niedziela, 10 listopada, 2024

Skazany nauczyciel przerywa milczenie

0
Skazany nauczyciel przerywa milczenie
Udostępnij:

Janusz Kowalski, który został skazany przez sąd za uderzenie ucznia nauczyciel postanowił rozmawiać z mediami, ponieważ uważa, że cała ta sprawa to zemsta za jego opozycyjną postawę w Radzie Gminy Dębowiec. Według niego kluczową rolę miał odegrać radny Mieczysław Czechowicz. – To urojenia pana Kowalskiego. Ja na takie głupoty nie mam czasu – odpiera zarzuty radny.

50-letni Janusz Kowalski pochodzi z Cieklina, od 25 lat pracuje jako nauczyciel języka polskiego w miejscowej szkole podstawowej. Jak twierdzi przez ten czas nie było skarg na jego pracę, nie miał żadnych zatargów i problemów z uczniami czy ich rodzicami. Od 1 września 2016 roku nie pracuje w szkole, jest zawieszony przez toczącą się przeciwko niemu sprawę karną, a został oskarżony o uderzenie 12-letniego Wiktora.

Do tych wydarzeń, które sprawiły, że o winie nauczyciela miał rozstrzygnąć jasielski sąd, doszło w kwietniu ubiegłego roku. Chłopiec źle zachowywał się na lekcji, więc Janusz Kowalski wyprowadził go z sali do toalety, gdzie miał go uderzyć w twarz. Nic więc dziwnego, że wieść o tym, że spoliczkował ucznia szybko obiegła wioskę, gminę i stała się sprawą medialną. Pojawiła się również na naszym portalu.

Nauczyciel skazany

Nauczyciel na ławie oskarżonych

Będzie odwołanie

Proces nie trwał długo, a sąd uznał Janusza Kowalskiego winnym naruszenia nietykalności cielesnej chłopca. Wyrok nie jest prawomocny. – Czekam na uzasadnienie i na pewno będę się odwoływał – mówi nauczyciel, który postanowił opowiedzieć nam o kulisach tej sprawy, a odbiera ją jako zaplanowaną akcję medialną przeciwko niemu.

Ma mieć to związek z jego działalnością jako radnego gminy Dębowiec w latach 2002-2006 i 2010-2014. – Mam świadomość, że naraziłem się niektórym osobom, byłem osobą niepożądaną, niechcianą w radzie. Zauważyłem wiele nieprawidłowości, wytykałem błędy i zgłaszałem własne pomysły m.in. że trzeba obciąć diety radnym, ograniczyć pensję wójta przy tych długach, które są. To się nie podobało, bo do tej pory w radzie była sielanka – mówi. Przed wyborami samorządowymi w 2014 roku wspólnie z radnym Lisowskim wydawali biuletyn „Prosto w oczy”, w którym opisywali m.in. sytuację finansową gminy, zadłużenie, złe ich zdaniem decyzje władz, nietrafione inwestycje – jak chociażby niedokończony kompleks sportowy w Dębowcu czy fundamenty w Foluszu, na których miał powstać dom kultury. Gdy wybory przegrali i radnymi nie zostali zaprzestali wydawania pisma. Janusz Kowalski spokojnie pracował w szkole, aż do felernych wydarzeń z kwietnia ub. roku.

Może to był błąd

Nauczyciel od początku zaprzeczał temu jakoby miał uderzyć chłopca. – Nic się nie stało, to tylko wątpliwości mogą być, ale to niczego nie rozstrzyga – mówi. – Ale wyszedł Pan z nim do toalety. Po co? To właśnie budzi wątpliwości. Czy to nie był błąd? – pytam. – Teraz można uważać za błąd, że go w ogóle upominałem, że się do niego odzywałem, że podchodziłem. Nie szarpałem go, jak on mówił. Na moich lekcjach zachowywał się nagannie. Można gdybać, czy to był błąd – może i tak – odpowiada. – Miałem go wyprowadzić na korytarz. Tak jak mówiłem w sądzie. Sprzątaczka była pod drzwiami, spotkaliśmy się na korytarzu i nie chciałem go przy niej dyscyplinować.

Konflikt z polityką w tle?

Janusz Kowalski uważa, że ta sprawa ma podłoże polityczne, a za jej rozpętaniem stoi radny, kolega ze szkolnych lat z tej samej miejscowości Mieczysław Czechowicz. – Już na pierwszej sesji inauguracyjnej mój kolega, radny Mieczysław Czechowicz występował personalnie przeciwko mnie, kiedy ustalano składy komisji. To mnie zaskoczyło, ale to było związane z planowaną likwidacją szkół. Gdybym wszedł do komisji oświaty, w której wcześniej byłem wiceprzewodniczącym to mógłbym pokrzyżować plany. Kolega wypełniał czyjeś instrukcje. Moja osoba była dla wszystkich przeszkodą. Jest to zemsta. On jako radny od czterech kadencji jest w pewnym układzie, a ja byłem radnym spoza układu – mówi.

– Nie ma znaczenia, czy był czy nie był w opozycji. U nas nie ma takiego pojęcia w radzie gminy, bo każdy chce coś dla swojej wioski zrobić – odpowiada na zarzuty Kowalskiego Mieczysław Czechowicz.

Janusz Kowalski i Mieczysław Czechowicz to koledzy ze szkolnej ławy. Obydwaj pracują w tej samej szkole, pan Mieczysław jako palacz. Nauczyciel wspomina radnego jako serdecznego przyjaciela, którego traktował jak brata. Na dowód pokazuje szkolne zdjęcia z lekcji, imprez, na których zawsze są obok siebie. W latach 90. próbowali stworzyć zespół muzyczny, a jako dorośli występowali w amatorskim teatrze odgrywając role w jasełkach i Misterium Męki Pańskiej. Odwiedzali się przy okazji imienin, w tym samym miesiącu brali ślub, a ich dzieci uczęszczają do jednej klasy. Relacje między nimi miały się zmienić gdy razem zasiadali w radzie gminy. – Nie sądziłem, że można się aż tak zmienić – zaznacza Kowalski.

– Ale dlaczego i za co pan Czechowicz miałby się na Panu odegrać? – pytam. – Chodzi o to, by zniszczyć moją reputację i pozbawić mnie pracy. Właśnie teraz, kiedy nie jestem radnym i nie chroni mnie żaden immunitet – stwierdza nauczyciel. – Ta sprawa z Wiktorem została rozdmuchana. Nic się tam, nie stało, on nie był zadrapany ani uderzony, kompletnie nic. On został do łazienki tylko wyprowadzony i przyprowadzony. Może i to był błąd, ale jak nie to, to będzie coś innego. Cały czas się knuje i spiskuje przeciwko mnie.

To jego urojenia

Mieczysław Czechowicz nie chciał szeroko komentować tej sprawy, ale jednoznacznie odciął się od zarzutów stawianych mu przez Janusza Kowalskiego jakoby on sterował całą nagonką, aby odegrać się na nim za działalność w radzie. – Ja w ogóle się dziwię, że on się w ten sposób wypowiada. To są jego urojenia. Ja na takie głupoty nie mam czasu. Żadnego urazu nie czuję do niego. Niczym nie sterowałem, nie chciałem się na nim odegrać. To, że zadzwoniłem do matki Wiktora wynika z tego, że nasi synowie chodzą do jednej klasy i zaniepokoiło mnie to, o czym mi opowiadał. Wracał ze szkoły spotkał mnie, kiedy szedłem z pola i z emocjami mówił o tym, co się wydarzyło. Widziałem po dziecku czy kłamie czy nie, chociaż i tak do końca nie chciało mi się wierzyć. Powiedział też o tym żonie. Nie dowierzałem, że takie coś mogło mieć miejsce. Syn nigdy mi nie mówił, że takie rzeczy dzieją się w szkole – odpowiada.

Czyli nie było takiej sytuacji: „Wiktor powiedz, że Kowalski Cię uderzył”? – pytam. – A skąd! Ja mam za dużo zajęć na głowie, żeby takimi głupotami się zajmować – ucina.

Nauczyciel – gmina

Janusz Kowalski uważa, że sprawa związana z oskarżeniem o uderzenie ucznia nie jest jedyną, bo już wcześniej czuł się nękany i wywierana była na nim presja. – Urząd gminy patrzy na mnie nieprzychylnym okiem, bo nie można mnie stłamsić, zniszczyć, odgryzam się, ślę pisma do różnych instytucji, jak widzę nieprawidłowość. To, że niczego nie jestem w stanie w gminie załatwić nie dziwi mnie – dodaje. – Urząd dwukrotnie kierował donosy do nadzoru budowlanego, że mój dom został wybudowany nielegalnie. A stoi od 40 lat. Kontrole niczego nie stwierdziły oczywiście. Takich spraw jest więcej, ale to osobny temat – kwituje nauczyciel.

Wójt gminy Zbigniew Staniszewski podkreśla, że Janusz Kowalski jest traktowany przez pracowników urzędu jak każdy mieszkaniec. – Non stop pisze skargi na gminę i na mnie to do ministerstwa, wojewody podkarpackiego, czy Samorządowego Kolegium Odwoławczego na pracowników urzędu. Jest przeciwko wszystkim. Jeżeli chodzi o sprawę donosu do nadzoru budowlanego, to nie wiem kto miałby się w coś takiego bawić. Mam wiele innych spraw związanych z pracą i dbam o innych mieszkańców i nie jest dla mnie człowiekiem, na którego powinienem zwracać szczególną uwagę. Nigdy nie komentowałem sprawy uderzenia ucznia właśnie po to, aby nie posądził mnie, że cokolwiek robię w tym kierunku. Zarzuty, że wywołana została medialna nagonka na jego osobę, to wierutna bzdura – odpowiada wójt.

Marzena Miśkiewicz/Nowe Podkarpacie

Tekst ukazał się w numerze 13 z dnia 29 marca br. w Tygodniku Regionalnym Nowe Podkarpacie