wtorek, 17 września, 2024

Historia „patykiem pisana”

0
Historia „patykiem pisana”
Udostępnij:

Znam Pektowin, nawet tam pracowałem….40 lat temu! Odnoszę jednak wrażenie, że nic się od tego czasu nie zmieniło, no może poza kondycją zakładu. Wszystkiemu winien wrośnięty raz na zawsze w nasze umysły, serca i dusze homo sovieticus...

To głęboko zakorzenione przyzwyczajenia rodem z poprzedniej epoki. To, że państwo nam da, zakład nas musi szanować i dobrze płacić, należy się nam to wszystko jak „psu kiełbasa”. Nie dziwię się pracownikom, że bronią swojego statusu i regularnej pensji – to ludzkie, choć niekoniecznie właściwe postępowanie. Każdy z nas ma przecież rodzinę na utrzymaniu i brak środków do przyzwoitego poziomu życia jest największym życiowym stresem. No, ale czy mając wyższe (czyli dzisiaj podstawowe) wykształcenie, praca ma na nas czekać? Przypominam więc, proszę nie spać! – czasy się zmieniły! Uważam nawet, że człowiek, który nie zaliczy w życiu przynajmniej kilku zawodów, żył okropnie nudnie, a nawet ryzykownie! Ciągłe, często przez 40 lat wykonywanie tych samych czynności przecież zubaża i ogłupia, nie wspominając już o groźnych chorobach zawodowych! W dzisiejszej teraźniejszości ciągłe szukanie pracy to norma i konieczność – pracę trzeba szukać zawsze, a zwłaszcza wtedy, gdy ją akurat mamy. Utrata pracy to zło i ciężki stres dla człowieka. Ja jednak bardzo szanuję takie znane powiedzenie „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło” – przynajmniej w moim przypadku i wielu moich znajomych, to powiedzenie się sprawdza. Dlatego nie bójmy się i szukajmy innego zajęcia!

 

Pamiętam dawne czasy Pektowinu i jego wartościowe przecież produkty: pektyna, zagęszczane soki owocowe (zwłaszcza ten z czarnej porzeczki był pyszny), enzymy, różnorodne przetwory warzywne i owocowe. Pamiętam także wartościowe społecznie działania – plantacje na rozległych włościach Iglopolu, umowy z plantatorami. Nie jeden rolnik na Podkarpaciu dorabiał drugą pensję na sprzedaży owoców! Oczywiście, że były to inne czasy i inne warunki ekonomiczne. Później było już tylko gorzej i z Pektowinem kojarzyło się głównie słynne „patykiem pisane” wino. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu w wywiadzie do Gazety Wyborczej wymsknęło mi się, że „Pektowin broni się przed upadkiem produkcją patykiem pisanego wina Bieszczady”. Rozzłościło to bardzo ówczesnego dyrektora zakładu – trudno się dziwić. W późniejszej historii zakładu wielokrotnie docierały do mnie opinie, że zakład był notorycznie źle zarządzany. W tym kontekście późniejsza kondycja zakładu, mogła być tylko gorsza.

Dzisiaj jest zagraniczny właściciel, dział marketingu, który podobno jest niepotrzebny i nie ma co robić (!), wykształceni pracownicy, którzy uważają, że im się należy. Jeśli będzie całkiem źle, to zawsze mogą się schować za funkcją związkowca – no i co więc z tym fantem zrobić? No chyba tylko napić się „patykiem pisanego” wina, kulturowego „symbolu” narzuconego nam systemu. Za moich czasów w Pektowinie, zawsze była w magazynie żelazna rezerwa tego „szlachetnego” trunku! Może dzisiaj znajdzie się jeszcze parę butelek? Bo cóż innego można w tej sytuacji zrobić? Przecież wszystkiemu jest winien ten „zgniły” kapitalizm!

Roman Myśliwiec

Przeczytaj atrykuł: Mobbing w Pektowinie?