Dziś powracamy do jednych z pierwszych formacji rocka progresywnego, która w wyniku zmian personalnych wybrała później drogę pop rocka. Brytyjska formacja Genesis powstała wiosną 1965 roku w wyniku połączenia dwóch zespołów: Garden Wall – w której udzielali się Peter Gabriel i Tony Banks oraz Anon, której muzykami byli Mike Rutherford i Anthony Phillips, obu działających w szkole średniej – Charterhouse School w mieście Godalming, hrabstwie Surrey w Anglii. W tym składzie nagrano pierwszy album – „From Genesis to Revelation”, który ukazał się w 1969 roku.
Kolejny krążek, „Trespass” ukazał się w 1970 roku. Album nagrany już w nowym składzie promowała pierwsza duża trasa koncertowa. W jej trakcie okazało się, że Anthony Phillips cierpi na „sceniczny lęk” (tremę), która nie pozwala mu uczestniczyć w koncertach. To zmusiło go do odejścia z grupy. W tym samym czasie odszedł także perkusista John Mayhew. W ich miejsce zostali przyjęci do grupy: studyjny gitarzysta Steve Hackett i perkusista Phil Collins. Obaj doskonale wtopili się w skład, tak, że nie dało się zauważyć żadnej zmiany. Kolejne przetasowania nastąpiły w 1975 roku. Wtedy formację opuścił jej wokalista i lider – Peter Gabriel. Czwórka muzyków nagrała wydany w lutym 1976 roku album „A Trick of the Tail”. Wokalistą został perkusista Phil Collins. W 1977 roku nastąpiła kolejna i jak się okazało ostatnia na długie 18 lat zmiana składu zespołu. Z grupy odszedł gitarzysta Steve Hackett. Uszczuplenie składu do trójki muzyków – Rutherford, Collins, Banks – zmusił muzyków do uproszczenia faktury i pójścia w stronę soft rocka. Stąd też i tytuł 9 albumu w dyskografii grupy – „…And Then There Were Three…” (… I zostało ich trzech…). Album ukazał się 7 kwietnia 1978 roku i przyniósł pierwszy wieli przebój formacji – „Follow You, Follow Me”, otwierając nowy, komercyjny rozdział historii Genesis. Dzisiaj przypomnę nagranie, promujące ostatni studyjny krążek z Philem Collinsem, jako wokalistą grupy. Utwór „No Son of Mine” ukazał się na singlu 21 października 1991 roku i promował wydany 11 listopada album „We Can’t Dance”. Nie ukrywam, że jest to dla mnie jedna z najlepszych płyt w dyskografii zespołu.