
Jacek Dubiel ma nietypową pasję. Wraz ze swoim specjalnie wyszkolonym psem – owczarkiem niemieckim o imieniu Fuks, szuka zaginionych osób.
Jacka Dubiela od dawna interesowała praca psów ratowniczych. Dlatego z zaciekawieniem śledził działalność Stowarzyszenia Cywilnych Zespołów Ratowniczych z Psami STORAT w Rzeszowie, które istnieje od 1999 roku, a w 2000 roku zostało zarejestrowane. Zrzesza ono różne osoby, które wraz z psami biorą udział w akcjach ratowniczych organizowanych przez różne służby.
Cztery lata temu jaślanin pojechał na trening nocny organizowany przez STORAT. – Znajomy mnie namówił, żebym pojechał na ten trening. Ucieszyło mnie, że będę miał styczność ze STORAT-em, bo ich pracę obserwowałem na Internecie przez lata. Podczas nocnego treningu byłem wykorzystany jako pozorant, czyli „świeże mięso”. Psy przez całe swoje życie są szkolone. One mnie szukały, tak jak inne ukryte osoby – opowiada J. Dubiel.
Został przewodnikiem
Tak spodobała mu się praca psów ratowniczych, że został na kolejny dzień ćwiczeń i zaczął jeździć na kolejne spotkania. Na początku chciał zostać nawigatorem, który odpowiedzialny jest za prowadzenie zespołu poszukiwawczego w wyznaczonym terenie w taki sposób, aby uwzględniając panujące warunki atmosferyczne, terenowe oraz możliwości psa – przeszukać sektor zgodnie z przyjętą przez przewodnika taktyką poszukiwań. W tym celu nawigator posługuje się mapą, odbiornikiem GPS oraz busolą.
– Zmieniło się to, gdy powiedziałem, że mam psa – kilkumiesięcznego owczarka niemieckiego. Przywiozłem go na testy predyspozycji, w których ocenia się przydatność psa do służby ratowniczej. Mają one na celu eliminowanie psów, które są agresywne, zbyt płochliwe, słabe fizycznie. Przeprowadzany jest szereg testów, które kwalifikują bądź odrzucają psa do dalszego szkolenia. Ocenia się to, w jaki sposób pies zachowuje się w stosunku do ludzi. Ma to duże znaczenie w pracy, bo ważne jest, żeby nikogo nie skrzywdził. Oceniana jest chęć współpracy z człowiekiem. Fuks przeszedł testy i tak porzuciłem zamiar zostania nawigatorem na przewodnika psa – mówi J. Dubiel.
Nie wszystkie rasy psów mogą być psami ratowniczymi. Od razu eliminowane są rasy uważane za niebezpieczne.
Specjalne szkolenie
Zanim jednak Fuks wyruszył do akcji musiał przejść specjalne szkolenie, które trwa minimum dwa lata. Kończy się ono egzaminem prowadzonym według regulaminów Międzynarodowej Organizacji Psów Ratowniczych (Internationale Rettungshunde Organisation). Fuks pierwsze egzaminy zdawał we wrześniu 2014 roku. – Egzamin składa się z dwóch części: w terenie – poszukiwawcza i na przeszkodach – posłuszeństwo i sprawność – opisuje przewodnik. Egzamin na psa ratowniczego jest egzaminem podstawowym, a oprócz tego musi zaliczyć drugi – w zależności od swoich predyspozycji na psa gruzowego, lawinowego bądź tropiącego. Jednak, aby mógł pracować w akcjach rzeczywistych, musi jeszcze zaliczyć dwie pozorowane akcje nocne i wtedy uzyskuje licencję Psa Ratowniczego STORAT. Ze względu na konieczność utrzymywania dobrego poziomu wyszkolenia licencja wydawana jest tylko na jeden rok (kalendarzowy). Przewodnik wraz z psem muszą corocznie zaliczać te elementy, by uzyskać licencję na rok następny.
– Co roku straż certyfikuje psy ratownicze, które świadczą o przydatności zwierząt w akcjach ratunkowych. Na wiosnę 2015 roku Fuks zdał egzamin „jedynkę”, który uprawnia go do pracy poszukiwawczej – mówi jaślanin.
Natomiast przewodnicy przechodzą szkolenia z pierwszej pomocy, pomocy przedweterynaryjnej i z zakresu taktyki przeszukiwania w terenie.
Pierwszy sukces Fuksa
Fuks pracuje dla STORAT od 2015 roku i brał już udział w kilku akcjach ratowniczych. Psy najczęściej szukają dzieci, osób starszych, chorych, niepełnosprawnych. STORAT współpracuje z GOPR, policją, strażą pożarną i innymi instytucjami zaangażowanymi w niesienie pomocy. Na koncie stowarzyszenia jest 260 akcji. – Akcje poszukiwawcze zazwyczaj odbywają się w nocy, no chyba, że są to poszukiwania I stopnia np. zaginie dziecko, to akcja prowadzona jest od razu – mówi właściciel Fuksa.
W poszukiwaniach bierze udział kilka zespołów ratowniczych składających się z psa, przewodnika oraz nawigatora. To wyczerpująca praca na wiele godzin. Wezwań jest kilkanaście w roku, a przeciętnie dwa w miesiącu. – Pies poszukujący ludzi dostaje komendę „szukaj człowiek”, biega luzem i informuje o każdym znalezionym człowieku na danym terenie. Ma przywieszony do obroży rzemyk i gdy znajdzie zaginionego, łapie go w zęby i wraca do przewodnika. To sygnał, że znalazł. Wtedy wydaję komendę „prowadź” i pies doprowadza do tej osoby kładąc się przy niej – opisuje J. Dubiel. – W nocy jest mniej ludzi i są lepsze warunki atmosferyczne dla psa, lepszy wiatr, rześkie powietrze, bo poszukiwania dla psa to olbrzymi wysiłek fizyczny. Potrafi pracować 7-8 godzin z półgodzinną przerwą na picie, nawet się go nie karmi. Psy muszą być kondycyjnie bardzo dobrze przygotowane, a poza tym to olbrzymi wysiłek psychiczny, bo pies selekcjonuje zapachy w otoczeniu, wybiera je.
Niedawno Fuks odnalazł kobietę, która w czerwcu przyjechała do córki na wakacje do miejscowości Nowosiółki Dydyńskie. 76-latka wyszła z domu wieczorem i nie wróciła. Na równe nogi postawiono 104 osoby. W akcję poszukiwawczą zaangażowane były policja, STORAT, grupa bieszczadzka GOPR, straż graniczna, żołnierze wojska polskiego, ratownicy PCK, jednostki PSP oraz OSP. – Przed rozpoczęciem poszukiwań przeprowadziliśmy wywiad z rodziną na temat zaginionej. Kobieta miała problemy z chodzeniem w związku z tym nie spodziewaliśmy się, że uda jej się pokonać drogę około 2 km. Fuks odnalazł kobietę w bardzo trudnym terenie, wysoko tuż nad 10-metrową skarpą – mówi ratownik STORAT.
Jaka nagroda czeka na psa za wykonanie zadania? Zwykle kilkuminutowa zabawa z przewodnikiem, jakiś smakołyk.
– Ta akcja na długo zapadnie mi w pamięci, bo to pierwsze znalezienie Fuksa. Nie żałuję, że nie zostałem nawigatorem. To bardzo ciekawa praca, która przynosi olbrzymią satysfakcję, bez względu na to, kto znajdzie poszukiwaną osobę. Jest wiele służb na miejscu GOPR, policja, wojsko, straż graniczna, straż pożarna i wszyscy grają w jednej reprezentacji – zaznacza Jacek.
Otwarci dla wszystkich
Obecnie w STORAT jest 10 psów pracujących w akacjach poszukiwawczych, a wszystkich jest 20. Są to m.in. owczarki niemieckie, goldeny, labradory, mieszane, berneński pies pasterski, owczarek belgijski. Najnowszym nabytkiem jest bloodhound, którego kupiła Marta Gutowska – szkoleniowiec, członek założyciel STORAT. – Na początku lat 70. wyszkoliła pierwszego psa do GOPR o imieniu Honda. Bloodhound to psy z najbardziej czujnym nosem, które potrafią znaleźć zapach po 48 godzinach – wyjaśnia członek STORAT.
Osoby, które należą do STORAT to ludzie różnych zawodów – prawnicy, emerytowani policjanci, strażacy, nauczyciele, lekarze weterynarii, którzy mają pasję. Jest to organizacja pożytku publicznego, która utrzymuje się z 1 proc., darowizn.
Kto może zostać członkiem STORAT? Jest to organizacja otwarta dla wszystkich, którzy mają czas, bo jest dużo pracy bez względu na to czy jest się nawigatorem czy przewodnikiem psa. – Trzeba kochać zwierzęta, mieć czas, mieć predyspozycje fizyczne, być przygotowanym na duży wysiłek fizyczny, bo to chodzenie 8 godzin non stop w ciężkim terenie, górzystym, bagnistym, leśnym – wylicza.
Pod telefonem
Każdy pies ratowniczy musi być cały czas szkolony i co najmniej 20 godzin tygodniowo pracować ze swoim panem. – To bardzo procentuje, bo co mu każesz to robi. Pies pracuje nosem w nocy. Może przebiec 5 metrów od człowieka i go nie znajdzie jeżeli wiatr będzie zwiewał zapach, to nie ma szans. Wiatr jest sprzymierzeńcem, tylko jak jest dobrze wykorzystany. Przewodnik musi rozpoznać wiatr, dlatego nosimy puder przy sobie i w ten sposób określamy kierunek wiatru. W czasie akcji pies potrafi przebiec nawet 30 km – mówi jaślanin. Fuks ma 4 lata i tyle jest szkolony, tak będzie do końca możliwości psa.
Jacek codziennie musi być przygotowany na telefon, że musi ruszyć do akcji. – No chyba, że jestem w pracy, to wtedy nie mogę jechać. Często akcje prowadzone są w święta. Generalnie jesienią i wiosną obserwujemy większe nasilenie – zaznacza.
Jacek Dubiel ma wiele pasji, które związane są z aktywnością fizyczną – chodzi po górach, jeździ na rowerze, nartach, ale ta pochłania go bez reszty. – Wymaga najwięcej poświęcenia, czasu i przynosi najwięcej satysfakcji, bo pomaga się ludziom – przyznaje.
Marzena Miśkiewicz/Nowe Podkarpacie
Tekst ukazał się w numerze 28 z 13 lipca br. Tygodnika Regionalnego Nowe Podkarpacie
{gallery}galerie/16_rok/ratowniczy_duet{/gallery}