
Na torze jeździ z zawrotną prędkością, jest świetnie przygotowany technicznie i ma do tego talent. Niedawno odniósł swój pierwszy spektakularny sukces – pierwsze miejsce w generalnej klasyfikacji Motocyklowego Pucharu Polski. Marzy o podium i o kolejnych zwycięstwach.
Najpierw była motorynka, jeszcze w podstawówce, potem Simson, zbieranie magazynów, w których prezentowane są nowinki techniczne i wypasione maszyny… takie wspomnienia ze szkolnych lat ma wielu mężczyzn, ale tylko nieliczni w dorosłym życiu rozwijają młodzieńczą pasję. Nie mówiąc już o tak spektakularnych sukcesach, jakie on już ma na swoim koncie. Musiał na nie ciężko zapracować, dosłownie i w przenośni.
Daniel Wachowski z Jasła, bo o nim mowa, ma 35 lat, jest żonaty, ma dwójkę dzieci, 7-letnią Patrycję i 3-letnego Doriana.
– W trzeciej klasie szkoły podstawowej miałem motorynkę, później Simsona – jak wielu kolegów w moim wieku, ale niestety w liceum urwało się, dłuższy czas nie miałem żadnego motocykla – wspomina Daniel.
Potem na kilka lat wyjechał do pracy za granicę. Wrócił, założył rodzinę, rozkręcał własną firmę. Nie było ani czasu ani pieniędzy na rozwijanie pasji, ale motocykle zawsze go kręciły. Pięć lat temu kupił upragniony motocykl, do jazdy po drogach. – Jeździłem często, prawie codziennie, dla przyjemności. Później zmieniłem na motocykl sportowy, ale jeździłem dalej po drogach.
Tylko na torze!
Po raz pierwszy na tor pojechał 3 lata temu. Aż do Poznania, bo to jedyny w Polsce profesjonalny tor, na którym organizowane są treningi dla motocyklistów. Bliżej jest wprawdzie do Budapesztu czy Bratysławy, ale najpierw chciał spróbować w kraju.
– Pojechałem tam by się podszkolić w szybkiej i bezpiecznej jeździe, ale już po pierwszej wizycie w Poznaniu wiedziałem, że to jest to czego szukam. I wiedziałem, że będę tam wracał jeszcze nieraz – mówi. – Ulica już mnie tak nie przyciągała, jak dawniej. Tor to co innego, można bezpiecznie przycisnąć, nie to, co na ulicy. Byłem już na dwóch pogrzebach kolegów… – dodaje zawieszając głos.
Żona Daniela początkowo za każdym razem, jak wyjeżdżał na ulice czy potem na tor, nie akceptowała pasji męża. Bardzo się denerwowała, teraz patrzy na to zupełnie inaczej.
– Uspokoiła się od czasu, kiedy pojechała ze mną pierwszy raz na tor. Zobaczyła, jak to wszystko się odbywa, że nic się nie dzieje nawet jak przewracamy się przy dużych prędkościach, bo pobocza są miękkie i nie uderza się – tak jak na drodze – w jakiś samochód wyjeżdżający z podporządkowanej, nie uderzamy w drzewo, a w energochłonną bandę. Przekonała się, że mimo prędkości, jakie się osiąga, na torze jest bezpiecznie.
Przez trzy lata miał osiem wywrotek, przewrotek, jedna z nich przy prędkości ponad 230 km/h. I poza złamaniem małego palca nigdy nic sobie nie zrobił. – To w sumie niedużo, bo na jednej rundzie można przewrócić się co najmniej dwa razy. Ale ja mam zasoby finansowe jakie mam i nie jeżdżę na „całość”. Staram się jeździć zachowawczo, żeby się nie przewracać, bo każda przewrotka wiąże się z tym, że nie pojadę na trening. I muszę zrezygnować z czegoś kolejnego, żeby wyremontować motocykl.
Z czasem zaczęło się rodzinne kibicowanie. – Najpierw zrobiliśmy wyprawę na tor pod Bratysławą, a później do Brna. Rodzinka mnie wspiera i kibicuje ostro. Dorian ma dopiero trzy lata a już jeździ na małym trójkołowym motorku na akumulator. I mówi, że będzie szybszy niż tata. U nas w Polsce nie ma na to warunków, ale w innych krajach dzieci zaczynają jeździć w wieku 7-8 lat. Takie specjalne małe tory i małe motorki są na przykład w Niemczech.
– Chciałbyś aby syn poszedł w twoje ślady? – pytam. – Na pewno nie chciałbym, żeby jeździł po ulicy, ale na torze tak. Fajnie jak młodzież ma pasję – odpowiada Daniel.
Daniel jeździ na motocyklu o pojemności 600 cm sześc. Na torze prędkość dochodzi do 280 km/h. Na drodze takie prędkości motocykliści mogą rozwinąć jedynie na autostradach, ale nie trzeba chyba dodawać, jakie to niebezpieczne i to nie tylko dla motocyklisty, ale także pozostałych użytkowników drogi. Nie mówiąc już o łamaniu przepisów. Mocne i gorzkie powiedzenie „dawcy organów” ma swoje tragiczne podstawy.
– Jadąc wcale nie czuje się tej prędkości zupełnie, dopiero w momencie zbliżającego się zakrętu. Jadąc na czas hamowanie opóźnia się do ostatniej chwili. Adrenalina potężna, a do tego trzeba być bardzo skupionym i wszystko robić perfekcyjnie przy każdym okrążeniu. Jeździć idealnie, cały czas tak samo za każdym okrążeniem, żeby czasy były porównywalne – podkreśla Daniel.
Na ostatniej rundzie Motocyklowego Pucharu Polski Daniel miał 6 czasów identycznych. 1 minuta 45 sekund na okrążeniu, na torze o długości 4 200 metrów.
Kosztowne i męczące treningi
Do startu w Pucharze Polski przygotowywał się bardzo starannie. Przez trzy lata, od kwietnia do października, bo w zimie nie jeżdżą, regularnie trenował na torach w Poznaniu, Bratysławie i Budapeszcie. Za każdym razem wiązało się to z wyprawą, która jest kosztowana. – Wszystko zależy od funduszy, a to bywa sporą przeszkodą. Oczywiście starałem się jak najczęściej jeździć na tor, w ubiegłym roku byłem osiem albo dziewięć razy. Jestem samoukiem, nie mam instruktora, do wszystkiego doszedłem sam.
Trening na torze trwa dwa dni. Każdy zawodnik dostaje tzw. kostkę, którą montuje się na motocyklu, co pozwala na mierzenie „okrążeń”. Rezultaty wyskakują automatycznie, informacja pojawia się na tablicy.
– W ciągu dnia mamy po około osiem sesji, każda po 20 minut. Zawodnicy podzieleni są na grupy, w zależności pojemności motocykla albo od umiejętności zawodników. Najwolniejsza jest grupa „D”, najszybsi zawodnicy to „A”. Wszystko po to, by szybsi nie „przestraszyli” wolniejszych albo wolniejsi nie przeszkadzali szybszym. Najważniejsze by było bezpiecznie i podczas treningu wszyscy na torze mieli podobną prędkość, bo na raz torze jeździ w tym samym czasie 40-50 motocykli.
Zawodnicy muszą być sprawni i wytrzymali, dlatego Daniel trenuje kondycyjnie przez cały rok, głównie na siłowni. To bardzo ważne, bo do sportowej jazdy ma motocyklach trzeba mieć super kondycję.
– Jak ktoś patrzy z boku, to myśli, ze my tylko siedzimy na motocyklu i go prowadzimy, ale podczas jednego wyścigu potrafię zlecieć z wagi 2 kg w ciągu 30 minut – mówi Daniel. – Chodzę na siłownię 4-5 razy w tygodniu.
Przygotowując się do Motocyklowego Pucharu Polski cały czas był na diecie, zrzucił z wagi 12 kg. – Motocykl, na którym jeżdżę ma pojemność 600 cm sześc., 128 koni mechanicznych i waży 161 kg. Gdybym ważyłbym 100 kg, to on by w ogóle nie jechał, ale jak wsiądzie zawodnik, który waży 50 kg to jedzie dużo szybciej. Im lżejszy tym lepszy. Ja teraz ważę 75 kg.
Wszystko z planem i metodycznie
Jak już wspomniałam Daniel sportowo zaczął jeździć 3 lata temu. W tym czasie wygrał kilka treningów w mniejszych klasach. – To było da mnie połączenie wyścigów z treningami. Dzięki nim widziałem, że mam na tyle duże umiejętności by wystartować w pełnym cyklu w Motocyklowym Pucharze Polski w klasie 600. W ubiegłym roku zrobiłem licencję wyścigową, bez której start w prawdziwych wyścigach jest niemożliwy.
Musiał zdać nie tylko egzamin praktyczny na torze, ale i teoretyczny. Przede wszystkim flagi i sygnalizacja świetlna włączana przez sędziów na torze, która informuje o różnych niebezpieczeństwach. Flaga żółta oznacza niebezpieczeństwo na najbliższym zakręcie, np. przewrócony motocykl, żółta w czerwone pasy oznacza niebezpieczeństwo związane z przyczepnością, na przykład rozlany olej, czerwona – wyścig przerwany, ….
Żeby zdać egzamin, jaki organizuje Polski Związek Motorowy, trzeba należeć do jakiegoś klubu. Daniel należy do Jasielskiego Klubu Motorowego i Ratownictwa Drogowego.
– Po zdaniu licencji zmieniłem motocykl na klasę 600, bo wcześniej jeździłem w klasie 1000. Zmieniłem, bo na tym motocyklu więcej można się nauczyć. Jest słabszy, ale jest też tańszy w eksploatacji, w trakcie wyścigu zużywa się mniej opon niż przy większej pojemności motocykla.
Na jedną rundę wyścigową zawodnicy potrzebują około 5 nowych opon, a jedna kosztuje około 200 euro. I tu zaczynają się „schody” dla zawodników. Same umiejętności i przygotowanie kondycyjne nie wystarczą, bez sponsorów trudno jest marzyć o wielkich sukcesach. Potrzebna jest też ekipa techniczna, która pomaga zawodnikowi podczas treningów i wyścigów.
Już samo przygotowanie opon do startu to niezła „zabawa”. Przed wyścigiem zakłada się na opony koce grzewcze. – Rozgrzewamy opony do 85 stopni, żeby się kleiła asfaltu, sprawdzamy i regulujemy ciśnienie. Na ostatniej rundzie pomagał mi kolega, mechanik z Jasła, wcześniej pomagali mi mechanicy teamu Ultimate Motorsports, czołowego teamu z Mistrzostw Polski Supersport. Koła wymieniałem sam.
W trakcie wyścigu opon już się nie zmienia, chyba że pada deszcz. – Wtedy mamy 15 minut na zmianę kół na mokre i wyjeżdżamy od nowa. Mokre od suchych różnią się twardością i nacięciem. Do jazdy na suchym są albo bez nacięć albo z niewielkimi nacięciami i zrobione z twardej mieszanki. Opona deszczowa ma wysoki bieżnik i jest miękka, jak gumka do mazania. Jeżeli wyjechałoby się na oponie deszczowej po suchym, to przejechałbym na niej około 10 km i po oponie.
Po zawodach opony nadają się jedynie do treningów i jazdy rozgrzewającej przed zawodami. Opony to jednak nie wszystko, pozostałe wyposażenie zawodnika też sporo kosztuje. Kombinezon – 5 tys. zł, kask – 1500 zł, rękawice – 400 zł, buty – 1500 zł. Daniel jeździ na motocyklu Yamaha R6 z 2012 roku, ale jak sam przyznaje ma niewiele oryginalnych rzeczy bo poza ramą, silnikiem i felgami wszystko jest wymienione na wyścigowe.
– Kupiłem motocykl przygotowany do sportu, bo na poprzednim nauczyłem się, że budowanie takiego motocykla od podstaw może kosztować nawet 100 tys. zł, albo i więcej. Teraz kupiłem gotowy motocykl od węgierskiego teamu i zapłaciłem za niego 8 tysięcy euro.
Daniel, jak każdy sportowiec, który uprawia dziedzinę wymagającą dużych nakładów finansowych, marzy o dobrym sponsorze, którego w rewanżu reklamowałby w trakcie wyścigów. Tak to się niestety odbywa w sporcie na całym świecie. Jedyny sponsor, którego na razie ma Daniel to AMS oil, dostarczający mu oleje i płyny, które trzeba wymieniać co wyścig.
Pierwszy w „generalce”
W maju tego roku Daniel Wachowski zadebiutował w Motocyklowym Pucharze Polski w klasie 600 cm sześc. – W pierwszym wyścigu zdobyłem 3. miejsce, wskoczyłem na podium, w drugim wyścigu 4. miejsce – źle wystartowałem i odrabiałem straty. W trzecim wyścigu na Węgrzech – niestety nie miałem tam nikogo do pomocy – przez pomyłkę i złą zmianę koła z suchego na deszczowe wywróciłem się w momencie wyjazdu na tor do wyścigu. Wielki pech, bo miałbym dużo więcej punktów, gdyż w kwalifikacjach do wyścigu znalazłem się na drugiej pozycji i liczyłem na zwycięstwo. Ostatnia runda w Moście w Czechach i drugie miejsce. W tej chwili prowadzę w punktacji Pucharu Polski – mam 7 punktów przewagi.
Do końca Pucharu zostało jeszcze 5 wyścigów, pierwsza runda 6-7 sierpnia w Poznaniu. Po raz pierwszy w historii wyścigów motocyklowych w Polsce, będzie transmitowana na żywo w internecie. – Sami zawodnicy zorganizowaliśmy ekipę, która to sfilmuje. Każdy liczy na promocję bo dzięki temu ma większą kartę przetargową w rozmowach ze sponsorami. A bez sponsorów dalsze ukończenie tego sezonu będzie trudne. Cały rok składałem pieniądze na ten sezon, już jest połowa, a w kasie pusto, a sporo opon trzeba będzie kupić.
Ostatnia runda Motocyklowego Pucharu Polski we wrześniu na Słowacji.
Drogi i niszowy sport
Wyścigi motocyklowe to w Polsce wciąż niszowy sport. Nie mamy kadry narodowej, są tylko 3 ekipy, które startują na arenie międzynarodowej. – Ciężko wybić się Polakom, bo mamy tylko jeden tor. Co tu porównywać do Włochów czy Hiszpanów, którzy jeżdżą od siódmego roku życia, a ja zacząłem od trzydziestki. Trochę późno, żeby wybić się na światową arenę, ale chciałby bardzo powalczyć. W tej chwili nie jeżdżę na żadne treningi, tylko z wyścigów na wyścigi. Nie trenuję jak inni koledzy. Każdy dwudniowy trening to wpłacenie wpisowego 1000 zł, plus opony, plus dojazd i czas. W mojej klasie startuje 19 zawodników. To bardzo widowiskowy sport i dziwię się, ze tak małe zainteresowanie mediów.
Mediów i sponsorów. Firmy wystawiając się na rozmaitych targach i imprezach branżowych, reklamując na wiele sposobów często zapominają o pobudzający zmysły, zapowiadający niezłe emocje i przypływ adrenaliny widok motocykla. – Taki motocykl, oklejony reklamą sponsora, na pewno przykuje uwagę mężczyzn bardziej niż niejedna modelka – żartuje Daniel.
Zrobię wszystko by wygrać!
Wyścigowy sezon motocyklowy zaczyna się od maja, a kończy we wrześniu. W tym czasie zawodnicy muszą zaliczyć 9 wyścigów.
– Jeżeli nie uda mi się wygrać Motocyklowego Pucharu Polski, to będzie ciężko ze zdobyciem sponsorów. Wiem, że jak ktoś wygra to jeździ dalej, zdobywa sponsorów, dostaje się do lepszych teamów. Jeżeli się nie uda, jeśli zajmę 2-3 miejsce, to będzie ciężko dalej samemu łożyć pieniądze na treningi aż ktoś mnie dostrzeże. Jeżeli nie wygram teraz Pucharu, to w tym roku kończę i robię minimum rok przerwy, żeby odbudować się finansowo. Jeżeli uda się wygrać, to są szanse na sponsorów i dalszy rozwój.
Ewa Wawro
{gallery}galerie/16_rok/wachowski{/gallery}