wtorek, 17 września, 2024

W harcerskim mundurze od lat…

0
W harcerskim mundurze od lat…
Udostępnij:

Dorota Rzońca z dumą, od 40 lat, nosi harcerski mundur. Harcerstwo to jej całe życie, ukształtowało ją i nauczyło wszystkiego, co najważniejsze. Jest wielką pasją, którą zaszczepia w kolejnych pokoleniach młodych jaślan.

Przygoda Doroty Rzońcy z harcerstwem zaczęła się w Szkole Podstawowej nr 7 w Jaśle i trwa do dziś. Tę iskrę zaszczepiły w niej druhny phm. Antonina Wilisowska i hm. Maria Piątkowska, a później była dalej rozniecana poprzez spotykanych ludzi na zimowiskach i obozach harcerskich, na które wyjeżdżała jeszcze ucząc się w szkole podstawowej. – Wtedy taką szczególną osobą był dla mnie druh hm Jan Piękoś – m.in. komendant słynnego obozu w Pałacówce w Łękach Dukielskich, organizowanego w 1978 r. To druh Jan swoim osobistym zapałem, zaangażowaniem i postawą pokazywał nam harcerzom – to wszystko – co w nim najpiękniejsze i najwartościowsze – wspomina hm. Dorota Rzońca. Z sentymentem wspomina ogniska, biwaki, imprezy andrzejkowe i wiele innych. Przyrzeczenie złożyła 2 lutego 1977 roku w wieku 13 lat.

Po ukończeniu nauki w szkole podstawowej skończyło się jej harcerstwo. Raz, że w Liceum w Nowym Żmigrodzie nie było drużyn, a dwa lata 1979-1983 były okresem przemian i zawirowań w harcerstwie starszym. – To były czasy Harcerskiej Służby Polsce Socjalistycznej. Nikt za bardzo nie chciał się w to angażować. Harcerstwo zawsze było czymś ważnym, będąc w szkole średniej z tęsknotą patrzyłam na działających harcerzy – instruktorów nie mając możliwości włączenia się w tę aktywną służbę – opowiada.

Spełnione marzenie

Przez zupełny przypadek udało jej się wrócić do harcerstwa w 1983 roku. Po zakończeniu nauki w szkole średniej szukała pracy. Znalazła ją na poczcie, ale dowiedziała się, że w hufcu w Jaśle szukają dziewczyny do prowadzenia biura. Udało się. – To było coś nieprawdopodobnego, bo sama wcześniej zwątpiłam w jakiekolwiek kontakty z harcerstwem. Ale ta sytuacja to przykład, że w każdym wieku jest czas na spełnianie pragnień i wszystko może się wydarzyć, jeśli tylko się o tym marzy. I oto u progu mojego dorosłego życia spełniły się moje marzenia o harcerstwie – można by rzec, że dość późno jak na głębszą przygodę – zaznacza.

Pierwsze kontakty Doroty Rzońcy w hufcu to współpraca z ówczesnym komendantem hm. Jackiem Borczykiem. Potrafił on docenić drugą osobę, dostrzec w niej to co najwartościowsze i inspirował do działania. – Zawsze czułam i dalej czuję do niego szacunek. Był dla mnie przyjacielem, starszym bratem, a zarazem wyrozumiałym szefem, który chciał mnie nauczyć jak najwięcej. Drugą osobą, którą spotkałam w hufcu i która towarzyszy mi dalej jest hm. Jan Urban. To razem przechodziliśmy przez te dobre i gorsze dni harcerstwa jasielskiego w ostatnim dwudziestopięcioleciu – mówi harcerka.

Zaledwie rok po rozpoczęciu pracy w hufcu, w 1984 r. podjęła się funkcji drużynowej i reaktywowania drużyny imienia Henryka Sucharskiego przy SP nr 7 w Jaśle. Prowadziła ją do roku 1990. Wspólnie udało się wyjechać w prawie pełnym składzie na obóz harcerski do Łazów Koszalińskich (1984 r.), NRD (1985 r.), zorganizować szereg biwaków, rajdów i kontynuować tradycję współpracy z drużyną z Niegłowic poprzez organizację wspólnych biwaków, zabaw andrzejkowych, itp.

Harcerskie życie

Od 1986 do 2003 roku z małymi przerwami pełniła funkcję komendantki Hufcowej Szkoły Małej Kadry. Na przestrzeni lat szkolenia przyjmowały różną formę od wyjazdowych biwaków, po co tygodniowe spotkania na bazie Młodzieżowego Domu Kultury, który zawsze był i jest miejscem przyjaznym dla jasielskich harcerzy. Najbardziej utkwiły w jej pamięci wyjazdy do Cieklina, gdzie jeździli przez ponad 10 lat. – Pamiętam lata, kiedy spotykało się tam ponad 100 harcerzy jednorazowo. Dla mnie osobiście wyprawa do Cieklina kojarzy się z dzieciństwem mojego syna, który od 2. roku życia towarzyszył mi przy tych wyjazdach. Dla wszystkich był on znany jako „Buszmen”. Apele nierzadko wyglądały śmiesznie, bo meldunek musiałam niejednokrotnie odbierać od druha oboźnego z małym Dawidem na rękach – wspomina.

W Cieklinie wypracowali tradycję organizowania wigilijki harcerskiej na ostatnim zjeździe. Wtedy to jak przysłowiowe „muchy do lepu” lgnęli harcerze do Cieklina. Po uroczystej wieczerzy śpiewali kolędy i harcerskie piosenki do późnych godzin wieczornych. Z zasady był to ostatni wyjazd i czas przyznawania patentów. Około północy, po alarmie nocnym, całą grupą wychodzili na górę Cieklinkę, aby uroczyście przy ognisku i pochodniach wręczyć dokumenty potwierdzające zdobycie patentu zastępowego lub przybocznego. – Zawsze lubiłam, aby atmosfera przy takich okazjach była szczególna i na długo zapadała w pamięci uczestników – dodaje.

Od 1989 roku po dzień dzisiejszy organizuje hufcowe opłatki instruktorskie. Osobiście z wielkim sentymentem podchodzi do tego przedsięwzięcia i stara się, aby miało ono charakter typowo rodzinny. Prawdziwy domowy chleb, żurek z grzybami, pierogi, opłatek na sianku to podstawa uroczystej wieczerzy. – Staram się też, aby wystrój był wyjątkowo świąteczny i aby zawsze widać było nie tylko moją rękę, ale i duszę. To wtedy spotykają się młodzi i starsi instruktorzy hufca. Jest to czas na wspomnienia, nostalgie, ale i uśmiech i radość – przyznaje D. Rzońca.

Praca z dziećmi

Obecnie w Komendzie Hufca Jasło im. Rodziny Madejewskich w Jaśle pełni funkcję skarbnika, a wcześniej była zastępcą komendanta. Jest też przewodniczącą Hufcowej Komisji Stopni Instruktorskich. Ma stopień instruktorski harcmistrza. – Czasem żartuję mówiąc, że harcerstwo to moje drugie, starsze dziecko. I czym starsze to więcej problemów i oczekiwań, a i moje patrzenie na jego problemy stają się szersze i więcej chciałabym zrobić. Czasy i warunki w jakich przyszło obecnie żyć młodzieży nie zawsze temu sprzyjają. Kiedy parę lat temu zrezygnowałam z funkcji zastępcy komendanta hufca łudziłam się, że będę mogła mieć więcej czasu dla domu i bliskich, ale czym skorupka za młodu nasiąknie… Nie da się tak zostawić wszystkiego czym żyło się właściwie od zawsze – przyznaje z uśmiechem.

W hufcu znalazła swoje „poletko do uprawy”, w którym się spełnia. W ramach projektów realizuje programy z dziećmi i młodzieżą, które mogą bezpłatnie uczestniczyć w ciekawych zajęciach oraz wycieczkach. Choć jest to bardzo absorbujące i wymaga poświęcenia czasu, po godzinach pracy zawodowej lub w trakcie urlopu, to uważa, że jeśli się chce, to wszystko da się zrobić.

Realizowała projekty z zakresu opieki nad dzieckiem i rodziną, wyrównywania szans edukacyjnych dzieci, gdzie realizowała program pod nazwą „Świetlicowe spotkania u harcerzy”, a także te związane z organizacją letniego wypoczynku. W każdym z nich uczestniczyły dzieci z całego powiatu. Angażując się w działania profilaktyczne w Jaśle brała udział w szkoleniach i warsztatach m.in. przeciwdziałających narkomanii organizowanych przez Krajowe Biuro Przeciwdziałania Narkomanii w Warszawie. Efektem było opracowanie wspólnie z koleżanką gminnego raportu miasta Jasła „Monitorowanie problemu narkotyków i narkomanii”. W międzyczasie pracowała też w zespole koordynującym „System profilaktyki i opieki nad dzieckiem i rodziną w mieście Jaśle na lata 2008-2013”.

Lubi aktywność

Czasem największej aktywności w ciągu roku są wakacje. Choć dla niej byłyby to jedyny czas na odpoczynek, bo na co dzień pracuje jako pracownik administracyjny w Zespole Szkół Miejskich nr 1 w Jaśle, to nie potrafi. Lubi aktywnie wypoczywać, więc wylegiwanie się na plaży czy po prostu siedzenie jest dla niej nudne i szkoda jej na to czasu. Dlatego też zwykle urlop spędza organizując letni wypoczynek dla dzieci i młodzieży, bądź jak zostanie jej czas, to sama go organizuje wyjeżdżając najczęściej w góry.

Od lat organizuje kolonie letnie w hufcu, szkole i dodatkowo od 7 lat wyjeżdża na obóz językowy do Niemiec w Gersheim, w którym uczestniczy młodzież z całej Polski, ale też Ukrainy i oczywiście z Niemiec. – Trudno wymieniać wszystkie obozy, kolonie i półkolonie. Bo przecież były też takie wakacje, że organizowałam trzy różne formy wyjazdowe. Z zasady czasu na własny urlop brakuje, ale ja przecież lubię wypoczywać aktywnie. Wyjazdy są też okazją do spędzenia czasu z dobraną kadrą, grupą przyjaciół rozumiejącą się w każdej chwili i na której zawsze można polegać. Tegoroczne wakacje zapowiadają się równie aktywnie – mówi. Również w ciągu roku angażuje się w organizację zajęć warsztatowych z instruktorami, spotkań, zbiórek hufcowych, konkursów lub imprez tematycznych.

Wartości, ideał, nauka

Choć jak przyznaje pani Dorota dziś mniej jest harcerzy, drużyn, ale harcerstwo ma wiele zalet, niesie ze sobą wiele wartości i uczy trzech podstawowych rzeczy. Po pierwsze zaradności życiowej, która przydaje się na każdym etapie życia. – Parę lat temu moja koleżanka wysłała na biwak własnego syna i jakie było jej zdziwienie, gdy po przyjeździe zaczął pomagać w domu przy przygotowaniu posiłków. Parę rzeczy nauczył się podczas służby w kuchni, a potem wykorzystał te umiejętności w domu rodzinnym – dodaje D. Rzońca.

Po drugie harcerstwo uspołecznia młodych ludzi, stają się oni bardziej aktywni, chcą coś robić, działać, stają się kreatywni, rozwijają swoje umiejętności. Podejmują wiele inicjatyw. Sama działalność w zastępie uczy pracy w zespole, a zdobywane kolejnych stopni i podejmowane funkcje to poprzeczki do wspinania się wzwyż. – Kiedy spotykam harcerzy już jako dorosłych ludzi, to mówią, że to właśnie harcerstwo bardzo pomogło im w późniejszej karierze życiowej. Są też tacy, którzy mówią, że harcerstwu zawdzięczają wszystko – wyjaśnia.

I trzecią bardzo istotną sprawą jest chęć niesienia innym pomocy i uwrażliwianie na potrzeby innych. Harcerzy widać przy różnego rodzaju akcjach charytatywnych, zbiórkach.

Harcerstwo ją ukształtowało

Pani Dorota jest osobą bardzo aktywną, która lubi angażować się w wiele przedsięwzięć. Jej dzień jest napięty i zabiegany. Obecnie najważniejszą osobą jest wnuczka, dwuletnia Lenka, dla której stara się wysupłać jak najwięcej czasu. – Kiedy mówi do mnie… Babciu kocham cię… – wszystko przestaje się liczyć. Już dziś myślę do jakiej gromady zuchowej będzie należeć. Zna już wiele pląsów zuchowych, które dają jej wiele frajdy, a ja myślę, że super byłoby pojechać z nią na biwak czy kolonię zuchową. Bo co można dać dziecku lepsze jak nie super przygodę w zuchowym czy harcerskim mundurze – mówi z uśmiechem.

W tym, co robi zawsze stara się, aby na pierwszym miejscu był drugi człowiek, bo po prostu lubi ludzi. Nie wyobraża sobie życia bez harcerstwa, bo to ono ją ukształtowało. – Najważniejsze jest to, że spotkałam tu wielu przyjaciół na dobre i złe, że rozumiemy się bez słów, możemy na sobie polegać i coś razem zrobić dla innych. Piękne jest to, że chcemy wspólnie działać, ale też być ze sobą prywatnie. Spotykać się z własnymi rodzinami, dziećmi, a nawet wnukami. Cieszy mnie też fakt, że po latach wciąż dzwoni telefon ż życzeniami świątecznymi czy urodzinowymi od byłych harcerzy – przyznaje Dorota Rzońca.

Marzena Miśkiewicz/Nowe Podkarpacie

Tekst ukazał się w wydaniu nr 53 z dnia 11 stycznia br. Tygodnika Regionalnego Nowe Podkarpacie