Kolejne zatrucie wody w potoku, będącym dopływem rzeki Olszynki w Święcanach. I kolejne odbijanie piłeczki między urzędnikami. Jak duże muszą być szkody, by wreszcie ktoś podjął konkretne działania?
8 marca otrzymaliśmy zgłoszenie o kolejnym zatruciu wody w potoku popularnie określanym mianem „ Potok bez nazwy”. Nasz informator, oburzony zdarzeniem prosił o interwencję.
– To nie pierwszy raz się zdarza – mówił zdenerwowany mężczyzna. – W ubiegłym roku śnięte ryby pływały do góry brzuchami, widok okropny, nie mówiąc już o szkodach. I co? Winni nie ponieśli żadnych konsekwencji, jak widać. Ile razy ryby i inne zwierzęta muszą wyzdychać, aż ktoś wreszcie się tym zajmie? A może ktoś tu czeka, aż ludzie się pozatruwają? – pytał oburzony czytelnik naszego portalu.
Nie zwlekając sprawdziliśmy zgłoszenie. Informacje potwierdziła się. Wiedziała już o tym policja, wiedział Sanepid i wiedzieli pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Rzeszowie Delegatura w Jaśle. Potwierdzono nam fakt zgłoszenia o zanieczyszczeniu potoku, ale o wyjaśnienia kazano nam zwrócić się do WIOŚ w Rzeszowie, bo tylko oni są uprawnieni do udzielania informacji mediom.
Napisaliśmy więc stosowną prośbę, odpowiedź przyszła prawie po 2 tygodniach.
– WIOŚ w Rzeszowie stwierdził, że przyczyną zanieczyszczenia potoku było wymywanie nagromadzonych osadów z dna i brzegów potoku „Dopływ z Lisowa” przez wezbrane wody tęgo potoku, wprowadzanie ścieków bytowych z prywatnych posesji do wód potoku w jego ujściowym odcinku oraz wprowadzanie cieków ogólnozakładowych z ZPOW Vortumnus – czytamy w piśmie podpisanym przez Ewę Lipińską, podkarpackiego wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska. – Zanieczyszczenie miało charakter lokalny. WIOŚ w Rzeszowie nie zakwalifikował w/w zdarzenia do zdarzeń o charakterze poważnej awarii.
W dalszej części pisma dowiadujemy się, że ubiegłoroczne zdarzenie, o dużo większym rozmiarze szkód, było wynikiem kilku czynników, w tym wprowadzenie cieków ogólnozakładowych z ZPOW Vortumnus. Jest też o nakazie wszczęcia przez starostę jasielskiego postępowanie administracyjnego w zakresie cofnięcia pozwolenia wodnoprawnego na wprowadzanie ścieków firmy Vortumnus do wód potoku.
– W związku z kolejnym zgłoszeniem zanieczyszczenia wód rzeki Olszynka oraz jego dopływu poinformujemy starostę jasielskiego i wójta gminy Skołyszyn o ustaleniach kontroli, wnioskując o podjęcie działań zgodnie z posiadanymi kompetencjami – informuje Lipińska. Zapowiada jednocześnie, że kolejną kontrolę w firmie Vortumnus WIOŚ przeprowadzi w II półroczu tego roku.
Odbijanie piłeczki
– Postępowanie zostało rozpoczęte nie w sprawie cofnięcia pozwolenia, tylko w sprawie zmiany zasad odprowadzania ścieków – mówi starosta Adam Kmiecik. – Problem polega na ty, że pozwolenie określa jasno i wyraźnie ilość i skład chemiczny ścieków. Skład chemiczny nie jest przekraczany, problem jest w tym, że jeśli jest niski poziom wody w potoku, to ilość organicznych szczątków, które są w nich, staje się groźna, powstają osady i zaczynają się procesy gnilne. A to sprawia, że w wodzie brakuje tlenu. Vortumnus został zobowiązany do przedłożenia analizy, która stwierdzi, jak ilość ścieków możliwa jest do odprowadzenia bez szkody dla środowiska. Zakład produkcyjny będzie musiał to regulować; zależności od tego, jaki poziom wody przepływa w potoku, taką ilość ścieków będzie mogła trafić do potoku. Warunek jest jeden: nie może to powodować żadnych zmian biologicznych – podkreśla Kmiecik.
Samo wyjaśnianie istoty, urzędnicze papierki i teoretyzowanie, jak widać nie rozwiązuje problemu. Sytuacja może się powtarzać w nieskończoność. Przerzucanie odpowiedzialności za konkretne decyzje z jednego urzędu na drugi, też nic nie zmieni.
– Jeśli spojrzymy na przepisy określające prace inspektora ochrony środowiska, w jednym z paragrafów jest wyraźnie napisane, że to inspektor może wstrzymać działalność, albo zamknąć zakład. Jeśli WIOŚ tego nie zrobił i uznał, że jest to mały występek, to nie należy oczekiwać cudów od starosty – odpowiada Kmiecik. – Muszę przeanalizować ten problem także w aspekcie tego, że pracuje tam wiele osób. Oczywiście nie usprawiedliwia to przedsiębiorcy i nie ma takich możliwości, aby bezkrytycznie zgadzać się na to, by te ścieki, w ilościach większych niż przewidziane, trafiały do potoku – zapewnia starosta.
Do dziś jednak starosta nie został powiadomiony o prowadzonej w związku z opisywanym zdarzeniem kontroli przez WIOŚ. O całej sprawie dowiedział się od nas.
– Sytuacja jest dla mnie o tyle dziwna, że my, jako powiat, nie mamy służb badawczych. Ja mogę dyskutować na podstawie badań, które dostaję z WIOŚ czy od innych służb. Jeśli wojewódzki inspektor daje ostateczną decyzję do rozważenia starosty, to dziwne. Rozważać to ja mogę cały czas. To tylko odbijanie piłeczki. Wojewódzki inspektor ma możliwość zamknięcia zakładu albo możliwości odprowadzana ścieków. Jeśli ta sytuacja jest groźna dla środowiska, to nawet powinien to zrobić. A tego nie zrobił i tylko zrzuca odpowiedzialność i podejmowanie działań na starostę – komentuje Kmiecik. – Natomiast bezwzględnie, jeśli okaże się że te działania, które podjęliśmy nie dają gwarancji poprawy, to będą musiały być podjęte działania bardziej drastyczne – dodaje.
Pozostaje jeszcze zanieczyszczanie wody przez ścieki spływające do tego potoku z przydomowych szamb. Pani inspektor WIOŚ sama przyznane, że taki proceder trwa, ale nic nie wspomina o tym, co zamierza z tym faktem zrobić.
Vortumnus: nie nam o tym nie wiadomo
Zaraz po otrzymaniu zgłoszenia o kolejnym zanieczyszczeniu potoku poprosiliśmy o wyjaśnienia także firmę Vortumnus.
– Nie posiadamy żadnej wiedzy w przedmiocie ewentualnego zatrucia rzeki Olszynki w dniu 07.03.2013 r. – poinformowała nas Elżbieta Kmiotek z ZPOW „Vortumnus” Sp. z o. o.
Taką odpowiedź otrzymaliśmy 8 marca. Dziś zapytaliśmy ponownie i znów usłyszeliby to samo: nic o tym ni wiemy.
Do sprawy wrócimy
Ewa Wawro