Niedawno Lotnicze Pogotowie Ratunkowe transportowało z Warszawy do Jasła pacjenta po przeszczepie wątroby. Pilot musiał wylądować w miejscu niedozwolonym, bo droga dojazdowa do tymczasowego lądowiska była nieprzejezdna. Najdziwniejsze jest jednak to, że dyrekcja szpitala nic o tym nie wiedziała.
Zgodnie z decyzją Urzędu Lotnictwa Cywilnego, funkcjonujące od wiosny ub.r. lądowisko Jasielskiego Stowarzyszania Lotniczego Ikar, zostało wyznaczone, jako tymczasowe dla potrzeb Szpitala Specjalistycznego w Jaśle.
Była sobota, 1 lutego b.r, kiedy do prezesa Stowarzyszania Ikar zadzwoniono z centrali Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w Warszawie, informując, że będzie lot transportowy i chcą u nich lądować.
– U nas wszystko jest zasypane śniegiem, bo nie ma drogi dojazdowej i pług tam nie dojedzie. – odpowiedział Leszek Preisner, prezes JSL Ikar. – Spróbujcie może wylądować koło stacji paliw Grosaru, tam gdzie zawsze wcześniej lądowaliście. Może tam jest lepiej.
– To nic nie zmienia, pilot leci z Warszawy, nie zna terenu, będzie problem – usłyszał w odpowiedz. – I to nie jest lot ratowniczy, tylko transportowy, musi lądować na zarejestrowanym lądowisku. Jeżeli nie w Jaśle to w Krośnie, ale spróbujemy najpierw w Jaśle.
Na pokładzie mieli pacjenta po przeszczepie wątroby. Mogli wprawdzie, bez niepotrzebnego narażania się na problemy, wylądować w Krośnie, ale tym samym naraziliby pacjenta na dłuższy transport karetką, co mogłoby się odbić na jego stanie zdrowia. Nie było wyjścia, trzeba było działać. Przygotowaniami do umożliwienia bezpiecznego lądowania zajął się Józef Źrebiec, członek Ikar.
– Zastanawiałem się, co z tego wyjdzie, wylądować wylądują, ale jak karetka tam dojedzie, skoro to szczera łąka zamiast drogi, do tego nawet jej nie widać, bo teren zasypany śniegiem – opowiada pan Józef.
W międzyczasie LPR skontaktowało się ze strażą pożarną w Jaśle, prosząc o pomoc w oczyszczeniu drogi dojazdowej do lądowiska.
Pilot wykazał się dużą wyrozumiałością. Widząc, że karetka wysłana po pacjenta przez jasielski szpital stoi przy głównej drodze, bo nie może dojechać do lądowiska, wylądował na pobliskiej łące. Finał całego zdarzenia był szczęśliwy, ale udowodnił naocznie, że decyzja starostwa, o odstąpieniu od budowy tymczasowego lądowiska dla helikopterów, naraziła pacjentów na niebezpieczeństwo.
Przypomnijmy:
Rok temu blady strach padł na jasielski Szpitalny Oddział Ratunkowy. Rozporządzenie ministra zdrowia wyraźnie określało, że jeśli do końca 2013 r. szpital nie będzie miał lądowisko dla helikopterów Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, to SOR przestanie istnieć. Dzięki determinacji i wzorowej wręcz współpracy powiatu, miasta i JSL Ikar, przygotowano praktycznie wszystko do rozpoczęcia budowy. Wprawdzie tymczasowego lądowiska, ale spełniającego stawiane szpitalowi wymogi. Wszystko było już prawej dopięte na ostatni guzik, tymczasem minister wydłużył termin wykonania przez szpitale lądowisk do końca 2017 roku. Ku zaskoczeniu zaangażowanych w prace przygotowawcze instytucji i ludzi, władze starostwa zmieniły plany. Wstrzymano przygotowywaną inwestycję i przekierowano prace na budowę docelowego, stałego lądowiska. Ma być, ale dopiero pod koniec 2017 r.
– W momencie, gdy pojawiły się możliwości sfinansowania inwestycji razem z całą potrzebną infrastrukturą, podjęliśmy decyzję, że odsuniemy to w czasie – tłumaczy wicestarosta Franciszek Miśkowicz – Zrobimy tam lądowisko za 10 mln zł, może już za 3 lata.
Bez drogi ani rusz
Wybudowanie drogi dojazdowej do istniejącego, wyznaczonego, jako tymczasowe, lądowiska to koszt 100-150 tys. zł. Opisywany przypadek pokazuje dobitnie, że droga jest potrzebna, tym bardziej, że będzie już drogą docelową. Tymczasem problem z dojazdem do lądowiska jest nie tylko w zimie, wystarczy kilka dni deszczu i przejazd jest niemożliwy.
– Nasze lądowisko posiada wszelkie wymagane zezwolenia, jest zgłoszone w Urzędzie Lotnictwa i funkcjonuje legalnie. Przy niedużych nakładach finansowych, można by było bezpiecznie z niego korzystać, czy to sytuacjach ratowniczych, transportowych – podkreśla Źrebiec.
Lot widmo?
O opisywanym przez nas locie transportowym dyrekcja szpitala i władze starostwa dowiedziały się od nas z zaskoczenia, podczas konferencji prasowej na temat planów rozbudowy szpitala w Jaśle.
– Nie mam żadnej informacji na ten temat, że taki lot się odbył – mówi Michał Burbelka, dyrektor szpitala w Jaśle. – Jeśli pacjent ma być przyjęty do szpitala, to loty transportowe muszą być przecież wcześniej uzgodnione. – A decyzję o miejscu wylądowania, nawet przy idealnie dopasowanym lądowisku, i tak zawsze podejmuje pilot.
– Wiem, że pacjent po przeszczepie był przyjęty na oddział wewnętrzny, ale o problemach transportowych nic nie wiem – dodaje Dariusz Kowalski, z-ca dyr. ds. lecznictwa.
– Ten lot z nikim nie był uzgadniany – twierdzi starosta Kmiecik. – A jeśli to był lot widmo, i nikt o nim nic nie wiedział, to trudno było też poczynić stosowne przygotowania.
Jak szpital mógł nie wiedzieć o locie transportowym, skoro po pacjenta wysłana została karetka, a potem przyjęto go na oddział? Tego nam już nie wyjaśniono, ale wnioski nasuwają się same.
– Tak czy inaczej, należy udrożnić procedurę szpitalną – podkreśla Górczyk. – Jeżeli ordynator decyduje, że przyjmuje jakiegoś pacjenta, to powinna pójść o tym informacja do dyrekcji i służb technicznych. Pozwoliłoby to odpowiednim służbom na przygotowanie bezpiecznego lądowania.
A co z drogą? Czy nie ma obowiązku utrzymania jej przejezdności?
– Nie ma sensu odśnieżać drogi w szczere pole, po to tylko, aby była ośnieżona. Jeżeli zdarzają się dwa-trzy takie loty w roku i są zgłoszone, to wówczas się odśnieża – odpiera zarzut Górczyk.
– Jak tylko aura na to pozwoli, to Powiatowy Zarząd Dróg wykona utwardzenie tej drogi i będzie służyła, jako dojazdowa do tymczasowego lądowiska – deklaruje wicestarosta Miśkowicz.
– To tylko problem kilku samochodów tłucznia i poprawienia mostku, który przebiega nad rowem melioracyjnym – dodaje Górczyk.
W wersji papierowej tekst dostępny będzie w najnowszym wydaniu tygodnika Nowe Podkarpacie.
Ewa Wawro
{gallery}galerie/lot_widmo{/gallery}