piątek, 29 marca, 2024

Od lotnictwa nie ma odwrotu

0
Od lotnictwa nie ma odwrotu
Udostępnij:

Ma 46 lat, za sobą wiele sukcesów zawodowych i rodzinnych. Ale to mu nie wystarcza, pochłania go życiowa pasja – lotnictwo, które stara się promować, jak tylko się da. – Dziś lotnictwo cywilne, to często tylko przygoda życia, dla naszych dzieci będzie czymś powszechnym, przygotujmy je dobrze do tego – mówi zagorzały pilot, Leszek Preisner z Jasła.

Pasja do lotnictwa rozbudziła się w nim już we wczesnym dzieciństwie. Kiedy miał 2-3 lata Rosjanie zaczęli pierwsze loty w kosmos. Cały świat się tym ekscytował. Pan Leszek nie zdawał sobie jeszcze wówczas sprawy z wagi dokonania, ale i jemu udzielił się ówczesny entuzjazm. Potem, jeszcze długo, na pytania rodziców, kim chce być w przyszłości, zawsze odpowiadał, że kosmonautą.

Sam tego nie pamiętam, ale rodzice często opowiadali o tym przy różnych okazjach – śmieje się na to wspomnienie z dzieciństwa Leszek Preisner. – Potem moje dziecięce marzenie o lotach przycichło, aż do momentu, kiedy przy okazji szkolnej wycieczki nauczycielka zabrała nas na lotnisko do Krosna. Jak weszliśmy do hangaru i zobaczyłem te wszystkie szybowce, to od razu poczułem, że to jest właśnie to. Wiedziałem, że będę kiedyś latał. Mając 16 lat zacząłem szkolić się na szybowcach – wspomina pan Leszek.

Z wielkim zapałem trenował przez kilka lat, ale trudno było pogodzić wymagający sport z życiowymi obowiązkami. – Wyszkoliłem się, ale dalsze uprawianie szybownictwa wymagało spędzania bardzo czasu na lotnisku. Musiałem przerwać latanie, jednak miłość do lotnictwa wciąż była we mnie i kilka razy do tego wracałem. Starałem się unikać wizyt na lotnisku, ale to było silniejsze ode mnie.

Przez pewien czas pan Leszek wiązał z lotnictwem swoją przyszłość, chciał zostać pilotem liniowym. Zdawał na politechnikę rzeszowską, na pilotaż, ale nie został przyjęty. Rozgoryczony odpuścił sobie trochę pasję, poświęcając się pracy i rodzinie. Odpuścił, ale tylko do czasu kiedy kupił swojego pierwszego motoszybowca Ogar. To był pierwszy prywatny latający sprzęt na lotnisku w Krośnie. Niedługo po tym przesiadł się na samoloty. I tak jest do dzisiaj. W międzyczasie kilka razy zmieniał swoją „maszynę”, marząc jednoczenie o tym, by doprowadzić do wybudowania lądowiska w Jaśle. Jako prezes Jasielskiego Stowarzyszenia Lotniczego Ikar od ponad ośmiu lat zabiega o jego powstanie (więcej na ten temat    tutaj

Ikar rośnie w siłę

Jasielskie Stowarzyszenie Lotnicze IKAR powstało w 2008 r., ale jego założyciele i członkowie od dłuższego już czasu uprawiali sporty lotnicze, spotykając się na różnych zawodach i imprezach.

– Pomyśleliśmy, że stworzymy coś takiego, po to by zrzeszyć wszystkie rodzaje pasjonatów lotnictwa pod jednymi skrzydłami – wyjaśnia Preisner, prezes IKAR. – Ludzie, którzy pasjonują się modelarstwem, paralotniarstwem, szybownictwem, samolotami, mają przecież te same zainteresowania. Chcieliśmy wszystkich tych ludzi zebrać w jednym stowarzyszeniu. I to nam się udało. Mamy bardzo mocną sekcję modelarską. To nie są modele jednego rodzaju, ale bardzo różne, począwszy od rekreacyjnych, trenerków aż po duże akrobacyjne. Mamy też sekcję samolotową, szybowcową i paralotniową. Cały czas staramy się promować idee lotnictwa w Jaśle – podkreśla.

Od pół roku mają zarejestrowane lądowisko w Jaśle. Pan Leszek i jego koledzy – pasjonaci lotnictwa z Jasła, wiedzą dobrze, że lądowisko otwiera miastu wiele nowych możliwości rozwoju.

Nie ma odwrotu od lotnictwa. My dzisiaj możemy samolotem dolecieć do Warszawy za godzinę lub dwie. Spokojne startuję po śniadaniu, lecę do Warszawy, załatwiam wszystkie sprawy i wracam do domu na obiad – podkreśla Preisner.

Wciąż do przodu

Pan Leszek przekonuje, że samolot nie jest w dzisiejszych czasach czymś nieosiąganym dla przeciętnego Polaka. – Te samoloty, którymi latamy nie są droższe od niektórych samochodów, których nie brakuje na naszych drogach. Żeby nie bać się nim latać, trzeba dać od 50 tys. złotych wzwyż. Od 20 tys. zł. można już kupi małe „latadełko”, natomiast 100 tys. kosztuje samolot, którym można polecieć dalej, a 200 tys. zł taki, którym można już bezpiecznie polatać po Europie. Porównując te ceny to wspomnianych wypasionych samochodów to chyba niewiele, jak za samolot – podkreśla.

Szkoląc się początkowo na szybowcach poświęcał temu bardzo dużo czasu, praktycznie całe wakacje spędzał na lądowisku czekając na dobrą pogodę. Więcej było siedzenia niż latania. Poszedł więc w kierunku sprzętów niezależnych, czyli motoszybowców. Po to, by w wolnym czasie móc sobie polatać, musiał najpierw zarobić pieniądze. I ta metoda dobrze się panu Leszkowi sprawdziła.

Pierwszy samolot, jaki kupił siedem lat temu to motoszybowiec Ogar. – Latałem nad Jasłem wzbudzając czasem zainteresowanie przypadkowych obserwatorów. Potem wymieniłem go na Pipera Tomahawk. Kupiliśmy go z kolegą na spółkę. Potem kolejny nasz wspólny zakup, to następny Piper PA-38 Tomahawk, a po nim FK-14 Polaris, ultralekki, bardzo szybki samolot – wylicza.

Jego dusza pilota wciąż jednak szuka nowych doznań. Niedawno uznał, że samolot, którym teraz lata jest dla niego za delikatny. – Zawsze marzyłem o samolocie, który wytrzyma więcej ode mnie – śmieje się Preisner. – Teraz buduję samolot RV-6A, akrobacyjny z mocnym silnikiem. Buduję go w Krośnie, pomagają mi koledzy, którzy są fachowcami w dziedzinie budowy samolotów. Nasz nowy samolot to tzw. kit sprowadzony ze Stanów, czyli zestaw części, które trzeba sobie samemu zmontować. Wymaga to bardzo dużo pracy, ale koledzy z Krosna są dobrymi fachowcami i poradzą sobie świetnie.

Co jest najpiękniejszego w lotnictwie? – pytamy. – To, że człowiek lecąc angażuje w to wszystkie swoje zmysły. Jeżeli leci, to już w zasadzie nie myśli o tym, co dzieje się na ziemi. Całkowite oderwanie się od problemów. Godzina lotu potrafi bardziej mnie zrelaksować i odstresować, niż tydzień leżenia na plaży. Jeśli musiałbym przestać latać, to byłoby trudne, to jakby ktoś wyrwał kawałek mnie samego. Na to lekarstwa nie ma – podkreśla Preisner. 

Bywa tragicznie

Nie zawsze jednak jest tak kolorowo w tym sporcie. Zdarzają się też bolesne przeżycia. Dwa tygodnie temu, podczas lotu, zginął bardzo dobry kolega pana Leszka, pilot doświadczalny major Bogusław Mrozek. – Nieraz przylatywał do nas na lądowisko. To on mnie na początku uczył latać, lataliśmy razem naszymi Ogarami. To był jeden z najbardziej doświadczonych pilotów w Polsce. Oblatywał samoloty niebezpieczne, duże i szybkie, a zginął na małym drewnianym szybowcu – opowiada z wielkim smutkiem Preisner.

Czy ten przykład dowodzi, że lotnictwo jest niebezpiecznym sportem? – Trzeba jasno powiedzieć, że jest niebezpieczne, ale czy bardziej od innych sportów wyczynowych? Tragiczny wypadek można mieć nawet jadąc na rowerze, czy pływając kajakiem. Ale to prawda, że lotnictwo to pasja, która wymaga bardzo dużej samodyscypliny i bardzo dużej uwagi. Czasem bardzo mały szczegół może zaważyć na tym, że samolot się rozbije. Trzeba mieć tę świadomość, że po to są procedury i przepisy lotnicze, by je przestrzegać. Jeśli tego pilnujemy to mamy szansę, że nam się nic nie stanie – odpowiada pilot.

Okazuje się, że nie każdy z nas może zostać pilotem. – Są ludzie, którzy wsiadają do samolotu czy szybowca i od razu widać, że są pilotami „od urodzenia”. Ale są też i tacy ludzie, którzy na siłę chcieliby latać, a to im niestety nie zawsze wychodzi. Dużo ludzi w ogóle nie nadaje się do lotnictwa, ponieważ trzeba tu podejmować bardzo szybko i bardzo trafne decyzje. Tam w górze nie ma chwili na zastanowienie, na jakieś działania prowizoryczne. To musi być wyćwiczone i profesjonalne. Jadąc samochodem możemy w każdej chwili się zatrzymać, zjechać na pobocze, w górze to jest już niemożliwe – zwraca uwagę. 

Według pana Leszka opinie o lotnictwie, jako niebezpiecznym sporcie, kreują m.in. media. – Jeśli rozbije się gdzieś nawet mały samolocik, to od razu cała Polska o tym wie, a jak czterech młodych ludzi zginie pod Jasłem w maluchu, to żadnej sensacji nie ma, oprócz lokalnych mediów nikt o tym nie pisze. Lotnictwo z założenia jest postrzegane inaczej – mówi. – A jeśli ktoś nie zdaje sobie sprawy z fakt, że każdy lot może być ostatnim, to nie dorósł do lotnictwa i lepiej niech się za to nie zabiera – dodaje.

Tekst w wersji papierowej dostępny będzie w najnowszym wydaniu tygodnika Nowe Podkarpacie.

Ewa Wawro

Przeczytaj także: Czy hulajnoga z Jasła podbije świat?

{gallery}galerie/Preisner_lotnictwo{/gallery}