czwartek, 28 marca, 2024

Taksówkarze nadal walczą o telefon

0
Taksówkarze nadal walczą o telefon
Udostępnij:

Ponad dwa lata kilku taksówkarzy walczy o prawo dostępu do telefonu na postoju przy Placu Żwirki i Wigury w Jaśle. – Mamy do tego prawo – mówią i apelują do władz miasta o pomoc. –To nasz prywatny telefon – odpowiadają koledzy z postoju.

Na postoju przy Placu Żwirki i Wigury w Jaśle pracuje dziesięciu taksówkarzy. Od lat korzystają z wiszącego na ścianie „okrąglaka” telefonu. Numer jest powszechnie znany, podawany w informacjach lokalnych i ogólnodostępnych książkach telefonicznych. Wypisany jest także na ścianie budynku. Schowany w zamkniętej na kluczyk skrzynce, daje znać stojącym na postoju taksówkarzom, że szykuje się dla nich kurs. Niestety nie wszyscy mogą z niego korzystać. Kluczyk do skrzynki ma tylko pięciu, pozostali, pracujący tam krócej, od kilku lat nie mogą się o niego doprosić. Nie pomogły interwencje mediów dwa lata temu, nie pomogły próby „dogadania” się między taksówkarzami. Jedni i drudzy idą w zaparte. Jedni i drudzy podkreślają, że tylko władze miasta mogłyby ten problem rozwiązać, a te umywają ręce.

Koronnymi argumentami, jakimi posługiwali się dwa lata temu pokrzywdzeni taksówkarze były reakcje przechodniów na widok siedzących bezczynnie taksówkarzy podczas gdy nieodebrane telefony dzwoniąc drażniły wszystkich w koło.

W d… się wam poprzewracało, to już nie chcecie zarobić? Tak się już wam dobrze powodzi, że nie odbieracie telefonów? – to jeden z komentarzy, które słyszeli każdego dnia.

Czasem człowiek nie wie, gdzie oczy podziać, ludzie nas zaczepiają, pukają do okna samochodu, a ja udaję, że rozmawiam w tym czasie przez komórkę – mówił nam wówczas jeden z taksówkarzy.

To niesprawiedliwe, nieraz człowiek stoi na postoju godzinami bez kursu, a tamci ledwo podjadą już odbierają zgłoszenie telefoniczne – skarżył się Edward Bobula, kolejny z taksówkarzy „bez kluczyka”.

Wielokrotnie prosili kolegów o dostęp do telefonu, ale nic nie wskórali. O pomoc zwracali się też do władz Jasła, jako organu zarządzającego postojami taxi w mieście i wydającemu koncesje taksówkarzom. Władze miasta umywały ręce.

– W 2010 r. byliśmy u Marii Kurowskiej, byłej burmistrz Jasła. Rozłożyła bezradnie ręce, mówiąc, że to nasza sprawa osobista i ona nie chce się w to mieszać – opowiada pan Edward.

Kilka miesięcy później, tym razem na piśmie, zwrócili się ponownie do burmistrza. I też skończyło się na niczym.

Rozpoznałem sprawę, jedynym wyjściem jest to, by zainteresowani wystąpili do TPSA o swój telefon i za niego płacili – odpowiedział poproszony przez nas o komentarz ówczesny wiceburmistrz Andrzej Kachlik.

Taksówkarze próbowali dogadać się między sobą. Szansą, być może jedyną, na zakończenie sporu była propozycja, by w ramach rekompensaty za poniesione do tej pory koszty instalacji i utrzymania telefonu, każdy „nowy” opłacał sam abonament np. przez trzy miesiące po niecałe 30 zł, a potem dostałby kluczyk. Jak widać taksówkarze nie dogadali się. Konflikt wciąż trwa.

Zmiany są, ale …

Protestujący taksówkarze nie mogą już powoływać się na fakt, że telefon dzwoni i nikt go nie odbiera. Taksówkarze „z kluczykami” znaleźli na to sposób. Poskładali się i kupili zestaw: centralkę a do tego pięć słuchawek. Teraz nie muszą odbierać telefonu w skrzynce zamkniętej na kluczyk, wystarczy że wyjmą słuchawkę ze schowka z w swoim samochodzie. Trzymają się zasad: który stoi pierwszy w kolejce, ten odbiera telefon.

A nie możecie panowie też założyć sobie takiego telefonu? – pytamy tych pokrzywdzonych.

Możemy, ale wie pani, zanim się ten numer rozreklamuje, to miną wieki – odpowiada Bubula. – Funkcjonujący teraz numer działa już od lat, ludzie znają go na pamięć, jest we wszytkach książkach telefonicznym, informacjach lokalnych, zapiskach domowych. I nigdzie nie ma dopisku, że to jest telefon prywatny. Ludzie wiedzą tylko, że to telefon postoju taksówek przy Placu Żwirki i już. A poza tym, jak to będzie wyglądało? Dwa telefony na jednym postoju? I dwa numery? Może jeszcze będziemy wymyślać coraz to nowe sposoby, na to, by nasz był bardziej wyeksponowany? Kolejna walka? – dodaje ironicznie pan Edward.

Jak twierdzą taksówkarze, o dziwo zgodnie jedni i drudzy, telefon na ścianie to sposób na przechwytywanie klientów nie tylko okazjonalnych. – Jak już kto wsiądzie do taksówki, to dostaje wizytówkę z numerem telefonu komórkowego. Tak się łapie stałych klientów – mówi Zdzisław Zawiliński, taksówkarz „bez kluczyka”.

Jak szacują przez brak dostępu do telefonu, tracą po minimum dwa kursy dziennie. – W dobie kryzysu to dużo, tym bardziej że, to okazja do zostawienia klientowi swojej wizytówki – podkreśla Zawiliński.

Protestujący taksówkarze uważają, że problemem powinien w końcu zająć się burmistrz.

To przecież plac miejski i telefon powinien być dostępny dla wszystkich taksówkarzy – mówi Bobula. –Nie słyszałem, by gdziekolwiek w Polsce było tak, że połowa taksówkarzy może korzystać z telefonu na postoju, pozostali nie. Rozmawiamy ze sobą normalnie, nie robimy sobie nawzajem przykrości, ale przecież mamy prawo do tego, by domagać się równych praw, równego dostępu do telefonu.

Dlaczego prywatny?

Tylko rachunki przychodzą na mnie, ale to nie jest mój prywatny telefon – podkreśla Jerzy Ziomek, wiceprezes Stowarzyszenia Jasielskich Taksówkarzy. – Kiedy zakładaliśmy ten telefon było nas na postoju dziesięciu taksówkarzy, z tamtej grupy zostało pięciu. Sam za tym chodziłem, by wszystko załatwić. Potrzebne były różne papierki, zgoda dyrektora szkoły i dyrektora kina itd. Złożyliśmy te wszystkie dokumenty i okazało się, że umowę z telekomunikacją musi podpisać prezes naszej korporacji. Niestety odmówił nam, bo stalibyśmy się konkurencją dla postoju taksówek przy ul. Rejtana, gdzie on pracował. Jedynym wyjściem było to, by ktoś, kto ma pozwolenie na prowadzenie działalności, podpisał tę umowę. Ja miałem, więc się zgodziłem. Rachunki przychodzą na mnie, ale rozliczamy się z kolegami bez problemów. I teraz to wszytko się odbija na mnie, że to niby mój telefon, że to ja nie zezwalam by inni z niego korzystali, a przecież decyduje o tym nasz kolektyw. A poza tym w dobie komórek, jak ten telefon dzwoni 2-3 razy dziennie do wszystko. Zastanawialiśmy się nawet nad tym, czy go nie zlikwidować – przyznaje Ziomek.

Skoro korzyści z funkcjonowania tego telefonu są niewielkie, to dlaczego nie pozwolicie korzystać z niego wszystkim taksówkarzom? – pytamy.

– To proste. Jeśli klient pojedzie raz z telefonu ze ściany, to już drugi raz nie zadzwoni na ten numer, tylko na numer z wizytówki, którą od nas dostanie. Ale to normalne, dziś chcąc się utrzymać na rynku trzeba się liczyć z konkurencją. Przecież nikt im nie zabroni założyć sobie własnego telefonu – odpowiada Ziomek.

O co im chodzi? Oni też mogą postarać się o własny, nikt im nie będzie w tym przeszkadzał. A jak tutaj przychodzili, to chyba wiedzieli, jaka jest sytuacja. Skoro im to nie przeszkadzało wcześniej, to o co teraz te pretensje? – pyta Ludwik Szul, taksówkarz z „kluczykiem” – Najłatwiej jest korzystać z tego, co ktoś inny osiągnął, a oni właśnie tak chcą – dodaje.

Wiceburmistrz: To nie nasza sprawa

Zarówno jedna, jak i druga strona sporu przyznaje, że gdyby władze miasta zleciły założenie nowego numeru telefonu na postoju przy Placu Żwirki i Wigury, a potem płaciły za niego abonament, to konflikt zostały wreszcie rozwiązany.

Sprawa telefonu taksówkarzy nie jest naszym problemem tylko ich – komentuje Antoni Pikul, wiceburmistrz Jasła. – Decydowanie, kto mam mieć dostęp do tego telefonu, a kto nie, to sprawa korporacji, a nie władz miasta.

Taksówkarze twierdzą, że skoro to burmistrz przyznaje koncesję, a postój jest na miejskim placu, to powinien wziąć odpowiedzialność również za ten problem.

Przecież koncesja nie wiąże się z formą działania w zakresie komunikacji telefonicznej. Miasto nie może zakładać telefonu dla taksówkarzy ponieważ prawo tego zabrania, bo to nie jest zadanie własne gminy – ucina Pikul.

Ewa Wawro

W papierowej wersji tekst przeczytać będzie można już w środę, w najnowszym wydaniu tygodnika „Nowe Podkarpacie”

{gallery}galerie/taxi_telefon{/gallery}