Z prof. Andrzejem Piaseckim – historykiem i politologiem, wykładowcą na Wydziale AHE w Jaśle, rozmawia Marzena Miśkiewicz.
Wspólnie z Ryszardem Michalakiem napisał Pan książkę ,,Polska 1845-2015. Historia polityczna”. Zadedykowaliście ją politykom. Dlaczego?
Wiedza politykom nie zaszkodzi, a może im pomóc. Jeżeli mogę mieć do polityków pretensje, to nie o to, że podejmują oni złe decyzje, czy realizują program, który mi nie odpowiada, tylko o to, że są czasami po prostu niedouczeni. Jeżeli polityk nie potrafi podać prawidłowej daty wybuchu powstania warszawskiego czy też wprowadzenia stanu wojennego lub daty wejścia Polski do Unii Europejskiej, tzn. że jest nieprzygotowany do pełnienia tej funkcji. Czytanie może mu pomóc.
Takich książek na rynku wydawniczym jest sporo i mogliśmy napisać ją oddzielnie, ale ponieważ Polska nam się podzieliła, są różnice między historykami, politologami (my też się różnimy), to postanowiliśmy spróbować stworzyć coś razem. Książka dowodzi, że można pracować w warunkach kompromisu.
Mówi Pan, że Polska się podzieliła. Jak rozumiem chodzi o podział, który jest równocześnie tytułem ósmej części książki „Polska syta i Polska zbuntowana”. Można tak podzielić Polskę? Kto jest syty, a kto zbuntowany?
Tę część książki napisał mój kolega. Ja ten rozdział zatytułowałbym inaczej. W tym się różnimy. Wydaje mi się, że autorowi chodziło o bunt przeciwko stagnacji i skostnieniu. Rządy PO i PSL trwały długo i większość społeczeństwa chciała zmian. Moim zdaniem dziś trudno powiedzieć, kto jest syty, a kto zbuntowany. Niegdyś mieliśmy podziały na postkomunę i postsolidarność, Polskę liberalną i Polskę solidarną. Uważam, że te podziały są sztuczne. Jeżeli zrobimy z kogoś np. liberała czy konserwatystę, to od razu szufladkujemy daną osobę i wydaje się, że wiemy o niej wszystko. Wynika to z dążenia do określonego pozycjonowania przeciwnika i uzyskiwania na tej podstawie określonych korzyści, również politycznych. Jesteśmy wspólnotą narodową o jednolitym składzie etnicznym, więc tym bardziej wiele podziałów jest pozbawionych autentyczności. Np. poseł Stanisław Piotrowicz – prokurator w stanie wojennym, a teraz wpływowy polityk PiS – to postkomunista czy aktualny konserwatysta? Zbuntowany (bo przecież głośno protestuje przeciwko opozycji), czy syty (bo jego dochody wynoszą zapewne kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie)? Marszałek Senatu mówi o nim, że to ,,niezwykle uczciwy i rzetelny człowiek”. A wiceburmistrz Jasła Antoni Pikul, którego Piotrowicz w stanie wojennym oskarżał uważa, że przedstawianie PRL-owskiego prokuratora jako wzoru patriotyzmu jest ,,obrzydliwe”. To tylko jeden przykład z naszej trudnej historii i polityki.
Jak Pan ocenia obecną scenę polityczną w Polsce?
Opozycja jest słaba, podzielona, ale na parlamencie świat się nie kończy. Z zainteresowaniem obserwuję to, co dzieje się poza nim. Partie sejmowe chciałyby skupiać na sobie uwagę mediów. Jednak zdolny polityk potrafi przyciągnąć swoją działalnością wyborców i media także poza parlamentem. Np. pracując rzetelnie w swoim okręgu wyborczym. Albo organizując manifestacje: protestacyjne, czy tzw. miesięcznice smoleńskie. W tym roku mieliśmy szczególnie wiele takich demonstracji, np. strajk kobiet czy protest nauczycieli. Są to formy aktywności publicznej. Widzę w tym szanse, a nie zagrożenie. Manifestacje sprzyjają zainteresowaniu się polityką. To dobrze, że ludzie są aktywni, uczestniczą w działalności organizacji społecznych, a jak trzeba to protestują. Najgorzej gdy są bierni i obojętni.
Rząd Prawa i Sprawiedliwości wprowadza wiele zmian, reform. Niektóre z nich, jak choćby ustawa oświatowa budzą sprzeciw społeczny. Historia już wielokrotnie pokazała, że miało to negatywny wpływ na popularność ekip rządzących. Czy tak będzie z PiS?
Historia czasami się powtarza. Akcja Wyborcza Solidarność w latach 1997-2001 zapłaciła wysoką cenę za reformy: oświaty, administracji, systemu emerytalnego, służby zdrowia. Ta koalicja się rozpadła. Teraz PiS z dwoma mniejszym partiami – Solidarną Polską i Polską Razem, ma więcej władzy, ale też więcej odpowiedzialności. Sondaże pokazują, że poparcie dla rządu ani specjalnie nie wzrosło (jak to bywa w pierwszych miesiącach nowej władzy), ani też gwałtownie nie spadło (gdyby polityka rządu była zbyt dolegliwa). Póki opozycja jest taka słaba i podzielona, a wyborcy PiS lojalni, to najbliższe miesiące powinny być stabilne. A wybory (do samorządu) dopiero za dwa lata.
W ostatnich latach obserwujemy, że tzw. wielka polityka wkroczyła do samorządu lokalnego. Podziały, walka o władzę, co ostatnio obserwowaliśmy w powiecie jasielskim, gdzie doszło do trzeciej zmiany starosty są ostatnio bardzo widoczne. Jakie to może mieć konsekwencje?
W polskiej polityce i życiu publicznym panuje przeświadczenie, że tylko w Warszawie politycy są bardzo skłóceni, a na prowincji jest zgodnie i spokojnie. W Sejmie posłowie spierają się zawzięcie przed kamerami, po czym w barze sejmowym można spotkać rozmawiających z sobą, zgodnie i pogodnie, przedstawicieli różnych partii. Tymczasem w lokalnych wspólnotach te podziały są czasami głębsze, a kłótnie bardziej zawzięte, co jest zjawiskiem przykrym. Różnice między radnymi w połączeniu z tzw. wielką polityką dają czasami wybuchową mieszankę. W dodatku tu czasami większą rolę odgrywa arytmetyka niż polityka. W radzie powiatowej, gdy np. trzech radnych zmieni klub, to tak jakby w Sejmie 50 posłów przeszło do innej partii. Stąd częste zmiany zarządów i starostów. Niekiedy jeszcze w atmosferze gwałtownych polemik. Chciałoby się powiedzieć: ludzie, opamiętajcie się, nie dajcie zrobić z siebie marionetek atakujących się wzajemnie na czyjeś odgórne zalecenie. Potem i tak się spotkacie, jako sąsiedzi, w sklepie, w kościele, na działce.
Samorządowiec powinien być manadżerem czy właśnie politykiem?
Jeśli chodzi o wójta czy burmistrza to najlepiej, kiedy jest jednym i drugim. W dodatku powinien również być dobrym kierownikiem instytucji, której jest szefem. Ważne, aby potrafił zarządzać kadrami, miał charyzmę. Wyważając obie te cechy, które pani wymieniła, to ważniejsze są predyspozycje menadżerskie. Wyborcy rozliczają z zarządzania, gospodarności. Politykę w samorządzie robi się w zasadzie co cztery lata przy okazji wyborów. Dobrze jest umieć przemawiać, mieć za sobą organizację, lecz codzienną pracę burmistrza najbardziej determinują problemy inwestycyjne. Dlatego potrzebna jest wiedza z zakresu ekonomii, finansów, zarządzania i organizacji i spraw technicznych.
W takim razie, kto może być dobrym politykiem?
Nie ma na to złotego środka. Najlepsza byłaby taka kariera, jak w ,,amerykańskim śnie”: od pucybuta do milionera. Najpierw aktywna działalność na poziomie sublokalnym: sołectwo, osiedle, dzielnica. Potem rada gminy lub miasta, następnie rada powiatu, sejmik województwa, mandat poselski, senatorski, miejsce w Parlamencie Europejskim. Wreszcie możliwość działalności w rządzie, w innych głównych instytucjach władzy. Warto zauważyć, że wiele z tych poziomów działalności politycznej zaliczył Andrzej Duda. Był radnym, posłem, eurodeputowanym, ministrem w Kancelarii Prezydenta, a obecnie jak wiadomo jest tam gospodarzem. Można życzyć każdemu radnemu takiego politycznego rozwoju.
Rozmawiała Marzena Miśkiewicz/Nowe Podkarpacie
Tekst ukazał się w wydaniu nr 50 z dnia 13 grudnia br. Tygodnika Regionalnego Nowe Podkarpacie