Trzydzieści lat temu Barbara i Dariusz Mielczarkowie na miejsce swojego życia wybrali urokliwy Beskid Niski, a dokładnie Kotań. Region ich zachwycił, ale nie mogli przejść obojętnie obok zaniedbanych cmentarzy, niszczejących cerkwi. Dzięki ich wielkiej determinacji te miejsca odzyskały dawną świetność.
Barbara i Dariusz Mielczarkowie do Kotani (gmina Krempna) sprowadzili się z Warszawy. Dokładnie 30 lat temu. Zadecydował przypadek. – W 1985 roku skończyłem studia weterynaryjne oraz staż i szukałem pracy, a nie interesowała mnie praca za biurkiem, tylko w terenie. Obdzwoniłem wtedy wszystkich 49 wojewódzkich lekarzy weterynarii. Zainteresowały nas dwie propozycje z białostockiego i krośnieńskiego – wspomina pan Dariusz. Zdecydowali się na Kotań. – Przyjechałem końcem kwietnia i na powitanie spadł śnieg. Spodobało mi się tu. Wróciłem do domu i zapytałem żonę czy chce mieszkać w górach? Zgodziła się. Początki nie były różowe. Pracy był ogrom, bo obsługiwałem PGR-y. To był doskonały poligon doświadczalny dla młodego lekarza, bo mieli tu wszystkie zwierzęta, a człowiek dzień i noc musiał być gotowy do pracy – opowiada D. Mielczarek.
Pani Barbara skończyła zootechnikę, ale nie chciała pracować w PGR. Znalazła pracę w szkole w Krempnej, gdzie uczy już 30 lat.
Cmentarze wojenne
Państwo Mielczarkowie szybko zaaklimatyzowali się w nowym miejscu i poznali region, a także mieszkańców. Z czasem ich życie zaczęło się kręcić wokół zapomnianych miejsc i zaczęli społecznie pracować na rzecz zachowania dziedzictwa kulturowego regionu. – Wtedy nie wiedzieliśmy czy tu są jakieś zabytki, bo terenu nie znaliśmy. Zaproponowałam dzieciom w szkole, by w terenie pokazały mi jakieś ciekawe miejsce. Zaprowadziły mnie na górkę nad szkołą, gdzie w gąszczu zarośli zobaczyłam leżące połamane krzyże, uszkodzone kamienne budowle. Zupełnie nie wiedziałam, gdzie jesteśmy. Dzieci też nie, choć miały świadomość, że to miejsce niezwykłe – opowiada B. Mielczarek. Okazało się, że to cmentarz austriacki z I wojny światowej. Był zaniedbany, zniszczony, po prostu ruina. – Dla mnie to był wstrząs. Jak można miejsce, w którym zostali pochowani ludzie, doprowadzić do tak tragicznego stanu? Władze miejscowe czy konserwatorskie nie były zainteresowane remontem. Postanowiliśmy coś zrobić. Wspólnie – nauczyciele i dzieci, zaczęliśmy porządkowanie cmentarza – dodaje. Nawiązali kontakt z organizacją Austriacki Czarny Krzyż, z którą współpracują od 1988 roku.
Delegacja austriacka kilkakrotnie odwiedzała Krempną, a w 1990 roku żołnierze pomagali w pracach na cmentarzu. – Niektórzy śmiali się, że mamy najazd armii austriackiej na Krempną, bo na boisku szkolnym rozstawili obóz i tu mieszkali – dodaje z uśmiechem. Dla Austriaków odnowiony cmentarz w Krempnej miał być symbolem, upamiętnieniem wszystkich żołnierzy z 27. pułku piechoty.
Wiadomo było, że cmentarzy z I wojny światowej jest więcej, bo ten w Krempnej miał nr 6. – Poznaliśmy niezwykłego znawcę cmentarzy wojennych Romana Frodymę. 400 zachodniogalicyjskich nekropolii ma w jednym palcu. Dowiedzieliśmy się, że w gminie jest jeszcze pięć cmentarzy – mówią. Zaczęli szukać kolejnych, a jeden z najpiękniejszych znajduje się w Grabiu – ogromny, umiejscowiony na wzgórzu, w przepięknym miejscu. Jego stan był dramatyczny, praktycznie już nie istniał. – Austriacy byli bardzo sceptycznie nastawieni i stwierdzili, że nie da się tego zrobić. Postanowiliśmy im pokazać, że można – zaznacza B. Mielczarek. Z Romanem Frodymą i jego żoną oraz innymi przyjaciółmi wyczyścili cmentarz z zarośli. Efekt był zdumiewający. Gdy Austriacy przyjechali, żeby poświęcić odnowiony cmentarz w Krempnej, podjęli decyzję, by i tutaj pomóc.
Potem odrestaurowane zostały kolejne: mały cmentarz w Grabiu, na którym pochowano żołnierzy armii rosyjskiej, w Ożennej, na którym spoczywali żołnierze austriaccy i rosyjscy. Choć był kompletnie zdewastowany, bo PGR zrobił tam wysypisko śmieci, to udało się i jego przywrócić do dawnej świetności. Uporządkowane zostały też dwie zbiorowe mogiły rosyjskich żołnierzy usytuowane na zboczu góry w Ożennej.
W ten sposób wszystkie cmentarze z I wojny światowej w gminie Krempna zostały przywrócone do pierwotnego wyglądu, zgodnie z dokumentacją, bo Austriacy mają bardzo bogate i kompletne archiwum.
Czas na cerkwie
Na tym nie poprzestali. Bardzo bolał ich stan grekokatolickiej łemkowskiej cerkwi pw. św. Kosmy i Damiana w Kotani z XVIII wieku. – Zachwyciła nas od razu, bo jest zupełnie niezwykła. To jedna z najpiękniejszych świątyń Beskidu Niskiego. Tylko co z tego, kiedy dach dziurawy, woda leje się do środka, a miejscowi są bezradni. Nikt nie wiedział jak się za to zabrać, bo chodziło o duże pieniądze. Parafie tu są niewielkie, raczej ubogie. Co w takim razie zrobić? – wspomina pani Barbara
Zbiórka pieniędzy zaczęła się w 1999 roku. Organizowali różne małe akcje, wtedy też odbyła się I Krempniańska Parada Historyczna, aby ratować cerkwie. Harcerze z 54. szczepu harcerskiego „Kresy” z Przeworska, przyjeżdżając na obóz jeździecki do stajni „Rumak” w Kotani wzięli stroje historyczne: kontusze damskie i męskie. Wtedy to właściciele stajni – Barbara i Dariusz Mielczarkowie wymyślili, by zorganizować pokaz potyczki polskiej szlachty i Kozaków. I tak na stałe impreza wpisała się w kalendarz.
Choć nie wiedzieli do końca w jaki sposób, ale zaczęli szukać pieniędzy w urzędach, ministerstwach i różnych instytucjach. W międzyczasie zostało założone Towarzystwo Miłośników Krempnej i Okolicy. Z zebranych funduszy na dobry początek kupili gont. – Proboszczem parafii został wtedy ksiądz Piotr Kuźniar. Razem uczyliśmy się jak to robić. Powoli udało się i w 2002 roku wymieniono gont na wieży, potem nad nawą i prezbiterium. Remont cerkwi w Kotani był najdłuższy, bo najwolniej zbieraliśmy pieniądze – opowiada B. Mielczarek. W lipcu 2010 roku, po 48 latach, powróciło na swoje pierwotne miejsce szesnaście XVIII-wiecznych ikon.
Podczas remontu nawiązali kontakt z Szymonem Modrzejewskim, mistrzem kamieniarstwa i Stowarzyszeniem Magurycz, którzy przywrócili świetność lapidarium kamieniarskiej sztuki łemkowskiej przy cerkwi w Kotani. To unikalny zbiór kamiennych krzyży łemkowskich uratowanych przed dewastacją w latach 70. Ponadto we współpracy z S. Modrzejewskim zostało odnowionych 9 łemkowskich cmentarzy w gminie Krempna, które opieką otoczyli obecni mieszkańcy.
Z nieświadomości
Pilnych prac naprawczych i konserwatorskich wymagały też pozostałe zabytkowe cerkwie – w Krempnej, Świątkowej Wielkiej i Świątkowej Małej. Zaczęli od Krempnej. – Ciekawostką jest to, że we wszystkich przewodnikach autorzy pisali, że świątynia jest pochylona, a przez to krzywa, ze względu na błąd cieśli budowniczych. Okazało się, że to był wynik postępującego zniszczenia. Stan cerkwi był tak fatalny, że po zdjęciu blachy w czasie remontu środkowa kopuła wraz z wieżyczką wpadła do środka. Dobrze, że konserwator ikon Małgorzata Dawidiuk uparła się, żeby zdemontować ikonostas, bo inaczej zostałby po nim stos drzazg – stwierdza pan Dariusz.
Koszty remontu, tak architektury, jak i wnętrza były ogromne. Bardzo pomagali mieszkańcy nie tylko swoją ofiarnością, ale też pracą. – Gdybyśmy wiedzieli na początku ile te remonty będą kosztować, to podejrzewam, że w ogóle byśmy się za to nie zabierali. Chyba z tej nieświadomości podjęliśmy się prac, ale jak się zacznie, to trzeba skończyć – stwierdza z satysfakcją B. Mielczarek.
Cerkiew w Krempnej jest jedną z najlepiej wyposażonych w regionie. Pracownia konserwatorska odnawiała ikonostas trzy lata. Remont świątyni już dobiega końca, zostały tylko drobne prace.
Cztery cerkwie
Po Krempnej nadszedł czas na Świątkową Małą. – Proboszcz ksiądz Józef Obłój przyglądał się pracom przy Kotani i Krempnej, i marzył o tym, aby zrobić to samo u siebie. Pomogliśmy mu szukać środków. Dał radę i powoli remont dobiega końca – mówi pani Barbara.
W kolejce czekała Świątkowa Wielka. Na samą myśl ciarki chodziły im po plecach, bo wiedzieli jak tragiczny jest stan tej cerkwi. Z pewną obawą, jak przyjmą to mieszkańcy, przenieśli parady historyczne do Świątkowej Wielkiej. Mieszkańcy bardzo zaangażowali się w remont, który trwa już 3 lata. W 2014 została zrobiona architektura i to był ostatni moment. – Gdy zdjęto blachę, okazało się, że właściwie niewiele elementów da się z powrotem złożyć. Idea konserwacji jest taka, że oryginalny materiał zachowujemy. Przy okazji wyszła ciekawa rzecz, że cerkiew jako jedna z nielicznych była pomalowana na zewnątrz na różne kolory. Po burzliwych dyskusjach postanowiono odtworzyć malowanie. Przez to jest unikalna, inna niż wszystkie, a ciężka, duża bryła nabrała lekkości – zaznacza D. Mielczarek.
Obecnie przygotowują się do odnowienia bogatego wnętrza cerkwi, a szacują, że koszt będzie ogromny. Jeżeli to się uda, to w powiecie jasielskim będziemy mieli unikalny kompleks czterech drewnianych cerkwi łemkowskich.
Dlaczego porywają się na tak trudne wyzwania? – Gdy widzi się coś tak pięknego jak cerkiew w Kotani i obserwuje postępujące zniszczenie, to trzeba działać. W tych świątyniach modlili się ludzie przez wieki. Cerkiew ma być czynna, to nie muzeum. Przecież nie robimy tego dla siebie, bo skoro stoją po 400 czy 500 lat, to niech stoją drugie tyle – odpowiada pani Barbara.
Nasze miejsce
Gdy już skończą remonty cerkwi, to co potem? – Tyle różnych rzeczy jest do zrobienia, więc nie braknie nam zajęć. Warto byłoby stworzyć szlak turystyczny, aby ściągnąć ludzi z zewnątrz i ożywić region – mówią z uśmiechem. Dlatego też organizują koncerty, bo chcą, aby cerkwie żyły przez cały rok.
Nie brakuje im pomysłów i energii, a jubileuszowa XV Krempniańska Parada Historyczna już w 2016 roku. – Nie wyobrażamy sobie życia gdzie indziej. Beskid Niski jest niezwykle piękny. Mamy ogromny komfort, bo jesteśmy w górach cały czas. Lubimy chodzić po górach i jeździć po nich konno. Poznaliśmy tu i ciągle poznajemy wielu niezwykłych ludzi. Śmiejemy się, że kto tu raz przyjedzie, to prędzej czy później wraca. My zostaliśmy na dobre – kwitują B. i D. Mielczarkowie.
Marzena Miśkiewicz/Nowe Podkarpacie
Tekst ukazał się w Tygodniku Regionalnym Nowe Podkarpacie z dnia 23 grudnia br.
Artykuł powiązany: