Pracy na roli Barbara i Mariusza Gumienni poświęcają się całkowicie. Od kilku lat prowadzą niewielkie, ekologiczne gospodarstwo rolne, a priorytetem dla nich jest wytwarzana naturalnie żywność. Z orkiszu i nie tylko potrafią stworzyć wspaniałe, a przede wszystkim zdrowe przysmaki.
Barbara i Mariusz Gumienni mieszkają w Dębowcu, w przysiółku Kopaniny. Położone nieopodal lasu ekologiczne gospodarstwo prezentuje się okazale, a odwiedzających witają zwierzęta – jelenie, kaczki, kury.
Zbawienny orkisz
Od najmłodszych lat ich życie związane było z rolnictwem, a praca na roli nie była im obca. Nic więc dziwnego, że jeszcze przed ślubem, dokładnie 21 lat temu kupili ziemię. Na początku mieli ponad 2 hektary, ale nie wszystko wykorzystywali. – Rolnictwo to nasze dodatkowe zajęcie. Na początku sialiśmy zboże, uprawialiśmy warzywa na własne potrzeby, hodowaliśmy ptaki. To nie było na dużą skalę, dla siebie – mówi Barbara Gumienna.
Z czasem zainteresowali się uprawą orkiszu. Zmusiła ich do tego sytuacja. Podczas rutynowych badań przez przypadek dowiedzieli się o poważnej chorobie jednego z członków rodziny. – Chodziłam od lekarza do lekarza, ale żaden nie odpowiedział na moje pytanie skąd ta choroba – opowiada pani Barbara. – Siedziałam po nocach, żeby rozwiązać zagadkę. W końcu trafiliśmy do lekarza, który leczył konwencjonalnie i niekonwencjonalnie. Powiedział nam, że jeżeli nie zmienimy stylu życia i sposobu odżywiania, nie wyeliminujemy pewnych produktów, to nigdy nie będziemy zdrowi. Wydawało nam się, że odżywiamy się zdrowo, bo kupowaliśmy produkty w supermarketach wysokiej jakości. Teraz wiemy, że byliśmy w błędzie – dodaje.
Powoli zaczęli zmieniać swoje nawyki żywieniowe. Do codziennej diety wprowadzili produkty z orkiszu, który na początku kupowali od innych rolników, a także kozie mleko. Coraz bardziej zaczęli zwracać uwagę na to, co kupują, jaki jest skład i zależało im na tym, aby produkty były jak najbardziej naturalne, a przede wszystkim bez nawozów sztucznych, oprysków itp. Na bazarze kupowali śmietanę, warzywa, mleko, z którego robili ser, ale do końca nie byli przekonani czy ten produkt pochodzi od zdrowych zwierząt, a warzywa są bez oprysków.
W końcu stwierdzili, że skoro mają możliwości lokalowe, to spróbują sami hodować zwierzęta – kozy, krowy i wykorzystają ziemię pod uprawę zbóż i warzyw.
Efekt diety orkiszowej szybko dostrzegli, bo po pierwsze choroba zatrzymała się, a z czasem zniknęła całkowicie, a po drugie sami zaczęli czuć się lepiej i mieć więcej energii. – Dieta orkiszowa nie polega tylko na jedzeniu pieczywa, ale oparta jest na każdym jednym ziarenku. Dziś wszyscy chcą białe pieczywo, a nie ciemne. Piekliśmy chleby, jeździliśmy do młyna, żeby zmielić własne ziarna na mąkę – mówi pani Barbara. Z orkiszu można piec chleb, ciasta, bułeczki, drożdżówki, ciasteczka, robić makaron, ciasto na pizzę, pierogi itd.
Coraz więcej
Z czasem zaczęli też poszerzać swoje gospodarstwo. Kupili krowy, żeby mieć sery, śmietanę, mleko. Robili to na własne potrzeby, ale z czasem wyrobów było coraz więcej. – Nie ma porównania jak smakuje nabiał kupiony w sklepie czy na bazarze, a jak zrobimy go sami. Znajomi jak przyjeżdżali do nas to mówili, że przypomniał się im smak dzieciństwa – jak u babci. Zaczęli też nas namawiać do szerszej produkcji. I tak pocztą pantoflową rozeszło się, że robimy naturalne, ekologiczne sery, mąkę, kaszę, pieczemy chleby prawdziwe, w 100 proc. orkiszowe i coraz więcej osób zaczęło się tym interesować – zaznacza B. Gumienna.
Dokupili ziemi i poza orkiszem siali też inne zboża, jak płaskurkę, samopszę, grykę, proso, owies, jęczmień i żyto. Obecnie gospodarstwo zajmuje powierzchnię około 21 ha. Posiadają własne urządzenia do obróbki i czyszczenia orkiszu, maszynę do produkcji makaronu, profesjonalny i firmowy młyn do mielenia zbóż na mąkę razową pełny przemiał i mąkę białą. – Pszenicę siejemy tylko dla zwierząt. Niestety teraz nie można kupić „czystej” pszenicy, bo ta obecna ma dużo zmodyfikowanego glutenu – wyjaśnia pan Mariusz.
Zwiększyła się też liczba zwierząt w gospodarstwie. Mają krowy, jelenie, kaczki, kury, perliczki, króliki, świnkę, cielaki.
Robią też różnego rodzaju kasze, a także makaron orkiszowy lub orkiszowy z płaskurką i przymierzają się do wytwarzania płatków owsianych i orkiszowych. Wszystko według tradycyjnej receptury.
Chleb, sery od twarogu po podpuszczkowy, masło to domena pani Barbary. Sama ręcznie wyrabia ciasto chlebowe na zakwasie lub na drożdżach, które trafia do pieca opalanego drewnem wybudowanego przez miejscowego zduna. W wypiek wkłada swoje serce. – Chleb na zakwasie wymaga czasu – nie da się nic przyśpieszyć, musi powoli wyrosnąć, a wpływ ma nawet faza księżyca, nie może być przeciągów, nie można krzyczeć i robić hałasu. Tak mówiła moja mama, babcia i coś w tym jest – wyjaśnia. Piecze różne rodzaje chleba: orkiszowy, orkiszowy z płaskurką, gryką lub samopszą, a także chałkę orkiszową.
Zdrowie to podstawa
Pracy w gospodarstwie poświęcają się całkowicie, by mieć swoje zdrowe jedzenie i pracują jednocześnie zawodowo. Za cel postawili sobie, że to co robią musi być najwyższej jakości. Wszystko wytwarzają naturalnie. W ubiegłym roku ich gospodarstwo otrzymało certyfikat, który potwierdza, że ich produkt jest w 100 procentach naturalny.
Choć zdrowe, ekologiczne jedzenie stało się w ostatnich latach bardzo modne, to państwo Gumienni przestrzegają, że napis na etykiecie nie zawsze odpowiada zawartości opakowania czy to co mówi sprzedawca zawsze jest prawdą. – Trzeba czytać etykiety, co zawiera dany produkt, kupując od rolników żądajcie zaświadczeń od lekarza weterynarii, że krowy są zdrowe i nie mają zapalenia wymienia, bo pamiętajmy, że my to jemy i nasze dzieci. Sprawdźcie w jakich warunkach wytwarzany jest np. ser, masło czy pieczony chleb i gdzie kupiona jest mąka, czy to nie ta najtańsza z polepszczami i wybielaczami. Kupując warzywa odwiedźcie gospodarza i pole, na którym rosło warzywo czy przypadkiem nie opryskał środkiem, by pozbyć się trawy w grządkach, no i dużo rozmawiajcie w jaki sposób walczą ze szkodnikami np. stonką ziemniaczaną, mszycą na kapuście czy chorobami grzybowymi na pomidorach. Gdy rolnik nie ma nic do ukrycia zawsze pozwoli na odwiedziny w gospodarstwie mimo braku czasu. Nie łudźcie się niską ceną, bo jaka jakość taka cena – wyjaśnia Mariusz Gumienny.
Pracy w gospodarstwie jest bardzo dużo, od rana do wieczora. Ich dzień zaczyna się o 5 rano, a kończy dobrze po 21, a czasem i dłużej. – Mimo ciężkiej pracy mamy kontakt z ziemią nie tylko pod kątem uprawy, ale dla swojej przyjemności. Łączymy przyjemne z pożytecznym. Kochamy to, co robimy, a jeżeli nasze wyroby smakują innym, to dla nas największa nagroda. My mamy zdrowie, bo wiemy co jemy – stwierdza Barbara Gumienna.
Marzena Miśkiewicz/”Nowe Podkarpacie”
Tekst ukazał się w numerze 46 Tygodnika regionalnego „Nowe Podkarpacie” z 15 listopada br.
{gallery}galerie/17_rok/debowiec_rolnicy{/gallery}