Mieszkańcy Wolicy protestują przeciwko rozbudowie funkcjonującego we wsi zakładu zagospodarowania odpadów. Mają dość smrodu, zanieczyszczenia środowiska i wiecznego hałasu. Obawiają się, że może być jeszcze gorzej.
– Odór powstający w procesie sortowania, kompostowania i magazynowania odpadów, emisje ze spalania oleju napędowego, ruch pojazdów dowożących odpady do zakładu, jak i odbierających wysegregowane odpady, ryzyko awarii eksploatowanych instalacji … – wyliczają w proteście skierowanym 17 maja br. do wójta gminy. Dokument podpisany przez 55 osób trafił także do naszych parlamentarzystów, marszałka województwa, Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie, WIOŚ oraz firmy „Ekomax”.
Nie po raz pierwszy mieszkańcy Wolicy protestują. W 2009 r. nie zgadzali się na rozbudowę istniejącej sortowni odpadów komunalnych. Nic jednak wówczas nie wskórali, wójt wydał firmie pozytywną decyzję środowiskową, a starosta zezwolenie na prowadzenie działalności.
– Nikt nas wcześniej nie informował o tym, że taki zakład powstanie we wsi. Później sołtys i jakiś urzędnik z gminy tłumaczyli, że po prostu zapomnieli o tym – mówi Jacek Wiatr, jeden z protestujących mieszkańców Wolicy.
Mimo protestów inwestycja ruszyła pełną parą. Śmieciowy interes kwitnie, teraz Ekomax zamierza rozbudować zakład i uruchomić nowe instalacje. I jak poprzednio nikt nie pyta się mieszkańców o zgodę.
Tak nie da się żyć – mówią mieszkańcy
– Czasem smród jest nie do wytrzymania, nawet zamykanie okien niewiele pomaga. Spać w nocy nie można, bo taki huk. Od czasu do czasu sprzątają, jak ma przyjechać jakaś kontrola, ale nieraz śmieci fruwają w powietrzu tygodniami – mówi Małgorzata Wójtowicz.
– Wczoraj złożyliśmy protest do wójta, a dziś od siódmej rano już sprzątali – podkreśla Robert Dubiel.
– Gdyby zaśmierdziało raz w miesiącu, coś tam czasem huknęło, to nic byśmy nie robili, ale są takie dni, że trudno wytrzymać, fetor jest straszny. To nie jest firma Ekomax tylko Ekosmród. Zakład położony jest na wzniesieniu, mieszkańcy położonych niżej domów nie piją wody ze swoich studni, bo jest niezdatna do spożycia – dopowiada pan Jacek.
Podobne skargi słyszymy także od innych mieszkańców, ale boją się ujawniać nazwiska. Ponoć są zastraszani i szykanowani. Jak? Tego też boją się mówić.
– Pan Kotulak (właściciel firmy Ekomax – dop. red.) ma długie ręce, już mieliśmy problemy po wcześniejszych skargach – słyszymy.
Nie ma podstaw?
Cztery lata temu, przy okazji pierwszych protestów mieszkańców Wolicy wójt gminy tłumaczył, że właściciel terenu posiada wszystkie dokumenty zezwalające na prowadzenie takiej działalności. – Nie możemy nie wydać decyzji środowiskowej, skoro inwestycja spełnia wszystkie wymagania – podkreślał wówczas Stanisław Pankiewicz. Przyznał wprawdzie, że uciążliwość istnieje, ale był przekonany, że po rozbudowie powinna zniknąć.
– Inwestor zapewnia, że wszystko zamknie się na terenie działki. A w trakcie budowy jakieś krótkotrwale uciążliwości zawsze mogą wystąpić. Jeśli już skończy i takie nadal będą, to z urzędu wystąpię do WIOŚ – zapewniał Pankiewicz.
Jak widać problem pozostał, a teraz zakład ma być jeszcze rozbudowany. Właściciel planuje uruchomienie instalacji do suszenia biologicznego i stabilizacji tlenowej. Jak zapewnia instalacja będzie wyposażona w biofiltr do oczyszczania powietrza, co zmniejszy uciążliwości odorową zakładu.
– Zmniejszy? Ale smrodu nie zlikwiduje. To tak, jakby ktoś perfumami chciał zabić smród. Nie zgadzamy się na taką inwestycję – mówią chórem mieszkańcy.
Twierdzą, że Ekomax nie dotrzymał warunków pozwolenia z 2009 r. związanego z sortowaniem i przetwarzaniem odpadów komunalnych. W swoim proteście podkreślają, że gromadzenie i sortowanie odpadów odbywa się w większości na wolnym powietrzu, a to oznacza, że narażone są na oddziaływanie np. deszczu czy śniegu. Przy braku instalacji gromadzącej i oczyszczającej wody opadowe – a takiej Ekomax nie posiada – zanieczyszczenie środowiska wydaje się oczywiste.
– Wystarczy stanąć na chwilę przy rowie melioracyjnym, do którego trafiają wody opadowe odprowadzane systemem wewnętrznej kanalizacji deszczowej z terenu zakładu. Smród mówi sam za siebie – zauważa Wiatr. – Przedsiębiorca miał wybudować ekrany, miał wybudować wiatę – nie zrobił tego. Śmieci miały by składowane na placu tylko w zimie i tylko przez 24 godz. Niestety są trzymane także w lecie i to po kilka dni. Z hałdy śmieci unosi się fetor i pył, bo oni je mielą. Cała okolica jest w żółtym, brudnym pyle. Do 1-2 w nocy jest hałas, a do tego kontenery ze śmieciami jeżdżą na okrągło. Kto dał pozwolenie na budowę inwestycji na małym wzniesieniu, otoczonym domami ? Chyba ludzie bez wyobraźni – denerwuje się pan Jacek.
Raport na zamówienie
Protestujący próbowali dotrzeć do protokołu odbioru inwestycji przez ochronę środowiska i nie udało im się.
– Z moich informacji wynika, że takiego w ogóle nie zrobiono, a to oznacza, że pan Kotulak działa nielegalnie, robi dosłownie co chce – twierdzi Wiatr. – Przy pierwszych protestach działki zostały sprytnie podzielone między właściciela firmy, a jego i brata. Zrobiono tzw. działki buforowe, a my, prawdziwi sąsiedzi zza płotu, przestaliśmy być stroną w sprawie i już nie ma obowiązku pytania nas o zdanie przy planowanych inwestycjach.
W 2009 r. starosta wydał zgodę na działalność, ale postawił warunki, złamanie których oznaczać ma jego cofnięcie bez odszkodowania. Mieszkańcy Wolicy twierdzą, że są nagminnie łamane, a obecny sposób i miejsce magazynowania odpadów stanowi zagrożenia dla ludzi i środowiska.
Mieszkańcy skrupulatnie przeanalizowali raport oddziaływania na środowisko planowanej inwestycji, sporządzony przez biegłego na zlecenie właściciela firmy. Twierdzą, że jest przekłamany. Według raportu odległość do najbliższego zabudowania od wschodu wynosi 150 m, w rzeczywistości jest zaledwie ok. 85 m, od zachodu biegły podał 600 m, w rzeczywistości jest ok. 400 m, od północy 100 m, w rzeczywistości ok. 90 m, a od południa zamiast 1 km, jak czytamy w raporcie, jest zaledwie 520 m. Dom Dziecka w Wolicy dzieli od zakładu 275 m.
Kolejnym wytykanym błędem raportu, jest brak odniesienia się do sposobu zabezpieczenia odcieków z terenów, na których są składowane i sortowane odpady. Nie oszacowano emisji odorów od planowanej hali. Nie wskazano także jak długo przetrzymywane będą tam odpady niebezpieczne i do jakiego składowiska będą wywożone. Nie wskazano przewidywanej liczby przejazdów samochodów transportowych do i z zakładu. To tylko cześć błędów w raporcie kwestionowanych przez mieszkańców.
Specyfika zakładu
– Regularnie mamy kontrole i nie wykazują one u nas żadnych nieprawidłowości – mówi Tomasz Kućma, kierownik zakładu w Wolicy. – Odpady, które powinny być w kontenerach są tylko tam przechowywane, a paliwo alternatywne magazynowane w przystosowanych do tego pomieszczeniach. Teraz budujemy hale przyjęcia odpadów. Instytucje kontrolujące nie widzą przeciwwskazań by zakład funkcjonował, a przecież jest bardzo potrzebny miastu i okolicznym gminom – podkreśla.
Do Wolicy trafiają śmieci z miasta i z gminy. Dziennie trafia tam 30-40 ton.
– Cały odpad jest przesiany, przemielony. Po przerobieniu, w postaci sypkiej ładowany jest na przyczepy i następnego dnia wywozimy surowiec do naszych odbiorców, głównie do cementowni na Śląsku – wyjaśnia kierownik.
Surowce wtórne są belowane i wywożone m.in. do Radomska (woj. łódzkie). Piaski, minerały, kamienie i drobna stłuczka szklana, które pozostają po przesianiu odpadu, wykorzystywane są do rekultywacji uprawnionych do tego terenów. Wszystko, co przywożone jest do zakładu w Wolicy przerabiają na miejscu, do Krosna nic praktycznie nie trafia. Sytuacja zmieni się od lipca, z chwilą wejścia w życie ustawy śmieciowej.
– Jeśli chodzi o odory to mamy wszędzie wentylatory z matami przeciwodorowymi, które wymieniamy co miesiąc. Mamy też specjalny kompresor, do którego podłączone są wężownice przebiegające wzdłuż hal – dopowiada Kućma.
– Ale przyzna nam pan, że śmierdzi? – pytamy.
– Jeśli jest się blisko przerabianego surowca, to czuć, ale przecież to są nasze śmieci i coś z nimi trzeba zrobić. Warto zauważyć, że poza terenem zakładu odory są prawie niewyczuwalne. Gdyby nasz zakład, pod naciskami okolicznych mieszkańców, został zamknięty, to po pierwsze wydłużyłby się czas odbioru i worki ze śmieciami leżałyby koło naszych domów dłużej, a po drugie koszt transportu znacznie by wzrósł, czyli płacilibyśmy za śmieci kilka razy więcej. Nie wiem czy wtedy mieszkańcy byliby zadowoleni i czy znowu by nie protestowali – odpiera zarzut Kućma.
Jeśli jest tak dobrze to skąd te protesty?
– Protest, który złożyli mieszkańcy dotyczy planowanej rozbudowy zakładu, która ma służyć dalszemu zmniejszeniu jego uciążliwości – mówi Jerzy Kotulak, właściciel Ekomaxu. – Nie planujemy zwiększania ilości przetwarzanych odpadów, a jedynie chcemy tak zmodyfikować proces ich przetwarzania, aby był on mniej uciążliwy. W tym celu ma powstać nowa hala do przyjmowania odpadów, z której powietrze będzie oczyszczane w biofiltrach. W chwili obecnej odory poza terenem zakładu są bardzo rzadko odczuwalne, ale po rozbudowie zostaną one wyeliminowane. Przetwarzamy odpady, których każdy z mieszkańców chce się pozbyć mimo, że prowadzenie takiego zakładu nie jest łatwym i miłym zajęciem. Nie bez znaczenia jest także fakt, iż zakład nasz daje miejsca pracy tak cenne w dzisiejszych czasach, z których korzystają niejednokrotnie jedyni żywiciele rodzin. Pracuje u nas wielu okolicznych mieszkańców – podkreśla Kotulak.
Od lipca do Wolicy trafiać będą tylko śmieci z Jasła, Kołaczyc i gminy Brzyska – takie są decyzje regionalnej instalacji unieszkodliwiań odpadów komunalnych w Krośnie. Ekomax będzie spełniał zadania instalacji zastępczej. Czy tak się stanie przekonamy się niebawem, tymczasem wójt gminy Jasło musi zająć się protestem mieszkańców.
– Odniesiemy się do tego protestu w sposób wyczerpujący – zapewnia wójt Stanisław Pankiewicz. – Oczywiście, że zależy mi na dobru mieszkańców, ale przedsiębiorca też ma swoje prawa. Jeśli będą spełnione określone wymogi to nie będę miał podstawy do odmówienia wydania decyzji.
Do sprawy wrócimy.
Przeczytaj komentarz: Śmierci? Na szczęście nie u nas!
Ewa Wawro
{gallery}galerie/ekomax{/gallery}