Nad szkołami ponadgimnazjalnymi powiatu jasielskiego zaczynają pojawiać się ciemnie chmury. Z roku na rok coraz ciemniejsze. Powód? Niż demograficzny a w związku z tym (???) coraz mniejsze zainteresowanie młodzieży proponowaną ofertą edukacyjną.
Takie tłumaczenia są w każdym bądź razie przekazywane społeczeństwu. Czy przypadkiem nie jest to jednak przysłowiowa zasłona dymna dla złego zarządzania szkołami, braku spójnej i skorelowanej ze sobą oferty edukacyjnej? Bo jak inaczej można się odnieść do faktu, że nasza młodzież ucieka do szkół krośnieńskich? Uciekają od prowincjonalnej oferty wybierając lepszą? To brzmi złośliwie, ale chyba na takie podsumowanie w ostatnich latach pracuje jasielska powiatowa oświata.
Dlaczego znowu – nie ukrywam z żalem – wracam do porównania Jasła z Krosnem? Bo to głównie Krosno odbiera nam uczniów. W zestawieniu ofert edukacyjnych za każdym razem wypadamy fatalnie. Nie odkrywam tutaj żadnych tajemnic, nie ujawniam niczego, o czym ludzie nie wiedzą. I zawsze kończy się tak samo: ktoś przeczyta, ktoś skomentuje, ludzie ponarzekają, wyślą swoje dzieci do szkół w Krośnie … a odpowiedzialni za taki stan rzeczy dyrektorzy szkół i władze powiatu jasielskiego nadal będą czuć się dobrze w poczuciu wypełnienia swoich zawodowych zadań.
Oczywiście nie można i nie wolno generalizować – sytuacja w poszczególnych szkołach ma się różnie. W jednych nie ma problemu z naborem, w innych już niestety tak. Nie mówiąc już o LO w Nowych Żmigrodzie, które przechodzi właśnie bolesną transformację (pisałam o tym tutaj: O likwidacji szkoły w Nowym Żmigrodzie starosta nie chce słyszeć i tutaj: „Kopernika” z Nowego Żmigrodu poprowadzi „Kopernik”), czy I LO w Jaśle, będącego kiedyś dumą naszego miasta, dziś szkoły sprowadzonej do prowincjonalnego poziomu ( pisałam o tym tutaj: Oszczędności kosztem uczniów? i tutaj: Rodzice nic nie wskórali! i tutaj: Gra o przetrwanie a nie o nauczanie!).
To oczywiste, że atrakcyjna oferta edukacyjna i poziom nauczania mają ogromny wpływ na wyniki naborów do poszczególnych szkół. I to, czy absolwenci szkół nie mają większych problemów ze znalezieniem pracy. Bywały i takie sytuacje, kiedy dyrekcja szkoły zastawiała „pułapkę” na uczniów, wymyślając coraz to inne, nowe kierunki nauczania, nie mając ani specjalistów w danych dziedzinach ani odpowiedniego zaplecza do zajęć praktycznych. Co gorsze, ogłaszając nabór do nowotworzonych profili z góry zakładali, że jeśli nie uda się zebrać wystarczające liczby chętnych, to coś tam pokombinują, połączą profile, zmienią program nauczania i ruszą do przodu. Nie ważna jest jakość ale ilość.
Starosta Mariusz Sepioł w rozmowie ze mną przyznał, że takich praktyk więcej nie może w żadnej szkole. Przed rozmową przesłałam panu staroście biuletyn informacyjny Urzędu Miasta w Krośnie przekazany do wszystkich możliwych mediów z prośbą o rozpropagowanie informacji. Procesjonalnie przygotowany, kompleksowy materiał dotyczący oferty szkół działających na terenie Krosna, dla którym miasto jest organem prowadzącym. Pozostałe szkoły średnie i zawodowe w powiecie prowadzi starostwo. To tak gwoli wyjaśnienia, informacja która nie zmienia faktu, że Krosno wie, jak dobrze promować swoje szkoły, czego jasielskie starostwo powinno się nauczyć.
Przy okazji wychodzi na wierzch kolejny, wieloletni problem Jasła – brak należytej współpracy obu samorządów. Brak jest wspólnej, kompleksowej, skorelowanej strategii edukacyjnej (nie mówiąc już o promocyjnej), a przecież z takiej współpracy płynęłyby tylko korzyści dla wszystkich. Od wielu lat ten bardzo poważny problem poruszany jest zazwyczaj tylko przy okazji zmiany władz w mieście i powiecie, czasami w okolicznościowych referatach czy życzliwych przemówieniach przy okazji święta edukacji. A przecież obie strony muszą sobie zdawać sprawę z korzyści płynących ze współpracy. Obie czasem (jednak jakby nieśmiało) zapowiadają zakopanie „toporków” i współpracę. I co mamy? Czasem uda się coś wspólnie zrobić. Najczęściej z bólem, ale i to dobre. Ale na poziomie oferty edukacyjnej klapa na całej linii. Nie ma tematu. A jak do tego ma się kosztowny (o tym się głośno nie mówi i nie pisze) i tak mocno nagłaśniany i promowany program „Miasto wiedzy”? Jak realizowane są medialnie nośne założenia programu mówiące o systemowym i strategicznym podejściu do nowego modelu rozwoju lokalnego opartego na różnorodnych elementach rozwijających innowacyjność i kreatywność społeczną. Program zakładał wdrożenie szeregu działań, które w ciągu najbliższej dekady pozwolą na podniesienie jakości edukacji, poszerzą ofertę czy oferty kształcenia i doskonalenia oraz wpłyną na rozwój kompetencji mieszkańców Miasta. Ale dlaczego w tym programie nie ma współpracy z samorządem powiatowym. Czy „miasto wiedzy” to tylko przedszkola, szkoły podstawowe, gimnazja i biznes? Biznes, który potrzebuje innowacyjności, świeżego spojrzenia, coraz lepszych absolwentów, dobrych i odpowiednio wyszkolonych pracowników. Może warto nie tylko zakopać te przysłowiowe toporki, ale zastanowić się, jak efektywnie wykorzystać obecną perspektywę i dostępne środki, jaką i w którym kierunku podjąć współpracę z biznesem oraz urzędem pracy, stworzyć realną naukę zawodu (praktyki w zakładach pracy, a nie tylko w warsztatach szkolnych), odpowiedzieć na faktyczne zapotrzebowanie rynku a nie kierować się tylko modą, nowoczesną nazwą zawodu czy specjalizacji jako elementu piar-u i przysłowiowego lepu aby wypełnić limit naboru. A Podkarpacka Szkoła Wyższa czy nie powinna być spoiwem i zwieńczeniem miasta wiedzy, odpowiedzią na wspólną ofertę edukacyjną samorządów i oczekiwaniem biznesu?
Program „Jasło – miasto wiedzy” jest ambitny – to fakt! Zaczyna się w przedszkolu, podstawówce i kończy na gimnazjum . I co dalej? Gdzie trafiają nasi najzdolniejsi uczniowie? Do Krosna!
Wróćmy jednak do szkolnictwa powiatowego. Starosta Sepioł próbował bronić dyrekcji podległych mu szkół mówiąc o tym, że każda z nich ma swoją strategię promocji, że jeżdżą do gimnazjów i zapraszają do swoich szkół. Mówiąc o działaniach promocyjnych wspomniał o corocznej marcowej giełdzie szkół i majowym pikniku zawodowym. Przyznał jednak, że sposób w jaki Krosno promuje swoje szkoły jest godny naśladowania i nasze starostwo skorzysta z tych pomysłów. „Przekazałem to naszym urzędnikom i już nad tym pracują” – przyznał starosta.
Ale promocja to nie wszystko, jak najbardziej potrzebna, ale nie rozwiązuje problemu. Przy naborze do krośnieńskich szkół stawia się na jakość a nie ilość. Kandydatów jest zawsze więcej niż miejsc. Z czego to wynika, chyba nie muszę tłumaczyć. Wiceprezydent Bronisław Baran, odpowiedzialny m.in. za krośnieńską oświatę, nigdy nie zgodziłby się na to, by szkoły przyjmowałyby uczniów „jak leci”, bo to obniża poziom nauczania. A co jeśli odpowiednich kandydatów byłoby mniej? Czy szkoły przyjmowałyby wszystkich, tylko po to by zapewnić sobie utworzenie klas? Odpowiedzi na te i inne pytania wkrótce w – mam nadzieję – ciekawym i dającym do myślenia wywiadzie z panem wiceprezydentem.
W Krośnie można, a u nas?
Pożyjemy, zobaczymy. Tymczasem zapraszam do dyskusji w komentarzach.
Ewa Wawro
Wywiad z Bronisławem Baranem, wiceprezydentem Krosna: „Stawiamy na jakość a nie na ilość” – mówi wiceprezydent Krosna