Komitet Wyborczy PiS w Jaśle nie zarejestrował list wyborczych. To temat ostatnich dni na giełdzie wyborczej. Ktoś złośliwy mogły to tak podsumować: „PiS w Jaśle zatrzymał się w rozwoju intelektualnym na poziomie 2-3 klasy szkoły podstawowej”. Dlaczego 2-3 klasy? Bo dzieci w wieku 8-9 lat już potrafią samodzielnie policzyć do 150, ale jeszcze nie potrafią samodzielnie przewidywać. Podsumowanie jest niewątpliwie dowcipne, ale czy na pewno prawdziwe?
Jakoś tak się dzieje od lat, że ci sami, dzisiaj nieporadni w zbieraniu podpisów i skutecznym zgłaszaniu list, działacze partyjni są bardzo skuteczni i pomysłowi w załatwianiu profitów, wynikających z posiadania legitymacji partyjnej. Tak więc z jednej strony nieporadni zbieracze głosów, z drugiej zaś wytrawni i cyniczni załatwiacze przysłowiowych konfitur. Ci sami ludzie. Jak więc to pogodzić? Doktor Jekyll i pan Hyde?
A może po prostu, działalność „partyjnego urzędu pośrednictwa pracy i dóbr wszelkich” zabiera im tyle czasu i energii, że swoje obowiązki partyjne traktują już tylko po łebkach? Aby była pełna jasność. Moim subiektywnym zdaniem, „partyjny pośredniak” to problem nie tylko PiS.
Zachęcam więc do bliższego zapoznania się z dorobkiem kandydatów, tak aby wybrać tych, którzy albo sprawdzili się już w samorządzie i mogą przedstawić listę swoich projektów uchwał, interpelacji albo wybrać ludzi nowych. Nowych ale nie ludzi znikąd, lecz takich, którzy mają jakieś osiągniecia zawodowe, mają swoje zdanie i potrafią go obronić.
Może warto podziękować tym, których obecność w samorządzie od iluś tam kadencji sprowadzała się do podnoszenia ręki i naciskania przycisku? Których jedynym zmartwieniem było, aby w czasie głosowania podnieść tą samą rękę co szef klubu, partii? Bo to że podniosą wtedy, kiedy on zadecyduje to rzecz pewna.
Po co nam tacy ludzi w samorządzie? Czy nie prostsze i tańsze rozwiązanie, to takie,
w którym po wyborach do rady wchodzą tylko szefowie klubów i to oni głosują pakietem swoich głosów? Oszczędzimy na dietach „przyciskowych”. Powie ktoś że byłoby to zaprzeczenie idei samorządu. Ale czy bezrefleksyjne podnoszenie rąk nim nie jest?
Często kandydaci na plakatach odwołują się do swojego doświadczenia w samorządzie. Ale o jakim doświadczeniu mówią? Na ile jest to doświadczenie w tworzeniu doraźnych koalicyjek, na zasadzie: Jak X dostanie ….(tutaj należy wstawić stanowisko, posadę dla członka rodziny itp.), to nas poprze? Sojuszy, których oficjalnym celem jest dobro mieszkańców, a tak naprawdę chodzi o słoik z finansowymi konfiturami?
Te moje refleksje dedykuję tym wszystkim, którzy zechcą poświęcić trochę swojego wolnego czasu na analizę, przed podjęciem decyzji nad urną wyborczą. Może warto spróbować?
Janusz Rak