Powraca problem atakujących psów z ulicy Polnej. Tym razem ich ofiarą była 17-letnia dziewczyna. Mieszkańcy boją się przechodzić obok posesji. – Żeby tylko nie doszło tu do tragedii – mówią. Liczą na to, że w końcu to się skończy. Sam właściciel chce oddać psy i napisał prośbę do urzędu miasta.
O gromadzie psów uprzykrzających życie mieszkańcom ulicy Polnej i nie tylko, których właścicielem jest Stanisław Majkut pisaliśmy trzy lata temu. Wtedy było ich nawet 20, dziś zostało osiem. Tyle, że problem nie zniknął, bo psy nadal atakują ludzi.
Kolejne pogryzienia przez psy pana Stanisława
Psy pana Stanisława czekają na adopcję
Jak tylko podjeżdża się obok domu przy ulicy Polnej w Jaśle psy zaczynają głośno szczekać. Wejście za bramę jest niemożliwe, bo psy ujadają, gryzą się nawzajem.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Miał jednego psa, potem ktoś podrzucił mu suczkę, która była w ciąży. Żal mu się jej zrobiło, więc pan Stanisław wziął ją do domu, nakarmił i została. A nie potrafił przejść obojętnie obok porzuconego psa, to przygarniał kolejne. Suki rozmnażały się i z kilku psów zrobiło się liczne stadko. Już wtedy zdarzały się przypadki pogryzień przez psy pana Stanisława, a straż miejska często odbierała zgłoszenia o wałęsających się zwierzakach.
Dwa pogryzienia
– Było 19, a resztę ludzie pozabierali i zostało siedem. Daję im jeść, bo ja sam bym nie zjadł, a pieskowi dam. Urząd liczy 1500 zł na utrzymanie jednego psa w schronisku. Jakby weterynarz przyjechał uśpić pieski, to chyba mnie najpierw musiałby stąd zabrać, bo nie mógłbym na to patrzeć. Żal mi tych stworzeń. Wziąłem dwie suczki i jednego psa, i zrobiła się spora gromada. Wysterylizowali je i ich nie przybywa. Nie są zaszczepione. Mam 800 zł renty, a muszę je nakarmić i sam coś zjeść. Nie robią mi krzywdy. Sam kupuję jedzenie, porcje rosołowe, suche kromki chleba zalewam rosołem i pieski tym żyją. Mieszkam sam. Dziury załatałem na ile mogłem, żeby nie uciekały, ale i tak jakoś im się to udaje. Chciałbym im zrobić kojec – mam panele, tylko wykopać dołki na słupki i zagrodzić, ale sam nie dam rady. Napisałem do urzędu, żeby wzięli psy do schroniska – mówi właściciel psów.
Choć zwierzaków jest mniej, to wciąż dochodzi do pogryzień. Początkiem roku zaatakowały starszego mężczyznę, który spacerował ulicą Polną, a 28 kwietnia 17-letnią dziewczynę. Zwierzęta przedostały się na zewnątrz przez otwór w ogrodzeniu. Pokrzywdzona próbowała uciekać. Pomógł jej będący w pobliżu mężczyzna, który odgonił psy, a dziewczynę zaprowadził do pobliskiego domu, skąd wezwano pogotowie ratunkowe. Kobieta z doznanymi obrażeniami trafiła do szpitala. – Przyszedł do mnie starszy pan, spodnie potargane, pokrwawione, rany szarpane. To samo teraz się powtórzyło. Dziewczyna przechodziła i nie wiedziała, że tam jest tyle tych złych psów i dopadły ją. Była pogryziona do kolan, po rękach i z tyłu po głowie. Pomógł jej robotnik, łopatą je odgonił. Była w szoku. Dzwoniliśmy po pogotowie, jej mamę. Pojechały do szpitala. Na szczęście nie muszę tamtędy chodzić, a jak widzę spacerujących to ostrzegam, żeby tamtędy nie szli – zaznacza Wacław Michalik, który nieopodal prowadzi warsztat samochodowy.
Żeby nie doszło do tragedii
Również mieszkający w okolicy ludzie obawiają się przechodzić w pobliżu posesji mężczyzny. Maria Pałys, mieszkanka ulicy Polnej i sąsiadka pana Stanisława gdy tylko słyszy ujadanie psów, od razu podchodzi do bramy, żeby sprawdzić, czy nie robią komuś krzywdy. – Sąsiedztwo jest nieciekawe, ale najbardziej boję się jednego – jak dzieci będą szły nad rzekę… Żeby tylko do tragedii nie doszło. Starszy się obroni, ale dziecko nie. Kiedyś jechały dziewczynki na rowerze – psy je obsiadły, ale wyleciałam z domu, zaczęłam rzucać kamieniami. One nie uciekają, jak się do nich idzie z kijem, to jeszcze bardziej atakują. To są dzikie psy – mówi kobieta. Pani Maria również była ofiarą psów pana Stanisława. – Szłam do sklepu, wszystkie wyleciały. Atakują tak, że człowieka przewracają. Wygramoliłam się, uciekłam, patrzę, a cała noga w krwi. Trafiłam do szpitala na szycie. To było dwa lata temu. Zięcia też zaatakowały – opisuje. Od tamtej pory kobieta nie chodzi sama do sklepu, tylko z mężem, bo tak się boi. – Chcemy móc przejść tędy spokojnie. Nie wiadomo z której strony wylecą, bo siedzą w tych wysokich trawach. Jak idę sama, to chodzę łąkami, moja mama również. Problem trwa 3 lata. Może w końcu ktoś coś z tym zrobi – mówi M. Pałys.
– To jest duży problem dla nas, jak i dla właściciela psów. Dobrze byłoby, żeby miasto się tym zainteresowało, bo to człowiek schorowany, który nie jest w stanie się nimi opiekować. Rodzice, rodzina chodzą łąkami, bo boją się. Dla nas jest to bardzo uciążliwe – dodaje Barbara Szot, mieszkanka ulicy Polnej. – Psy zgryzły całą budę mojemu psu, sąd zasądził 400 zł, ale zrezygnowaliśmy, bo przecież ten pan nie ma z czego zapłacić. Jakiekolwiek kwiaty posadzę, to wszystko w nocy połamią, bo podkopują się i przez szczeliny w bramie przechodzą. Nie czujemy się bezpiecznie. Człowiek nieraz z kijem goni, ale ileż można. My tu chcemy spokojnie żyć. Zaatakowały mamę, podarły spódnicę, buta. Boimy się, nawet chcąc iść do lekarza wracamy i musimy chodzić okrężną drogą, łąkami, bo nie mamy wyjścia. Nie jest ciekawie, gdyby nie te psy, to byłoby spokojnie. To walka z wiatrakami – dodaje.
Trwa postępowanie
Sprawą pogryzionej 17-latki z Jasła zajmuje się policja. – Policjanci prowadzą postępowanie przygotowawcze z art. 160 par. 3 kodeksu karnego, w ramach którego powołali biegłego lekarza medycyny sądowej, który wypowie się na temat jakich obrażeń doznała pokrzywdzona oraz czy była narażona na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Dalsze czynności będą uzależnione od wydanej opinii biegłego. Przestępstwo to zagrożone jest karą grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Ponadto wobec mężczyzny skierowano do Sądu Rejonowego w Jaśle dwa wnioski o ukaranie z art. 77 kodeksu wykroczeń, za niezachowanie zwykłych środków ostrożności przy trzymaniu psów. O tym zdarzeniu powiadomiono powiatowego lekarza weterynarii, urząd miasta oraz sanepid – mówi st. asp. Piotr Wojtunik, p.o. rzecznika prasowego komendanta powiatowego policji w Jaśle.
Będzie wniosek o odebranie psów
W związku z ostatnim pogryzieniem Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Jaśle prowadzi 15-dniową obserwację psów pana Stanisława. – Po jej zakończeniu mam zamiar ponownie złożyć wniosek o odebranie psów ich właścicielowi – mówi Andrzej Smyka, powiatowy lekarz weterynarii w Jaśle. Taki wniosek A. Smyka trzy lata temu skierował do ówczesnego burmistrza Andrzeja Czerneckiego. – Mówiąc delikatnie psy przebywały w warunkach niekomfortowych, nie były przeprowadzone podstawowe zabiegi, szczepienia, odrobaczania, ale głodne nie były. Miasto odmówiło odebrania psów, ale podjęło działania m.in. sfinansowało szczepienie przeciw wściekliźnie, sterylizację, adoptowano kilkanaście psów. W tym roku doszło do dwóch pogryzień, a jedno było dosyć poważne. Trzeba ten problem rozwiązać, bo właściciel psów nie jest w stanie prawidłowo sprawować opieki nad psami. Jest miłośnikiem zwierząt i całe życie, dochody poświęcił, żeby mogły żyć w godnych warunkach – wyjaśnia powiatowy lekarz weterynarii.
Przyznaje, że najlepszym rozwiązaniem byłoby, żeby te psy zostały adoptowane przez ludzi. One tylko będąc w stadzie zachowują się agresywnie. – Prawnie sprawa wygląda tak. Pan Stanisław jest właścicielem i nie jest ubezwłasnowolniony, dlatego musi ponosić wszystkie konsekwencje dobrego utrzymania psów, zabiegów lekarsko-weterynaryjnych, ewentualnych szkód, które psy spowodują. Gdyby zostały przekazane do schroniska, to musiałby ponosić konsekwencje finansowe. Z tego co wiem emeryturę niewielką i nie stać go na opłacenie pobytu tych psów w schronisku – zaznacza A. Smyka.
Natomiast kwestię odebrania psów właścicielowi reguluje artykuł 6 i 7 ustawy o ochronie zwierząt. Jeżeli ktoś nie sprawuje właściwie opieki nad zwierzętami, wtedy na wniosek lekarza weterynarii, policji, bądź organizacji, która w statucie ma zapisane, że zajmuje się ochroną zwierząt mogą być zwierzęta odebrane przez gminę, ale na okres czasowy. Decyzję ostateczną w takie sprawie podejmuje sąd.
Trudna sprawa
Po ostatnim pogryzieniu właściciel psów napisał do Urzędu Miasta w Jaśle i powiatowego lekarza weterynarii pismo, że jest gotowy oddać zwierzęta ze względu na zły stan zdrowia i niemożność sprawowania opieki nad nimi. Tak naprawdę sam wymaga opieki, bo jest po wylewie, paraliżu, dwóch zawałach i trepanacji czaszki.
– Zważywszy na bardzo trudną sytuację właściciela, miasto przeanalizuje tę prośbę celem udzielania stosownej pomocy. Jednak należy pamiętać, że gmina nie posiada uprawnień do odbierania zwierząt domowych w tego typu sytuacjach – zaznacza Marcin Gustek, zastępca kierownika ds. gospodarki komunalnej wydziału inwestycji, gospodarki komunalnej i ochrony środowiska Urzędu Miasta w Jaśle.
Sprawa jest trudna, ponieważ psy mają właściciela, a nie są bezpańskie. Łatwiej jest w przypadku zwierząt bezdomnych, bo gmina zgodnie z ustawą o utrzymaniu czystości i porządku w gminach i ustawą o ochronie zwierząt ma prawo wyłapać takie zwierzęta i umieścić w schronisku. – W przypadku zwierząt posiadających właściciela to on odpowiada za nie. Zgodnie z art. 431 Kodeksu Cywilnego to osoba, która zwierzę chowa albo nim się posługuje odpowiada za szkody wyrządzone przez takie zwierzę niezależnie czy było pod jego nadzorem, czy też zabłąkało się lub uciekło. Ponadto osoba posiadająca psa zobowiązana jest do zachowania szczególnej ostrożności. Zgodnie z art. 77 Kodeksu Wykroczeń kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze grzywny do 250 zł lub karze nagany – wyjaśnia M. Gustek.
Miasto zrobiło tyle, ile mogło, aby zmniejszyć uciążliwości związane z bytowaniem psów na ulicy Polnej. Ogrodzenie zostało naprawione, żeby psy nie uciekały, poprawiły się warunki ich bytowania. Psy zostały wysterylizowane, zmniejszyła się również ich liczba z 14 szt. w 2013 r. do 8 szt. obecnie, gdyż dla części psów udało się znaleźć nowe domy. – W związku z tym, że powodem zagrożeń jest częste wydostawanie się psów z posesji, najlepszym rozwiązaniem byłoby jej zabezpieczenie np. poprzez uszczelnienie ogrodzenia lub wydzieleniem w obrębie posesji wygrodzonego miejsca dla psów. Rozwiązaniem byłoby również usunięcie psów z posesji. Psy mogłyby być zabrane przez osoby, które chciałyby zaadoptować takie psy, tak jak to miało miejsce w latach 2013 i 2014. Właściciel zwierząt zawsze może sam przekazać psy do schroniska, ale w takiej sytuacji to musiałby pokryć wszystkie koszty z tym związane – zaznacza M. Gustek.
Tyle, że gmina nie posiada uprawnień do odebrania zwierząt domowych ich właścicielowi w sytuacji, gdy nie sprawuje on nad nimi należytego nadzoru. – Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt wójt, burmistrz lub prezydent miasta może czasowo odebrać zwierzę właścicielowi lub opiekunowi w przypadku stwierdzenia znęcania się nad nim. Taka sytuacja nie ma miejsca na ul. Polnej. Właściciel psów nie znęca się nad nimi, mają one zapewnione schronienie oraz wyżywienie – kwituje M. Gustek.
Do sprawy wrócimy.
Marzena Miskiewicz/Nowe Podkarpacie
Tekst ukazał się w numerze 19 z dnia 11 maja br. Tygodnika regionalnego Nowe Podkarpacie