środa, 6 listopada, 2024

Moska: Ja nie mówiłem „jeżeli”, ja chciałem budować

0
Moska: Ja nie mówiłem „jeżeli”, ja chciałem budować
Udostępnij:

Wywiad z Krzysztofem Moską, prezesem Gamrat S.A. w Jaśle.

W poniedziałek, na sesji Rady Miejskiej Jasła, zapowiedział pan, że przeniesie siedzibę spółki Gamrat na Śląsk? Czy była jakaś reakcja władz miast na tę deklarację? (przeczytaj: Czara goryczy wylana)

Ze strony miasta niewielka. Odwiedziło mnie trzech jasielskich radnych. Mówili, że nie mieli wystarczającej wiedzy na temat tego, nad czym głosowali. Jestem jednak zbudowany reakcją innych samorządowców. Powiem tylko o tych z Podkarpacia. Zadzwonił do mnie prezydent Rzeszowa, Tadeusz Ferenc, który zaoferował, że chętnie nas przyjmą. Oferował miejsce w specjalnej strefie ekonomicznej pod inwestycje i na jakąkolwiek działalność. Czapka z głowy dla pana prezydenta, bo na moje pytanie o to, czy liczy na wpływy z podatków, odpowiedział, że to nie jest dla niego najważniejsze, lecz to, że można by stworzyć stanowiska pracy dla ludzi. Jak widać istnieją samorządowcy, którzy sami się zwracają do przedsiębiorców, by pomóc swoim mieszkańcom. Podkreślam: duży ukłon dla pana prezydenta. Na drugi dzień dostałem pismo od pana prezydenta Przemyśla, który także proponuje spotkanie i wszelką pomoc, jeśli tylko chcielibyśmy przenieść się działalność czy zmienić siedzibę firmy. Cytuję fragment tego pisma: „pragnę nadmienić, iż dysponujemy bardzo atrakcyjnymi, doskonale skomunikowanymi terenami (infrastruktura, droga kolejowa), przygotowanymi na potrzeby lokowania zakładów produkcyjnych. Jestem przekonany, iż bliskość ukraińskiej granicy i budowanej autostrady jest dodatkowym atutem naszej lokalizacji”.

Jasło nie jest atrakcyjnym miejscem dla inwestorów?

Atrakcyjność inwestycyjna zależna jest od władz miasta. Żeby ktoś inwestował, musi być przekonany, że inwestuje w dobrym miejscu, że będzie dobra współpraca z władzami miasta, że będzie pomoc, że niektóre rzeczy, które wymagają szybkiego uchwalenia, czy wydania zgody, inwestor otrzyma bez problemu. A w Jaśle co? Czternaście miesięcy prosiłem o zmiany w mpzp, powalające mi na realizację inwestycji. I się nie doczekałem. A jak pani sami widzi zarówno prezydenci Rzeszowa, jak i Przemyśla mają zupełnie inne podejście.

Ale pan przecież spotykał się z burmistrzem Czerneckim?

Pierwsze nasze spotkanie było niedługo po moim przyjeździe do Jasła, z inicjatywy pana Czerneckiego, który odwiedził firmę. Później spotkania były na bieżąco, podchodziliśmy wspólnie do tego planu, rozmawialiśmy o drodze i o tym wszystkich, o co wnioskowaliśmy. I tu inicjatywa była głównie po mojej stronie.

Chce pan powiedzieć, że była to opieszałość w podejmowaniu decyzji przez burmistrza?

Nie mnie oceniać, jakim burmistrzem jest pan Czernecki. Nie jestem rodowitym jaślaninem, który uczestniczy w wyborach i nie mnie oceniać, czy miasto jest dobrze zarządzane.

Przed prywatyzacją Gamrat-u było sporo szumu wokół Lentex-u. Były apele, były protesty. Czy ta sytuacja miała, według pana, wpływ na obecne relacje z władzami miasta?

Na pewno każdemu coś zostaje w pamięci z takich działań. Jeśli ktoś mówił, że jest inny, lepszy inwestor, który da 30 mln euro za Gamrat, to chyba nie zabłysnął, bo Lentex dał dużo więcej. To było rzeczy wyssane z palca, urojone i szkoda nawet teraz komentować.

A pan osobiście jak czuje się w Jaśle?

Nie jestem stąd, nie jestem uwikłany w różne kontakty i układy polityczne ani towarzyskie. Myślę, że ciężko wygląda życie towarzyskie osoby, którą nie interesują spotkania w gronie członków poszczególnych partii i instytucji, na zasadach: wypijemy kawę, wypijemy piwo, przy okazji porozmawiamy o tym co da się zrobić, a co nie.

Czy unikał pan takich spotkań?

Nie musiałem. Jeszcze przed prywatyzacją Gamrat-u, często wypowiadałem się w mediach, że jestem apolityczny. Ja jestem zwolennikiem tego, by – obojętnie jakie to miasto – zarządzał nim nie polityk tylko człowiek, który się na tym zna. Zarządzanie miastem jest przecież podobnym biznesem, jak zarządzanie dużym przedsiębiorstwem. Trudno jest komuś zarządzał czymś, jeśli się na tym nie zna i nie ma doświadczenia.

Według pana w Jaśle polityka bierze górę nad fachowością?

Nie mnie oceniać, dlatego, że ja w Jaśle z politykami się nie spotykałem, nie spotykam i nie będę spotykał na dyskusje dotyczące tego, które ugrupowanie ma rację, które robi dobrze, a które źle. Na ten temat nie będę się wypowiadał, bo jak już mówiłem, jestem apolityczny.

Wróćmy do Gamrat-u. Co przez te prawie dwa lata, od kiedy zarządza pan firmą, zmieniło się w zakładzie?

Jeśli chodzi o sprawy finansowe spółki Gamrat, to nie będę ich tłumaczyć, nie będę sobie tu laurek przypisywał. Każdy może o tym przeczytać, wszystko jest publikowane w raportach na stronach Gamrat-u. Jeśli chodzi o inne zmiany to myślę, że najistotniejsze są wydarzenia ostatnich dni. Po wielu miesiącach negocjacji zakupiliśmy spółkę w Bułgarii (spółka Devorex Ltd, lider na rynku bułgarskim i rumuńskim w produkcji systemów rynnowych, systemów odwodnień liniowych oraz rur polipropylenowych – dop. red.) Piękną spółkę. I wydawało mi się, że może w Jaśle ktoś powie dziękuję, bo dla miasta reklama za darmo. Zakupiliśmy także ponad 15 proc. udziału firmy w Tychach. Nie ukrywam, że to było już od dawna w naszych zamiarach, ponieważ chcieliśmy stworzyć dla grupy kapitałowej centrum surowcowe. Teraz kupujemy już surowce na całym świecie, stajemy się grupą, która zużywa coraz więcej surowców i dlatego musi to być koordynowane w jednym miejscu. Co się jeszcze zmieniło? Wiele by się jeszcze mogło zmienić, ale nie może poprzez zapisy mpzp i inne problemy. Zmieniło się też bardzo moje nastawienie do miasta. Ja nigdy, nikogo nie krytykowałem bez względu na to, do jakiej partii należał, bo liczyłem na to, że włodarze chcą rozwijać miasto. Dzisiaj moje nastawienie jest całkiem inne. Tu nie ma chęci rozwoju. Może są, ale nie w tych kierunkach, które są największymi bolączkami miasta. Mam na myśli bezrobocie i brak inwestorów. Gdyby te dwa aspekty się zmieniły, a jeden jest powiązany z drugim, to ludzie mieliby pracę i żyłoby się im lepiej.

Co teraz? Da pan drugą szansę władzą miasta?

W jaki sposób? Złożyłem wniosek, który został odrzucony. Jeśli ktoś myśli, że ja pójdę i złoże zażalenia i kolejne wnioski, to jest w błędzie. Chciałem dobrze, ale trudno, jeśli ktoś idzie z sercem na dłoni, a tą ręką mu ucinają, to już drugiego serca przecież nie ma.

Odwróćmy więc sytuacje. Jeśli to władze miasta zwrócą się do pana z propozycją zmiany planu plan zagospodarowania?

Mnie już na tym nie zależy, my inwestycji w Jaśle już nie będziemy robić. Przeniesiemy siedzibę i podatki z CIT-u będziemy płacić gdzie indziej. Tutaj mamy małe możliwości, więc wybudujemy tylko mały magazyn, taki na ile nam pozwalają warunki, by nie prosić się nikogo o zmianę mpzp i pozwolenia. Pozostałe inwestycje, które były planowane w Jaśle nie będą realizowane.

Nie zmieni pan zdania?

A jak mogę? Nie mam nadal gdzie planować, bo przez środek terenu inwestycyjnego idzie nieczynne torowisko.

Ale jeżeli zmieni się mpzp?

Dobrze, że pani użyła tego słowa „jeżeli”. Ja nie mówiłem „jeżeli”, ja chciałem budować. Jak będę miał czekać, że na to, że usłyszę w mieście „jeżeli…, to czy pan…”, to nie istnieje dla mnie taki układ. Poza tym kiedy? Za dwa lata? Nie wiem czy dożyję. Ja już czekam kilkanaście miesięcy i jestem w punkcie zero. Powiem nawet w gorszej niż zero, bo za ten czas mogliśmy już coś zrobić, a tymczasem tylko czekaliśmy. I cały czas było tylko: nie ma czasu, są pilniejsze sprawy. A teraz dochodzi jeszcze do tego słowo „jeżeli”. Tak to możemy jeszcze kolejny rok dyskutować.

Dziękuję panu za rozmowę.

Rozmawiała: Ewa Wawro