Pobity przez niezidentyfikowaną grupa napastników mieszkaniec osiedla Gamrat przebywa w szpitalu w Jaśle. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, ale wciąż jest w szoku po tym co się stało. Nie tylko on zresztą, zszokowani i przerażeni sobotnimi wydarzeniami są nie tylko mieszkańcy osiedla Gamrat.
O sobotnim napadzie zamaskowanej grupy napastników na przypadkowych przechodniów w Gamracie pisaliśmy tutaj:
Zamaskowani napastnicy pobili mężczyznę
Najbardziej ucierpiał 33-letni Robert K., mieszkaniec osiedla.
– W sobotę, tuż po godz. 15-tej wróciłem z przejażdżki i schowałem quada do garażu. Przed powrotem do domu chciałem jeszcze przejść się po osiedlu. Spotkałem kolegów, z którymi zatrzymałem się by pogadać. Po 15 minutach patrzymy a tu spora grupa ludzi idzie chodnikiem. Któryś z kolegów rzucił: „co to, jaka pielgrzymka czy co?” – opowiada pan Robert.
Zbliżająca się druga nie mogła słyszeć tego o czym rozmawiali koledzy z osiedla. – Nawet nie zwracaliśmy na nich specjalnie uwagi. W pewnym momencie, kiedy byli od nas 2-3 metry, zobaczyliśmy, że skręcają w naszym kierunku i podnoszą ręce jak do walki. Tak nic z tego ni z owego.
Szli kolumną, po kilku w szeregu. Pan Robert nie pamięta jak byli ubrani, czy coś mówili, wszystko stało się bardzo szybko.
– Jak zobaczyliśmy te podniesione w geście do walki ręce to ktoś z naszych rzucił „uciekajmy”. Rozbiegliśmy się w różne strony. Pamiętam, że kilku napastników mnie goniło. Uciekałem w stronę poczty, ale stamtąd nagle wybiegli naprzeciw mnie inni z tej grupy. Skręciłem w stronę mojego bloku a tak już napierali na mnie kolejni – opowiada roztrzęsionym głosem pan Robert. – Może udałoby mi się uciec, gdyby nie to, że potknąłem się o krawężnik i przewróciłem. I wtedy mnie dopadli, Zaczęli mnie kopać po głowie, nigdzie indziej, tylko w głowę. Zacząłem krzyczeć i wołać pomocy. – „Co się drzesz” – rzucił do mnie jeden z nich. Im bardziej mnie kopali tym bardziej wrzeszczałem. W pewnym momencie zostawili mnie i uciekli.
Pobity nawet pamięta dobrze jak trafił do domu. Zgubił gdzieś portfel z dokumentami, nawet nie wiej kiedy.
– Rodzice otworzyli mi drzwi i byli przerażeni, cały byłem we krwi. Wezwali pogotowie. Zabrano mnie do szpitala – relacjonuje.
Badania wykazały kilkukrotnej złamanie z odłamkami kości nosowej i kości jarzmowej. Pacjent konsultowany był ze szpitalem w Rzeszowie, groziło mu bowiem, że może mieć zaburzenia widzenia, a wówczas czekałaby go poważna operacja. Na szczęście obeszło się bez tego.
Jego koledzy mieli więcej szczęścia, zdążyli uciec.
Pan Robert wciąż jest w szoku. – Mogli przecież mnie zabić …
Ewa Wawro