dziale pracowało 235 osób, z czego 94 odeszło w ramach Programu Dobrowolnych Odejść. Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” weszła w spór zbiorowy z dyrektorem Południowego Zakładu Spółki, dotyczący nieświadczenia pracy, natomiast 5 lutego, przed siedzibą wojewody małopolskiego odbyła się pikieta protestacyjna w związku z sytuacją panującą w spółce. Ponadto związkowcy rozmawiali z parlamentarzystami, samorządowcami, aby pomogli im przywrócić produkcję w Jaśle.
Iskierka nadziei pojawiła się w połowie lutego 2015 roku, kiedy to podpisane zostało porozumienie kończące spór zbiorowy w PKP Cargo. Od marca 2015 roku mieli wrócić do pracy. Tak się jednak nie stało.
– Znowu zaczęliśmy pukać do wielu drzwi, jeździliśmy gdzie tylko można, pikietowaliśmy, żeby praca wróciła do Jasła. Miał być strajk 31 listopada. Już wszystko było dograne. Po wielu miesiącach udało się – mówi z radością związkowiec.
2 stycznia br. hala w Hankówce znów zaczęła tętnić życiem, a ludzie wrócili do pracy. Z 95 osób pracujących w całej sekcji 65 było na nieświadczeniu pracy. Zajmują się teraz naprawą wagonów w zakresie P3- P5 oraz rewizją zestawów kołowych.
– W tej walce bardzo pomógł nam poseł Bogdan Rzońca. Na spotkaniu w grudniu, które zorganizował dyrektor Przygoda zaproponował ludziom pracę w Warszawie, Kielcach i Lublinie. Argumentował to tym, że tu pracy nie ma i nie będzie, a wagony do naprawy do Jasła nie dojadą. Chciał pokazać, że można pracować gdzie indziej. Poseł stanął w naszej obronie. Teraz gdy zmienił się zarząd spółki pogląd jest całkiem inny i opłaca się pracować w Jaśle – zaznacza M. Gorgosz. – Chcemy jeszcze, aby ludzie wrócili do pracy w Stróżach, bo w tej chwili muszą dojeżdżać do Jasła.
W połowie grudnia ubiegłego roku centrale związkowe podpisały porozumienie z zarządem spółki, zgodnie z którym wszystkie osoby będące na nieświadczeniu pracy. Spór zbiorowy nie został zakończony, ale jest zawieszony.
Najważniejsze, że kolejny zakład w Jaśle nie został zlikwidowany, a ludzie mają pracę.
Marzena Miśkiewicz/Nowe Podkarpacie
Tekst ukazał się w numerze 2 Tygodnika Regionalnego Nowe Podkarpacie z dnia 9 lutego br.