Od wczoraj w pracowni rtg nie można zrobić żadnego badania ponieważ wszystkie zatrudnione tam techniczki są na zwolnieniach lekarskich. To efekt nierozwiązanego sporu zbiorowego między pracownikami a dyrektorem szpitala. Zapowiadany „paraliż” funkcjonowania szpitala i pracowni specjalistycznych stał się faktem. Co teraz?
Oficjalnie nic nie wiadomo o tym, że ma to związek ze sporem zbiorowym pomiędzy technikami elektroradiologii a dyrekcją szpitala. Ale analiza sytuacji jest jednoznaczna, zatrudnione w rentgenie panie powiedziały wreszcie dość.
Przypomnijmy:
Od kilku już lat technicy rtg zatrudnieni w jasielskim szpitalu domagają się podwyżek. W kontekście wzrostu wynagrodzeń lekarzy i pielęgniarek (wywalczonych ogólnopolskimi protestami) techniczki rtg czują się dyskryminowane i lekceważone. Pamiętać należy, że radiologia spełnia ogromne zadanie w procesie diagnostyki medycznej. Praca, którą wykonują zatrudnione tam panie jest trudna i odpowiedzialna, wymagająca odpowiedniego przygotowania a do tego obarczona zagrożeniem zdrowia nie tylko pacjentów, ale także techników wykonujących badania.
W związku z pomijaniem tej grupy pracowniczej w przyznawanych przez dyrektora szpitala podwyżkach, techniczki rtg postanowiły bardziej stanowczo walczyć o swoje.
W październiku ub.r. Zakładowa Organizacja Związkowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Techników Medycznych Elektroradiologii wystąpiła do pracodawcy z żądaniami dotyczącymi zbiorowych praw i interesów grupy techników elektroradiologii zatrudnionych w Szpitalu Specjalistycznym w Jaśle w zakresie pracy i wynagrodzenia oraz praw i wolności związkowych. Podstawowe żądanie dotyczy podwyższenia wynagrodzenia zasadniczego techników elektroradiologii do 3200 zł brutto. W związku otrzymaną od dyrektora szpitala w dniu 22.10.2018 r. odmową spełnienia żądań Zakładowej Organizacji Związkowej, powstał spór zbiorowy. Od tego czasu minęło już 2,5 miesiąca a sprawa wciąż jest nierozwiązana.
Przeczytać o tym można tutaj: Bez pracowni rtg szpital nie będzie funkcjonował
I co teraz zrobi dyrektor?
Michał Burbelka nie kryje, że sytuacja jest bardzo trudna i zapewnia, że robi wszystko by ją jak najszybciej rozwiązać.
– Sytuacje awaryjne się zdarzają – mówi dyrektor szpitala M.Burbelka. – Mamy podpisane umowy z zewnętrznymi pracowniami i szpitalami ościennymi, że w sytuacjach awaryjnych, np. awaria sprzętu, będziemy do nich kierować naszych pacjentów. Tak też i teraz robimy. Cały czas próbuję jednak nakłonić techniczki by wróciły do pracy, a niezależnie od tego szukam techników z zewnątrz, którzy przyszliby do nas chociaż na kilka godzin dziennie.
Dyrektor w trudnej sytuacji postawił lekarzy zatrudnionych w pracowni rtg. Będą musieli sami wykonywać pilne badania tomograficzne.
– I zgodzili się na to? – zapytaliśmy dyrektora.
– Niechętnie, ale musieli. Co mieli zrobić? – padła odpowiedź.
– A będą potrafili? – pytamy dalej.
– Przecież to oni robią te badania – odpowiada dyrektor.
W rzeczywistości tak do końca nie jest. Owszem w trakcie badania tomograficznego to lekarze decydują o przebiegu badania, ustalają jego zakres, konieczność podania kontrastu, jego dawkę i na koniec opisują badanie. Ale to technik ustawia pacjenta do badania i sam technicznie badanie wykonuje, obsługując skomplikowany program komputerowy oraz archiwizuje badani.
Dyrektor Burbelka twierdzi, że on bardzo chce rozmawiać i negocjować warunki powrotu do pracy.
– Podpisaliśmy protokół rozbieżności, cały czas czekałem na wskazanie mediatora, a tu zamiast tego, nagle, bez ostrzeżenia taka sytuacja – mówi. – Ta sytuacja jest to jakaś forma nacisku na mnie. Ja to rozumiem i szanuję. Muszę jednak szukać rozwiązania bardzo trudnej sytuacja za wszelką cenę. Chcę z nimi rozmawiać, proszę o spotkanie niestety żadna z pań nie chce przyjść na rozmowy.
Dyrektor prosi również o przyjście do pracy mimo zwolnić lekarskich. – A co z Państwową Inspekcją Pracy? Praca na zwolnieniu jest przecież niezgodna z prawem, co pan na to? – pytamy dalej.
– Biorę na siebie konsekwencje, trudno, sytuacja tego wymaga. A co do techniczek, to w zawodach medycznych trzeba się liczy z takim ryzykiem, że na zwolnieniu trzeba będzie komu ratować życie – podkreśla dyrektor Burbelka.
Do sprawy wrócimy.
Ewa Wawro