
Wracamy do głośniej sprawy wójta, który szarpał, dusił i groził nauczycielowi, że go zabije. Po trwających rok prokuratorsko-sądowych przepychankach sprawa mogłaby już dawno być zakończona, ale została „zablokowana” przez oskarżonego na co najmniej dwa lata. Czy skutecznie? Po naszej interwencji chyba nie.
O sprawie pisaliśmy tutaj przypomnijmy jednak w skrócie przebieg wydarzeń.
Do zdarzenia doszło rok temu w Urzędzie Gminy Osiek Jasielski. Siedmioosobowa delegacja grona pedagogicznego i Rady Rodziców szkoły w Samoklęskach udała się do wójta gminy Mariusza P. z oficjalnym pismem, podpisanym przez wszystkich nauczycieli z ich szkoły. Protestowali przeciwko nierównemu traktowaniu szkół w gminie. Spotkanie w gabinecie wójta, w którym uczestniczyło także dwóch pracowników urzędu, było burzliwe, były pyskówki i płacz przewodniczącej Rady Rodziców. Na tym sprawa się jednak nie zakończyła. Jako ostatni ze spotkania wychodził Tadeusz Łącki, nauczyciel wychowania fizycznego, prezes oddziału Związku Nauczycielska Polskiego w Osieku Jasielskim oraz radny w gminie. – Wójt wciągnął mnie do gabinetu, złapał za szyję, zaczął dusić i groził, że mnie zabije – kilka dni po zdarzeniu relacjonował nam Tadeusz Łącki.
Za zamkniętymi drzwiami
Stosunki między nim a wójtem, od dawna nie układały się najlepiej. Pan Tadeusz startował z listy Przymierza Samorządowego Podkarpacia, wójt jest z PiS. Jako reprezentant opozycji Łącki często dawał się wójtowi „we znaki”.
– Z panem wójtem różnimy się zdecydowanie w poważnych dla gminy sprawach, takich jak chociażby inwestycje. Wielokrotnie mówiłem, że pewne rzeczy mi się nie podobają – opowiadał nam rok temu Łącki. – Ale pan wójt nie lubi, jeśli ktoś ma inne zdanie i stara się podporządkować sobie takie osoby. A że ja pracuję w szkołach, które podlegają pod wójta, to w pracy miewam problemy.
Spotkanie skończyło się na niczym. Wójt zakomunikował stanowczo, że godzin świetlicowych, o które upominali się, szkoła w Samoklęskach nie dostanie. Wszyscy wstali i wyszli. Pan Tadeusz ostatni, bo przepuścił przodem kobiety. Wychodząc z sekretariatu odwrócił się i powiedział „do widzenia”. Wójt rzucił ostro „dobranoc”. Łącki nie wytrzymał, wywiązała się „rozmowa”:
– Nie dobranoc, tylko do widzenia panie wójcie.
– Choć tu, chodź tu.
– Nie mam czasu, spieszę się do pracy.
Na tym dialog między obu panami jednak się nie zakończył.
– Podszedł do mnie pociągnął mnie za koszulkę, aż pękła na rękawie – opowiadał nam ze szczegółami Łącki. – „Podarł mi pan koszulkę” mówię pokazując rękaw, a ten dalej do mnie z wściekłością „chodź tu” i pociągnął mnie w kierunku swojego gabinetu. „Niech mnie pan nie ciągnie”. Znów padło „chodź tu gnoju” i wójt wciągnął mnie do gabinetu, a drzwi zamknął stojący za nami skarbnik. Nagle wójt rzucił się na mnie i obydwoma rękami złapał mnie za szyję i zaczął dusić. „Gnoju, ja cię zabije” – cedził przez zęby. Początkowo nawet krzyczeć nie dałem rady, jak zwolnił nieco ucisk zacząłem głośno krzyczeć. Wtedy mnie puścił. „Przestań chłopie” powiedziałem. „Niech się pan liczy ze słowami, nie jestem żadnym gnojem”. Słyszały to obecne w sekretariacie panie. Wyszedłem na korytarz, a tam już panie nauczycielki wspólnie w mamami wracały po mnie zaniepokojone, bo ta która wychodziła przede mną widziała, jak wójt złapał mnie za rękę i szarpał. Pobiegła po resztę pań.
Pan Tadeusz zgłosił sprawę na policję, zrobił także obdukcję lekarską Opis: po obu stronach szyi zaczerwienienia, które mogły powstać w mechanizmie działania, jaki został opisany.
Stenogram potwierdził zeznanie
Sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej w Jaśle. Na dowód, że takie zdarzenie miało miejsce, Łącki zostawił na policji dyktafon z nagranym przebiegiem spotkania. Końcowy fragment, dokumentujący szamotaninę i groźby wójta był jednak mało czytelny, dlatego prokuratura zleciła wykonanie badań fonoskopijnych.
Stenogram wykonany przez biegłego z Komendy Wojewódzkiej w Lublinie potwierdził zeznania Łąckiego. Mariusz P. nie przyznał się jednak do winy i odmówił składania wyjaśnień.
30 października ub.r. Prokuratura Rejonowa w Jaśle umorzyła sprawę. W uzasadnieniu przyznano, że zgromadzony w sprawie materiał dowodowy potwierdza zeznania Tadeusza Łąckiego, uznano jednak, że znieważenie i naruszenie jego nietykalności cielesnej przez Mariusza P. nie nastąpiło w trakcie pełnienia przez niego obowiązków służbowych, jako nauczyciela. Taka interpretacja oznaczała jedno: przestępstwo nie jest ścigane z powództwa publiczno-skargowego, tylko cywilnego. Poszkodowany jeśli chce, to może dochodzić swoich praw na drodze oskarżenia prywatnego, czyli ponosić koszty postępowania.
Pan Tadeusz nie zgodził się z decyzją prokuratury i złożył do sądu zażalenie. 18 grudnia ub.r. sąd uchylił decyzję prokuratora i nakazał prowadzić nadal postępowanie, które ustali czy Łącki w czasie zdarzenia był służbowo czy prywatnie.
– Po ponownej analizie materiału dowodowego, po zapoznaniu się z licznymi orzeczeniami Sądu Najwyższego, prokurator uznał, że należy przedstawić Mariuszowi P. zarzuty przestępstw publiczno-skargowych. I dlatego takie zostały postawione – wyjaśnia Jan Dziuban, prokurator rejonowy w Jaśle.
Zawieszenie na 2 lata?
W marcu br. prokuratura postawiła Mariuszowi P. zarzuty naruszenia nietykalności cielesnej i znieważenia nauczyciela Tadeusza Łąckiego. Oskarżony nie przyznał się do winy, odmówił składania wyjaśnień. Złożył za to dwa wnioski dowodowe do prokuratury. W jednym wnioskuje o zlecenie wykonania stenogramu nagrania z całego spotkania, jakie miało miejsce w czerwcu ub.r. w Urzędzie Gminy. Całe nagranie ma 37 min, a wykonany wcześniej na zlecenie prokuratury stenogram dotyczył ostatnich 2 minut zapisu. Sąd przychylił się do tego wniosku.
– Prokurator zamierzał skierować akt oskarżenia, ale podejrzany w trakcie zapoznania się z aktami sprawy, złożył wniosek dowodowy aby odtworzyć całość tego spotkania, gdyż twierdzi, że dopiero to da podstawę do właściwej oceny dowodów. W tej sytuacji mamy obowiązek sprawdzenia obrony podejrzanego – wyjaśnia Dziuban.
Prokuratura zwróciła się do KWP w Lublinie o przeprowadzenia ponownego dowodu, czyli stenogramu z całego nagrania. Odpowiedź była jednoznaczna: ze względu na liczbę zleceń termin rozpoczęcia przez biegłego badań fonoskopijnych planowany jest na wrzesień 2016 r. – Do tego czasu postpowanie zawiesiliśmy, ponieważ występuje tzw. długotrwała przeszkoda, która uniemożliwia postępowanie – mówi Dziuban.
Łącki ponownie nie zgodził się z tym postanowieniem i odwołał się do sądu. 3 czerwca br. po rozpoznaniu zażalenia pokrzywdzonego na postanowienie prokuratora sąd utrzymał w mocy postanowienie prokuratora uznając je za słuszne.
– Wysoki Sąd stwierdził, że wskazywanie innych biegłych jest to zbędne . Musimy się liczyć z kosztami. Za badania, które Komenda Wojewódzka robi w zakresie prowadzonego postępowania nie płacimy, a tak kosztowałoby to Prokuraturę 2-3 tys. zł więcej – wyjaśnia Dziuban.
Prokurator przyznał, że nie jest to kwota nie do przyjęcia, ale biorąc pod uwagę liczbę prowadzonych przez nich spraw, gdyby w każdej z nich zlecali odpłatne ekspertyzy, to suma zrobiłaby się wielokrotnie większa.
Po naszej interwencji prokurator Dziuban przyznał, że dwa lata przeciągania rozstrzygnięcia tej spawy może być odbierane prze opinię publiczną, jako działania celowe, szczególnie przed zbliżającymi się wyborami, w których prawdopodobnie wystartuje Mariusz P. Aby uniknąć tego typu społecznych spekulacji postanowił, że zleci wykonanie badań fonoskopijnych innemu ośrodkowi, za które Prokuratura Rejonowa w Jaśle zapłaci. Dzięki temu sprawa będzie mogła zakończyć się w ciągu najbliższych miesięcy.
Jaka konfrontacja?
Mariusz P. wnioskował także o konfrontacje z pokrzywdzonym. Wniosek został jednak przez oddalony przez Sąd, gdyż w toku postępowania oskarżony skorzystał z możliwości odmowy składania wyjaśnień. Konfrontacja procesowa jest natomiast możliwa jedynie w celu wyjaśnienia sprzeczności w zeznaniach lub wyjaśnieniach osób przesłuchiwanych. A podejrzany powiedział tylko: „nie przyznaję się do popełnienia i odmawiam złożenia wyjaśnień”. Nie ma więc czego konfrontować.
Do sprawy wrócimy.
W wersji papierowej tekst dostępny będzie w najbliższym wydaniu tygodnika Nowe Podkarpacie.
Ewa Wawro