środa, 17 kwietnia, 2024

Mieszkańcy Wolic wciąż walczą

0
Mieszkańcy Wolic wciąż walczą
Udostępnij:

Do prokuratury Rejonowej w Jaśle trafiła sprawa zanieczyszczenia studni w Wolicy. Winą za zatrucie środowiska mieszkańcy wsi obarczają firmę zajmującą się odbiorem i przetwarzaniem odpadków komunalnych. Sprawę wyjaśniłyby przeprowadzone badania wody i gleby, ale nikt nie chce takich sfinansować.

Od kilku lat mieszkańcy Wolicy w gminie Jasło protestują przeciwko rozbudowie istniejącego tam zakładu przetwarzającego odpady. Inwestor czekając na decyzję środowiskową wydaną przez wójta gminy wybudował już i przetestował nową halę i instalację. Przerażeni mieszkańcy robią co mogą, by powstrzymać rozbudowę zakładu. – Wieczny smród, hałas a do tego zatrute środowisko, tak się nie da żyć. Nie pozwolimy się dalej truć – mówią.

 

O protestach mieszkańców pisaliśmy już o tym    tutaj     i   tutaj

– Gdyby zaśmierdziało raz w miesiącu, coś tam czasem huknęło, to nic byśmy nie robili, ale są takie dni, że trudno wytrzymać, fetor jest straszny. To nie jest firma Ekomax tylko Ekosmród – podkreśla Jacek Wiatr, jeden z protestujących mieszkańców. – My mamy zdychać, siedzieć w smrodzie, bo ktoś chce zarabiać pieniądze? Niech zarabiają, ale nie kosztem naszego zdrowia.

Przekonani o swoich racjach mieszkańcy zrobili badania w przydomowych studniach, a widząc wyniki złapali się za głowę. Woda jest zatruta bakteriologicznie, dopuszczalne wskaźniki przekroczone są nawet stukrotnie. Nie zwlekając złożyli na policji doniesienia o zanieczyszczeniu ich studni przez Ekomax. W ub. tygodniu, po kilku miesiącach „ciszy” sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej w Jaśle.

Zgromadzone w czasie postępowania materiały przekazaliśmy do prokuratury celem konsultacji i podjęcia dalszych decyzji w sprawie – informuje Łukasz Gliwa, oficer prasowy KPP w Jaśle.

Jak powiedział nam Jan Dziuban, prokurator rejonowy, na tym etapie nie może jeszcze zająć stanowiska, sprawę należy zbadać.

Nasze dochodzenie opiera się o Art. 183 paragraf 1 Kodeksu Karnego, który mówi: „Kto wbrew przepisom składuje, usuwa, przetwarza, dokonuje odzysku, unieszkodliwia albo transportuje odpady lub substancje w takich warunkach lub w taki sposób, że może to zagrozić życiu lub zdrowiu wielu osób lub spowodować zniszczenie w świecie roślinnym lub zwierzęcym w znacznych rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5” – wyjaśnia prokurator. – My mamy ustalić czy właściciel zakładu działał wbrew przepisom. Na tym etapie wiemy, że ma wszystkie stosowne zezwolenia, robi to w sposób prawidłowy. Na dzień dzisiejszy jesteśmy przekonani, że nie ma podstaw do przedstawienia mu zarzutu, ale będziemy rozpoznawać jeszcze tę sprawę – dodaje Dziuban.

Papierki papierkami, posiadanie stosownych pozwoleń to jedno, ale do wyjaśnienia sprawy do końca potrzebne są badania stanu wody i gleby w okolicach zakładu. Sanepid odmówił mieszkańcom zbadania wody w studniach, twierdząc, że nie ma podstaw do ich przeprowadzenia. Mogą je zrobić tylko na koszt własny. O badanie gleby zwrócili się do starostwa, odpowiedź była podobna: to nie leży w naszych kompetencjach i nie ma pieniędzy na takie badania.

Papierkowa przepychanka

Na 23 października br. wyznaczony był termin wydania przez wójta gminy decyzji środowiskowej. Zdesperowani mieszkańcy złożyli wniosek o jej wstrzymanie do czasu potwierdzenia przez starostę ustawowej kontroli w zakresie wypełniania i realizacji w prawidłowy sposób warunków prowadzenia działalności określonych w decyzji starosty, w tym przeprowadzenia badań kontrolno-pomiarowych w obszarze lokalizacji zakładu. I o wykonanie takich badań zwrócili się do starosty. Nic jednak, jak dotąd, nie wskórali. Dowiedzieli się tylko, że starostwo nie ma pieniędzy na tego typu badania, a ich ewentualne zlecenie warunkowane jest otrzymaniem dotacji na ten cel z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska

W 2009 r. starosta wydał decyzję zezwalającą przedsiębiorcy na wytwarzanie odpadów z uwzględnieniem działalności w zakresie odzysku, zbierania i transportu odpadów. Decyzja ta została udzielona w oparciu o dokumentację wnioskową, spełniającą wszystkie wymagania przepisów prawa – mówi Ryszard Hebda, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska w Starostwie Powiatowym w Jaśle. – Decyzja szczegółowo i jednoznacznie określa warunki prowadzenia tej działalności, a kontrola przestrzegania warunków tej decyzji, należy do zadań inspekcji ochrony środowiska. Należy podkreślić, że badania gleb i ziemi nie są elementem kontroli decyzji administracyjnych – dodaje Hebda.

Usytuowanie tego typu działalności na górce jest niefortunne. Co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. Zakład odbioru i przetwarzania odpadów jednak tam powstał i prężnie się rozwija. Mieszkańcy obawiają się, że zanieczyszczanie środowiska będzie wzrastało w miarę rozbudowy zakładu. – To oczywiste, że będą przerabiać coraz więcej śmieci i coraz bardziej zatruwać nam życie – denerwuje się Jacek Wiatr.

Co robić? Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest przeprowadzenie wspomnianych wyżej badań, które potwierdzą albo wykluczą skażenie środowiska. Mieszkańcy nie odpuszczają, ponownie zwrócili się do starostwa z żądaniem przeprowadzenia badań gleby i wody. I koło się zamyka.

– Zgodnie z prawem oceny jakości gleby i ziemi oraz obserwacji zmian dokonuje się w ramach państwowego monitoringu środowiska, który realizowany jest przez Państwową Inspekcję Ochrony Środowiska. Starosta natomiast prowadzi okresowe badania dla tych obszarów, na których stwierdzono skażenie gleb lub ziemi. Należy zwrócić uwagę na fakt, że minister środowiska do chwili obecnej nie wydał rozporządzenia określającego zakres i sposób prowadzenia takich badań – podkreśla Hebda. – Co do badań, to z reguły robią to podmioty, które dokonały skażenia środowiska. Najczęściej są to sytuacje wynikające z wypadków drogowych, eksploatacji stacji paliw, czy też awarii przemysłowych. Te sytuacje regulują przepisy ustawy z 2007r. o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie. Organem właściwym w tych sprawach jest regionalny dyrektor ochrony środowiska.

Na tym jednak nie koniec wyjaśnień urzędnika, który poddaje w wątpliwość zasadność przeprowadzenia badań gleby w rejonie Ekomax-u.

Nie jesteśmy przekonani co do tego, że takie badania rozwiążą problem i że nie będą tylko niepotrzebnym wydawaniem publicznych pieniędzy. Standardy jakości gleb i ziemi określone są w rozporządzeniu ministra środowiska z 2002 r. w sprawie standardów jakości gleby oraz standardów jakości ziemi i odnoszą się tylko do niektórych substancji, takich jak związki metali, związki nieorganiczne na bazie cyjanków, związki węglowodorowe, węglowodory chlorowane, środki ochrony roślin. Z analizy składu i struktury odpadów komunalnych nie wynika, aby były one źródłem zanieczyszczeń ujętych w cytowanym rozporządzeniu – twierdzi naczelnik.

Hebda przyznaje wprawdzie, że przedłożone im przez mieszkańców wyniki zanieczyszczenia wody w studniach mówią o znacznym przekroczeniu norm, ale tylko w zakresie zanieczyszczeń bakteriologicznych, a takie nie są normowane, jako zanieczyszczenia gleb.

– Rozumiemy niepokój mieszkańców i dlatego wystąpiliśmy do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Rzeszowie z zapytaniem o możliwość sfinansowania wyrywkowych badań gleb i ziemi w obszarze lokalizacji sortowni. Niestety w odpowiedzi Fundusz poinformował, że nie ma możliwości udzielenia pomocy na wskazane działanie – mówi Hebda.

Czy jednorazowe badania wystarczą? Pewnie nie, do wyjaśnienia problemu należałoby wyniki badań wokół zakładu porównać z badaniami przeprowadzonymi w miejscach położonych dalej. Należałoby je także powtarzać w czasie, by ocenić czy proces skażenia jest trwały i czy ma tendencje do wzrostu. Trudna do oceny jest także kwestia uciążliwego dla mieszkańców smrodu pochodzącego z zakładu. Do decyzji zezwalającej firmie na prowadzenie działalności starosta dopisał obowiązek zastosowania mat antyodorowych, które jak wiadomo nie mają stuprocentowej sprawności. Ogromne znaczenie będzie miało to, czy inwestycja zostanie dokończona z filtrami z prawdziwego zdarzenia, czy gorszymi zamiennikami. Jak nam powiedziano w urzędzie powiatowym kontrola ich jakości i wydajności należy do służb ochrony środowiska, a nie starostwa.

Co teraz?

Urzędnicy zastanawiają się co zrobić, jak do tego problemu podejść, a ponieważ okazuje się, że to trudna i skomplikowana sprawa, to odsuwają go od siebie – taki wniosek można wyciągnąć słuchając tych wszystkich wyjaśnień. Co dalej? Ostateczne decyzje należeć będą do starosty.

Należy zgodzić się, że sprawa jest trudna, zwłaszcza, że ze składu i struktury typowych odpadów komunalnych nie wynika, aby były one źródłem zanieczyszczeń objętych standardami jakości gleb i ziemi, a tylko w odniesieniu do takich zanieczyszczeń prowadzi się badania gleb i ziemi. W tej sytuacji wyniki takich badań nie dadzą jednoznacznej odpowiedzi czy działalność sortowni przyczynia się do zanieczyszczenia środowiska glebowego – mówi Adam Kmiecik, starosta jasielski. – Należy podkreślić, że samorząd powiatowy ma obowiązek przestrzegania dyscypliny finansowej. Wydatkowanie publicznych pieniędzy nie może budzić żadnych wątpliwości co do jego zasadności i celowości. Wydatek na badania, które nie dadzą odpowiedzi, jaki jest wpływ sortowni na glebę jest bezcelowy.

Starosta poinformował nas o podjętych krokach w kierunku wyjaśnienia czy odprowadzane z terenu sortowni i zakładu produkcji biopaliw wody opadowo-roztopowe dotrzymują warunków udzielonego pozwolenia wodnoprawnego.

Pismem z dnia 19 września br. zwrócono się do Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska Delegatura w Jaśle o przeprowadzenie kontroli przestrzegania warunków pozwolenia. W odpowiedzi, pismem z dnia 22 października br., WIOŚ poinformował nas o podjęciu czynności kontrolnych, a informacja o wynikach kontroli zostanie przekazana po jej zakończeniu – informuje Kmiecik.

Będziemy nadal śledzić przebieg wydarzeń i powrócimy do tematu, a tymczasem czekamy na Państwa opinie i komentarze. 

Tekst w wersji papierowej dostępny będzie w środę, w nowym wydaniu tygodnika Nowe Podkarpacie.

Ewa Wawro