
Zrozumiałabym może, gdyby postawiono sprawę jasno, kawa na ławę. Program naprawczy musi być przyjęty, ponieważ tego wymaga ustawa. I nie ma się co strzępić, bo i tak zostanie przyjęty przez radnych PiS, mających większość w Radzie. Tylko, że nikt tego nie oznajmił, a i sam ustawodawca tego nie wymaga od nas.
Szpital uzyskuje stratę ze swojej działalności i dlatego dyrektor szpitala miał obowiązek sporządzić i przedstawić radzie powiatu program naprawczy w terminie do 30 września. Miał przedstawić, ale nic nie ma o tym, że radni muszą go w tym terminie przyjąć. I to jest logiczne, skoro sytuacja jest zła albo bardzo zła, to powinniśmy poznać przyczyny, poszukać winnych i zaproponować program ratunkowy. Tylko, że u nas nikt nie czuje się winny, w zamian za to zaklinają rzeczywistość i na siłę forsują dokument, który daleko odbiega od roli, jaką ma spełnić.
Ani przez chwilę nie zwątpiłam w to, że wszystkim, kierownictwu szpitala, zatrudnionym tam pracownikom, zarządowi powiatu i radnym niezależnie od opcji jaką reprezentują, wszystkim bez wyjątku zależy na tym, by nasz szpital dobrze funkcjonował. W końcu to nasz szpital i każdy z nas kiedyś tam trafi. Ale skoro nam wszystkim tak zależy na szpitalu, to dlaczego godzimy się na takie „wciskanie kitu” i „zaklinanie rzeczywistości”?
Jak można przyjąć program naprawczy, który ani słowem nie odnosi się do przygotowanego przez tych samych ludzi programu naprawczego z roku poprzedniego? (bo już wtedy było źle i taki program naprawczy trzeba było przygotować) Programu, którego realizacja nie została zweryfikowana i rozliczona? Kolejna „sztuka dla sztuki”? Kolejne udawanie, że jest dobrze, bo napisany naprędce program wszystko uzdrowi, pokaże, że nie można inaczej! Jak można przyjąć program naprawczy, w którym nie ma analizy miejsc powstawania kosztów i nie wyznacza się kierunków restrukturyzacji? Jak można przyjąć program naprawczy, w którym ani słowa nie ma o tym co należy zmienić, gdzie szukać zwiększonych przychodów czy zmniejszonych wydatków, jak utrzymać dobry poziom świadczonych usług medycznych.
Jeśli firma ma problemy finansowe i w jest poważnym kryzysie to zanim ktokolwiek weźmie się za przygotowania planu naprawczego, najpierw zleca się przeprowadzenie zewnętrznego audytu. Zarząd firmy i jego współpracowników ocenia ktoś obcy, nie uwikłany w wewnętrzne układy i nie zaślepiony hasłem „jest źle ale to nie nasza wina, jest źle, bo wszędzie tak jest”. I to ma sens! Trudno jest tak do końca zauważyć własne błędy, obiektywnie je ocenić i opracować plan działania na przyszłość. Tylko plan naprawczy opracowany w oparciu o taki audyt zewnętrzny może przynieść oczekiwane efekty. Oczywiście jeśli zostanie wcielony w życie i zrealizowany krok po kroku.
Tego oczekiwałabym od programu naprawczego szpitala, który jest nam wszystkim bliski jak przysłowiowa „koszula ciału”. Tylko, że wszelkie próby mówienia o tym przykrywane były kurtyną milczenia wręcz butnego i aroganckiego. Dosłownie! Nawet nie próbowano wyjaśniać dlaczego nie zlecimy takiego audytu i opracowania programu naprawczego firmie zewnętrznej. Nawet nikt z kierownictwa szpitala czy zarządu powiatu nie ukrywał, że „nie bo nie”. W tej sytuacji jedno tylko wyjaśnienie przychodzi mi do głowy: audyt zewnętrzny mógłby pokazać nieudolność zarządzania szpitalem i brak nadzoru zarządu powiatu nad działalnością szpitala. I co wtedy? Upss! Do tego widać nie wolno dopuścić.
Klamka zapadła, program naprawczy, który de facto nim nie jest, został przyjęty. Na szczęście uratowałam honor i nie dołożyłam do tego swojego głosu. I tylko mi tak bardzo żal, że być może jedyna szansa na uratowanie szpitala znowu przepadnie …
Ewa Wawro
artykuł powiązany: Program naprawczy czy ustawowy gniot