niedziela, 8 grudnia, 2024

Przez nos do zdrowia

0
Przez nos do zdrowia
Udostępnij:

Zapachy otaczają nas zewsząd i bez przerwy. Odpowiednio dobrane i stosowane mogą korzystnie wpływać na nasze zdrowie i samopoczucie. Warto o tym pamiętać.

Wpływ otaczających nas zapachów na nasze psychiczne i fizyczne samopoczucie znany jest od najdawniejszych czasów. Już w starożytności wykorzystywano lecznicze właściwości olejków eterycznych, a najwcześniejsze wzmianki o tym pochodzą sprzed 5 tys. lat. Robert Tisserand, twórca Instytutu Aromatoterapii w Wielkiej Brytanii, rozszerzając słynne powiedzenie Kartezjusza mówi: „wącham więc myślę – myślę więc jestem” czyli „wącham więc jestem”. Na co dzień jednak nie zdajemy sobie sprawy z wpływu, jaki mają na nas otaczające nas zapachy. A przecież wiosenna łąka pełna kwiatów nastraja nas optymistycznie i radośnie, zapach lasu wycisza i odpręża, a zapach poczekalni u dentysty czy szpitalnej sali stresuje i drażni. Sztuka polega na tym, by tę wiedzę wykorzystać do polepszenia zdrowia swojego i najbliższych. Zajmuje się tym szybko rozwijająca się dziedzina nauki zwana aromatoterapią lub aromaterapią, łącząca medycynę naturalną z zielarstwem. Szczególnie popularna jest w Europie Zachodniej, Japonii i Stanach Zjednoczonych. W niektórych krajach, jak na przykład w Anglii, jest refundowana. Polega na wprowadzeniu do organizmu pacjenta czynnych biologicznie substancji zapachowych z olejków eterycznych pochodzenia roślinnego.

Przez nos nie tylko do zdrowia

Zapach wpływa na nasze reakcje fizjologiczne, może regulować wydzielanie enzymów trawiennych, wywoływać zmiany ciśnienia krwi, szybkości tętna i oddechu, wywoływać senność, odprężenie, ale może też wzmacniać rozdrażnienie czy niepokój. Może wpływać na ilość wydzielanego potu, wzmagać podniecenie seksualne, ale też budzić odrazę. Aromaty mogą wpływać na to czy wejdziemy do danego sklepu, na to, co kupujemy, jak długo przebywamy w restauracji. Z kolei źle kojarzący się zapach (często w stężeniach podprogowych, odczuwany tylko podświadomie) powoduje złe samopoczucie, depresję, lęk a nawet agresję. To chyba oczywiste, że otaczająca nas zewsząd komercja może wykorzystywać tą wiedzę manipulując naszymi emocjami. Mówiąc krótko: przez nos do naszego portfela. Czy i na ile jesteśmy poddawani takiej nieświadomej manipulacji, to odrębny temat. Wróćmy jednak do pozytywnych aspektów, jakie niesie ze sobą aromatoterapia.

Wiele chorób, szczególnie chorób przewlekłych, ma podłoże psychosomatyczne i tu właśnie zastosowanie aromatoterapii może przynieść wiele korzyści – podkreśla naturoterapeuta Lech Zwoleński, zagorzały zwolennik wspomagania leczenia wielu chorób zapachowymi olejkami.

Co i jak

Lawenda, bazylia, cynamon i cytrusy – sprzyjają odprężeniu, mięta, tymianek i rozmaryn – orzeźwiają, imbir, lukrecja i czekolada – nastrajają romantycznie, a zapach róży pomaga łagodzić nastrój depresyjny. Dzięki antyseptycznym właściwościom olejków eterycznych stosowanych w aromaterapii możliwe jest wspieranie terapii antybiotykowej.

Ważne jest to by był to naturalny aromat, a nie syntetyczny. – Jeśli na półce w sklepie stoi gama olejków zapachowych i każdy kosztuje tyle samo, to nie mogą być to naturalne aromaty. Jeśli różany, rozmarynowy, tymiankowy, wszystkie są przykładowo po 9,50 zł to na pewno są to syntetyki. Jeśli widzimy w sklepie kadzidełka z jaśminu, drzewa sandałowego, lawendowe i wszystkie są po 2,50 zł, to z pewnością są sztuczne aromaty – twierdzi Lech Zwoleński. Syntetyczne zapachy są rakotwórcze. Naturalne od syntetycznych różnią się w zasadzie tylko jedną frakcją, ale ta właśnie frakcja decyduje o tym, że nasz organizm traktuje ją, jak ciało obce.

Najdroższy jest olejek różany, ale trzeba wiedzieć, jaki kupić. – Najlepszy jest z róży bułgarskiej. Ta sama róża rośnie w Albanii czy Turcji, ale najcenniejsza jest ta, która rośnie w dolinie różanej w Bułgarii, gdzie jest szczególne miejsce, gleba, wiatr od morza i odpowiednie opady. Do wyprodukowania 1 kg takiego olejku potrzeba 2-3 tony płatków róży. Za 2 ml oryginalnego olejku różanego z Bułgarii trzeba dać około 500-600 zł. Będąc w Bułgarii nie można jednak dać się „naciągnąć” i kupić taki olejek „okazyjnie” – przestrzega Zwoleński.

Znacznie tańszy jest olejek z drzewa różanego – za buteleczkę 15 ml zapłacimy ok. 25 zł. Drogi jest też naturalny olejek tymiankowy, który ma ośmiokrotnie silniejsze działanie aseptyczne niż stosowany powszechnie w szpitalach fenol. Sosnowy, lawendowy, cytrynowy czy pomarańczowy w zielarskich sklepach kosztują w granicach 8-12 zł. – Ich cena musi być jednak zróżnicowana, wynikająca z kosztów wytworzenia. Jeśli widzimy, że wszystkie, w tym różany, są w jednej cenie, to lepiej poszukać oferty innego producenta – mówi Zwoleński.

Na początek próba

Tak jak wszystko co nas otacza, tak i zapachy mogą nas alergizować, dlatego przed rozpoczęciem terapii zapachowej należy wykonać próby tolerancji. – Podstawowa zasada: wybieramy zapachy, które lubimy, których wąchanie sprawia nam przyjemność, a nie te, o których przeczytaliśmy, że np. dezynfekują, albo mają jakieś właściwości lecznicze. To musi być dla nas miłe, przyjemne – podkreśla naturoterapeuta. – Silnym antyseptykiem jest olejek jałowcowy, czy goździkowy, którego niektórzy wręcz nie znoszą. W takim przypadku stosowanie go będzie przynosiło tylko szkodę, ponieważ źle będzie działać na naszą psychikę. Lepiej potrzymać dłużej olejek rozmarynowy czy geraniowy na te bakterie, niż katować się olejkiem goździkowym. Powąchajmy olejek, jeśli nas odrzuci nie stosujmy, zawsze możemy poszukać innego olejku o podobnych właściwościach, którego wąchanie będzie sprawiało nam przyjemność.

„Kominki” w domu i w pracy

Technika wąchania nie ma specjalnego znaczenia, ale lepiej jest stosować sprawdzone metody. Wygodną formą są popularne „domki aromatyczne” nazywane też „kominkami”, w których pod zbiorniczkiem, do którego wlewamy wodę z dodatkiem olejków zapachowych pali się świeczka. Podgrzanie cieczy sprzyja odrywaniu się cięższych frakcji zapachowych od powierzchni wody. Można stosować też poduszeczki wypchane np. suszoną lawendą, przechowywanie rzeczy osobistych w woreczkach zapachowych z jaśminem czy płatkami róży dla kobiety, lub rozmarynem dla mężczyzn. Można skropić nimi dosłownie wszystko: ubranie, dywan wycieraczkę, tapicerkę…. Pomimo swojej oleistej konsystencji nie zostawiają plam na materiałach – o ile są to naturalne olejki, a nie syntetyczne. Takie mimowolne inhalacje mogą być dodatkowym elementem leczenia chorych w domu. – U nas w domu, kiedy dziecko chorowało zawsze unosiły się aromaty goździków czy rozmarynu, zabijające unoszące się w powietrzu bakterie. Oprócz podawanych leków i wmasowywania olejków zapachowych, dawało to sprzyjającą leczeniu atmosferę – mówi L.Zwoleński.

Ile kropli? Jak we wszystkim i tu należy zachować umiar. – Maksymalnie 10-15 kropli nalanych do „kominka”. Jeśli mieszamy aromaty, to pamiętajmy by nie dodawać każdego z nich po 10 kropli, ale by łącznie tyle ich było. I góra dwa trzy zapachy razem, ale nie pięć, nie dziesięć.

Ta sama zasada powinna obowiązywać podczas kąpieli w wannie czy saunie parowej – dodajemy góra 15 kropli. Do masażu stosujemy 15-30 kropli dodanych do 50 ml oleju roślinnego.

„Wąchanie” przez skórę

Inną od wąchania metodą stosowaną w aromatoterapii jest masaż. To wolniejszy ale trwalszy sposób, ponieważ nasącza się ciało aromatami. Zapach, jako związek chemiczny, nie tylko unosi się cały czas wokół nas, ale także przez kanaliki potowe w skórze przedostaje się do krwi. I tu znowu musimy zachować umiar. – Jeśli chcemy użyć olejek zapachowy na skórę, to tylko za pomocą nośnika, którym może być olej, mydło, alkohol lub woda. I sprawdźmy czy nie wywoła u nas reakcji alergicznej. Weźmy 1 kropelkę na łyżeczkę oleju i wetrzyjmy odrobinę mieszanki w skórę za uchem, na przedramieniu lub na mostku, tam gdzie mamy wrażliwe miejsca – podkreśla naturoterapeuta.

Jeśli olej to jaki? Najlepszym nośnikiem jest olej z pestek winogron, delikatny, neutralny aromatycznie. Poza tym wszystkie oleje, które używamy na zimno, a nie do smażenia, takie jak olej z oliwek czy słonecznikowy. Nieprzydatny będzie natomiast np. olej sezamowy, sam w sobie jest bowiem bardzo aromatyczny.

Czy nasz „aromatyczny domek” możemy stosować na okrągło? Dlaczego nie! Ale dobierajmy aromaty do naszych chwilowych potrzeb, do naszego nastroju, stanu zdrowia. – Przed południem czujemy się tak, wieczorem inaczej, dobierajmy więc aromaty do naszego samopoczucia i pory dnia. Jeśli chcemy się wyciszyć użyjmy lawendy, zrelaksować – cytryny, pobudzić – rozmarynu. Oczywiście, o ile na te zapachy dobrze reagujemy – zaznacza jeszcze raz L.Zwoleński.

Nic nie czujemy, a jednak działa

Zmysł węchu męczy się bardzo szybko, zazwyczaj po 15 minutach nie wyczuwamy już zapachu, który nas otacza. Dlatego tak łatwo jest przesadzić w ilości perfum, jakimi się skrapiamy – wydaje nam się, że ich nie czuć a dla przebywających z nami ludzi mogą być zbyt agresywnym doznaniem. Czy ten mechanizm łatwego męczenia się zmysłu węchu nie zaburza efektów aromatoterapii?
Zależy po co stosujemy dany aromat. Jeśli chcemy by działał antyseptycznie i hamował rozwijanie się bakterii, szczególnie przy różnego rodzaju infekcjach, to im dłużej tym lepiej. Jeśli chcemy się wyciszyć albo pobudzić, to zauważalne działanie zastosowanego olejku następuje w ciągu pierwszych 15 minut. Później na pewno nie robi szkody, a może przynosić dalsze korzyści. Te cząsteczki cały czas się roznoszą w powietrzu, oddychamy taką pozytywną atmosferą nie zdając sobie z tego sprawy.

Zapachów nie da się przedawkować, pod warunkiem, że jest to naturalny aromat. – Człowiek z natury jeśli zje coś nieodpowiedniego, to zwymiotuje, albo będzie mieć biegunkę. Jeśli wchłoniemy syntetyczny zapach to niestety nasz organizm nie broni się tak spektakularnie – mówi L.Zwoleński.

Aromatyczny alfabet

Człowiek posiada ponad 10 mln komórek węchowych i jest w stanie odróżnić od siebie około 10 tysięcy zapachów. Nasz zmysł węchu zaczyna funkcjonować już w życiu płodowym, a niemowlęta wyczuwają zapach mleka matki. W miarę dorastania bodźce węchowe wpływają na nasz stan psychiczny i zachowanie. Informacja o zapachu, z którym się zetknęliśmy przechowywana jest w pamięci długotrwałej i ma silny związek z pamięcią emocjonalną. Znajome zapachy przywodzą na myśl wspomnienia, a nawet dokładne obrazy, słowa i uczucia. Można powiedzieć, że zmysł powonienia to szybka ścieżka dostępu do najbardziej decyzyjnych struktur w naszym mózgu. Omija świadomość i od razu motywuje do określonych emocji. Ale nie każdy równie szybko reaguje na zapachy, ponieważ ich nie wyczuwa. Na szczęście wszystkiego można się nauczyć, wąchania także. Dlaczego od dziecka uczymy się czytania, pisania i arytmetyki, a nikt nie pomyślał o tym, by przekazywać nam wiedzę o języku zapachów? Należy ćwiczyć i rozwijać swój zmysł powonienia oraz nauczyć się rozpoznawać zapachy w analogiczny sposób, w jaki uczymy się języków obcych, na pamięć, jak obcych słówek czy wierszyków. Ważny jest regularny trening, „najlepsze” nosy mają ludzie, którzy często używają zmysłu powonienia.

Na szkoleniach winiarskich w Podkarpackiej Akademii Wina w Jaśle prowadzone są warsztaty z rozpoznawania aromatów występujących w winie z wykorzystaniem zestawu „Zapachy Wina” Le Nez du Vin, 54 najczęściej występujących aromatów w winie i 12 wad spotykanych w winie. Zajęcia cieszą się zawsze dużym zainteresowaniem, nie tylko od strony winiarskiej. Uświadamiają słuchaczom Akademii, że rozwijanie umiejętności rozpoznawania zapachów jest bardzo przydatne także w życiu codziennym.

Aromatoterapia zamiast odświeżaczy?

Popularność „odświeżaczy” powietrza wciąż rośnie, a za nią kuszące nas pełnymi półkami oferty sklepowe. To sama chemia, którą łatwo możemy zastąpić przygotowanymi przez siebie odświeżaczami. Wystarczy buteleczka z atomizerem, woda jako nośnik i olejek zapachowy. Jaki? Każdy, jakiego wąchanie sprawia nam przyjemność. Ale uwaga na pułapkę „własnych sieci” – używając tak sporządzonych odświeżaczy powietrza możemy – poprzez późniejsze skojarzenia np. z toaletą, w której go stosujemy – obrzydzić sobie najbardziej ulubione aromaty.

Zapachową miksturą możemy spryskiwać pościel, bieliznę, ubrania itp. Tym sposobem będziemy inhalować korzystne dla nas aromaty bezwiednie, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że jesteśmy poddani ich korzystnym wpływom.

Ewa Wawro

* * *

Przykładowe właściwości aromatów:

– antydepresyjne: rumianek, szałwia, bazylia, geranium, jaśmin, lawenda, kwiaty pomarańczy,
– uspokajające: lawenda, kwiaty pomarańczy, rumianku, szałwii, róży,
– odprężające: rozmaryn, bazylia, geranium, jałowiec, mięta, szałwia, tymianek i macierzanka,
– pobudzające, usuwają zmęczenie: jałowiec, sosna, bazylia, lawendy,
– poprawiające myślenie: rozmaryn, lawenda, bazylia, geranium.

Warto wiedzieć:

Uszkodzone komórki węchowe ulegają regeneracji nawet po silnym uszkodzeniu (np. wywołanym substancją drażniącą czy poparzeniu). Wszystko to za sprawą komórek glejowych.
Anosmia – całkowita utrata powonienia
Fantosmia – odczuwanie wrażeń węchowych pomimo braku substancji zapachowej.
Autodysomofobia – odczuwanie lęku przed swoim przykrym zapachem: cierpiący na to schorzenie ludzie, żeby poczuć się lepiej, kilka razy dziennie biorą kąpiel, piorą wielokrotnie ubrania oraz nadużywają dezodorantów i perfum

Ryszard Kapuściński, fragment reportażu z tomu „Kirgiz schodzi z konia”

Na Bulwarze Nafciarzy Gulnara Guseinowa leczy ludzi zapachem kwiatów. Kto ma sklerozę, wącha laurowe liście. Kto ma nadciśnienie – wącha geranie. Na astmę najlepszy jest rozmaryn. Ludzie przychodzą do Gulnary z kartką od profesora Gasanowa. Na kartce profesor przepisuje nazwę kwiatu, a także czas wąchania. Wącha się na siedząco, najczęściej przez dziesięć minut. Gulnara dogląda, żeby każdy wąchał to, co należy, żeby, powiedzmy, jakiś sklerotyk nie zabrał się do wąchania rozmarynu. Kwiaty stoją rzędami w szklanym domku, który nazywa się gabinetem fitoterapii i przypomina cieplarnię. Gulnara mówi mi, żebym usiadł i też coś powąchał. Czy czuję zapach? Nie czuję nic. Otóż to – bo kwiat nie pachnie sam z siebie. Trzeba poruszyć łodygą, wtedy kwiat czuje, że ktoś się nim zainteresował I zaczyna wysiewać swój zapach. Kwiaty nie pachną dla siebie, tylko zawsze dla kogoś. Na każde poruszenie kwiat zareaguje zapachem – jest naiwny i lekkomyślny, każdemu chce się podobać. – Towarzysze, poruszajcie kwiatami! – napomina Gulnara siedzących w gabinecie staruszków, którzy zaczynają trząść gałązkami, jakby otrzepywali je z mrówek.
Pytam Gulnary, która jest studentką medycyny, czy wierzy, że kwiat może wyleczyć człowieka. Wyleczyć nie psychicznie, bo taka możliwość jest dowiedziona, ale wyleczyć fizycznie, na przykład nadać sprężystość wapniejącej komórce. Gulnara uśmiecha się. Mówi tylko, że do niej przyjeżdżają leczyć się ludzie z całego świata. Podkreśla: nawet z Ameryki.”