niedziela, 8 grudnia, 2024

Plusy dodatnie i plusy ujemne

0
Plusy dodatnie i plusy ujemne
Udostępnij:

Środki unijne na stałe weszły do słownika i świadomości Polaków. Dzięki ich wykorzystaniu nowe drogi, pięknieją nasze miasta i wioski.

 

 Przeczytaj artykuł: Budżet przetrwania!

Samorządy robią wiele aby tych pieniędzy ściągnąć jak najwięcej, wysoka „absorbcja środków unijnych” staje się powodem do dumy, świadczy o skuteczności lokalnych włodarzy. I można by, cytując klasyka, odnieść wrażenie, że korzystanie ze środków unijnych ma „same plusy dodatnie”. Moim subiektywnym zdaniem są także „plusy ujemne”, o których poniżej.

Środki unijne nie powinny być celem samym w sobie, należy patrzeć na nie wyłącznie jako na sposób tańszej realizacji celów, które dany samorząd uzna za najważniejsze dla społeczności lokalnej.

 

Tymczasem w wielu miastach, w tym także w naszym, słyszymy, że realizowane będą tylko inwestycje, dla których uda się uzyskać dofinansowanie unijne. Takie podejście do tematu inwestycji niesie ogromne zagrożenie, bo zwalnia od konieczności myślenia w kategoriach „pomysłu na miasto”, czyli określania strategii rozwoju według schematu:

– jakie cele chcemy uzyskać,

– co musimy zrealizować, by cele te uzyskać,

– jakie potrzebne są do tego środki,

– jak będziemy na bieżąco kontrolować realizację naszej strategii.

Taka realizacja strategii rozwoju jest trudna, bo wymaga trudnej pracy koncepcyjnej, a po jej ogłoszeniu mieszkańcy dostają gotowe narzędzie do merytorycznego rozliczenia włodarzy. Aby pójść tą drogą trzeba mieć „pomysł na miasto” za 5, 10, 15 lat oraz odwagę cywilną.

Czasami stosuje się pozorację takich działań, zlecając opracowanie takiego dokumentu firmie zewnętrznej. Jeżeli nie ma się w głowie choćby zarysu takiej koncepcji to rodzi się pokusa skorzystania z rozwiązań oferowanych przez specjalistów z firmy zewnętrznej. Oni z kolei chcą zdobyć pieniądze najmniejszym nakładem pracy i oferują te same rozwiązania „zrównoważonego rozwoju”, zmieniając tylko stronę tytułową z nazwą miasta.

Tak więc, gdy ma się pomysł na strategię rozwoju, to środki unijne stanowią dodatkowe źródło finansowania dla pomysłów, które i tak byłyby realizowane, bo przecież zostały uznane za niezbędne dla jej realizacji.

Zdecydowanie łatwiejsze jest w pójście w maksymalną absorbcję środków unijnych, czyli pisanie wniosków pod aktualnie ogłaszane programy. Ale przecież naiwnością byłoby zakładanie, że pisane są one pod kątem potrzeb na przykład naszego miasta. Urzędnicy unijni nie są wcale ani mądrzejsi ani gorsi od naszych, co najwyżej lepiej opłacani. Tak więc aplikowanie do kolejnych programów, wcale nie gwarantuje zaspokojenia najważniejszych dla naszej społeczności potrzeb. Na pewno zaś gwarantuje zadowolenie unijnej biurokracji z tego, że udało im się wymyślić programy tak wspaniale nakierowane na realizacje potrzeb społeczności lokalnych w Polsce, o czym świadczy „ wysoki wskaźnik ich absorbcji” . Tworzy się więc zamknięte kółko wzajemnej adoracji.

Jako ilustrację tego trochę przydługiego wywodu wymyśliłem taki oto przykład.

Jesteśmy właścicielem domu, w którym przecieka dach. Remont kosztuje 40 tysięcy, a my mamy tylko 20 tysięcy własnych środków, trzeba więc pożyczyć jeszcze 20 tysięcy w banku. I oto pojawia się program unijny na budowę ogrodów. Do 20 tys. środków własnych unia dokłada 80 tysięcy. Grzechem byłoby „ nie zaabsorbować”. Mamy więc przepiękny ogród za 100 tysięcy. Sąsiedzi nam zazdroszczą. Tylko ten dach……

Janusz Rak