– Medycyny można się nauczyć, ale lekarzem trzeba się urodzić – podkreśla prof. Krzysztof Bielecki, ikona polskiej chirurgii, który w czwartek przeprowadził w jasielskim szpitali trzy pokazowe operacje.
Lekarzem jest pan już od 52 lat. Znanym i cenionym, wielkim autorytetem wśród chirurgów, ale także wybitnym etykiem i humanistą. Czy według pana można być dobrym lekarzem bez powołania?
Ja sam zostałem lekarzem, bo tak chciała moja mama, ale bycie lekarzem jest pewną misją, którą mamy do spełnienia. Medycyny można się nauczyć, ale lekarzem trzeba się urodzić. Moje życiowe przesłanie, któremu byłem wierny na przestrzeni 52 lat pracy zawodowej mówi, że lekarz musi się nauczyć trzech rzeczy: przepraszać, jak co wyszło źle, bo przecież w medycynie wielokrotnie nie możemy przewidzieć zakończenia choroby, pozbyć się zbytnio przesadnej dumy i po trzecie nauczyć się rozmawiać z pacjentami i kolegami w środowisku. Żaden z nas nie jest na tyle mądry, na tyle mocny i wszechwiedzący, żeby mógł sam wszystkie problemy rozstrzygać. Uważam, że lekarz powinien mieć obowiązki adwokata najbiedniejszych ludzi. Szczególnie mocno akcentuję to teraz, w chwili kiedy bardzo szybko i dynamicznie rozwija się medycyna niepubliczna. Ja nie mam nic przeciwko temu, ale sytuacja finansowa pacjenta, nie powinna być jedynym kryterium dostępności i właściwego leczenia chorego. Wobec zdrowia wszyscy jesteśmy równi. Niech ten prywatny sektor się rozwija, ale podstawowym sektorem zabezpieczenia ochrony zdrowia jest dla mnie publiczna ochrona zdrowia. Niedawno, ku mojemu zdziwieniu, dowiedziałem się, że nie ma żadnego prawa, które by nakazywało lokalnej władzy samorządowej dbać o ochronę zdrowia mieszkańców. Nawet Konstytucja tego nie zawiera, mówi tylko o dostępności. Coraz częściej obserwujemy takie praktyki, jak sprzedawanie szpitali powiatowych w prywatne ręce. To oczywiste, że inwestor będzie organizował tylko takie działania, które mu przyniosą pieniądze. Likwidowane są oddziały chirurgiczne, chorób wewnętrznych, bo są nierentowne. Tak nie może być. Podmioty niepubliczne pracują od poniedziałku do piątku, w weekendy, rzadko które mają dyżury. Utrzymanie szpitala publicznego jest drogie, bo ma 24-godzinną, 7 dni w tygodniu, wieloprofilową gotowość do serwowania opieki medycznej dla każdego, kto się zgłosi. Różnica jest ogromna i dlatego nie można mówić o równości u płatnika z pieniędzy publicznych. Na publicznych pieniądzach nie ma prawa nikt się dorabiać. Bo to jest grzech i przestępstwo. Publiczny pieniądz ma iść na publiczną ochronę zdrowia, a nie do podmiotu, który na bazie kontraktu pieniędzy publicznych będzie miał przychody.
Dlaczego coraz mniej młodych lekarzy wybiera specjalizację chirurgiczną?
Bo to nierentowna specjalizacja. Świętej pamięci nestor polskich chirurgów, prof. Jan Nielubowicz, mieszkał w czynszowym mieszkaniu, jeździł syrenką, miał z czego żyć, ale kokosów nie zrobił. Zwykł mawiać, że na chirurgii nikt w sposób uczciwy się nigdy nie dorobił. I tak było. Ja sam własnego, wymarzonego domku doczekałem się dopiero niedawno, po wielu latach ciężkiej pracy mojej i żony. Tylko, że dawniej mieliśmy etos powołania, teraz świat się zmaterializował. Numerem jeden jest pieniądz. Wszyscy chcą jak najszybciej mieć dobry samochód, własny dom, dobrą posadę, możliwość wyjeżdżania na egzotyczne podróże. Nie osądzam czy to jest złe czy dobre, ale przy okazji zaczęto traktować zawód lekarza jako zawód, a to jest przecież misja.
Co by pan zmienił w polskiej służbie zdrowia od zaraz?
Jak reformowano służbę zdrowia to nam powiedziano, że za pacjentem będą szły pieniądze. Po kilku latach okazało się, że najważniejszy w ochronie zdrowia stał się pieniądz i oszczędności. Dyrektor szpitala musi tak kombinować, by na wszystko wystarczyło i jeszcze wypełnić żądania kilkunastu związków zawodowych, które są w szpitalu. To bardzo trudne zadania. Najważniejszym podmiotem w ochronie zdrowia musi być pacjent. A urzędnicy, administratorzy, muszą dopilnować, by za tym pacjentem faktycznie szły pieniądze. Pacjent sam wybiera lekarza, wybiera szpital i za nim powinny iść pieniądze. Jedyny czynnik, który może spowodować zamknięcie czy upadek szpitala, to zmniejszająca się liczba pacjentów. Bo to jest jedyne źródło dochodów szpitala publicznego. A jak szpital jest dobry, ma coraz więcej pacjentów, to nie może być ograniczony jakimś kontraktem i limitami.
Czyli jest pan zwolennikiem powrotu do początków reformy w służbie zdrowia?
Tak, należy zacząć od nowa. W zeszłym roku brałem udział w dużej naradzie. 30 facetów dyskutowało o reformie w ochronie zdrowia, gadali 2-3 godziny. Nie wytrzymałem i pytam: którzy z panów leczy chorych? Okazało się, że żaden. To jak wy możecie mówić o reformie ochrony zdrowia? – pytałem dalej. Dlaczego między wami nie ma lekarzy praktyków, dlaczego nie ma przedstawicieli pacjentów? To ich opinie powinny być jednymi z kluczowych.
Co jeszcze zmieniłby pan w polskiej służbie zdrowia?
Cwaniactwo w naszym społeczeństwie. Każdy, kto ma prawo do korzystania z opieki zdrowotnej powinien płacić składkę ubezpieczeniową. Zgodnie z Konstytucją są tylko cztery grupy, które mają nieograniczoną opiekę zdrowotną, niezależnie od ubezpieczenia: kobiety w ciąży, dzieci, osoby niepełnosprawne i w podeszłym wieku, czyli po 80 roku życia. Wszyscy pozostali muszą być ubezpieczeni. Dla porównania, jeśli mamy w domy trzy samochody, to za każdy samochód płacimy ubezpieczenie, a nie za jeden i tylko sobie tablice rejestracyjną przekładamy. To dlaczego w rodzinie, jak jeden pracuje, a jest pięcioosobowa rodzina, to wszyscy są na jego ubezpieczeniu? Poza tym ochrona zdrowia nie może być politycznym resortem. Moim zdaniem powinna być w ramach tzw. biura bezpieczeństwa narodowego, podległa prezydentowi. To musi być międzyresortowa działalność i nie można odpowiedzialności przerzucać tylko na ministra zdrowia.
Dziękuję za rozmowę.
Artykuł powiązany: Zazdroszczę jasielskiemu szpitalowi wyposażenia – mówi czołowy polski chirurg