piątek, 29 marca, 2024

Sentymentalno-pijacka podróż Małgorzaty Szumskiej w głąb Rosji

0
Sentymentalno-pijacka podróż Małgorzaty Szumskiej w głąb Rosji
Udostępnij:

60 lat temu, po zakończeniu wojny, codziennie setki osób wywożono z domów za konspiracyjną walkę za Ojczyznę. Janka ma 18 lat, roczne dziecko i 27-letniego męża Staszka. Ich szczęśliwe życie odmienia dzień, w którym żołnierze pakują młodego partyzanta do samochodu i wywożą. Historię dziadków oraz swojej podróży śladami babci, która wyruszyła kilkadziesiąt lat wcześniej do Kazachstanu, by odnaleźć swojego męża, opowiedziała nam Małgorzata Szumska – aktorka, blogerka i podróżniczka, na kolejnym Jasielskim Spotkaniu z Podróżnikami.

Historia Janki i Staszka zaczyna się kilkadziesiąt lat wcześniej. 26-letni Staszek, zostaje zesłany do Workuty. Tam jest brutalnie przesłuchiwany. Po dwóch latach zostaje wypuszczony na wolność. Udaje się do swojej miejscowości, widzi 17-letnią Jankę i zakochuje się w niej do szaleństwa. Pół roku później są już szczęśliwym małżeństwem. Do czasu…, gdy żołnierze zabierają Staszka. Po dwóch tygodniach Janka dostaje list z informacją, że jej mąż jest w więzieniu w Wilnie i za dwa tygodnie będzie rozprawa w sądzie, więc jeśli chce, może na nią przyjechać. Janka decyduje się bez zastanowienia, jednak nie zostaje wpuszczona do środka sali. Jedyne co słyszy za drzwiami to wyrok 25  lat ciężkiej pracy w głębi ZSRR. Gdy wyprowadzają Staszka, nie mogą się nawet pożegnać. Janka krzyczy – Staszek co ja mam teraz zrobić? Co słyszy od męża? – Nie czekaj na mnie, nie wrócę…zacznij nowe życie…

Janka jest załamana. Ma 18 lat, roczne dziecko i gospodarkę. Przeprowadza się do rodziców, których niedługo później również zabierają żołnierze. Jest wtedy pewna, że i na nią przyjdzie kolej. Zaczyna wyprzedawać wszystko i suszyć jedzenie, by jak najwięcej zabrać ze sobą. Na szczęście zostaje zesłana tam, gdzie jej rodzice. Pracuje 5 lat w szpitalu jako salowa. Chociaż nie ma pojęcia o medycynie pomaga przy operacjach i zajmuje się chorymi. Mieszka w wiosce Mokrusza. Zaprzyjaźnia się z ludźmi, uczy się języka rosyjskiego. Po półtorej roku dostaje list od swojego męża: „Cześć kochanie. Jestem w więzieniu, w Kazachstanie. Mogę wysłać dwa listy rocznie. Pozdrawiam”. Cenzura była wtedy surowa. Nie można było pisać, że jest źle, że katują… Trzeba było pisać, że wszystko jest w porządku – mówiła Szumska

Janka i Staszek przez kolejne cztery lata są w ciągłym kontakcie. Piszą do siebie listy. Sytuacja poprawia się po śmierci Stalina. Na tę wieść Janka jest w stanie powiedzieć tylko: To chyba dobry dzień. Staszek pisze do niej, że jest znacznie lepiej. Mniej katują, dają lepsze jedzenie, a co najważniejsze pozwalają na odwiedziny. Janka bez chwili zastanowienia udaje się na spotkanie ze swoim mężem.

Janka bez zastanowienia udaje się w podróż do Kazachstanu, do więzienia, w którym znajduje się jej mąż. Tam powiedziano jej, że wszystko będzie dobrze, ale musi rozpoznać swojego męża wśród wszystkich tych, którzy pracowali w kopalni. Brak rozpoznania świadczył o tym, że jest złą żoną i nie może się z nim spotkać… Początkowo Janka była przekonana, że nie ma rzeczy łatwiejszej od rozpoznania własnego męża. Jednak, gdy zobaczyła wychodzących z kopalni mężczyzn zaniemówiła. Wszyscy wyglądali tak samo: ubrani w „pasiaki”, mieli opuchlizny głodowe, zapadnięte oczodoły, byli wychudzeni… co najgorsze wszyscy idą i patrzą ciągle pod nogi. Janka zaczyna płakać. Jest pewna, że nie pozna swojego męża. Nagle dzieje się magia. Ich wzrok się spotyka, Janka mówi: to jest mój mąż. Staszek też ją rozpoznaje, ale robi najgłupszą rzecz, jaką można zrobić przebywając w więzieniu. Przez pięć lat widział mężczyzn, którzy wychodzą z szeregu. Wszyscy ginęli sekundę po tym, jak wystawiali nogę. Tęsknota, miłość i radość wypycha Staszka w przód. Janka słyszy strzał i mdleje… – mówi dalej Szumska.

Co dzieje się po tym? O tym później. Podróżniczka powraca do czasów teraźniejszych. Chwili, gdy zdecydowała się udać śladami podróży swojej babci, która postanowiła odnaleźć swojego męża.

Kiedy normalne dzieci na dobranoc słyszą bajką o Czerwonym Kapturku i wilku, ja słyszałam historię o wilkach na Syberii, którzy zjadali ludzi i to wilki żyły długo i szczęśliwie. Dokładnie dwa lata temu postanowiłam pojechać w tamte miejsca, by zobaczyć to, o czym tak wiele słyszałam – kontynuowała podróżniczka. Zawsze marzyłam o podróży Koleją Transsyberyjską, jak się jednak później okazało, nie było to nic przyjemnego. Spędziłam 7 dni w wagonie, gdzie nikt się nie myje, nie można otwierać okien. Panowały ciężkie warunki.

W Kańsku Małgorzata Szumska znajduje przez Internet Annę, która obiecuje jej pomóc dostać się do Mokruszy, wioski, w której kiedyś żyła jej babcia. Oferuje jej nocleg, zwiedzanie miejscowości, a nawet transport do samej miejscowości.

Pierwsze, co odwiedziliśmy, to miejsce, gdzie znajdował się szpital, w którym pracowała moja babcia. Pozostały już po nim tylko gruzy. Niedaleko nich, zauważyliśmy jakieś domy, pojechaliśmy tam, by zapytać się co się stało z wioską Mokrusza. Spotkaliśmy starszą kobietę. Spytałam się czy zna Janinę Bandalewicz. Co ona na to? – Tak pamiętam ją, a  o co ci chodzi? Jestem jej wnuczką – odpowiedziałam. Jej wyrazu twarzy nie da się opisać. Kobieta miała łzy w oczach, na jej twarzy pojawił się potężny uśmiech. Od razu odpowiedziała: davaj nada napić się samogonu!  Było to bardzo nieoczekiwane, pijacko-sentymentalne spotkanie! – opowiadała dalej.

Podróżniczkę od razu urzekła rosyjska gościnność. – Zawsze sądziłam, że to Polska słynie z gościnności, ale teraz uważam, że dała „dyla” do Rosji! Ludzie są tam bardzo gościnni. Nie mają nic, a dzielą się wszystkim. Na stole pojawiło się wszystko to, co miała Szura: ogórki, pomidory, masło, ocet i oczywiście samogon: 60 lub 70 %.  Do jego zagryzania dostałam mrożony smalec! Jestem wegetarianinem, więc proszę sobie wyobrazić moją minę. Po trzeciej szklance samogonu stwierdziłam, że jest to do zniesienia i dam radę – mówiła dalej. Po spotkaniu od razu wysłałam numer mojemu tacie do Szury. Jedyne czego żałuje, to to, że nie byłam wtedy przy mojej babci, w momencie, gdy po 60 latach odnajduje się jej przyjaciółka z którą może ponownie porozmawiać -dodaje.

Jak się później okazało, radość ta nie trwała zbyt długo… – W styczniu moja babcia zadzwoniła do Szury, która była w stanie powiedzieć jej tylko: Nina jestem bardzo chora. Miesiąc później, gdy zadzwoniłyśmy ponownie, odebrał jej syn Sasza i  powiedział, że Szura leży w łóżku, jej stan nie jest najlepszy, nie może podejść do telefonu, zawsze czeka na telefon i mile wspomina tamte czasy. Dwa tygodnie później telefon odbiera synowa Szury i mówi, że mama zmarła. Gdy zobaczyłam babci minę, od razu wiedziałam co się stało. Zadała mi wtedy pytanie: dlaczego tak jest, że gdy odnajdujesz kogoś po 60 latach, odnawiasz kontakt z bliską Ci osobą, ona odchodzi. Ocierając łzy powiedziała do mnie: musisz jechać na Syberię... – mówiła dalej Szumska.

Tak też się stało. W wakacje ubiegłego roku Małgorzata Szumska wyrusza ponownie na 9-dniową podróż na Syberię. Czas ten spędziła z synem Szury. Razem z nim nakręcili film, w których Sasza dedykuje piosenkę jej babci. – Byłam przekonana, ze babcia nie będzie jej znać. Oglądając ten film razem z babcią, zauważyłam, że jej usta ruszają się, a po policzkach płyną łzy. Widząc jej szczęście, wiedziałam, że ta podróż była tego warta. Chociażby dla tej chwili – kontynuowała.

Wracając do wcześniejszej podróży, Szumska postanawia pojechać na Bajkał, by trochę odpocząć. Spotkanie z Szurą było dla niej zbyt intensywne emocjonalnie. Tam poznaje francuza, z którym postanawia podróżować dalej. Na swojej drodze spotykają czterech Buriatów. Z nimi udają się na świętą wyspę. Jeden z nich okazał się być szamanem.

Jadąc nagle zatrzymaliśmy się. Zobaczyłam wysokie badyle owinięte szmatkami. Okazało się, że jest to święte miejsce, gdzie szaman musi przeprowadzić swoje rytuały. Zwariowałam na samą myśl, że będę ich świadkiem! Cały rytuał polegał na tym, że lano wódkę na te badyle. Buriaci mają zwyczaj, że wszystko co dla nich cenne: wódka, pieniądze, lusterka, czy papierosy zostawiają w tym świętym miejscu. Na koniec sami tę wódkę piliśmy. Takich miejsc było łącznie pięć, albo sześć. Każde z nich trzeba było oczywiście uczcić wódką! – mówiła Szumska. Gdy dotarliśmy na północ, nadszedł czas pożegnań. Szaman złapał mnie wtedy za rękę i powiedział, że mam kozacką krew. – „Nigdzie nie zaznasz spokoju. Zawsze będziesz w drodze. I zawsze jak poczujesz wiatr ze Wschodu, będziesz udawać się w podróż.” Muszę przyznać, że coś chyba w tym jest. Od 4 lat jestem cały czas w podróży. Za każdym razem, gdy mama mi zwraca uwagę, że gdzieś jadę, mówię: „Sorry mamo, wiatr ze Wschodu wieje!”.  Być może to jakiś urok rzucony przez szamana, ale faktycznie tak jest! – mówi dalej Szumska.

Następnie Szumska udaje się w podróż śladami swojego dziadka do Kazachstanu. Anna, z którą zaprzyjaźniła się w Petersburgu, pomogła jej wynająć pokój. Byli to Tatarzy. – Myślałam, ze to będzie zwykła formalność: odbiorę klucze i podpiszę dokumenty. Tymczasem rosyjska gościnność ponownie nie zawiodła! Na stole czekało już śniadanie. Gospodynie cieszyła się na mój przyjazd. W Rosji jest zwyczaj, że dzień kończy się piciem wódki. Tak też kończył się i nasz każdy dzień – mówiła dalej.

W Kazachstanie Szumska poznała młodego Francuza. Razem zwiedzili miasto. Pojechali obejrzeć kopalnie, ale ze względu na to, że są dalej aktywne, wejście tam było niemożliwe. Dowiedzieli się, że  w miejscowości Dolinka, znajduje się karłag, do którego każdy z więźniów musiał się udać, by podpisać dokumenty.

Pobyt w muzeum była dla mnie niesamowicie przygnębiającym przeżyciem. W barakach 8-osobowych mieszkało nawet do 30 mężczyzn. Ściany w podziemiach były grubości nawet do 4 m. W pomieszczeniach znajdowały się sale tortur. Widok studni, w której przetrzymywano więźniów był wstrząsający. Były to albo wysokie studnie, gdzie więzień mógł swobodnie wstać, bądź niskie 30 cm, w której przetrzymywano mojego dziadka. Gdy po kilku dniach wypuścili go, nie był w stanie utrzymać się na nogach.

Na ścianach wisiały zdjęcia wszystkich więźniów zesłanych w tym czasie na Syberię. Szumska przywiozła ze sobą kopię dokumentów swojego dziadka, potwierdzających, że przebywał on w tamtych czasach w więzieniu. – Spytałam się, czy są zainteresowani historią mojego dziadka. Obiecali mi, że wywieszą w gablocie dokumenty, które przywiozłam ze sobą. Zamierzam tam pojechać i sprawdzić, czy dotrzymali słowa…Było to sześć lat po śmierci mojego dziadka. To tak jakby mój ukłon w jego stronę, mogłam tym sposobem uczcić jego pamięć – mówiła dalej.

Co dalej? Powróćmy do czasów sprzed 60 lat. – Janka wchodzi do więzienia, rozpoznaje swojego męża, Staszek wychodzi z szeregu, pada strzał. Janka jest przekonana, że na jej oczach właśnie zamordowano jej męża. Mdleje. Budzi się w małym pokoiku, zaczyna płakać, myśląc, że właśnie straciła swojego męża. Nagle ktoś puka do drzwi. Otwierają się i wchodzi Staszek. Jak się później okazało, był to znak ostrzegawczy w powietrze. Chcieli go zatrzymać, umyć, ubrać, by pokazać, że wcale nie traktują ich źle. Babcia z dziadkiem dostają tydzień, by nadrobić 5 straconych lat.

Po tygodniu Janka zadaje pytanie: co dalej? Jak będzie wyglądało ich życie? Staszek wręcza jej wtedy prezent: zielone płótno i mówi: Janka uszyj sukienkę i czekaj. … – Mój dziadek miał wtedy sen. Śnił mu się anioł, który powiedział do niego: Wytrzymaj jeszcze chwilę. Niedługo wszystko się odmieni.

Każdy kolejny dzień w karłaku był dla więźnia koszmarem. Wszyscy byli przemęczeni, zniszczeni przez szkorbut i niedożywieni. Jedyną nadzieją dla Staszka był ten sen. Wierzył, że niedługo wszystko się odmieni.  Mija rok, Stalin umiera, Staszka wypuszczają na wolność. Przyjeżdża do Gdańska, jednak tam musi zostać na noc. Udaje mu się jedynie pójść na pocztę i poprosić o przekazanie informacji, że jutro Stanisław Szumski odwiedzi swoją rodzinę.

Młodszy brat Janki, 10 letni Józef, gdy usłyszał informację od listonosza, pobiegł 10 km przez las pełen wilków, tylko po to, by powiedzieć: Janka ubieraj sukienkę. Twój mąż jutro będzie tutaj z Tobą. I to dzięki niemu, Janka była gotowa na spotkanie ze swoim mężem.

Janka ze Staszkiem przeżyli razem 56 lat. Po powrocie Staszka z zesłania nadal nie było im łatwo. Próbowali mieszkać na Syberii, później postanowili  przenieść się z powrotem do swojego domu w Polsce. Tam jednak okazało się, że to nie była Polska, a Litwa, a ich dom zamieszkują obcy ludzie. Mimo to zawsze byli razem.

Z mojej opowieści mam jedno przesłanie: Jak się kocha, to można wszystko. I takiej miłości życzę każdemu z Was – zakończyła swoją opowieść Szumska.

W listopadzie 2013 roku przez Filipiny przeszedł największy w historii tajfun (wiatr z prędkością nawet do 314 km/h). Zginęło wtedy 6 tysięcy osób, 12 tysięcy zostało bez dachu nad głową, a 5 tysięcy zaginęło. Szumska postanowiła pomóc w odbudowie domów najbardziej poszkodowanym, ale również znalazła sposób na promyk nadziei dla najmłodszych.

To co najbardziej mnie przygnębiało to widok smutnych dzieci. Są cały czas przerażone. Słysząc płaczące dzieci zastanawiałam się, jak mogę im pomoc. Ponieważ studiuję w szkole teatralnej postanowiłam zrobić dla nich teatr. Miała to być mała akcja dla dzieciaków. Myślałam, że wystąpimy góra 4 razy. W tydzień zagraliśmy 70 spektakli. Dotarliśmy do 3500 dzieciaków. Później robiliśmy warsztaty usuwania traumy – przez sztukę staraliśmy się dotrzeć do dzieciaków, starając się, by chociaż na chwilę zapomniały o tym co się stało.

{youtube}c0BS4V889gw|400|300|0{/youtube}

Pieniądze potrzebne są na zakup większej ilości lalek, na zmontowanie na miejscu sceny, na pojazd i paliwo – niektóre wioski są bardzo daleko od głównej drogi. To pierwszy w historii świata lalkowy teatr na tej wyspie – pomóżcie mi tworzyć historię. Pomóżcie mi szerzyć śmiech i radość wśród tych dzieciaków. Pomóżcie mi dodać trochę światła do ich życia – choć to wieje takim patosem 🙂 Bo naprawdę, ci ludzie i te dzieci są tego warte! – pisze na stronie polakpotrafi.pl Szumska.

I Ty możesz pomóc!

Weronika Samborska

{gallery}galerie/szumska_podroznicy{/gallery}