wtorek, 10 września, 2024

Na tropie wilka

0
Na tropie wilka
Udostępnij:

Żartobliwie mówią o nim tańczący z wilkami. Sam tak nie uważa, a to określenie traktuje z przymrużeniem oka. Gdy pierwszy raz wilk do niego podszedł uciekł na drzewo. Z czasem strach zastąpiła fascynacja. Zenon Wojtas od lat śledzi wilki, obserwuje je, próbuje zdobyć ich zaufanie.

Zenon Wojtas Beskid Niski zna jak własną kieszeń. Tu się wychował, mieszka i pracuje. Przemierzał góry, doliny, lasy, a jego pierwszymi przewodnikami były wilki. – Nie wiem czy ja tańczę z wilkami, ale mam z nimi kontakt, nie tylko przez obserwację tropów. Sam je często obserwuję, nasłuchuję ich wycia, interesuję się ich biologią. Z wykształcenia również jestem biologiem. To moja pasja i praca – mówi Zenon Wojtas, pracownik Magurskiego Parku Narodowego, specjalista ds. ochrony przyrody i monitoringu.

Uciekł na drzewo

Pierwszy raz zetknął się z wilkami, a bardziej z ich wyciem jako dziecko. Miał wtedy 10 lat, bawił się wieczorem na podwórku z sąsiadami. Nagle około 300 metrów od domu usłyszał wycie watahy. – To utkwiło wszystkim w pamięci, mi szczególnie, bo do dzisiaj interesuję się wilkami. Ciarki wszystkim przechodziły i widać było lekkie zdenerwowanie. Jest to dość niezwykłe, by tak blisko od domu usłyszenie wilczej watahy. Gdy słucha się wycia, zwłaszcza jak jest się w puszczy, nie ma samochodu, to tak naprawdę różne emocje człowiekiem szarpią. Na początku pamiętam jak byłem dzieckiem to przeważał strach, choć mnie to ciekawiło. Wycie, które zwykle słyszałem nocą, wieczorami, ograniczona widoczność, a wilki sobie doskonale wtedy radzą, czują – wspomina.

Pan Zenon chodził za wilkami, bo zawsze mógł zobaczyć coś ciekawego podczas takich weekendowych wędrówek. Jednak najbardziej w pamięci utkwiło mu samo spotkanie z wilkami. Miał wtedy kilkanaście lat, usłyszał je i podszedł bliżej. Tymczasem wilki zbliżyły się do pana Zenona, a on ze strachu uciekł na drzewo. Siedział tam kilkanaście minut. Jeden z wilków podszedł pod drzewo i rozglądał się pod nim, bo wyczuł jego zapach. W pewnym momencie jeden ze starszych wilków złapał go wzrokiem i wszystkie uciekły. To były sekundy, kiedy cała wataha zniknęła z horyzontu.

Z latami troszkę się to zmieniło, strach zmienił się w fascynację. Dzisiaj jak słyszę wilki, to jestem zadowolony, spokojniejszy. Wiem, że w dolinie jest spokój, bo jak jest wataha to znaczy, że nie ma nikogo prócz mnie w tych okolicach. Gdyby ktoś wieczorem lub nocą gdzieś się zagubił, szukał czegoś to wilki wtedy nie dają o sobie znać, są bardziej skryte – przyznaje.

Dlaczego tak zafascynowały go wilki? – Może z tego względu, że one są dość mobilne, pokonują ogromne odległości, średnio około 23 km dziennie, idąc za tropem obserwuję się całą dziką przyrodę, odwiedza się miejsca, w których ludzie pojawiają się bardzo rzadko – stwierdza. Pan Zenon często spotykał wilki, ale jak przyznaje tak naprawdę nie jest to łatwe.

Otrzeć się o wilki

Z czasem fascynacja stała się pracą. Wiele zawdzięcza śp. Janowi Szafrańskiemu, założycielowi i dyrektorowi MPN. To on był nauczycielem Zenona Wojtasa, który pokazał mu jak trzeba zawodowo chronić przyrodę, jak z pasji można i trzeba zrobić zawodowstwo. – Przez ostatnie dwa lata jego życia praktycznie codziennie uczestniczyłem w jego wyjściach. Uczył mnie obserwować zwierzęta, a także cierpliwości, bo ja jestem bardziej dynamiczny, a on z racji wieku był spokojniejszy, stabilniejszy, miał wszystko rozpracowane. Wiedział, o której godzinie i gdzie można spotkać dane zwierzęta. Miał wyliczone te zwierzęta co do jednego osobnika. Często opowiadał mi o spotkaniach z wilkami, podkreślał że to były dla niego najciekawsze obserwacje dzikiej przyrody. Obserwowanie watahy wilków biegnących po łące według niego było formą zapłaty za trud włożony w ochronę przyrody i potwierdzeniem skutecznego działania. Dziś staram się wykorzystać wszystkie wskazówki dotyczące dzikiej przyrody, które przez ostatnie lata swojego życia mi przekazał.

Pan Zenon wspomina także, że kiedyś podczas obserwacji zasnął. Kiedy się obudził, drapieżniki krążyły wokół niego, nie robiąc mu żadnej krzywdy. Żeby wilki zaakceptowały obecność człowieka, trzeba na to poświęcić wiele czasu. Od kilku, do kilkunastu godzin, a nawet całą dobę trzeba spędzić w terenie, żeby otrzeć się o wilki. Pan Zenon już dobrze zna miejsca, gdzie można je spotkać. Samo spotkanie z drapieżnikiem wywołuje duże emocje, swoim widokiem, beztroską, dzikim życiem wynagradza poświęcony czas. – One mnie widywały, wycofywały się, później wracały. Częściowo mnie tam akceptowały, wiadomo, że to był określony bufor, którego nie mogłem przekroczyć i nie dawały mi możliwości, aby wejść zupełnie między nie. Z odległości kilkudziesięciu metrów mogłem spokojnie te wilki obserwować i wiele sobie z mojej obecności nie robiły – zaznacza.

Wilk i ryś

Dzięki obserwacjom można wiele dowiedzieć się na temat wilczej grupy. Można policzyć jej liczebność, ile jest młodych wilków, które urodziły się w danym roku czy się wychowują czy są zróżnicowane, bo jest również zróżnicowanie wielkościowe i umaszczenie. Wiele osób uważa, że w zimie wataha jest nierozłączna. Nie do końca tak jest. Bardzo często rozchodzą się w mniejsze grupki, czasem pojedyncze i ten areał jakoś sobie penetrują. – W zimie w okresie rui częściej schodzą się w zwartą grupę, są wtedy bardzo aktywne. Robią duże ilości tropów, nawracają, są nieprzewidywalne, chodzą do przodu, do tyłu. Po tropach bardzo ciężko jest wtedy cokolwiek powiedzieć. Wydaje się, że tych wilków jest ogrom, a to jest jedna grupa, która biega dookoła – mówi. Z większości obserwacji są zdjęcia i filmy, które potem przyrodnik wykorzystuje w celach edukacyjnych.

Jedną z najciekawszych obserwacji jakie przeżył było spotkanie wilka z rysiem. Jeszcze nikomu nie udało się tego tak bezpośrednio obserwować i nagrać film. Spotkał samicę z dwoma młodymi rysiami i wilka, który próbował do nich dołączyć, chciał się z nimi bawić. – To było niesamowite przeżycie. Samica była poważna, najeżona, próbowała przegonić wilka i po kilkudziesięciu minutach jej się to udało, bo wilk nie podejmował żadnej walki. Nie miał ochoty nikogo zabijać tylko chciał się pobawić. To trwało długi czas, kilkadziesiąt minut. Wilki i rysie żyją w jednym środowisku i do takich spotkań pewnie dochodzi dużo częściej – opowiada pan Zenon.

Zły image wilka

Wataha liczy od 2 do 11 osobników. Na Słowacji wilk jest gatunkiem łownym, można go zabijać. W Polsce podlega ochronie. Polują głównie na ssaki kopytne, w szczególności na jelenie. Ich dieta zmienia się w zależności od pory roku. W lecie zjadają chętnie gryzonie, owoce, a zimą mięso jest główną bazą żerową i najbardziej energodajną.

Poza wilkami Zenon Wojtas prowadzi także monitoring rysi oraz niedźwiedzia brunatnego. Tych pierwszych zamieszkuje od 3 do 5 w Magurskim Parku Narodowym oraz dwa niedźwiedzie. Niedawno obserwował przechadzającego się niedźwiedzia z bliskiej odległości, jest duże prawdopodobieństwo, że tu będzie gawrował.

Wilki, rysie, niedźwiedzie przez lata były tępione przez ludzi. Nawet były okresy, że przestały funkcjonować w Karpatach. Dopiero później zaczęła się migracja z innych rejonów. Te zwierzęta, które dziś funkcjonują są bardzo płochliwe. Przetrwały te, które były najbardziej skryte i unikały człowieka – wspomina.

Pan Zenon zaprzecza również jakoby wilki chętnie atakowały człowieka. Takich przypadków od XX wieku po dzień dzisiejszy nie odnotowano. To są bardziej legendy. Radzi co zrobić gdy napotkamy w lesie wilka: – Powinniśmy patrzeć na niego, bo to jest na pewno wyjątkowa i zapadająca w pamięć chwila. Nie można panikować, trzeba się wycofać, żeby nie płoszyć tych zwierząt. Wilk nie ma dobrego wizerunku, jest pokazywany w złym świetle jako szkodnik. Jak wyjaśnia Zenon Wojtas, to właśnie wilki ograniczają populację zwierząt kopytnych jak jelenie, dziki, sarny, które rolnikom wyrządzają wiele szkód w uprawach.

Szacuje się, że w Polsce żyje około 100 niedźwiedzi, 150-200 rysi, 800 wilków. – Drapieżniki są fascynujące. Oczywiście dla jednych bardziej, dla drugich mniej. Miałem możliwość obserwowania ich przed domem. Wychodziłem z podwórka i miałem siedlisko drapieżników wokół siebie. To ma wpływ na moje dzisiejsze zainteresowania. Ciągle podejmujemy działania w kierunku ich ochrony. Prowadzimy monitoring i edukację, bo gdy społeczeństwo jest przyjaźnie nastawione do gatunku, to dużo łatwiej go chronić czy utrzymać w ostatnich dzikich zakątkach Europy – zaznacza przyrodnik.

Zobaczyć rosomaka

Efekty jego obserwacji można podziwiać na facebooku na profilu o nazwie Wilcze Góry. Tak w średniowieczu były nazywane okolice Beskidu Niskiego, Bieszczady polsko-słowackie, ukraińskie. – Jeżeli kupcy, wędrowcy przejeżdżali przez te góry prawdopodobnie obserwowali te zwierzęta w liczbach nieco większych niż na nizinach. Ta legenda urosła do tego miana, że w średniowieczu ten rejon Karpat był nazywany Wilczymi Górami i stąd pomysł na podtrzymanie tej nazwy – wyjaśnia pan Zenon.

Przyrodnik zajmujący się badaniami czy ochroną wilka, często zaprzyjaźnia się z tym gatunkiem i próbuje jak najbardziej zbliżyć się do watahy. – To wąska grupa ludzi, która zna lepiej biologię tych gatunków i ma możliwość pracy w terenie. Pewnie nie nadawałbym się do typowej pracy biurowej na 8 godzin. Jestem wdzięczny, że los rzucił mnie w takie miejsce, mam możliwość pracy w terenie i z tak rzadkimi zwierzętami jak wilki, rysie, niedźwiedzie – zaznacza.

Pan Zenon marzy o tym, że kiedyś w dolinach Beskidu Niskiego ludzie będą mogli obserwować niedźwiedzie przechadzające się z młodymi. Ponadto chciałby zobaczyć rosomaka. Ma nadzieję, że mu się to uda, bo teraz w Szwecji wspólnie z kolegami tropią drapieżniki…

Marzena Miśkiewicz/Nowe Podkarpacie

Tekst opublikowany w wydaniu z dnia 23 grudnia br. tygodnika Nowe Podkarpacie