sobota, 7 grudnia, 2024

Golesz rekonstrukcja – odkrywamy karty historii

0
Udostępnij:

Któż z nas choć raz nie odwiedził ruin zamku – świadectwa dawnej militarnej potęgi tego kraju! Na czyją wyobraźnie nie działają postrzępione ciężkie kamienne mury?

Skały Odrzykonia – Kamieńca są niezapomnianym widokiem i rzadko kto zdaje sobie sprawę, że wyniosłe mury północnej kurtyny – same w sobie wysokie i niebotyczne, nakryte były jeszcze prawdopodobnie drewnianym gankiem straży i wysokim, strzelistym dachem, który mógł dorównywać, a nawet przewyższać wysokością dzisiejsze mury kurtynowe. W pobliskich Krajowicach w lasach skrywają się inne ruiny, które obecnie wyciągane są z mroków dziejów przez badaczy. Ruiny a właściwie tylko ich wspomnienie, negatyw pogrzebany jeszcze w ziemi, którego okruchy wydobywa się cal po calu na powierzchnię w tych miejscach gdzie jest to możliwe. A przecież i ta karpacka forteca niegdyś broniła się skutecznie przed najazdami niedostępnością kamiennych murów, głębokich fos – zapewne czasowo wypełnionych wodą i malowniczego stromego wzgórza. Obecnie zrujnowana budowla w Odrzykoniu i cień zamku w Krajowicach, to tylko interesujące miejsca weekendowych przejażdżek, ze zbadaną mniej lub bardziej pobieżnie historią niknącą w mgłach wieków historii.

Historii, która wędrowała naszymi górami od niepamiętnych czasów, których świadectwami są grodziska wczesnośredniowieczne, a nawet wcześniejsze. Na każdym niemal kroku naszego regionu, możemy spotkać się z nieczytelnymi już często świadectwami minionej potęgi ludów, które zamieszkiwały sine beskidzkie góry. Potrzebne są badania naukowe. Prawdziwa naukowa wyprawa wymaga jednak czasu i środków nieosiągalnych dla szarego badacza i dlatego jedynym sposobem na doraźne wskrzeszenie tych pomników historii pozostaje rozwinięcie wyobraźni i popuszczenie wodzów fantazji, która w oparciu o zdobywaną latami wiedzę, może przyczynić się do uczynienie naszych ciekawych stron jeszcze bardziej malowniczymi. Temu dziełu ma służyć ten cykl artykułów popularno-naukowych, który niniejszym otwieram.

Cóż dziś można powiedzieć o zamku Golesz? Niezbyt wiele jak na tak piękny zakątek z długą i barwną historią. Czy zamczysko zaczęło się od grodziska położonego wśród malowniczych wychodni skalnych, które same w sobie są już wystarczająco atrakcyjne by je odwiedzić? Niegdyś drzewa wokół grodziska nie przesłaniały widoku o czy mówi nazwa Golesz… jego mieszkańcy dbali o ich brak nie tylko względów obronnych, ale również praktycznych – czymś trzeba było ogrzewać zimne komnaty. Niezły pomysł na ekologiczną energię odnawialną, która sama rośnie. Być może Wiślanie już w IX wieku docenili to miejsce, może wyczuwali energię zaklętą w skalnych głazach wychylających się z ziemi, być może kierowali się militarnymi powodami tworząc wraz z Trzcinicą, Lisowem i Przeczycą pierścień obronny wysuniętej (czyżby chłopaki już wtedy znali systemy wysuniętej obrony rozproszonej), wokół świętej góry i legendarnego miasta Lewocz. Czy tak było? Jakże mało wiemy o naszym dziedzictwie!

Aż się prosi by kiedyś napisać podobny artykuł o tej górze chroniącej swe pogańskie tajemnice w cieniu ramion chrześcijańskiego krzyża! Jakie mogło być to grodzisko – czy odnaleziona pod ziemią okrągła baszta mogła być kamiennym stołpem grodziska, na szczycie którego paliło się sygnalizacyjne ognisko jak w tolkienowskiej sadze.

Grodzisko – otoczony ziemno-drewnianymi wałami, ostrokołem i fosą plac, na którym ustawione były w nieokreślonym porządku chałupy lub ziemianki drużyny obrońców, pewnie w ich kręgu znajdował się też jak na owe czasy wystawny drewniany, słowiański – więc kolorowy dwór… któż to wie? Pewnie już nigdy tego się nie dowiemy, więc czemu nie możemy sobie tego wyobrazić i pofantazjować na ten temat.

Podjazd do grodu, być może tak jak późniejszy i obecny, wspinał się trawersem stoku by, u kulminacji wzgórza obejść grodzisko dookoła wzdłuż głębokiej fosy. Może podejście do grodziska było zamieszkane przez ludzi ufających, że w razie napaści uda jej się na czas schronić za piętrzące się nad dachami ich chałup wały. Wtedy we wnętrzu grodu ilość chałup byłaby mniejsza, bo zapewne w ciasnym okręgu wałów przemieszkiwałby wyłącznie grododzierżca ze służbą, a jego drużyna za umocnieniami. Czy podjazd był utwardzony i wyrównany? Czemu nie, wszak utwardzoną kamiennymi płytami drogę do starszej od Troi twierdzy odnaleziono na Górze Zyndrama w Maszkowicach. Wyzwanie inżynieryjne jakim była budowa grodu na szczycie wzgórza z pewnością wymagało przygotowania twardego dojścia do szczytu i było od niego znacznie bardziej skomplikowane. Wędrujemy więc twardym kamiennym szlakiem na szczyt, docieramy do grupy drewnianych, krytych deskami lub strzechą chałup przed szczytem, rozsiadłych w zacienionym przez wiekowe drzewa wypłaszczeniu terenu. Pewnie to jedyna poniżej szczytu kępa drzew od strony, od której nikt nie spodziewałby się najazdu. Stąd już tylko zatoka drogi po szczycie wałów przed fosą otaczającą obwałowania, przerwaną przy drewnianej wieży bramnej wąskim, zbudowanym z okrągłych bali mostem. Mostem w razie potrzeby łatwym do spalenia i całkowitego odcięcia dojścia do grodu. Wrota z grubych smołowanych dranic otwierały się do środka okręgu wałów zwieńczonych drewnianym, nakrytym gontowym dachem parkanem. Otwierały się wprost na dwór grododzierżcy, który zapewne z lewej i prawej stronie od poprzedzającego majdanu, posiadał nieokreślone zabudowania gospodarcze i pomocnicze tworzące praktyczną zagrodę jak wszak przystało na obiekt o militarnym charakterze i porządku. Dokoła niezbyt wysokich wałów ciągnęła się wykładana balami droga obwodowa, z której przy bramie i przy kamiennej baszcie za dworem prowadziły na szczyt wałów strome schodnie. Zapewne po podwórzu przechadzały się kury, gęsi i inny drób, może też jakieś świnki – wtedy nie było jeszcze SANEPIDU. Od południowej strony dworu mogła rosnąć rozłożysta, pachnąca lipa, która nie tylko ozdabiała, ale i zabezpieczała dwór przed nadmiarem słońca. Co się stało ze starym grodem? Być może padł ofiarą niespokojnych czasów, gdy nasze ziemie przechodziły z rąk do rąk. Uległ licznemu wrogowi, którzy wyciętym z wielkiego pnia taranem wyważyli wrota grodowe, uprzednio zasypawszy głęboką fosę i pokonali nielicznych zapewne obrońców. Może zdobyto go, podstępem opanowując bramę. Czy został przy tym spalony? Zależy jaki wróg go przejął i w jakim celu. Czy to burza dziejowa i nieokreślona katastrofa przyniosła mu kres czy… Mógł też wszak dotrwać do nowych czasów, gdy stare zbutwiałe wały ziemno-drewniane musiały być zmienione na trwalsze kamienne. Czyli, jak to się mówi w naszych czasach, grodzisko zostało zmodernizowane. Niestety z tego okresu do dziś nie zachowały się żadne ludowe opowieści i bajania, przynajmniej ja nic o tym nie słyszałem. Na tym kończy się rozdział, o którym mówią wyłącznie legendy oraz domysły i zaczyna opowieść o obiekcie, którego nieliczne relikty dotrwały do naszych czasów.

Historia narodów, krajów, miast i pojedynczych obiektów dzieli się na mniejszą lub większą liczbę rozdziałów, a każdy z nich ma innego bohatera wywierającego niezatarte piętno. Bohater wstępnego rozdziału historii Golesza wydaje się być anonimowy – czy był to Ruski bojar, czy piastowski kasztelan, niechaj szukają Ci co potrafią. Drugi rozdział wydaje się być rozpoczęty przez znakomitego gospodarza i architekta południowo-wschodnich rubieży Króla Kazimierza Wielkiego, ale zakończył się pod groźnym widmem węgierskiego wojownika, który zburzył to, co Kaźmirz na naszej ziemi zbudował. Analizując zgromadzony materiał badawczy można zadać pytanie, czy zachowana śladowo i odkryta pod ziemią, północna okrągła baszta nie była przypadkiem spuścizną po czasach dawnych, ostatnim trwałym śladem po małym grodzie Wiślan, którego nie strawił ogień i nie zrujnował kapryśny klimat Beskidów. Można snuć takie wnioski porównując owalną basztę z prawdopodobnie późniejszą, prostokątną wieżą bramną na południowej kurtynie, które łączą ze sobą fragmentarycznie zachowane ciągi murów obronnych wzdłuż kurtyny wschodniej i zachodniej. Murów o dużej grubości, które zamykały wysoką masywną budowlę, o której funkcji mówią zachowane w ziemi złomki naczyń i kafli piecowych. Ale jak ta budowla wyglądała i jakie były jej losy na przestrzeni od XIV do końca XV wieku, gdy ogarnęła ją węgierska nawałnica wodza Tomasza Tarczya, który w 1474 roku ogniem i mieczem spustoszył szmat naszego pogranicza, tak skutecznie, że jak głosi legenda kamień na kamieniu po nim nie został. Golesz – prawdopodobnie był to tradycyjny „kamieniec” – murowana, ścianowo wieżowa budowla obronna. Można się domyślać, że zaadoptowała układ fos i wałów zewnętrznych ze starszego założenia, bo było to ekonomicznie uzasadnione i praktyczne. Podobne fosy i wały zewnętrzne zachowały się w obwodzie średniowiecznego grodziska w Wietrznie. Nikt dziś pewnie nie odpowie na pytanie, czy wielka prostokątna wieża bramna powstała już w tym wczesnym okresie, można jednak w to powątpiewać, gdyż obronność wzgórza i stojącego na jego szczycie zamczyska w stanie zachowanym do dziś, w końcówce XV wieku powinna być wystarczająca do odparcia gwałtownego najazdu wojsk, które nie dysponowały artylerią mogącą zagrozić murom i warownym bramom.

Być może zdobyto Golesz podstępem, być może nocą zaskoczono obrońców i opanowano mury obronne zanim zostały obsadzone, być może jednak słabym punktem obrony była furta bramna, która nie powstrzymała napastników i w efekcie stała się powodem budowy potężnie umocnionej prostokątnej baszty wjazdowej. Prawdopodobnie tak wielka wieża wyposażona była w zwodzony most opuszczany na przyczółek pomostu przerzuconego nad głęboką fosą, być może też wyryte w skale podkucia stanowią ostatnie ślady po nieokreślonych umocnieniach na skale naprzeciwko bramy. Autonomiczne przedbramie mogło stanowić w XVI wieku barierę nie do przebycia, a wysokie mury za głęboką fosą były równie niedostępne. Wydaje się, że zaangażowanie odpowiednio dużego oddziału lub długotrwałe oblężenie nie było możliwe w czasie węgierskiego „blitzkriegu” w przypadku niewielkiej twierdzy. Umocnienia te ustąpiły artylerii i dalekonośnej broni ręcznej w czasie najazdu Jerzego Rakoczego w czasie Potopu niemal dwa wieki później.

Wyobrażam sobie, że do pierwszego murowanego zamku prowadziła ta sama kamienna droga krętym podjazdem i okołem wzdłuż wałów obronnych do furty bramnej w murach – moim zdaniem ostrołukowego, wykonanego z piaskowca gotyckiego przejścia w murach, zamkniętego okutą, ciężką drewnianą bramą. Trudno powiedzieć jak wysokie były pierwsze mury obronne wykonane z bloków kamiennych od zewnętrznej strony, wypełnionych w środku rumoszem ułomków skalnych i zaprawy. Mogły mieć 3 może 3,5 metra. Zwieńczeniem murów mógł być podobny do pierwotnego drewniany parkan nakryty grubym gontem lub dranicami. Mury były rożnej wysokości i grubości w zależności od stron świata i dostępności podejścia – dostosowane do potrzeb. Za bramą blokowaną wielką, drewnianą belką ryglową osadzoną w kutych łożach mocowanych do obu skrzydeł wrót, ciągnęła się dość długa sień, a poza nią, otwierał się widok na wnętrze zamczyska – ze względu na ograniczoną powierzchnię wzgórza, ciasny majdan, ze zlokalizowanymi wzdłuż murów drewnianymi, zabudowaniami gospodarczymi i pomocniczymi. Czy w tej rycerskiej siedzibie wybudowano dwór opisany wcześniej do którego zajeżdżał dumny legendarny i niepokorny rycerz Bogoria, już pewnie nigdy się nie dowiemy. Ale zakładam, że gdzieś w obrębie pierwszego zamku zlokalizowano reprezentacyjną rycerską siedzibę, którą na rysunku przedstawiłem na lewo od bramy w postaci wysokiego dwukondygnacyjnego „murowańca” z polskim dachem łamanym. Reszta zabudowań ze względów na koszty i legendarną tradycję słowiańskiego budownictwa była z drewna. Można założyć że, jej konstrukcja mogła być drewniana, a wypełnienie ścian wykonano bądź z dyli między słupami lub suszoną cegłą wykończoną od zewnątrz wyprawą gliniano-wapienną. Odkryte pozostałości murów z najstarszej fazy powstawania zabudowań są enigmatyczne i nieskładne, sugerując ich lekką formę nie wymagającą stabilnych i ciężkich fundamentów, które zazwyczaj pod ziemią zachowywały się do naszych czasów. Wyobraźmy sobie więc okolony wysokim na około 3 metry masywnym kamiennym murem majdan z wyraźnie wycinającą się z jego obwodu okrągłą, smukłą basztą północną z dobudowaną budowlą nakrytą skośnym, jednospadowym dachem gontowym. Na lewo od wejścia wita wędrowców podcieniowy dworzec pański z kamiennym warownym parterem z wąską okutą bramą podobną do wjazdowej. Drewniane piętro nadwieszone nad zacisznym podcieniem, łączy się z gankiem straży na murach przechodzącym przez basztę i dalej ponad dachami parterowych zabudowań gospodarczych i pomocniczych do drugiej okrągłej baszty w narożniku południowo-wschodnim. Zakładam, że ganek ten dochodził do siedziby grododzierżcy. Odkryty w obwodzie murów kształt, sugeruje, że budowla już wtedy mogła być wzmocniona półbasztą ze schodnią prowadzącą na ganek murów… była jednak zbyt słabą lub źle osadzoną na skale, badania wykazały jej uszkodzenia wskazujące na wadliwą budowę i powtarzające się remonty. Od zewnątrz zamczysko witało gości białymi murami z trzema lub czterema wieżami ze strzelistymi stożkowatymi dachami. Na murach zabudowano pobite gontami drewniane parkany ganków straży. Można tez zastanawiać się, czy wieże nie miały wysuniętych poza lico murów drewnianych przyzbic nakrytych strzelistymi wielobocznymi dachami. Łukowa gotycka brama zapewne nie wyróżniała się w murach zamku, mogła być zabudowana w ozdobnym, wykutym z piaskowca portalu. Być może nad bramą wykonano, nadwieszony na kutych kamiennych kroksztynach, wykusz znany z wielu innych zamków, którego zadaniem było osłanianie bramy przed deszczem i umożliwiało rażenie z góry wroga, który podchodził bezpośrednio pod bramę. Posadowienie zamku na wyniesieniu i odległość ok 20 do 30 metrów od korony wałów obronnych oraz wysokie prawdopodobnie na około 3,5 m może nawet do 6 m ściany zwieńczone zadaszonymi parkanami, stanowiły przeszkodę mogącą długi czas bronić dostępu do wnętrza fortalicji… pozostawała nieszczęsna brama, której po zniszczeniu mostu broniła jeszcze fosa. Fosę jednak można było przy pewnym wysiłku zasypać faszyną i chrustem tworząc pomost do bramy. Potem taran i skuteczni łucznicy czynili obronę zamku już tylko kwestią czasu… krótkiego. Skuteczność działań armii Tarczaya wskazuje na jej doświadczenie i zaprawę w bojach – przed takim przeciwnikiem, załoga położonego od prawie wieku w centrum spokojnej krainy zameczku, niewiele mogła zdziałać. W tych niespokojnych czasach bezpieczne schronienie przed watahami Tatarów i beskidników stało się zapewne śmiertelną pułapką wobec ataku regularnej armii Madziarów. W blasku łuny pożarów snujących się po horyzoncie, pod Golesz dotarła z wrzawą głosów, hurkotem i zgrzytem oporządzenia liczna grupa Madziarów – tak liczna, że skromna powierzchnia szczytu wzgórza niemal nie mogła ich pomieścić. Ilu ich było? Może 500, może 1000, więcej nie było potrzeba. Ilu mogło być obrońców? 50, może 100 zebranych zewsząd, ale to już chyba było maksimum jakie mógł pomieścić gródek prócz tych, którzy zdążyli się w nim schronić. Obrońcy nie byli zwartym, zgranym oddziałem, a mieli przed sobą doświadczoną w bojach i grabieży armię, która nie znalazła przez wiele tygodni godnego siebie przeciwnika. Zniszczyła Duklę, kamienia na kamieniu nie zostawiła z pogranicznych Jaślisk, zapewne wcześniej ci sami spalili Sobień, ale odeszli spod Krosna i odpuścili Kamieniec – mocniejszy i bardziej warowny! Być może Tarczay walczył jeszcze o Jasło rozsyłając po okolicy oddział taki, jak ten, który dotarł pod Golesz.

Mieli muszkiety i samopały, kusze i łuki, wobec których zapewne nieliczna broń zamkowa i lekkie myśliwskie łuki niewiele mogła zdziałać. Doświadczenie weteranów nie dało szans na powodzenie obrony… I zakończyło drugi rozdział historii małego zamku w dawnej Ziemi Bieckiej.

Rozdział trzeci Po burzy nastaje słoneczny dzień – dla Golesza wojenna zawierucha stała się motorem rozkwitu. Monstrualna w proporcjach wieża bramna wydaje się być pokłosiem przerażenia jakie wzbudziły w ocalałych mieszkańcach wydarzenia ponurej i krwawej wojny. Mury prawdopodobnie podwyższono i zmieniono ich charakter na bardziej nowożytny przystosowany do broni palnej. W budynku pojawiły się nowe zabudowania, które mogły mieć bardziej reprezentacyjną formę od prostych średniowiecznych budynków. Podkówki na skałach na północ i na południe od obwodu murów zamku sugerują możliwość występowania poza obrębem twierdzy dodatkowych zabudowań obronnych w formie zewnętrznych urządzeń warownych takich jak domniemane przedbramie i zlokalizowana na północ od zamku niezidentyfikowana budowla – być może połączona z zamkiem strażnica kontrolująca zanikający wizualnie na tym odcinku trakt dojazdowy.

Obwód murów się nie zmienił, wydaje się że wiekowy układ dojazdu także nie uległ zmianie, choć wspomniane domniemane autonomiczne przedbramie znacząco wzmocniło obronność twierdzy. Jeżeli spekulacje na temat zewnętrznych urządzeń obronnych są realne, to niełatwo było zdobyć ten zamek! Ale uległ ostatecznie barbarzyńskiemu najazdowi oddziałów Rakoczego! Czy napastnicy byli zbyt liczni, czy zapał i morale obrońców zawiodło… gdyby poszukać w Zespołach Akt Dawnych, być może jeszcze uda się ustalić, ale to żmudna i pracochłonna praca, na którą nie każdy może sobie pozwolić.

Cóż się mogło wydarzyć w wyniku tego najścia? Skupione w jednym zespole zabudowania musiały być spalone przez grabieżców, a przy braku interwencji ze strony mieszkańców pożar zabudowań szybko musiał ogarnąć wszystkie kondygnacje budynków i niegaszony – spowodował nieodwracalne zniszczenia, które zapewne były tak wielkie, że zgliszcza zamku porzucono. Chyląca się ku upadkowi Rzeczpospolita nie była w stanie ratować przestarzałych lokalnych warowni takich jak Golesz czy Kamieniec na pograniczu Korczyny i Odrzykonia. Technika militarna w końcu XVII wieku wyraźnie kierowała się już w stronę fortów ziemnych-murowanych i na owe czasy nowoczesnej sztuki obronnej, która stawiała na coraz bardziej skomplikowaną artylerię. Inaczej też wyglądała administracja lokalna, która nie potrzebowała wyżynnych zamków do pilnowania wygasających szlaków handlowych – nadchodziła nowa era i bieda galicyjska, która zrujnowała w XVIII wieku nie tylko ten mały zameczek, ale wiele okolicznych miejscowości. Zachodziło słońce Rzeczypospolitej, a nadeszła noc Wojen Północnych, rozbiorów i marginalizacja tego co polskie. Jaskrawym przykładem zgubnego czasu jest zapomniane dziś warowne miasto, które odparło najazd Księcia Siedmiogrodzkiego Jerzego Rakoczego – Jaśliska. Dumna i zapewne reprezentacyjna stolica biskupiego klucza, dziś jest tylko wspomnieniem samej siebie, pogrzebanym w mroku zapomnienia.

Jak wyglądał zamek w czasach największej świetności? To już zapewne nie była budowla obronna z wiodącą funkcją militarną, ale umocniona siedziba administracyjna posiadająca złożony układ zabudowy wewnętrznej, być może kilkukondygnacyjny jak to ma miejsce w szeregu zachowanych do naszych czasów zamków. Zakładam, że stała się też bardziej reprezentacyjna – elegancka, musiała taką być skoro przyciągnęła uwagę najeźdźców, musiała chronić majątek, który wart był zachodu zdobywania trudnodostępnego obiektu. Przed beskidnikami może byłaby w stanie, przed mniej lub bardziej regularną armią, a nawet liczną, nastawioną na rabunek hałastrą wyposażoną w dobrą broń maruderów i rozbitych oddziałów, już nie. Na zamku takim jak Golesz nie było artylerii, nie wytrzymałyby jej użycia stropy budynków, liniowe umocnienia nie były przystosowane do jej przeniesienia. W zachowanych inwentarzach zamku Kamieniec, też nie mówi się o artylerii, choć był niepomiernie większy. Bronią ręczną nie sposób było odeprzeć zmasowanego ataku, a czasem nawet sam strach wystarczał do klęski w perspektywie trzasku żelaznych kul bijących w kamienne ściany i łamiących drewniane belki. Snując wątek karpackiej siedziby obronnej, wędrujemy pod górę tymi samymi co wcześniej drogami po oczyszczanych kamiennych płytach, być może lepiej ułożonymi, złagodzonymi. Nadal obchodzimy zamek w koło, aby natknąć się na skale od północy na niewielką wieżyczkę nakrytą lekkim gontowym dachem – być może z tej strażnicy nad przewyższeniem terenu prowadził do zamku drewniany pomost nad fosą, który w murach kończył się wąską, łatwą do zaryglowania furtą. Mijając tą skromną przeszkodę obchodzimy zamek od północnej, niezbyt zacnej ze względu na odprowadzenie do fosy ścieków, ponurej pozbawionej okien strony, która spogląda na nas otworami strażniczymi w koronie murów. Murów, które tak jak poprzednio nakryte były zadaszeniem gontowym – to względy inżynierskie. Mokre deski szybko gniją, na mokrych kamieniach łatwo się pośliznąć, stąd twierdzenie, że ganki straży nawet z tak charakterystycznym dla średniowiecza zębatym krenelażem, były kryte i chronione przed opadami. Okrążając zamek po szerokiej koronie wzmacnianych wiekami wałów podchodzimy do przedbramia opartego na skałce, w której znajduje się niewysychająca dziura z „gośćcową wodą”. Może w tej niewielkiej fortalicji umieszczono pierwotną bramę do zamku, bo przecież kamienny portal nie musiał ucierpieć w bijatyce z Huzarami Tarczaya. Może na skałce znajdowała się podobna jak od północnej strony wieżyczka strażnicza, a poniżej na malutkim majdanie, szopa dla koni. Z majdanu przedbramia wychodziło się zapewne na dość wąski most prowadzący do wielkiej wieży. Most mógł posiadać murowane trwałe przyczółki, ale środnik pewnie był jak dawniej drewniany… łatwy do spalenia w przypadku najazdu! Mury zamku poczynając od północnej baszty zaczynają się różnicować, mają wyraziste, dość wysokie dachy i okna o większym lub mniejszym wymiarze w zależności od funkcji pomieszczeń. Wieża bramna jest dominantą sylwety warowni, mogła być nakryta wielospadowym, gontowym dachem z sygnaturką na szczycie, podobną jak w Nidzicy… czemu nie!? Do wieży i dalej na podwórzec, już nie wojskowy majdan, wjeżdżało się przez ozdobny portal z inskrypcjami… na wieży bramnej którą nie tak dawno odkopano w Krośnie, też był portal z napisem: „Hic Pax”. To że nie pozostał po nim najmniejszy ślad nie znaczy, że go nie było! Z długiego ciemnego korytarza wjeżdżamy na niezbyt słoneczny dziedziniec, ciasny i cienisty, bo miejsca już mało zostało, a mury urosły. Po lewej stronie nadal wita nas rezydencja z osobnym portalem wejściowym jak w kamienicach w Krośnie. Zapewne był to budynek wielokondygnacyjny, bo przy stosunkowo wąskim trakcie wnętrza nie były obszerne, być może miał na pierwszym piętrze krużganek. Okna i drzwi miały ozdobne obwiednie, modne w tamtym czasie, może nie tak eleganckie jak te w bogatych kupieckich kamienicach Krakowa i nie takie wystawne jak w magnackich rezydencjach. Razem z bramą stanowił najprzedniejszy budynek w zespole, który uzupełniony był skromniejszymi obiektami sięgającymi być może do samej baszty północnej. Wschodnia kurtyna mogła nie mieć w ogóle zabudowy, a co najwyżej wiaty lub drewniane komórki z jednospadowymi dachami. Ciekawym obiektem mogła być też studnia na dziedzińcu, która wielokrotnie była w zamkach eleganckim, ozdobnym akcentem w przestrzeni wybrukowanego podwórca.

Taki mógł być Golesz zanim ludzka złość, chciwość i czas zepchnęły go do roli składu bezlitośnie eksploatowanego materiału budowlanego, którym był jeszcze po ostatniej niszczycielskiej wojnie. Wojnie, która zmiotła pobliskie Jasło z powierzchni ziemi. Dziś pozostały legendy, które mogą stanowić barwne tło dla tej architektonicznej opowieści. Wydaje się celowym przywrócić przynajmniej w opowieści rysunkowej i pisanej wspomnienia po jednym z bezpowrotnie straconych symboli dawnych czasów, gdy nasz Kraj dorównywał, a często przewyższał sąsiadów z zachodniej Europy.

W czasie gdy Rzeczpospolita szlachecka coraz głębiej nurzała się w bezwładzie i szaleństwie warcholstwa, wszelkie pamiątki dawnej świetności stawały się żerem dla ognia i grabieży. Golesz dołączył do tego nieprzebranego morza niepowetowanych strat materialnych i nigdy z niego już się nie wynurzy. Można wyłącznie wywołać jego ducha z czeluści mroku działaniami, które dziś podejmujemy licząc, że wzbudzą one zainteresowanie u Czytelników. Chcielibyśmy, zdobywając kolejne materiały, uzupełniać naszą opowieść. Ufamy, że znajdą się tacy, którzy być może zarażeni tą pasją i misją, dostarczą dodatkowe materiały do wizerunku zaginionych dzieł architektury i sztuki, które wzbogacą archiwa i trafią na strony Stowarzyszenia Poszukiwaczy Zaginionej Architektury i Sztuki. Zapraszam do grupy Facebook pod nazwą Poszukiwacze Zaginionej Architektury, jak również do przyłączenia się do Stowarzyszenia.

Marek Gransicki