sobota, 25 marca, 2023

„Stawiamy na jakość a nie na ilość” – mówi wiceprezydent Krosna

0
„Stawiamy na jakość a nie na ilość” – mówi wiceprezydent Krosna
Udostępnij:

Dlaczego najzdolniejsza jasielska młodzież wybiera krośnieńskie szkoły ponadgimnazjalne? W czym tkwi sukces zarządzania systemem edukacyjnym samorządowców z Krosna? Poszukując odpowiedzi na te i podobne pytania oraz nawiązując to poruszanego w tekście W Krośnie można, a u nas…?” rozmawialiśmy z Bronisławem Baranem, wiceprezydentem Krosna odpowiedzialnym m.in. za edukację.

Dlaczego od kilku ładnych już lat uczniowie z Jasła uciekają do Krosna? Do krośnieńskich szkół ponadgimnazjalnych codzienne dojeżdża 88 uczniów, rok wcześniej 91.

Myślę, że jest to kwestia świadomego wyboru uczniów i ich rodziców. Bardzo odpowiedzialnego wyboru polegającego na tym, że jeśli młody człowiek chce zaplanować swoją karierę zawodową i swój osobisty rozwój, to on to planuje w oparciu o analizę efektów kształcenia na poszczególnych poziomach nauczania i w poszczególnych placówkach, zarówno liceach jak i szkołach zawodowych. Dzisiaj do wszystkich informacji można dotrzeć i szybko zasięgnąć opinii. Ci uczniowie podejmują takie a nie inne decyzje i myślę, że to na pewno nie jest efekt żadnego marketingu czy promowania. Codzienne dojeżdżanie z Jasła do Krosna to przecież duże utrudnienie dla uczniów. Nie ma co ukrywać, w dziennym harmonogramie czasu to jest konkretne, dodatkowe zobowiązanie. Ale wybierają konkretne szkoły bo chcą coś osiągnąć, wierzą, że będą mieli większe efekty kształcenia w takiej placówce a nie innej.

Jednym słowem jasielskie szkoły mają dużo mniej do zaoferowania?

Powiem tak: uczniowie nie znajdują porównywalnej, satysfakcjonującej i efektywnej w kontekście własnego rozwoju oferty jasielskich szkół.

Krosno jest dobrym przykładem – nie tylko dla Jasła – miasta, którego władze mają dobrze przygotowaną, przemyślaną i prowadzoną politykę edukacyjną. Co według pana powinny zrobić władze powiatu jasielskiego, by poprawić sytuację, w jakim kierunku powinny pójść?

Ja nie czuje się upoważniony, żeby pouczać moich kolegów samorządowców. Mam takie wrażenie, że działają w zakresie swoich możliwości, swoich warunków, na tyle ile mogą. Natomiast czy ja na ich miejscy zrobiłbym coś innego? Przyznam, że mam dużo zaproszeń przez samorządy, żeby pojechać do nich, nawet na obrzeża Podkarpacia i podpowiedzieć, co tam należałoby zrobić. Ale to są uwarunkowania każdego samorządu i trzeba do problemu podchodzić indywidualnie. Na pewno nie wolno jest próbować oszczędzać na oświacie. Oszczędzanie to jest mechanizm, który jest mniej istotny w wielu obszarach zadań publicznych, które ma do zrealizowania powiat. To pierwsza i podstawowa sprawa. Po drugie, jeżeli tak jest sparametryzowana edukacja w powiecie, że głośno się mówi, że nie opłaca się przyjąć ucznia spoza powiatu, bo my do niego dopłacamy, to popełniany jest kardynalny błąd. Nie wiem też czy powiat jasielski wypłaca dodatek wyrównawczy dla nauczycieli, którzy nie wyrobili średniej w poszczególnych grupach zaszeregowania. Niestety w wielu gminach tak się wypłaca i to duże pieniądze. My płacimy nauczycielom za pracę i nie zapłacimy nawet złotówki dodatku wyrównawczego. Trzeba postawić na oświatę, nie wolno na niej oszczędzać i traktować jako mniej istotnego obszaru w zadaniach publicznych, a jednocześnie trzeba bardzo mocno postawić na wzmocnienie kadry, która musi być na najwyższym poziomie.

Powiat jasielski dopłaca tylko w przypadku nauczycieli mianowanych, w 2015 było to 36,4 tys. zł. I to nie są jedyne pieniądze dokładane do subwencji oświatowych. Miasto Jasło do swoich szkół i przedszkoli dołożyło w ub.r. około 24 mln zł, powiat jasielski balansuje na poziomie otrzymywanej subwencji oświatowej. Z tego co wiem Krosno, które jest organem prowadzącym zarówno dla szkół podstawowych, gimnazjów i przedszkoli, jak i szkół średnich i zawodowych działających ma terenie Krosna, w 2015 r. dołożyło do wszystkich zaledwie 4 mln zł.  

Nie dokładamy do subwencji bo to byłoby, mówiąc kolokwialnie, przejadanie własnego ogona. Jeśli te pieniądze są mądrze zainwestowane to zwracają się wielokrotnie. Tu jest problem z efektywnością mierzoną faktycznymi wskaźnikami, które są ogólnie dostępne. Mam tu na myśli jakość mierzoną edukacyjną wartością dodaną czy ilościową i jakościową analizą wyników matur i egzaminów zawodowych. Do tego należy dołożyć jeszcze takie wskaźniki, które są ustalone przez dany samorząd. My dopłacamy przede wszystkim do przedszkoli, bo dotacja nam tego nie pokrywa. W pozostałych obszarach nauczania dopłata jest niewielka albo zamykamy się subwencją oświatową. Dla nas każdy uczeń jest na wagę złota. Subwencja na jednego ucznia to ponad 5 tysięcy złotych, przy 100 uczniach mamy ponad pół miliona złotych, co pozwala na zatrudnienie ok. 10-12 nauczycieli. Cieszę z tego, że tak jest, że mamy tylu uczniów w naszych szkołach. Kiedy są przerwy świąteczne czy wakacje i uczniowie nie przyjeżdżają do szkół, to miasto, szczególnie rano, jest puste, nie ma większego ruchu. Ponad 12 tys. uczniów każdego dnia udaje się do swojej szkoły, nasze miasto tętni życiem, a w konsekwencji mamy wiele innych korzyści.

To chyba kolejny, ważny wyznacznik, mówiący o tym, jak warto jest dbać o poziom oferty edukacyjnej.

Musiałem się z takiego podejścia do sprawy kiedyś mocno tłumaczyć. Były takie czasy, kiedy myślano, że jak zaoszczędzi się na subwencji, to będzie można za to zrobić kawałek chodnika. Absolutnie tak nie wolno robić, u nas wszystko jest inwestowane w szkoły, w infrastrukturę. I tu mam pełne zrozumienie i wsparcie prezydenta Piotra Przytockiego. Dla miasta zrównoważonego rozwoju inwestowanie w człowieka czyli w edukację jest kluczowym elementem rozwojowym. Nie tylko ilościowym, ale i jakościowym. Jeśli ktoś mówi, że jest spadek demograficzny i że może mieć zmniejszony stopień organizacyjny, bo będzie miał mniej uczniów, mniej oddziałów, mniej klas, a szkoły zastosowałyby tylko nabór ilościowy, to poziom nauczania samoistnie spadnie i po dwóch trzech latach do takiej szkoły nikt nie pójdzie. Bardzo dużo nas to kosztowały by nabór do szkół był ewidentnie naborem jakościowym. Bardzo ważne jest także to, że nasze szkoły nie konkurują ze sobą.

No tak, pana powiedzenie „u nas się nie konkuruje u nas się kształć” jest już słynne.

Zanim zostałem wiceprezydentem przez 20 lat pracowałem w oświacie i widziałem jak to wyglądało. To było bez sensu! W dobie malejącej demografii należało się tak wyspecjalizować, żeby mieć wspaniale wyposażone laboratoria, pracownie i wysoko wyspecjalizowaną kadrę, która z ofertą swoich zajęć daleko wykracza poza poziom nauczania.
W tym roku szkolnym uruchamiamy dwa nowe kierunki kształcenia zawodowego: monter systemów rurowych oraz technik urządzeń i systemów energetyki odnawialnej, na realizację których dyrektorzy szkół mają już podpisane umowy z przedsiębiorcami na zajęcia praktyczne i praktyki. Wyposażymy szkolne pracownie pod klucz, uczniowie zobaczą, jak wyglądają np. systemy fotowoltaiczne czy pompa cieplna, jak się je przyłącza, jak montuje. Uczeń zdając egzamin będzie doskonałym kandydatem albo na studia, by uzupełniać swój rozwój, albo przygotowanym do pracy w tym zawodzie.

Wróćmy do problemów niektórych jasielskich szkół z naborem uczniów, z którym Krosno nigdy nie ma problemu. Chętnych jest więcej niż miejsc.

Ponieważ stosujemy mądre zarządzane naborem. Gdybym dopuścił, żeby przyjmowano uczniów nawet średnich, to dyrekcja utworzyłaby dodatkowe 2-3 oddziały, ale to w efekcie końcowym byłoby kosztem poziomu nauczania. Dyrektorzy w pełni akceptują tę idę, że nie przyjmujemy na ilość tylko na jakość, bo jest to dla nas gwarantem poziomu nauczania.

Abstrahując od rzeczywistej sytuacji, gdyby okazało się, że nie udało się zapewnić naboru do szkół najlepszymi uczniami, to co wtedy? Czy złagodziłby pan wymagania określające warunki jakościowe naboru?

Ja mogę złagodzić wymagania ilościowe, zgodzić na przykład na to, żeby powstał oddział dobrych uczniów, mniej liczny, a nie bardzo liczny średnich i słabych.

Na jaki kierunek systemu kształcenia w szkołach zawodowych pan stawia?

Na kształcenie zawodowe dualne czyli w parciu o pracodawców, sformalizowanych umowami, na kształcenie w zakładach pracy. I z wielkim przekonaniem zachęcam wszystkich samorządowców i dyrektorów szkół zawodowych do wprowadzenia takiego systemu. Dzisiaj nie ma innej możliwości, jeżeli komuś zależy na efektach kształcenia zawodowego, tych faktycznych efektach, a nie tylko potwierdzonych zdaniem egzaminu kwalifikacji zawodowych, ale na kwalifikacjach potwierdzonych przez samego pracodawcę, że ten absolwent jest dobrze przygotowany i może podjąć pace w danym przedsiębiorstwie, na danym stanowisku, w danym obszarze. Jeśli tak, to przede wszystkim musimy kształcić młodzież w oparciu o partnerstwo z przedsiębiorcami i przy jak najszerszym jego wykorzystaniu. To jest kluczowe, przekonałem się o tym, kiedy realizowaliśmy projekt oparty o ponad 80 pracodawców, z którymi współpracowaliśmy w zakresie staży i zajęć praktycznych. Po ankietach i opiniach zarówno pracodawców, którzy wypowiadali się bardzo pozytywnie o efektach i postępach uczniów, a więc przyszłych pracowników, jak i szkołach które wysoko oceniały zdobywane umiejętności oraz samych uczniów, którym taka forma kształcenia bardzo odpowiadała, widać wyraźnie, że to był trafiony kierunek.

To co pan mówi wydaje się tak oczywiste i zrozumiałe, że aż trudno uwierzyć w to, że do tej pory wszystkie samorządy tego nie wprowadziły.

W ubiegłym tygodniu, podczas konferencji poświęconej kształceniu zawodowemu miałem wykład, w którym zadałem pytanie: czy dualny system kształcenia zawodowego jest szansą czy zagrożeniem dla wzrostu poziomu kształcenia zawodowego w szkołach ponadgimnazjalnych? Puenta była jednoznaczna: nie ma innego wyjścia i wszyscy obecni, zarówno samorządowcy z kilku powiatów, w tym jasielskiego, jak i dyrektorzy szkół oraz pracodawcy, z tym się zgodzili. Mamy już takie szkoły, które mają wsparcie u pracodawców. Dla przykładu ZSP nr 4 czyli tzw. była Naftówka, która kształci w obszarach takich jak technik instalacji gazu, technik wiertnik, technik geolog, logistyk, ma umowy i wsparcie PGNiG, PGNiG-Technologie i ostatnio w KGHM w Lublinie. Uczniowie dzięki temu mają możliwości realizowania swoich praktyk, staży i zajęć praktycznych. Egzaminy z przygotowania zawodowego zdają w ośrodkach egzaminacyjnych utworzonych w strukturze zakładu pracy czyli w kopalni. Górnik otworowy zadaje egzamin w kopalni otworowej np. Krakowskiego Przedsiębiorstwa Górnictwa Nafty i Gazu i tu jest największa efektywność. Absolwenci szkoły to ludzie, którzy posiadają nie tylko papier ale także wiedzę i umiejętności, które są potwierdzone przez pracodawcę. Możemy mówić o zawodach wysoko technologicznie zaawansowanych, oprogramowanych numerycznie, czy wirtualnie przestrzennych, ale mówimy też o zawodach usługowych, takich jak piekarz. Jeżeli uczeń nie pójdzie na nauki do mistrza, to będzie nikim w tym zawodzie, nie ma szans by się tego wszystkiego nauczyć tylko w strukturze szkoły. I gdzie ma zdawać egzamin z tego co się nauczył? W szkole czy w piekarni ? A tak naprawdę nauczy się tego dopiero z biegiem lat pracując w zawodzie, będzie się tego wszystkiego dalej uczył, organizacji pracy, nawet kultury pracy ale odpowiednie przygotowanie na starcie musi mieć.

Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że będzie inspiracją nie tylko dla władz samorządowych powiatu jasielskiego i dyrektorów poszczególnych szkół.

Rozmawiała Ewa Wawro

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj