Życie nie oszczędzało 29-letniego Mateusza Ślusarczyka. Jako nastolatek zachorował na nowotwór kości. Walkę z chorobą wygrał, ale stracił nogę. Nie jest to dla niego żadna przeszkoda, aby aktywnie żyć. Niedawno zdobył wicemistrzostwo Polski w zawodach kolarskich. Marzy o tym, aby kupić nowy handbike, by osiągać lepsze wyniki i awansować do kadry narodowej.
Mateusz Ślusarczyk z dumą prezentuje dwa srebrne medale, które wywalczył we wrześniu br. podczas Mistrzostw Polski w kolarstwie dla niepełnosprawnych. – Dla mnie to ogromny sukces, bo trenowałem zaledwie kilka miesięcy. Złapałem bakcyla i chcę osiągać lepsze wyniki. To, że nie mam nogi wcale nie przeszkadza mi w aktywności sportowej. Wręcz przeciwnie, momentami żyję bardzo ekstremalnie – przyznaje.
Druzgocąca diagnoza
Mateusz pochodzi z Dębowca. Miał 13 lat kiedy zachorował na raka kości. – Bolała mnie lewa noga, ale nie przejmowałem się tym. Myślałem, że coś sobie naciągnąłem, nadwyrężyłem, bo grałem w piłkę nożną, która była moją największą pasją. Noga była lekko spuchnięta, ale w ciągu dnia nawet specjalnie nie bolała. Gorzej było wieczorami i w nocy – wspomina Mateusz Ślusarczyk. Jednak po kilku tygodniach na nodze pojawiło się zgrubienie na udzie. Razem z mamą pojechał do lekarza, który skierował go na badania, potem do szpitala. Po dwóch tygodniach badań zaczęli podejrzewać najgorsze, że to nowotwór kości udowej. – Wysłali mnie do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Pierwsza operacja i pobrane do badań próbki potwierdziły diagnozę. Brałem chemię, było naprawdę ciężko – opowiada. Po jakimś czasie pojawiła się możliwość przeszczepu całego stawu kolanowego, kości udowej i biodrowej. Endoprotezę wstawili mu w klinice w Poznaniu. Była to bardzo skomplikowana operacja, ze względu na to, że przeszczepionych było tyle kości na raz. Przez półtora roku jeździł na chemioterapię, rehabilitację, naukę chodzenia, siłowe naciąganie mięśni.
Niestety nie udało się. Organizm odrzucił endoprotezę. Nie było innego wyjścia – lekarze musieli usunąć całą nogę razem z biodrem. Potem kolejne pół roku chemii i regularne kontrole, które trwają do dziś. – Wtedy jeszcze tak nie odczułem mojej niepełnosprawności. Później bardziej zaczęło do mnie docierać i nadal dociera, bo jest ciężej niż normalnie, ale jakoś sobie radzę – przyznaje 29-latek.
Mateusz nie ma całej lewej nogi, ale na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma ją amputowaną na wysokości kolana, bo tak podwija spodnie. – Dlatego ludzie często pytają dlaczego nie noszę protezy. Tak mi jakoś lepiej – dodaje. Mateusz ma protezę, ale praktycznie w ogóle w niej nie chodzi. Wcale nie ułatwia mu poruszania się. – Po prostej powierzchni, schodach można chodzić bez problemu, ale już na lekko pochyłym terenie albo większej trawie nie ma szans. Jest to ciężkie i męczące, bo wtedy muszę robić duży wymach z biodra. Do tego w lecie jest w niej bardzo gorąco. Wolę poruszać się o kulach, jestem wtedy o wiele sprawniejszy – zaznacza.
Kryzys
Mateusz bardzo dzielnie znosi swoją niepełnosprawność. Czasem czuje się sprawniejszy od swoich kolegów, którzy mają dwie nogi. Gra w ulubioną piłkę nożną nie stanowi dla niego żadnego problemu. – Już dwa komplety kul połamałem – mówi z uśmiechem. Nie ukrywa, że nie zawsze wszystko układało się pomyślnie, bo przeżył wiele trudnych i ciężkich chwil. Po ukończeniu szkoły średniej – jasielskiego „ekonomika”, od razu zaczął pracować. – Miałem kryzys, bo wtedy dotarło do mnie, że jest ciężko i będzie jeszcze ciężej. Zaniedbałem się fizycznie i psychicznie. W końcu wziąłem się za siebie, schudłem, bo miałem ponad 20 kg nadwagi – przez rok z tym walczyłem. W końcu pozbierałem się i wracam powoli do siebie. W tym wszystkim bardzo wspiera mnie żona – opowiada.
Rower mistrzów zobowiązuje
Przez jakiś czas zajmował się muzyką. Najbliższy stał mu się rap. Sam tworzył utwory, co sprawiało mu wiele przyjemności. Zawsze lubił być aktywny sportowo. Chodzi na siłownię, jeździ na sankach, chciałby się nauczyć jeździć na nartach i zawsze chciał spróbować trenować jazdę na rowerze ręcznym – handbike. Jego pragnienie ziściło się dwa miesiące temu. – Kiedyś zaczepił mnie znajomy, który pracuje w Biedronce na osiedlu w Rafineria i zapytał czy ćwiczę, jeżdżę na czymś. Zapoznał mnie z Rafałem Szumcem, który prowadzi grupę kilkunastu niepełnosprawnych chłopaków, którzy jeżdżą na rowerach. Dał mi swój stary rower, chyba jego pierwszy do treningów. Jeździł na nim on, a także Rafała Wilk – dwukrotny mistrz olimpijski. Mam rower mistrzów i trzeba pociągnąć dalej, więc zacząłem trenować – opowiada.
Szybko złapał bakcyla i odniósł pierwsze sukcesy. Na IX Mistrzostwach Polski w Kolarstwie Szosowym Niepełnosprawnych, które odbyły się w dniach 16-17 września dwukrotnie wywalczył wicemistrzostwo kraju. – To było dla mnie niesamowite przeżycie, bo udało mi się to osiągnąć zaledwie po dwóch miesiącach treningu, takiego szarpanego, bo pracuję, do tego psuł się rower. Nie było czasu, żeby trenować solidniej. Tym bardziej jestem szczęśliwy – mówi z satysfakcją. – Pierwsze miejsce było poza zasięgiem. Muszę jeszcze schudnąć 5 kg i obiecałem mistrzowi, że w przyszłym roku będziemy się ścigać i postaram się wygrać.
Intensywny trening
Ten sukces uskrzydlił początkującego zawodnika i za cel postawił sobie poprawę czasów przejazdu. Jego plan to solidne przepracowanie okresu jesienno-zimowego by jak najlepiej przygotować się do nowego sezonu. Ma nakreślony plan treningów – na przemian rower, siłownia, basen i jeden dzień wolny. Najczęściej można go spotkać na trasie z Jasła do Folusza. Mateusz jeździ w pozycji klęcząco-siedzącej. – Jak jadę, to ludzie reagują jakby kosmitę zobaczyli. W treningach towarzyszy mi żona. Rafał Szumiec już mi zapowiedział, że będę się uczył jeździć na nartach, a raczej na jednej narcie. Jak kiedyś w domu próbowałem, to nie skończyło się to dobrze, poobijałem się konkretnie, ale teraz zobaczymy – przyznaje.
Potrzebny nowy rower
Najważniejszy dla Mateusza jest zakup nowego roweru, bo stary jest mocno wyeksploatowany i często się psuje. Niestety to spory wydatek, na który go nie stać. Najtańszy to koszt 19,9 tys. zł, a wersja do wyścigów jest droższa o 10 tys. więcej – 29,5 tys. zł. Sam postanowił zebrać pieniądze na ten cel. Założył fanpagea na facebooku, gdzie na bieżąco informuje, gdzie i jak można go wesprzeć finansowo – albo poprzez fundację bądź portal zrzutka.pl. – Chciałbym uzbierać na ten najtańszy, a w przyszłości załapać się do reprezentacji Polski, ale to daleka droga, bo muszę poprawić czasy i osiągać wyniki. Już nie mówiąc o kadrze olimpijskiej czy startach w pucharach świata. To dalsze marzenia, bo na pierwszym miejscu jest zakup handbike`a. Dlatego zwracam się do was z prośbą o pomoc w uzbieraniu niezbędnych funduszy na sprzęt i nowy rower – apeluje Mateusz Ślusarczyk.
29-latek jest bardzo zdeterminowany w dążeniu do wyznaczonego celu i realizacji swojego największego pragnienia. Dla niego liczy się nie tylko sportowa rywalizacja, ale czerpie z tego dużą przyjemność. – Choć mam ciężko, to radzę sobie lepiej niż nie jeden pełnosprawny. Jestem uczulony na narzekanie. Wielu rzeczy nie zrobię, nie pobiegnę, ale w piłkę gram i staram się robić jak najwięcej czynności sam. Mimo braku nogi daję radę. Chcę trenować, bo już osiągnąłem sukces i to mi zostanie – kwituje.
POMÓŻ MATEUSZOWI W REALIZACJI MARZEŃ
Jego walkę o samodzielność oraz codzienne funkcjonowanie można wesprzeć przekazując 1% podatku lub darowiznę Fundacji Avalon na konto nr 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001 z dopiskiem Ślusarczyk, 8167.
Lub
Poprzez wpłaty na portalu www.zrzutka.pl/tjp8wp
Marzena Miśkiewicz/Nowe Podkarpacie
Tekst ukazał się w numerze 41 Tygodnika regionalnego „Nowe Podkarpacie” z 11 października br.