czwartek, 28 marca, 2024

Pani Aleksandra skończyła 110 lat!

0
Pani Aleksandra skończyła 110 lat!
Udostępnij:

Zwyczajowe życzenia 100 lat już dawno straciły sens dla Aleksandry Dranki z Harklowej koło Jasła. Jest najstarszą mieszkanką Podkarpacia, w Polsce jest na czwartym miejscu. 3 października skończyła 110 lat!

Długowieczność pani Aleksandry nie jest wyjątkiem w tej rodzinie, ale tak sędziwego wieku, nikt jeszcze nie dożył. Jej mama zmarła mając 94 lata. Do końca cieszyła się dobrym zdrowiem i sprawnym umysłem. Pech chciał, że złamała staw biodrowy, zmarła w szpitalu. Młodszy brat sędziwej jubilatki zmarł dwa tygodnie po setnych urodzinach. Ale tylko oni z jedenaściorga rodzeństwa z Harklowej koło Jasła odziedziczyli ten wyjątkowy gen po swojej mamie. Pozostali już nie żyją.

 

Przeżyła porwanie

Życie pani Aleksandry było zmienne, wzloty i upadki, radości i trudy dnia codziennego – jak u każdego. Przeżyła dwie wojny, wiele chwil grozy, głód i biedę. Przeżyła też wiele radosnych dni. Wśród rodzinnych opowieści do dziś przetrwała historia porwania małej Oli. Miała 2 latka, kiedy z rodzicami wyemigrowała do Ameryki.

Trzy lata tam żyliśmy, rodzice odłożyli trochę grosza i postanowili wrócić do kraju – opowiada Aleksandra Dranka. – Czekaliśmy na statek na nabrzeżu w Nowym Jorku. Tłum ludzi, ścisk, zamieszanie. Nagle jakiś mężczyzna wziął mnie na ręce i zaczął uciekać.

Przerażony ojciec Oli zaczął krzyczeć, rzucił się w pogoń za porywaczem. Pomogli przypadkowi ludzie i udało się odzyskać dziecko. – Całe szczęście, że miałam czerwony płaszczyk – dopowiada pani Aleksandra.

Ojciec wszędzie gdzie szedł zabierał ze sobą córeczkę. Aż ludzie się dziwili i ostro krytykowali, że dzieciaka ze sobą ciągnie. Ale dziadek pani Oli bronił syna.

– „Dobrze robi” mówił. „Ona za to będzie pamiętać wszystko i potem opowie naszym potomnym” – wspomina rodzinne opowieści córka pani Aleksandry, Krystyna Dziedzic.  

Całe życie szyła

Ulubionym zajęciem pani Alessandry było szycie, ciągnęło ją do tego od dziecka. Miała 16 lat, kiedy mama kupiła dla niej maszynę do szycia. – W tym czasie to nie było byle co – podkreśla jubilatka. – Ale mama prowadziła sklep, jakoś nam się powodziło, a że bardzo chciała mieć w domu krawczynię, to mi kupiła maszynę.

Jeszcze kilka lat temu, zawsze po śniadaniu, pani Aleksandra siadała do maszyny i szyła.

Przyszywała jakieś kieszonki, łatki, zszywała szmatki… Bez tego żyć nie potrafiła, tylko igły trzeba było jej nawlekać – opowiada córka. – Teraz już nie daje rady, ale wciąż dopomina się o to, prosi by dać jej chociaż igłę z nitką i kawałek ceratki. I złości się, że nie chcemy jej tego dać.

W młodości nie tylko szyła, pomagała także w domu i w sklepie, a w wolnych chwilach chodziła na zajęcia do wiejskiego kółka młodzieży, gdzie tańczyła i śpiewała w chórze. Śpiewa zresztą do dziś i wciąż nie gubi tekstu, rytmu i melodii. Uwielbia towarzystwo, spotkania z ludźmi, rozmowy i wspólne podśpiewywanie. Zawsze bardzo się cieszy, jak ktoś ją odwiedza. Dla nas też śpiewała: „Patrz Kościuszko….”, „Łąko, łąko, łąko zielona…” , „Szła dzieweczka do laseczka …”, „Hej z góry z góry, jadą Mazury…”, …. repertuar nie miał końca. Do niektórych wracała po kilka razy, widać, że to jej ulubione piosenki.

– Trzy rzeczy na świecie to największa nędza, pokochać żołnierza, studenta i księdza. Ksiądz się nie ożeni, a student zawiedzie, a żołnierz wysłuży, do domu odjedzie – pani Aleksandra śpiewała, za każdym razem śmiejąc się przy tym wyjątkowo radośnie, jakby opowiadała dobry dowcip.

„Wzmocniona” herbatka na receptę

Odkąd pamiętam, babcia robiła domowe wino z porzeczek, które zamiast soku dodawała do herbaty – wspomina Piotr Dziedzic, 58-letni wnuk pani Aleksandry. – Jak już stuknęła babci setka, to nasz miejscowy lekarz przyniósł pewnego razu buteleczkę rumu. „Dla starszej pani przywiozłem ze Słowacji” – powiedział, no to babcia do herbaty po łyżeczce sobie dolewała, jak lekarstwo.

Buteleczka szybko się skończyła, a babcia dopominała się o swoje „lekarstwo” i innego, niż taki, jak jej lekarz przywiózł, nie chciała. – Pojechaliśmy więc całą rodzinką po ten rum na Słowację. Babcia pojechała z nami – relacjonuje pan Piotr. – Na granicy sprawdzali jeszcze wtedy dowody osobiste. Podaję celnikowi nasze i pokazując na babciny mówię żartem, że to jest ta najmłodsza.

Zdziwiony celnik wpisał w komputer: najstarszy Polak przekraczający granicę.

– A ja na to: „To niech pan jeszcze wpisze cel wyjazdu: alkohol dla babci” – dopowiada wnuk pani Aleksandry.

Teraz też się chętnie napije kieliszeczek. Robi się wtedy taka pogodna, podśpiewuje, dowcipkuje – dodaje pani Krystyna.

Opowiadanie o „wypadzie” po rum dla babci, to jedna z rodzinnych anegdotek, z której wciąż wszyscy się śmieją. Nie tylko z tego z zresztą. To niezwykle sympatyczna i pełna poczucia humoru rodzinka. Swoją pogodą ducha i bijącą od nich radością życia wręcz imponują.

Miód przez całe życie

Rodzice pani Aleksandry prowadzili dużą pasiekę. – Ponad 50 pni mieli, to miodu nie brakowało – opowiada córka jubilatki. – Na podwórku stała duża dębowa beka, pełniuteńka miodu. Drewniana chochla leżała na niej i kto przychodził, to sobie nią nalewał do garnuszka i pił.

W domu miód dodawali niemal do wszystkiego. Królowała zbożowa kawa zabielona mlekiem i słodzona miodem, razowe kluski z białym serem polane obficie miodem i racuchy z miodem. Do dziś miodu nie może w ich domu zabraknąć.

Musiałam pomagam dużo ojcu przy pszczołach, nieraz mnie pokąsały, nieraz to aż mnie to złociło, ale miód zawsze lubiłam. Dużo go jadłam bo to zdrowo – wspomina pani Aleksandra.

Od jakiegoś czasu najchętniej je potrawy na słodko. Rodzina stara się wprawdzie ograniczać ilość spożywanego cukru, ale skoro babcia chętnie sięga po coś słodkiego, to nie odmawiają.

Lekarz pyta mnie niedawno, jak babcia się czuje, czy ma apetyt. To mówię, że najchętniej to je słodycze. Lekarz aż się za głowę złapał mówiąc, że to niezdrowo. A ja na to: „powiedz to babci która ma 110 lat” i dodaję „i dożyj takiego wieku, a potem powiedz, że słodycze są niezdrowe” – śmiejąc się wspomina wizytę w przychodni pan Piotr.

Lekarz kardiolog oceniający niedawno badanie ekg pani Aleksandry nie chciał uwierzyć, że to jest badanie 110 latki. – Powiedział, że serce i praca serca jest jak u pięćdziesięcio-, sześćdziesięciolatki – mówi wnuk pani Aleksandry.

– Mimo swojego sędziwego wieku babcia bez problemu reguluje swoje potrzeby fizjologiczne – dodaje córka.

Zawsze o siebie dbała

Wychodząc za mąż pani Aleksandra miała prawie 26 lat. Urodziła córkę, potem syna, doczekała się trójki wnucząt i czwórki prawnuków. Najmłodszy Marcin chodzi do czwartej klasy, jest młodszy od prababci aż o 100 lat.

– Mama jest spod znaku wagi – mówi pani Krystyna. – A to są eleganckie kobiety, delikatne, trochę kokietki, takie, co to nie lubią się zbytnio poświęcać dla innych i mama taka zawsze była. Potrafiła odmówić, zadbać o swoje i myślę, że lekko przeszła przez życie, choć wciąż powtarza, że było ciężko. Bardzo prosto żyła, niczym się specjalnie nie przejmowała, większych stresów nie miała, a te które się trafiały, znosiła spokojnie, wierząc, że jakoś to będzie.

Pierwszy raz poważnie zachorowała mając 83 lata. Skończyło się operacją i usunięciem woreczka żółciowego. Po setce trochę się posypało. Najpierw złamała rękę, potem operacja na przepuklinę i złamana miednica.

– Lekarz nie krył, że żaden z nas by tego nie przeżył, a babcia przetrzymała wszystko – kiwając z podziwu głową mówi pan Piotr.

Odwiedziliśmy jubilatkę dzień przed jej 110 urodzinami. Była przeziębiona i trochę narzekała na samopoczucie. Lekarz zalecił antybiotyk. – Był pan doktor i mówi „może do szpitala panią wziąć?” – relacjonuje córka pani Aleksandry. – „Oj nie chcę do szpitala”. A potem dodaje: „chciałabym się jeszcze z tego wylizać, jeszcze z wami trochę pobyć, jeszcze bym się tak z kimś spotkała, pogadała sobie. I na grzyby do lasu bym poszła”.

O wycieczce grzyby oczywiście nie ma już mowy, ale inne rozrywki się zdarzają. W lecie rodzina pani Aleksandry robiła przydomowego, rodzinnego grilla. – Boże, jak się cieszyła. Potem wielokrotnie pytała nas, kiedy znowu będzie pieczenie kiełbasy. A kilka tygodni temu prosiła by ją zabrać na jakąś wycieczkę. Pojechaliśmy do Folusza na pstrąga. Była bardzo zadowolona – opowiada pani Krystyna.

Za moich czasów ….

110 urodziny zapanowano w gronie najbliższej rodziny. Ale na setne zjechało się ponad sto osób z całej Polski. Pani Aleksandra prawie całą noc przetańczyła z nimi.

Tańczymy, a babcia do mnie: „Piotruś, ale za moich czasów to się szybciej tańczyło” – śmieje się na samo wspomnienie przytyku babci wnuk pani Aleksandry. – Dwunasta godzina w nocy a babcia z sołtysem, młodym chłopakiem, wywija po całego na sali i wyśpiewują: „niech żyje wolność, wolność i swoboda…”.

Ewa Wawro

Światowa rekordzistką była Francuzka Jeanne Calment, która żyła 122 lata 164 dni. Najstarszy żyjący człowiek na świecie to Japończyk Misao Ōkawa, ma 115 lat. Najstarszą żyjącą Polką jest Apolonia Lisowska – 113 lat, Polakiem – Józef Kowalski – 113 lat.

{gallery}galerie/dranka_aleksandra{/gallery}