piątek, 8 listopada, 2024

Nie było afery – mówi Marcinkiewicz

0
Nie było afery – mówi Marcinkiewicz
Udostępnij:

Małgorzata Marcinkiewicz, posłanka Ruchu Palikota nie ma sobie nic do zarzucenia. 

Informacje o aferze z pani udziałem szybko obiegła media, ale o konsekwencjach pani zapewne wiedziała wcześniej. Jaka była pierwsza myśl?

Nie było żadnej afery. Było zdarzenie, które w największym skrócie miało taki oto przebieg: wraz z grupą posłów z naszej partii spotkaliśmy się z grupą protestującą w pobliżu sejmu w sprawie ustawodawstwa dotyczącego legalizacji marihuany. Spotkanie w pewnym momencie zamieniło się z burzliwej dyskusji w nieprzyjemną pyskówkę – przepraszam za kolokwializm, ale inaczej tego nie mogę nazwać. Zostaliśmy słownie zaatakowani przez zwolennika jednej z opozycyjnych partii. Nie jestem zwolenniczką takich zaciekłych sporów, ci, którzy mnie znają wiedzą, że nawet z zajadłymi oponentami potrafię rozmawiać spokojnie, bez obrażania czy inwektyw. Wtedy powiedziałam dość, pora się rozejść. Panowie z obu stron sporu mnie nie posłuchali, więc spokojnie oddaliłam się z tego miejsca nie zatrzymywana przez nikogo. W moim odczuciu nic się nie stało. Gdyby nie media, które z tego zrobiły wielkie wydarzenie, chyba z braku ważniejszych w tzw. sezonie ogórkowym, dawno bym o wszystkim zapomniała. Dodam przy tym, że wszystko wydarzyło się nie w godzinach pracy i nie w miejscu pracy, ani nawet nie w miejscu publicznym, tylko na terenie prywatnym. Prawnikom mogę pozostawić do rozstrzygnięcia, czy w takiej sytuacji moje dobra osobiste nie zostały naruszone, ale pozostawię tą kwestię bez rozstrzygnięcia. Powiem tylko, że po pracy poseł ma prawo do prywatności, zwłaszcza na prywatnym terenie, w swoim prywatnym czasie.

Co to znaczy naganne zachowanie? Co pani takiego niewłaściwego wówczas robiła?

Nie wiem, co było nagannego w moim zachowaniu, bo nikt mi osobiście żadnych zarzutów nie przedstawił, media operują ogólnikami stosując zasadę zbiorowej odpowiedzialności. Prawdą jest to, że znalazłam się w centrum rozpolitykowanej grupy panów, którym w pewnym momencie puściły nerwy a ja, jak to kobieta, próbowałam sytuację załagodzić. Nie udawało mi się, więc jako pierwsza oddaliłam się z miejsca zdarzenia. Tylko tyle i aż tyle.

Film ponoć został nagrany przez kolegów z partii i to oni przekazali go Januszowi Palikirowi. Jak pani to skomentuje?

Film nie został nagrany przez kolegów z partii, ale to w tym momencie nie ma znaczenia. Wiadomym jest, że media, a tygodnik Wprost ostatnio szczególnie, gonią za sensacją. Ktoś uznał, że na takim newsie zarobi, w sensie finansowym czy politycznym i zrobił z banalnej sytuacji tzw. fakt medialny. Po ludzku jest mi przykro, że to się tak potoczyło, bo miałam dobre intencje, chciałam załagodzić jakiś konflikt a stałam się ofiarą tej sytuacji. Ale tak to w życiu i w pracy bywa, że – jak mówi stare przysłowie – chcemy dobrze, a wychodzi jak zwykle.

Ewa Wawro

Artykuł powiązany: Posłanka Marcinkiewicz zawieszona