W poniedziałek kolejna sesja Rady Miejskiej Jasła. Sesja jak sesja. Po to są zwoływane by radni, wybrani przez nas w demokratycznych wyborach, mogli podejmować za nas decyzje o tym, co mówiąc kolokwialnie, ma się dziać w mieście. Podejmując stosowne uchwały wyrażają albo nie wyrażają, zgodę na propozycje zgłoszone przez burmistrza, a raczej opracowane na jego zlecenie przez sztab urzędników.
Tym razem znów nadzwyczajna, trzecia już w tym roku, a w kadencji pewnie było takich już kilkanaście. A cóż takiego nadzwyczajnego, a raczej tak pilnego dzieje się, że burmistrz nie daje radnym czasu na przedyskutowanie i zastanowienie się nad tym, o czym mają głosować.
Zgodnie ze statutem radni dostają materiały sesyjne co najmniej 15 dni wcześniej. W oparciu o nie „przepracowują” temat na komisjach, przegryzają się przez temat w swoich sumieniach. Chodzi przecież o wydatkowanie publicznych pieniędzy, o dziś i jutro naszego miasta, o przywilej wynikający z funkcji, z obowiązku i społecznej odpowiedzialności. Jak życie pokazuje w Jaśle różnie z tym bywa.
Sesja nadzwyczajna? Zrozumiałbym gdyby temat pojawił się nagle, a tu co? Trzeba biegiem złożyć wniosek o dofinansowanie, bo jest szansa wziąć unijną kasę? No to jazda! Władze nagle dostają przyspieszenia. Wszystko na ostatnią chwilę, wszystko za pięć dwunasta. Na łapu-capu, na chybcika, na wariackich papierach, byle tylko zdążyć. To ostre słowa, ale niestety uzasadnione.
Przesadzam? No to sprawdźmy, co takiego pilnego radni muszą przegłosowa w poniedziałek.
„Wyrażenie zgody na zaciągnięcie zobowiązania finansowego przez Miasto Jasło na realizację inwestycji, realizowanej w ramach Programu Priorytetowego pt. „SOWA” 2012-2015 z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej”. O co chodzi?
Fundusz przeznaczy ponad 350 mln zł na skierowany do gmin program SOWA, czyli dofinansowanie energooszczędnego oświetlenia ulicznego czy systemów sterowania nim. Program ogłoszony w grudniu 2012 roku. Minęło 4 miesiące i nagle „nadzwyczajna” sprawa? O przepraszam pan burmistrz zatrudnił w tym czasie na etacie energetyka miasta. Konkurs na to stanowisko ogłoszony był w listopadzie ub.r., ale z zatrudnieniem zwycięzcy pan burmistrz zwlekał do końca marca. Czy ta „poniedziałkowa” gonitwa z czasem ma związek z tak charakterystycznym dla burmistrza ociąganiem się przy podejmowaniu decyzji? Może dowiemy się tego na sesji.
Kolejny temat: „Zaciągnięcia zobowiązań wynikających z zawarcia umowy dzierżawy słupów oświetleniowych będących własnością PGE Dystrybucja S.A. w Lublinie w latach 2014-2024.” To wyszło nagle?
Następny punkt: „Przyjęcie Regulaminu Kompleksu Rekreacyjno-Sportowego przy ul. Kwiatowej w Jaśle”. Halo, halo!! Przecież o Kwiatowej już dawno trąbią. Będzie otwarcie obiektu, będzie okazja do pozowania do zdjęć, do medialnego szumu. To już za niebawem, a o regulaminie dopiero teraz ktoś pomyślał? Przecież warunkiem ubiegania się o pomoc i unijne środki jest eksploatacja terenów i obiektów przez co najmniej 5 lat.
A tak na marginesie co z „Zielonym rynkiem”? Inwestycja dobiega końca, władze od dawna już się nią chwalą. Przecież i tam jest potrzebny regulamin, są potrzebne jasne zasady jego użytkowania i eksploatacji. Tam idzie gra o duże pieniądze, o zwrot podatku VAT. Czy i w tym przypadku też poczekamy na nadzwyczajne okoliczności?
To w poniedziałek. A czym zajmowali się radni na wcześniejszych sesjach nadzwyczajnych? Tym samym. Ratowaniem urzędników, którzy nie mieli czasu, by wcześniej przygotować odpowiednie wnioski. A może nie są dyspozycyjni, może nie mieli polecenia, może nie mogli doczekać się na decyzje szefa, a sami nie chcieli albo nie mogli wychodzić przed szereg, bo to w magistracie niemile widziane? Niedopuszczalne wręcz. Nikt się nie odważy chyba „wciskać nam kitu”, że nabór ogłoszony był w ostatniej chwili, że o sprawie nikt wcześniej nie wiedział.
Bajka, jeśli radni dostają materiały sesyjne chociaż 7 dni wcześniej, jak nakazuje ustawa przy okazji sesji nadzwyczajnej. W praktyce bywa i tak, że nowy projekt uchwały wprowadzany jest do porządku dopiero na sesji. Zawsze są takie i jest ich dużo. Z reguły dotyczą spraw, które były kiedyś „liźnięte” lub gdy mija ostatni termin do złożenia aplikacji itp. Normą są też ciągłe autopoprawki BMJ do zmian budżetowych.
I co mają zrobić radni? Ci z opozycji pomachają szabelkami, będą przeciw. Ci z „układu” zagłosują za, nie ważne dlaczego. I tym sposobem pielęgnują stan przetrwania, od jednej do drugiej aplikacji, jest szum, jest co miesiąc kasa, ale perspektyw i wizji brak.
A co z pracą w komisjach, co z planami. Przy takim stylu załatwiania spraw, komisje się praktycznie nie zbierają. Wyjątek stanowi Komisja Rewizyjna, ale ta za prowadzone kontrole dostaje kasę, jest więc dodatkowa motywacja. Pozostałe milczą i czekają na urzędników, gdyż przy tym stylu pracy o niczym nie można nawet pomarzyć, nie mówiąc już o racjonalnym planowaniu.
Przed nami kolejna nadzwyczajna. Brzmi to sarkastyczne? Cóż…
Ewa Wawro
Przeczytaj: Maszynki do głosowania?