Była niezwykle sumiennym i oddanym firmie pracownikiem. Po prostu anioł – tak o niej mówili współpracownicy. Tymczasem przez ostanie sześć lat wyprowadzała z firmy pieniądze. Ukradła prawie 240 tys. zł. Grozi jej do 10 lat więzienia.
Ewa K., 42-letnia jaślanka pracowała w Towarzystwie Budownictwa Komunalnego ABK w Jaśle od 1990 roku. Zaczynała jako księgowa, potem awansowała na stanowisko kierownika działu finansowo-księgowego.
– Była niezwykle sumiennym i oddanym pracownikiem, pierwsza przychodziła, ostatnia wychodziła. Była wręcz firmowym aniołek. Teraz już wiemy dlaczego, tak bardzo starła się o taki właśnie wizerunek – mówi z goryczą w głosie Leszek Kmiecik, prezes TBS ABK w Jaśle.
Koleżanki z pracy między sobą często mówiły: „jak dobrze, że ją mamy”. Zawsze można było na nią liczyć, wszystkim chętnie pomagała. Kiedy jej dziękowano, skromnie odpowiadała: „przecież wszyscy musimy dbać o naszą firmę”.
Teraz ta rodzinna sielanka prysła. – Szok nie do opisania – przyznaje jedna z pracownic TBS ABK w Jaśle. – To jak utrata członka rodziny, jakby ktoś najbliższy przez lata nas tak perfidnie oszukiwał. Jak można mieć takie dwie różne twarze?
Kradła od dawna
Przez sześć lat nikt nie zorientował się, że Ewa K. przelewa pieniądze z kont firmowych na swoje prywatne konto. Zdaniem prokuratury od 2007 r. robiła to wielokrotnie. Z konta inwestycyjnego TBS zrobiła 35 takich przelewów, z Funduszu Świadczeń Socjalnych 42 przelewy, a z rachunku „dobry zysk dla firmy” poszło na jej konto 20 przelewów. To jednak nie wszystko.
– Wyprowadziła z konta miejskiej spółki Towarzystwo Budownictwa Społecznego – Administrator Budynków Komunalnych w Jaśle kwotę 237 245,72 zł. Oprócz przelewów wystawiała także czeki na swoje nazwisko, które sama realizowała. Wystawiała także czeki, które realizowali inni, a jej przekazywali pieniądze, których nigdzie nie księgowała – mówi Grażyna Krzyżanowska, prokurator prowadząca sprawę.
Po to, by jej kradzieże nie wyszły na jaw podrabiała dokumenty. Przesyłane na koniec roku z banku potwierdzenia sald na kontach TBS kserowała i przerabiała. Tak sfałszowane dokumenty podpinała do bilansu przygotowanego na potrzeby rewidentów i kontroli.
Jak ustaliła prokuratura, przerobiła nadesłany przez bank dokument potwierdzający saldo finansowe na koniec 2011 r. – kwotę na oryginale rachunku pomocniczego z 5137,66 zł zmieniła na 22281,50 zł. Podobnie zrobiła rok później. Sumę na rachunku bieżącym „zwiększyła” o 17,5 tys. zł, a rachunek „dobry zysk dla firmy” o kilkadziesiąt tysięcy. W styczniu tego roku dokonała kolejnych przeróbek. Ze 100 tys. do 150 tys. zł zwiększyła sumę w pozycji „lokaty negocjowane”.
Nikt nie zauważył?
Przez sześć lat Ewie K. udawało się ukrywać te operacje przed szefami, rewidentami i Radą Nadzorczą miejskiej spółki.
– Ta pani była zastępcą głównej księgowej, wzbudzała powszechny szacunek i zaufanie. Bardzo sympatyczna, niezwykłe życzliwa. Nieraz zastanawialiśmy się, skąd ta wręcz rodzinna atmosfera w firmie i – jak się wydawało w ogromnych stopniu – to była jej zasługa – mówi Elżbieta Stec, przewodnicząca Rady Nadzorczej TBS ABK. – Na temat mechanizmów jej działania nie mogę się wypowiadać, ponieważ nie znam akt sprawy.
Być może ten haniebny proceder trwałby jeszcze długo, gdyby nie jeden przelew, który nie spodobał się głównej księgowej. Zadzwoniła do firmy, na której konto był dokonany, z prośbą o wyjaśnienie. I tu u Ewa K. wpadła. Poproszona o wyjaśnienia szybko wykręciła się pilną potrzebą wyjścia do lekarza. Zaniepokojona księgowa zaczęła sprawdzać inne przelewy, inne rachunki. Tym sposobem oszustwa wyszły na jaw.
Doniesienie o przestępstwie trafiło do prokuratury w marcu tego roku. Kobieta została od razu zwolniona z pracy. W najbliższym czasie akt oskarżenia trafi do Sądu. Za kradzież mienia o znacznej wartości i inne przestępstwa grozi kobiecie do 10 lat więzienia.
Prokuratura zebrała kilka tomów akt w tej sprawie. Sama lista zarzutów liczy 16 stron, opisano 196 poszczególnych zdarzeń przestępczych. Ponieważ czyn zakwalifikowany został, jako i kradzież mienia o dużej wartości, do tego przestępstwo ciągłe, podejrzanej grozi do 10 lat więzienia.
Ewa K. przyznaje się do winy, ale odmawia składania jakichkolwiek wyjaśnień. Twierdzi, że brała pieniądze na własne potrzeby i nikt z rodziny o tym nie wiedział. Dlaczego dopuściła się tych wszystkich przestępstw ? Tego nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć. W grę nie wchodziła trudna sytuacja finansowa rodziny, bowiem oboje z mężem pracowali, mieli stałe dochody, a na utrzymaniu tylko jedno dziecko.
Do sprawy wrócimy.
Ewa Wawro
Tekst w wersji papierowej przeczytać będzie można już jutro w najnowszym wydaniu tygodnika Nowe Podkarpacie