Mundury, karabiny, bagnety, elementy wyposażenia wojskowego w jednym miejscu. Czy to możliwe? Tak okazały zbiór przez lata zgromadził jasielski lekarz Krzysztof Fudalej. Kolekcja jest imponująca.
Militariami Krzysztof Fudalej zainteresował się już w dzieciństwie. Urodził się we Wrocławiu, gdzie mieszkał do 10. roku życia. – To były tereny poniemieckie w związku z tym naszpikowane militariami i pozostałościami po wojnie. Uwielbiałem spacerować po okopach, ruinach i szukać pozostałości po różnych militariach. Tak to się zaczęło – wspomina kolekcjoner. Po przeprowadzce do Nowego Sącza na jakiś czas przestał się tym interesować.
Prawdziwym początkiem kolekcji stał się fragment rosyjskiego ręcznego karabinu maszynowego wz. 1928 z magazynkiem w kształcie dysku. Dostał go 35 lat temu od kolegi. Potem na zasadzie kompletowania, dorabiania, odtwarzania udało mu się skompletować, odtworzyć i odnowić karabin.
Jak w muzeum
Z czasem jego zbiory zaczęły się powiększać. Przybywało bagnetów, karabinów, a potem kolekcja zaczęła się poszerzać o elementy umundurowania m.in. pokrowce na saperki, ładownice i w końcu mundury.
Kolekcja jasielskiego lekarza robi wrażenie. Na ścianach wiszą karabiny i broń biała, a także stoi kilkanaście umundurowanych i uzbrojonych manekinów – prawdziwa armia. – Oni się mnie nie boją, a ja ich też nie – żartuje pan Krzysztof.
Można się pokusić o stwierdzenie, że to mini muzeum. Właściciel bardzo dba o zabezpieczenie swoich zbiorów, pomieszczenie jest okratowane.
Kolekcja koncentruje się na mundurach, wyposażeniu i broni – głównie siecznej, białej i historycznej – palnej. Większość egzemplarzy to broń kapiszonowa i skałkowa, której posiadanie nie wymaga zezwolenia. – Szczególnym moim zainteresowaniem cieszy się wojna napoleońska. Mam kilka karabinów z czasów napoleońskich, które były używane początkiem XIX wieku – wylicza. Ma także dość egzotyczne karabiny, bo np. pochodzące z uzbrojenia wojsk japońskich.
Pan Krzysztof zbiera głównie militaria związane z żołnierzami polskimi, czyli broń z czasów powstańczych, mundury armii zaborczych, w których walczyli Polacy. Bardzo interesują go dzieje tego regionu, a szczególnie operacja gorlicka. – Jak wiadomo nasz teren był szlakiem tych zmagań w maju 1915 roku. W związku z tym jakieś pozostałości po tych walkach są. Niezbyt dobrze spenetrowane strychy często kryją tajemnice i jakieś resztki militariów czy wyposażenia. To często trafia do mnie, a ja poddaję renowacji, żeby odzyskały blask – mówi pan Krzysztof. Udało mu się skompletować kilka mundurów z tamtej epoki z pełnym wyposażeniem. Sporo z czasów bitwy gorlickiej. – To cenne eksponaty z punktu historycznego. Nasz teren jest historycznie bardzo istotny, te wydarzenia miały bezpośredni związek z odzyskaniem niepodległości. Na tych terenach została zatrzymana ofensywa rosyjska na Bałkany i działania wojenne na tym terenie spowodowały, że nawała rosyjska została odsunięta i potem w wyniku różnych historycznych zdarzeń niepodległość została odzyskana – wyjaśnia jasielski kolekcjoner.
Dodatkowym elementem ekspozycji są nakrycia głowy, głównie pruskie i niemieckie z I wojny światowej, tzw. pikielhauby. – To bardzo ozdobne nakrycia głowy, często mosiężne, ze skóry, które stanowią wdzięczny temat kolekcjonerski, bo są przyjemne oka – zaznacza.
Mundury
Pana Krzysztofa szczególnie interesują mundury armii zaborczych, które nie jest tak łatwo zdobyć. W dwóch pomieszczeniach stoją kompletnie umundurowani żołnierze z czasów I i II wojny światowej. – Udało mi się z naszego terenu pozyskać prawie całe komplety mundurów austriackich z 1916 roku. Znaleziony został mundur polskiego żołnierza służącego w armii pruskiej w Poznaniu na strychu, z dokumentami, osobistymi pamiątkami w kieszeniach. Na podstawie zdjęcia właściciela, które były w kieszeniach munduru odrestaurowałem go – prezentuje.
Podczas likwidacji starego mieszkania w Krakowie natrafiono na kompletny mundur chorążego austriackiego, który służył w pułku kompanii krakowskiej. To jeden z cenniejszych eksponatów.
Kolekcjoner wszystkie mundury odnawia, a jest to żmudna praca, która wymaga cierpliwości. Tym bardziej, że żaden mundur, który zdobędzie nie jest kompletny. – To wiąże się z gruntownym wertowaniem literatury głównie obcojęzycznej, bo nasze zasoby na ten temat są niewielkie, szukanie w Internecie, porównywanie, zbieranie i renowacja, która sprawia mi ogromną przyjemność. Reanimuję elementy oryginalne i staram się uzupełniać to, czego brakuje. Odnawiam tak broń, jak i mundury. Mój tato jest emerytowanym krawcem, więc pomaga mi czasami w naprawach, reperacjach mundurów, bo rzadko trafi się taki, który nie wymaga naprawy. Potem trzeba szukać brakujących elementów jak guziki, pagony. Nieraz to trwa latami, ale w rezultacie przynosi skutek – opowiada K. Fudalej.
Duma kolekcji pana Krzysztofa to mundur pruskiego żołnierza w pełnym umundurowaniu, jest nawet plecak i karabin, w jakim brali udział w walkach w 1915 roku w bitwie pod Gorlicami. – W kieszeni było nawet zdjęcie chłopaka, informacja kiedy się urodził i zginął, jego nieśmiertelnik – dodaje. Ma też mundur Niemca walczącego w 155. Pruskim Pułku Piechoty pod Verdun. W kieszeniach munduru znalazł książeczkę po polsku do modlitwy, zapiski, pruski sygnet.
Ciekawy eksponat to także umundurowanie bawarskiego oficera, które pochodzi z naszego regionu. – Mundur jest kompletny. Najwięcej problemów sprawiło mi zdobycie naramienników bawarskich. Mam też umundurowanie austriackiego żołnierza, bluza pochodzi z Jasła. Uzbrojony i ubrany jest dokładnie tak jak w 1915 roku, gdy na polach podjasielskich walczył z Rosjanami. Posiadam też mundur gwardii bawarskiej sprzed I wojny, który był ściągnięty aż z Kanady – wylicza.
Stoi też tu sporo manekinów w mundurach armii niemieckiej z II wojny światowej. Wiele z nich już kompletnych.
Większość elementów swojej kolekcji kupuje na aukcjach internetowych czy giełdach staroci, przynoszą mu też znajomi, a także pacjenci, którzy znają zainteresowania swojego lekarza. – Często ludzie się dziwią, że jak to lekarz i zbiera broń. Ale to moja wielka pasja. Mało jest osób, które zajmują się militariami i jak ktoś się dowie o moich zainteresowaniach, to traktuje z przymrużeniem oka i zastanawia się, co mnie naszło, żeby to zbierać. Na szczęście moja żona jest bardzo tolerancyjna i moją pasję przyjmuje z wyrozumiałością – przyznaje z uśmiechem.
Broń
Znaczną część kolekcji jasielskiego lekarza stanowi broń – austriacka, niemiecka, francuska, rosyjska i polska. Pan Krzysztof posiada większość wzorów bagnetów polskich czy szabel używanych w 1939 roku. Broń sieczna i strzelecka głównie pochodzi z Austrii, od czasów napoleońskich do I wojny włącznie. Najwięcej ma broni kapiszonowej i skałkowej. – Broń z II wojny światowej trudno zarejestrować i pozyskać, może być traktowana jako użytkowa. Wolę zbierać broń, która jest prawnie dopuszczalna, czyli kapiszonową i skałkową, na którą nie jest wymagane pozwolenie, a przy okazji jest o wiele ciekawsza. Są to często dzieła sztuki, indywidualne egzemplarze, a z II wojny to produkcja masowa służąca do wyposażenia masy armii. Wszystko ma swój urok – mówi K. Fudalej.
Ma też piękną kolekcję broni białej niemieckiej, bagnety, broń rosyjską z czasów carskich, którą ciężko dostać, i dlatego jest rzadka na rynku kolekcjonerskim.
Pan Krzysztof również odnawia broń. Zawsze szuka części oryginalnych, aby uzupełnić dany eksponat. – Teraz skończyłem jeden karabin, przymierzam się do carskiego, do którego części składowe i elementy zbierałem 15 lat, ale w końcu udało się. Renowacja będzie trwała około pół roku – zaznacza.
Udało mu się też zdobyć karabin dragoński z 1890 roku wyprodukowany w Manufakturze w Turynie. Wyłącznie ta fabryka zaopatrywała w broń Legiony Dąbrowskiego. – Dowiedziałem się potem, że tych karabinów, które posiadam wyprodukowano tylko około 100 tys. Biorąc pod uwagę czas i okres to, że mam jeden spośród tych egzemplarzy, to duże osiągnięcie. Przypadek zresztą, bo trafił do mnie w bardzo dobrym stanie – wyjaśnia. – Raz pan sprzedawał na allegro rzadki sztucer wersalski, który był używany przez strzelców francuskich w czasie wojen napoleońskich. To była bardzo rzadka i droga broń. Kiedyś trafiłem na allegro ofertę takiego karabinu jako broń na grubego zwierza. Zupełnie przyzwoita cena i zaraz kupiłem. Okazało się, że była perełką. Ciężki, gruba, twarda lufa, gwintowana, używana przez wybrane formacje wojskowe i niespotykana w zbiorach, nawet w poważnych kolekcjach. Sprzedający nie wiedział, co ma – opowiada.
Broń jest legalna, zabezpieczona. Często elementy jego kolekcji można zobaczyć na wystawach w Muzeum Regionalnym w Jaśle, jako uzupełnienie ekspozycji.
Dotknąć historii
Każdy element kolekcji doktora Fudaleja jest wpisany w historię. Zresztą właściciel zbiorów ma ogromną wiedzę na temat broni, umundurowania i czasów, z których pochodzą. – Każda rzecz ma swoją historię, często udaje się ją odtworzyć. Zupełnie inaczej czyta się książkę, spaceruje po cmentarzu wojennym, a inaczej to znać historię i mieć przed oczami eksponat, mając w ręce bagnet czy karabin. To zupełnie inny wymiar. To takie dotykanie historii, odżywanie, bo to nie tylko teren w postaci pozostałości cmentarza, ale też eksponaty, które były używane przez żołnierzy. Najbardziej emocjonalnie działają na mnie eksponaty pozyskane z tego terenu – przyznaje K. Fudalej.
Zbieranie, odnawianie broni czy mundurów to dla niego odskocznia od pracy. Proza życia to dla niego szpital, dyżury w pogotowiu. – Moja praca jest bardzo wyczerpująca i zajmująca, w związku z tym nie można żyć tylko pracą, ale czasem trzeba mieć odskocznię psychiczną i taka pasja bardzo temu służy – dodaje.
Nigdy nie liczył elementów swojej kolekcji. W zasadzie uważa ją za zamkniętą, bo to co chciał mieć już zdobył. – To, czego nie mam to już pewnie mieć nie będę, z racji dużych trudności w pozyskaniu tego rodzaju historii. Z powodu braku miejsca nie mogę swojej kolekcji rozszerzać. Co się z nią kiedyś stanie? Nie wiem. O tym już zdecyduje córka – zaznacza K. Fudalej.
Marzena Miśkiewicz/Nowe Podkarpacie
Tekst ukazała się w numerze 13 z dnia 25 marca tygodnika Nowe Podkarpacie
{gallery}galerie/2015_rok/fudalej{/gallery}