
1 lipca wchodzą w życie rewolucyjne zmiany w prawie. Ostatnie dwa lata minęły na sporach i protestach przeciwko nowym przepisom. Prokuratorzy ostrzegają przed paraliżem wymiaru sprawiedliwości i mówią o „sabotażu”, sędziowie szkolą się i szukają „furtek” w nowych przepisach, a adwokaci zacierają ręce. Pogrążone w sporach środowisko prawnicze nie może zapominać, że zmiany przede wszystkim dotkną obywateli. Reforma sądów i prokuratury staje się faktem. Sądowa „inkwizycja” odchodzi w niebyt. Nadchodzi model rodem z USA – kontradyktoryjność. Co oznacza to dla Polaków?
W całym środowisku związanym z wymiarem sprawiedliwości panuje widoczne napięcie. Zmiany dotkną wszystkich: sędziów, prokuratorów i adwokatów. Ale przede wszystkim zwykłych ludzi. Nowe prawo budzi skrajne emocje.
Najbardziej sceptyczni są sami prokuratorzy, dla których nowe przepisy oznaczają rewolucję. – Ta zmiana jest korzystna dla obywateli, ale tylko jednej grupy. Mam tu na myśli obywateli popadających w konflikt z prawem karnym – przekonuje rzecznik związku zawodowego prokuratorów prok. Jacek Skała. – Przeciętny Kowalski ucierpi, bo jego sprawa w sądzie toczyć się będzie dłużej – tłumaczy.
Ministerstwo Sprawiedliwości popiera zmiany. – Wydaje się, że dwa lata to wystarczający czas na przygotowanie się do reformy, zarówno merytorycznie, jak i organizacyjnie – mówi Patrycja Loose, rzeczniczka ministra. Dodaje również, że z nowej procedury odbyło się kilka tysięcy szkoleń dla prawników.