piątek, 19 kwietnia, 2024

„Zielony rynek” do poprawki?

0
„Zielony rynek” do poprawki?
Udostępnij:

Było kiczowato, nieestetycznie, niefunkcjonalnie. Teraz jest schludnie i nowocześnie. A ludzie nadal narzekają i krytykują. Dlaczego?

Na zmiany estetyki i funkcjonalności „zielonego rynku” w Jaśle od wielu lat czekali zarówno sprzedawcy, jak i klienci. Obskurne ławki i stragany, prowizoryczne i nieestetyczne zadaszenia z kawałków folii, starego płótna, blachy … z czego się dało. Odstraszający wręcz widok i to w samym centrum miasta. Wielokrotnie władze miasta przymierzały się do zmian i obiecywały budowę zadaszenia na placu targowym, teraz spełniono obietnice. Inwestycja kosztowała ponad 1,4 ml zł. z czego 880 tys. zł to dofinansowanie unijne. Plac jest nie do poznania: zadaszenie, stanowiska handlowe, nowa nawierzchnia placu, węzeł higieniczno-sanitarny dla sprzedających artykuły spożywcze. Poprawił się nie tylko wygląd ale i funkcjonalność oraz jakość usług na „zielonym rynku”. Wydawać by się mogło, że nic tylko się cieszyć, a jednak słów krytyki nie brakuje. Narzekają mieszkańcy okolicznych kamienic, handlarze i kupujący. Nie wszyscy, są i tacy co chwalą, choć nie wszystko im się podoba.

Krystyna Jastrzębska z Jasła od lat robi zakupy na zielonych rynku. – Dla mnie, teraz po przebudowie, rynek w ogóle nie ma wyglądu. Jest duszno pod tymi parasolami, jak pada deszcz to między nimi leje się woda. Jakby zrobili zadaszenie na całości, to byłoby super, a tak to jest do kitu – podkreśla pani Krystyna.

Nie wszyscy są tak krytyczni. – Jestem tu dzisiaj pierwszy raz od dwóch lat. Podobają mi się te zmiany, wygląda dużo ładnej i jest wygodniej dla klientów – mówi Wojciech Starz z Jasła.

Od siedmiu lat na zielonym rynku w Jaśle handluje Grażyna Paluch. Jak wszyscy czekała aż zakończy się remont, z nadzieją na duże zmiany na lepsze. I jak je teraz ocenia? – Różnie, w zależności od pogody. Ogólnie jest pięknie, tylko żeby dach był na całości – mówi pani Grażyna.

Na dzień dzisiejszy te parasole nie zdają egzaminu, nie zabezpieczają przed słońcem, przeciekają podczas deszczu – podkreśla Paweł Bąk, od 18 lat handlujący „na zielonym rynku” w Jaśle.

Sprzedawcy z konieczności znów dostawiają swoje, dodatkowe parasole i znowu robi się „pstrokacizna”.

Nie wszystkim urzędnikom się to podoba, ale na razie pozwolono nam je postawić – przyznaje pan Paweł. – Ale tak, jak teraz, nie da się pracować, dlatego złożyliśmy skargę w Urzędzie Miasta. Powiedziano nam, że zamontowane przez wykonawcę parasole ponoć odbiegają od tych, jakie były w projekcie. Obiecano nam, że zostaną wymienione i dostawione nowe, że będzie ich więcej.

Zmiany jak zmiany, jest jak jest – komentuje Jacek Drozdowicz, który od 14 lat pracuje w tym miejscu. – Dobrze jest to, że choć część jest zadaszona, jest nowa płyta, nowe ławki, jest czyściej. Ogólnie porównując do tego co było to jest jak ziemia i niebo, ale dlaczego wszystko jest tak niedopracowane? Ktoś to projektował i nie do końca chyba przemyślał, jak powinno być.

Może miałam trochę inne oczekiwania, myślałam, że cały plac będzie zadaszony, a nie tylko część. Ale jest tak, jak jest i już się przyzwyczaiłam – mówi Renata Tęcza, pracująca na rynku od kilkunastu lat.  

Pani Renata zajmuje ławkę pod dachem. Są jednak handlarze, którzy narzekają na brak zadaszenia nad całością placu, a tymczasem w części pod dachem ławki świecą pustaki. Okazuje się, że sprzedawcy przyzwyczajeni od lat do stałych miejsc bliżej drogi, najbardziej eksponowanych na rynku, woleli zostać pod parasolami, na które teraz tak narzekają.

Na całość brakło pieniędzy

„Zielony rynek” realizowany był na podstawie projektu budowlanego i wykonawczego, opracowanego przez projektanta wyłonionego na postawie konkursu, który odbył się w 2011 roku.

Zadaszenie całości placu było rozważane, jednak realny do pozyskania budżet przedsięwzięcia pozwalał na trwałe pokrycie ok. 60 proc. przewidywanej powierzchni handlowej – wyjaśnia Agata Koba, rzecznik prasowy UMJ. – Miasto prowadziło rozmowy z handlowcami na etapie przedprojektowym i uwzględniono wszystkie te sugestie, które mogły być zrealizowane.

Parasole, które nie spełniały wymogów projektowych, zostały już wymienione na nowe. To jednak nie zadowala handlarzy. Miasto ma dokupić dodatkowe parasole.

W wyniku rozmów przeprowadzonych z handlującymi na zielonym rynku, którzy postulowali o zakup sześciu dodatkowych parasoli, postanowiono, że miasto zrealizuje ten wniosek i dokona takiego zakupu do końca lipca – informuje Koba.

Koszt to ok. 8 tys. zł, pieniądze pochodzić będą z miejskiej kasy.

Chcą płacić za śmieci, ale…

Handlujący na zielonym rynku obawiali się, że po remoncie będą musieli płacić więcej za prawo do korzystania z miejsc handlowych. Umów prawdzie wciąż nie mają jeszcze podpisanych, ale zapewniono ich, że opłaty nie wzrosną. – Ile rzeczywiście będziemy płacić, dowiemy się dopiero na koniec miesiąca, ale zapewniano nas, że koszty będą takie, jak wcześniej – mówi Bąk.

Za jedno większe stanowisko targowe płacili wcześniej 250 zł miesięcznie, a do tego placowe – 5 zł dziennie. Porównując kwoty do wysokości czynszów, jakie płacą właściciele osiedlowych sklepików z warzywami, to niewiele.

Ogromnym problemem, nie tylko dla handlujący, ale także mieszkańców okolicznych kamienic i samych kupujących, są głównie śmieci, a właściwie brak zaproponowanego przez urzędników, satysfakcjonującego wszystkie strony sposobu ich odbierania.

Musimy je zabierać ze sobą, ale przecież to absurd – denerwuje się Bąk. – Jak mamy je stąd wywozić? Samochodami, które przeznaczone są do przewożenia towarów spożywczych? Jakby ktoś złośliwy zauważył i doniósł, do sanepidu, to mielibyśmy wielki problem. To bez sensu! My nie unikamy opłat, chcemy płacić za odbiór śmieci. Niech te śmierci od nas ktoś zabiera a nie każe nam je wywozić. I gdzie je mamy wywieźć? Do domu nie wolno przywozić śmieci z działalności gospodarczej. To gdzie? Do lasu? Podrzucać do bloków? Chcemy uczciwie zapłacić i nie mieć z tym problemu.

Wcześniej za odbiór śmieci płacili około 30 zł, teraz urzędnicy wyliczyli im opłaty 3-4 razy wyższe, argumentując różnicę wcześniejszym niedoszacowaniem ilości produkowanych przez nich odpadów. –To bzdura! A co my za śmieci tu mamy? Trochę nadpsutych owoców? Licie po kapuście? Najczęściej zabierają je od nas działkowicze hodujący króliki – mówi pan Paweł.

Jak dotąd obie strony się nie dogadały, a problem śmieciowy narasta. Tymczasem mieszkańcy okolicznych domów narzekają na podrzucane pod ich kontenery śmieci z targowicy. – Odkąd funkcjonuje nowy rynek, mam pod oknami trzy kontenery zawsze zasypane liśćmi kapusty, śmierdzących – mówi Aleksandra Terlicka, mieszkanka ulicy Zielonej.

Podrzucają śmieci pod kontener – dopowiada Małgorzat Kazanowska, właścicielka kwiaciarni. – Dopiero pan, który tu sprząta po godz. 16 wszystko wynosi, ale zanim posprząta przewalają się po placu. A wieczorami szczury biegają po ulicy. Podczas upałów mamy smród i muchy, okna nie idzie otworzyć. Zgłaszaliśmy już to w urzędzie miasta, rozmawialiśmy z burmistrzem, była delegacja. Nic to jednak nie dało.

Stali handlarze odpierają zarzuty. – To nie my, to drobni, okazjonalni handlarze podrzucają te śmieci pod kontenery dostępne dla mieszkańców kamienic – powtarzają jak mantrę, a mieszkańcy ulicy kiwają głowami z dezaprobatą.

Śmieci to także problem kupujących, na całym placu targowym nie ma ani jednego kosza. – Kupiłem sobie czereśnie, podjadam i co mam zrobić z pestkami? Pluć na beton? A papierki gdzie wyrzucić? – pyta pan Wiesław z Jasła.

Pani „klozetowa” też narzeka

Przed remontem na zielonym rynku nie było bieżącej wody i sanitariatów, teraz problemu już z tym nie ma. Czysto, schludnie, pod przysłowiową ręką. Zadowoleni są sprzedawcy i klienci, narzeka za to pani „klozetowa”.

Nawet malutkiego kantorka nie mam, muszę cały czas siedzieć przy jednej z ławek przeznaczanych na stragany – mówi Helena Porębska, obsługująca toalety. – Teraz to jeszcze jest dobrze, ale jak przyjdzie zima? I nawet maleńkiego magazynku na środki czystości nie ma. Gdzie mam je trzymać? I papier toaletowy, ręczniki papierowe? Pod stołem? A wystarczyłoby choć szafeczki zamykane zrobić w środku, bo miejsca jest przecież na tyle – dodaj pani Helena.

Parkingowa wojna?

Na tym jednak problemy się nie kończą, trwa walka o miejsca parkingowe. Zgodnie z projektem część z nich miała być przeznaczona dla mieszkańców, wszystkie są jednak zajęte przez handlujących.

Z zaparkowaniem nie mamy problemu, ale czasem mieszkańcy okolicznych kamienic zastawiają nam rano drogę i mamy utrudniony rozładunek – mówi Paweł Bąk.

Ja też prowadzę biznes, a do tego tu mieszkam. Jak tylko zaparkuję pod sklepem, to zaraz są na mnie skargi do Straży Miejskiej, że utrudniam dojazd z towarem handlarzom z targowiccy. To jakiś absurd – żali się Kazanowska.

Projektanci pomyśleli o miejscach dla klientów, ale nikt nie egzekwuje przestrzegania zakazu parkowania powyżej 30 minut. – Często ludzie samochody zostawiają tutaj na cały dzień, robiąc sobie bezpłatny parking – przyznaje pan Paweł pokazując nam toyotę, która na miejscu dla klientów stoi zaparkowana już od kilku godzin.

Polak tylko narzeka

Tomasz Jankowski, właściciel drogerii położonej bezpośredni przy targowicy jest zachwycony zmianami, jakie nastąpiły. – Jest tak pięknie, że nawet się tego nie spodziewałem. A te dodatkowe, kolorowe parasole, które się tu pojawiają, to dla mnie cały urok takich bazarków. Wszędzie na świecie zieleniaki mienią się wieloma barwami. Grunt, żeby te parasole były estetyczne i dobrej jakości – mówi pan Tomasz. – A że ludzie wciąż na coś narzekają, to nasza przywara narodowa. Że się komuś tu teraz nie podoba? Teraz narzekać, to już jest grzech, to wydziwianie.

Subiektywnym okiem: Gdzie te bazarki?

Ewa Wawro

{gallery}galerie/targowica{/gallery}