Internet na dobre wkroczył i zdominował nasze życie. Jest z nami wszędzie – w domu, pracy, na wakacjach. Daje wiele możliwości, bo szybko możemy znaleźć interesujące nas informacje, widzieć się i rozmawiać ze znajomymi oddalonymi o tysiące kilometrów, do tego rozwija kreatywność itd. Ale zabiera nam anonimowość i bardzo łatwo można się od niego uzależnić, a także zatracić w tych pozytywach wirtualnej rzeczywistości. Najbardziej podatna na to jest młodzież. Zbuntowana, chwiejna emocjonalnie, chce odnaleźć w sieci swoje „ja”, a pozbawiona kontroli rodziców, ich uwagi szuka przygód, ekscytacji. Ostatnio pojawiła się niebezpieczna gra, w której sterowana przez tajemniczego przewodnika wykonuje różne zadania, których celem jest krzywdzenie samego siebie poprzez samookaleczenie, a nawet samobójstwo.
Tylko, że ten wirtualny świat wkracza w życie od najmłodszych lat. Tablet czy komórka to podstawowa zabawka wielu 2, 3 czy 4-latków. To jest przerażające. Nie będę pisać o tym, jakie to niesie konsekwencje, bo szeroko można przeczytać o tym w wywiadzie z psychologiem Angeliką Bąk, do czego zachęcam. Wiadomo, że nie unikniemy tego, bo elektronika jest wszędzie i nie ma co wracać do czasów, kiedy dla dzieci jedyną rozrywką był czas spędzony z rówieśnikami na podwórku. Tylko, czy byliśmy mniej szczęśliwi od współczesnych, tabletowych dzieci? Na pewno nie, a rodzice wcale nie byli mniej zapracowani, tylko tempo życia było nieco inne. Dlatego najwięcej zależy od nas. Mimo zmęczenia musimy dużo więcej uwagi poświęcać dzieciom, aby smart fon, tablet nas nie zastąpił.
Marzena Miśkiewicz/Nowe Podkarpacie
Komentarz ukazał się w numerze 16 „Nowego Podkarpacia” z 19 kwietnia br.
Artykuł powiązany: