W Cieklinie – niewielkiej miejscowości w powiecie jasielskim swój początek ma historia polskiego współczesnego narciarstwa. To tu Stanisław Barabasz stworzył pierwsze narty. O tych wydarzeniach przypomina miejscowe Muzeum Narciarstwa, które posiada nietuzinkową kolekcję
Historia, która wydarzyła się w Cieklinie w 1888 roku sprawiła, że miejscowi, władze gminy i miłośnicy narciarstwa zamarzyli o tym, aby tu powstało Muzeum Narciarstwa. Otóż w tym roku do Cieklina przyjechał Stanisław Barabasz (1857-1949), krakowski architekt i artysta. Przywiodło go tu zamiłowanie do polowań. Przyjechał do swojego przyjaciela Karola Detloffa, zarządcy dworu w Cieklinie.
Latające łyżwy
Tak to wydarzenie opisuje w swoim pamiętniku: „W r. 1888 gdy byłem na polowaniu u kolegi D. w Cieklinie koło Jasła, brnąc w głębokich śniegach przypomniałem sobie o tych łyżwach, że gdybyśmy je mieli, to latalibyśmy po śniegu, a nie brnęli tak głęboko i nie męczyli się tak strasznie.
– Czy są jakie twarde deski we dworze? – pytam kolegi.
– Są, a o co ci chodzi?
– Wiesz, zrobimy łyżwy do śniegu.
– Jest stelmach dworski, ten potrafi wystrugać, tylko powiedz mu jak ma to zrobić.
Znalazły się dwie deski, jedna jesionowa, a druga bukowa. Ale to nic nie szkodzi, dobrze że takie są. Wystrugał je stelmach ale tak cienko, jak gdyby miały służyć za linię do tablicy szkolnej, równo szerokie w całej długości. Zaostrzone końce wyparzyło się w gorącej wodzie i wygięło nad ogniem.
Łyżwy były gotowe, teraz trzeba je przypiąć do nóg, ale czem i jak? Oczywiście sznurkiem na razie. Całej stopy przywiązać nie podobna, bo nie dałoby się wykroczyć, zatem pięta musi się podnosić i być wolna. Kombinowało i głowiło się niemało, zanim udało się jako tako to wiązanie uskutecznić. Wreszcie zrobione. Teraz na śnieg, i latać.
Ale ba, to się nie udawało, szamotał się człowiek, przewracał i z trudem dźwigał, bo te przeklęte deski trzymały nogi i wykręcały na wszystkie strony. Wreszcie okrążywszy z trudem dwór, zmęczony i mokry od potu jak w rzymskiej łaźni, do czego i futerko się przyczyniło, odwiązało się z ulgą te wściekłe deski.
– No, teraz na ciebie kolej Karolu, lataj ty.
Rezultat był podobny, kolega jeszcze lepiej się spocił, bo był tęższy i bardziej zażywny”.
Mimo tych niepowodzeń Stanisław Barabasz zabrał narty do Krakowa. Zrobił upięcie z rzemieni i jeździł pod Kopcem Kościuszki, na błoniach. Trudno było mu też znaleźć chętnych do wspólnej jazdy.
Barabasz – ojciec polskiego narciarstwa
Jednak prawdziwą przyjemność jazdy na nartach poznał w Tatrach, które stały się jego wielką pasją. Pierwsza wyprawa odbyła się w Wielki Piątek 1894 r. Stanisław Barabasz i Jan Fischer dotarli na nartach do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Tatry to także miejsce, w którym rozwinęło się zamiłowane Barabasza do malowania – jest autorem około tysiąca akwareli, pasteli, obrazów olejnych. Okazał się również dobrym fotografem – zasłynął m.in. zdjęciami zimowych wycieczek narciarskich oraz ze smutnej wyprawy po zmarłego w lawinie Mieczysława Karłowicza w 1909 r.
Barabasz przeprowadził się z Krakowa do Zakopanego, gdzie został dyrektorem Szkoły Przemysłu Drzewnego. Tam eksperymentował z różnymi rodzajami nart, które sam konstruował i rozbudził upodobanie do białego szaleństwa wśród uczniów i nauczycieli, a też ich znajomych, gości.
W 1907 r. został prezesem Zakopiańskiego Oddziału Narciarzy Towarzystwa Tatrzańskiego (wkrótce Sekcji Narciarskiej PTT), jednego z pierwszych klubów narciarskich w Galicji. Jeszcze w tym samym roku ten pierwszy zakopiański klub narciarski prowadził kurs jazdy na nartach, a potem przez lata zajmował się szkoleniem narciarzy i przewodników, organizacją wycieczek, zawodów, zaopatrzeniem schronisk, odczytami o narciarstwie. Gdy w 1909 r. powstało Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, Barabasz zasiadł w jego zarządzie.
– Dlatego Stanisława Barabasza uważamy za ojca polskiego narciarstwa. Owszem były wzmianki o narciarzach, którzy w Zakopanem próbowali jeździć, ale on był wytrwały. Całe swoje życie poświęcił tej pasji, jeździł i miał bardzo duży wkład w rozwój tej dyscypliny. W szkole drzewnej produkował narty, organizował wycieczki, był współzałożycielem ochotniczego pogotowia ratunkowego – mówi Wiesław Czechowicz, opiekun Muzeum Narciarstwa w Cieklinie.
Marzenia stały się faktem
Nic więc dziwnego, że grupa zapaleńców chciała upamiętnić te wydarzenia poprzez utworzenie muzeum. Wśród nich byli m.in. Ryszard Cygan, ks. Franciszek Motyka, wójt gminy Dębowiec Zbigniew Staniszewski, Marian Rygiel, Wiesław Czechowicz. Tyle, że brakowało miejsca na ulokowanie muzeum i eksponatów. Stało się to możliwe, gdy w 2006 roku wybudowano Wiejski Dom Ludowy w Cieklinie. Miejsce już było, ale wciąż nie było czym zapełnić muzealnej izby. – Zupełny przypadek sprawił, że ks. F. Motyka spotkał Mariana Rygla z Krosna, znanego działacza narciarskiego. On doprowadził do spotkania księdza i wójta Z. Staniszewskiego z Barbarą Kusibą-Prinke, która miała dużą kolekcję nart i pamiątek gromadzonych przez wiele lat przez jej męża Józefa Kusibę. Przypadkiem uczestniczył w nim pochodzący z Jasła dr Leon Rak, który dokumentował zbiory J. Kusiby, a obecnie jest opiekunem merytorycznym muzeum. Poza tym jego żona szukała miejsca, w którym mogłaby udostępnić tę kolekcję – opowiada opiekun muzeum. Ten splot wydarzeń sprawił, że w kwietniu 2008 roku otwarte zostało Muzeum Narciarstwa im. Stanisława Barabasza w Cieklinie.
Bogata kolekcja
Muzeum posiada jedną z największych w Polsce kolekcji sprzętu narciarskiego – narty zjazdowe, biegowe i do skoków, kijki, buty, wiązania, medale, odznaki, książki i inne materiały o tematyce narciarskiej. Eksponaty ułożone są chronologicznie i pozwalają zobaczyć, jak przez 120 lat zmieniało się narciarstwo w Polsce.
– Zwiedzający mogą zobaczyć wszystkie etapy unowocześniania nart. Odbywało się to stopniowo. Najstarsze narty były wykonywane z drewna, później wprowadzono inne materiały np. metal do krawędziowania nart. Pierwsze wiązania z końca XIX i początków XX w. były wykonane ze skóry tzw. rzemienne, później w latach 20. i 30. linkowe, następnie wiązania bezpiecznikowe, które wprowadziły do narciarstwa nową jakość. Mamy tu historię narciarstwa w pigułce – mówi opiekun muzeum.
Muzeum dla całej Polski
Niestety w cieklińskim muzeum nie ma nart S. Barabasza. Jedna z tej pary znajduje się w Muzeum Tatrzańskim, bo druga prawdopodobnie spłonęła wraz ze schroniskiem na Hali Pysznej w Tatrach Zachodnich . Nie jest dostępna dla zwiedzających. – Marzymy o tym, aby kiedyś do nas trafiła, chociażby na pewien czas – przyznaje W. Czechowicz.
Najstarsza narta ze zgromadzonej kolekcji pochodzi z 1917 roku – taki widnieje na niej napis. Druga, wycięta z bukowej deski, z prymitywnym wiązaniem ze szczękami metalowymi pochodzi z 1925 roku, a wykonana została w Iwoniczu.
Główny trzon ekspozycji muzeum stanowi kolekcja Józefa Kusiby (1922-2004), który był zawodnikiem narciarskim, działaczem i sędzią. Posiadał stopień sędziego międzynarodowego. W 2010 roku kolekcja J. Kusiby została zakupiona przez gminę Dębowiec.
Od momentu powstania muzeum zbiory stale się powiększają, a lista darczyńców wzrosła do ponad 30. – To muzeum żyje, jest chętnie odwiedzane, dostajemy eksponaty od narciarzy. Od otwarcia potroiliśmy zbiory. Samej kolekcji Józefa Kusiby było 122 sztuki, a teraz mamy ponad 350. Niestety nie jesteśmy w stanie wszystkich zaprezentować, bo brakuje miejsca, część jest w magazynie. Przydałoby się poszerzenie ekspozycji – zaznacza W. Czechowicz.
W grudniu 2011 r. spadkobiercy polskiego narciarza, Tadeusza Wowkonowicza z Chamonix przekazali muzeum jego prywatne archiwum, które zawiera 1008 zdjęć i dokumentów. Najcenniejsze to korespondencja prezesa PZN, Aleksandra Bobkowskiego: do polskiej drużyny narciarskiej z Chamonix, do ówczesnego prezydenta FIS Oestgaarda oraz kilkaset zdjęć dokumentujących dzieje polskiego narciarstwa w latach 1940-1948. Zobaczyć je można było na wystawie „Ze Lwowa do Chamonix”. W muzeum raz na dwa miesiące organizowane są wystawy, ale niekoniecznie związane z narciarstwem, ale także pokazujące ludzi kultury i sztuki.
– Dla mnie wszystkie eksponaty są cenne. Od tych najstarszych po nowsze. Dużą wagę przywiązuję do nart, które dostajemy, a są pamiątkami po osobach najbliższych darczyńcy. Na przykład trafiła do nas narta z Drohobycza, którą ze łzami w oczach przyniosła do nas pani. Była to pamiątka po jej mężu. Mamy ciekawe narty spod Lwowa, Wrocławia, Iławy, Szczecina. W ubiegłym tygodniu otrzymaliśmy kolekcję pamiątek po narciarzu Jagiełło, którą dysponował Marian Rygiel – dodaje. – To muzeum dla Podkarpacia, dla całej Polski. Dlatego jest nietypowe. Mamy więcej muzeów, ale regionalnych, związane z danym regionem, a tu są eksponaty z całego kraju, ukazujące historię polskiego narciarstwa.
Do pełnej kolekcji brakuje tylko pierwszej narty S. Barabasza. Eksponat zastępuje fotografia naturalnych rozmiarów. Wiesław Czechowicz chciałby, aby zbiory wzbogaciły się o stroje narciarskie. Są z lat 70., ale zależy mu na starszych. Ciężko je zdobyć, bo ludzie wyrzucali je. – Skoro tu były zrobione pierwsze XIX-wieczne narty, to dodatkową atrakcją byłoby pokazanie procesu wykonywania nart. Od pierwszych strugów, hebli, bo to do tego używano wtedy zwykłych urządzeń stolarskich. Niektórzy zwracają uwagę na to, aby w kolekcji było więcej pamiątek od znanych narciarzy. Mamy medal okolicznościowy z podpisem Adama Małysza. Fajnie byłoby mieć filmy historyczne o tematyce narciarskiej, symulator do jazdy na nartach. Skoro były pomysły o muzeum, także teraz możemy marzyć i może uda się to zrealizować – kwituje z uśmiechem opiekun muzeum.
Muzeum otwarte jest w środę w godz. 9.00-14.00 i sobotę w godz. 9.00-11.00. Więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej muzeum w Cieklinie.
Marzena Miśkiewicz/Nowe Podkarpacie
Tekst ukazał się w wydaniu nr 55 z dnia 25 stycznia br. Tygodnika Regionalnego Nowe Podkarpacie
{gallery}galerie/17_rok/muzeum_nart{/gallery}