wtorek, 23 kwietnia, 2024

„Czas Chonoru”

0
„Czas Chonoru”
Udostępnij:

Książki, które czytaliśmy w dzieciństwie na pewno ukształtowały nas w dorosłym życiu. W moim przypadku, podobnie jak dla wielu wcześniejszych pokoleń, były to powieści Sienkiewicza, Dumasa i innych. Na kartach tych dzieł pojawiali się bohaterowie, których zachowanie sprawiało, że można ich było określić mianem „ludzi honoru”.
Każdy z nas bez trudu zdefiniuje, jakie cechy wyróżniają takiego człowieka z tłumu innych. Wymienię tu tylko niektóre z nich: dotrzymywanie słowa, prawdomówność, szacunek dla drugiego człowieka oraz przedkładanie dobra wspólnego nad własny interes. Całe pokolenia były wychowywane w tym duchu, co skutkowało wspaniałym zachowaniem w chwilach próby. Można to obserwować choćby śledząc kolejne odcinki serialu „Czas Honoru”.

Gdy człowiek honoru zostaje szefem, to jest on klasycznym liderem, który najwięcej wymaga od samego siebie. On nie mówi, jak należy postępować, ale swoim przykładem pokazuje podwładnym, że wysokie wymagania, które im stawia są możliwe do zrealizowania.

W naszej nowej rzeczywistości po 1990 roku zrodził się „człowiek chonoru”. Pierwowzorem był „Towarzysz Szmaciak”, ale „człowiek chonoru” to jego wersja udoskonalona. Wszystko to, co Towarzysz Szmaciak robił cicho i z lekkim zażenowaniem, „człowiek chonoru” robi na zdecydowanie większą skalę, w pełnym świetle jupiterów, z uśmiechem na ustach oraz bez cienia choćby zażenowania.

Co wyróżnia „człowieka chonoru” ? Jest to osobnik, który bardzo często w swych wystąpieniach publicznych mówi o honorze, prawości i wszystkich tych cechach, które są drogowskazem dla człowieka honoru.

Gdy „człowiek chonoru” zostanie szefem, to jest on najczęściej bardzo wymagającym. Wymagając wiele od innych nie ma już czasu, by wymagać od samego siebie. To odróżnia go od człowieka honoru.

„Człowiek chonoru” bezlitosne tępi i piętnuje wszelkie przejawy uprawiania prywaty
u podległych pracowników, co chwalebne. Równocześnie w stosunku do samego siebie stosuje zasadę „umiejętnego wykorzystania zasobów, którymi zarządza”.

„Człowiek chonoru” publicznie potępi załatwienie posady po znajomości. I znów chwała mu za to. Równocześnie, jako minister skarbu załatwi sobie po skończonej kadencji miękkie lądowanie w którejś ze spółek, najczęściej jednej z tych najlepiej płacących, które jeszcze do niedawna nadzorował. Podobnie jak szaman w wiosce Wólka Ciemna, w którejś z republik bananowych, który po zakończonej, nota bene z woli mieszkańców tejże wioski, kadencji załatwi sobie miękkie lądowanie w Zrzeszeniu Górnego Dorzecza Dolnej Amazonki. A wszystko to ma miejsce, dzięki przychylności kolegów szamanów z okolicznych wiosek, bo ponoć nie można sobie pozwolić na to, by społeczeństwo poniosło niepowetowaną stratę, jaką byłaby utrata dostępu do „skarbnicy mądrości i doświadczenia”, której uosobieniem jest tenże szaman. Honor i poczucie obowiązku nie pozwolą szamanowi zostawić mieszkańców samych w potrzebie.

Zasadnym w takich przypadkach staje się więc pytanie, dotyczące tegoż szamana: Człowiek honoru li to ?

Większość „Ludzi chonoru” to ludzie „ostentacyjnie religijni”, którzy przy okazji objęcia jakiegoś ważnego stanowiska, na koniec roty ślubowania dodają „Tak mi dopomóż Bóg”. Równocześnie do oceny swoich czynów zawsze przykładają wyłącznie „ziemską miarkę”. Bardzo często usprawiedliwiając swoje postępki stwierdzają, że „przecież wszystko co robią jest zgodne z prawem”. Idą tym tokiem rozumowania, chodzenie do spowiedzi miałoby sens wyłącznie w tych sprawach, dla których uprawomocnił się wyrok sądowy.

„Ludzie chonoru” nie przyjmują do wiadomości, że litera prawa i poczucie dobrego smaku nie są tożsame.

Jako podsumowanie tego felietonu, oraz zachęta do głębszej refleksji, niech posłuży ta oto, autentyczna historia. Marszałek Józef Piłsudski usilnie namawiał swojego osobistego adiutanta Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego do objęcia placówki dyplomatycznej. Wieniawa w pierwszej chwili odmówił. Na pytanie Marszałka, dlaczego odmawia, miał odpowiedzieć:
Jako oficer mogę robić różne głupoty, ale nie mogę zrobić świństwa. Jako polityk musiałbym robić różne świństwa, nie mogąc równocześnie popełnić głupoty.

Należy pamiętać, ze działo się to w czasach, gdy elity obowiązywał niepisany kodeks honorowy. Osoba, która dopuściła się czynu niehonorowego była piętnowana poprzez niepodawanie jej ręki, nawet gdy czyn którego się dopuściła nie był zagrożony żadną sankcją Kodeksu Karnego.

Janusz Rak