wtorek, 21 stycznia, 2025

Pasje księdza Juliana

0
Pasje księdza Juliana
Udostępnij:

Położony na wzgórzu, piękny, drewniany, XV-wieczny kościółek w Lubli od razu przykuwa wzrok. To perełka regionu, ale też ukochane miejsce jej proboszcza, księdza Juliana Bartnika.

Zawsze chciałem pracować w takim miejscu jak Lubla. Broniłem się przed parafią w mieście. Polubiłem to miejsce i nie wyobrażam sobie, że miałbym być gdzie indziej – mówi ksiądz Julian Bartnik, proboszcz Parafii pw. św. Mikołaja w Lubli. Skromny, życzliwy, gościnny, otwarty na drugiego człowieka. Choć za jego 17-letniego probostwa kościół i jego otoczenie bardzo się zmieniło, to nie chce, żeby przypisywać mu zasługi. Mówi, że robi to, co do niego należy, a on jest tylko „skromnym pracownikiem winnicy Pańskiej”. Niemniej w tym jak mówi i oprowadza po parafialnych włościach widać wiele zaangażowania i miłości do tego miejsca.

Dużo pracy

Przejeżdżając przez Lublę nie sposób nie zwrócić uwagi na górujący nad miejscowością drewniany kościółek. Powstał w drugiej połowie XV w. To cud, że przetrwał wszystkie zawieruchy wojenne, bo niedaleko przechodził front. Była uszkodzona trochę wieża, a w czasie remontu znaleziono ślady po pociskach, ale na szczęście kościół nie spłonął. Z krucyfiksu, w który uderzył pocisk została tylko głowa Jezusa, która dziś jest wystawiona pod wieżą przy wejściu.

Kiedy w 1999 roku ks. Julian przyjechał do parafii, to nie wiedział od czego zacząć, bo kościół wymagał gruntownego remontu. – Mój poprzednik ks. Franciszek Podolski zaczął ten remont. Wieża, ogrodzenie to jego dzieło, a reszta czekała na następcę. Biskup mnie tu przydzielił, a może Opatrzność tu postawiła i tak jest do dzisiaj – zaznacza ks. J. Bartnik.

Od razu zakasał rękawy i wziął się ostro do pracy. Początki nie były łatwe. Kościoła nie było widać z drogi, bo teren wokół był zarośnięty. Z pomocą parafian wykarczował drzewa i krzewy, żeby kościół był widoczny z drogi i przyciągał turystów. Dziś nikt, kto wrażliwy na piękno, obojętnie tędy nie przejedzie. Świątynia jest pięknie wyeksponowana i Lubla z kościoła słynie. – Kiedy przyszedłem, to od razu widziałem uroki Lubli, bo jest piękna. Pole do działania było wielkie i zawsze widząc jej uroki mówię Lubla Zdrój. Ludzie pukali się w głowę, co ksiądz w tym widzi. Patrzyli też na mnie na początku trochę z rezerwą, bo zacząłem wiele rzeczy zmieniać – mówi.

W zabytkowym kościele pracy nigdy nie brakuje, a remonty trwają cały czas. Począwszy od wymiany podwalin, fundamentów, pecek, więźby dachowej, gontu, poprzez wymianę instalacji elektrycznej, odgromowej, odwodnienie i odnowienie ołtarzy itd. Był też szalowany, ocieplany, kilka razy impregnowany. Ogrom prac wielki, a koszty jeszcze większe. Wiadomo, że własnymi siłami nie byłoby to możliwe, bo parafia jest niezbyt bogata i liczy 1500 parafian. Dlatego ksiądz szukał pieniędzy, gdzie tylko było to możliwe. Dostał od wojewódzkiego konserwatora zabytków, Urzędu Marszałkowskiego w Rzeszowie, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Urzędu Gminy Frysztak, strzyżowskiego starostwa. Parafianie również wspierali te prace i dziś są dumni ze swojego kościoła.

Ksiądz zadbał również o bezpieczeństwo i wyposażył kościół we wszelkie alarmy – przeciwpożarowy, antywłamaniowy. W końcu to zabytek wielkiej klasy, a we wnętrzu są cenne obrazy i zabytkowe rzeźby. W ołtarzu głównym obraz biskupa św. Mikołaja – patrona parafii, niżej Matka Boska Anielska, a do tego cenne rzeźby. Do tego kościelnych włości strzeże Bela – pies rasy golden retriever, a także gospodyni pani Janina, nazywana przez księdza Michałową, która wkłada wiele serca w dbanie o kościół i otoczenie.

Przez te lata zupełnie zmieniło się otoczenie kościoła, a także jego otulina, czyli stara plebania i dzwonnica, które tworzą tzw. zespół sakralny. Do tego stary budynek gospodarczy został zaadaptowany na dom pielgrzyma, nazwany przez ks. Juliana Castel Gandolfo. – Nazwałem tak, bo w Castel Gandolfo nasz Ojciec Święty Jan Paweł II wypoczywał w lecie. Tu jest kancelaria, sala spotkań, kuchnia, pokoje, żeby kogoś przenocować – wylicza proboszcz parafii w Lubli. Podkreśla, że duża w tym wszystkim zasługa patrona parafii św. Mikołaja: – To cudotwórca, który cuda robi z niczego. Jest też patronem dzieci i młodych małżeństw. Nic więc dziwnego, że wiele par wybiera kościółek na miejsce swojego ślubu.

Ksiądz promuje parafię i miejscowość jak może – ulotki, pocztówki i foldery turystyczne, kalendarze o Lubli. Tym bardziej, że sama miejscowość ma bogatą historię, sięgającą XII wieku.

Miłość do ziemi

Żeby było mało do parafii należy ponad 8 ha łąk i 10 ha lasu. Włości ogromne, ale nikt nie chciał tego nawet dzierżawić. Księdza Juliana to nie przeraziło, bo z domu wyniósł miłość do ziemi. Skoro padło kółko rolnicze, musiał kupić ciągnik, kosiarkę rotacyjną, przewracarko-grabarkę do siana, by być samowystarczalnym. – To nie jest dla mnie kara, ale przyjemność i może dlatego mnie to tak niedużo kosztuje. Gdybym był najemnikiem, to pewnie by mnie tu nie było, ale że człowiek jest pasterzem to inaczej podchodzi do tych spraw, obowiązków, wiernych – mówi. Chciał, żeby to zostało spożytkowane, więc zaczął hodować konie. Ma ich 14 – 11 kucy, 3 huculskie. To też ozdoba parafii, a dzieci mają atrakcję. – Przysłowia mówią: ,,Największe szczęście na świecie na końskim leży grzbiecie”, ,,Kto nie miał białego, nie miał dobrego”, ,,Dobry koń to dobra broń” – mówi z uśmiechem.

Ksiądz Julian Bartnik pochodzi z Bud Łańcuckich. Ukończył Technikum Leśne w Lesku i stąd ta miłość do przyrody i zwierząt. – Nigdy nie przypuszczałem, że to wszystko będzie potrzebne i się przyda. Ponadto to rodzice nauczyli mnie ciężkiej pracy w gospodarstwie – dodaje.

Wyprawa życia

Ks. Julian święcenia kapłańskie otrzymał 21 czerwca 1986 r. w Przemyślu przez pasterską posługę bpa Ignacego Tokarczuka. Jako wikariusz ks. Julian posługiwał w parafii w Krasnem (1986-1988), św. Stanisława w Jaśle (1988-1992), św. Judy Tadeusza w Rzeszowie (1992-1996), św. Krzyża w Rzeszowie (1996-1998), w Kołaczycach (1998-1999). W sierpniu 1999 r. został mianowany administratorem parafii pw. św. Mikołaja w Lubli, a następnie jej proboszczem. W tym roku obchodzi 30 lat kapłaństwa.

Jako jeden z nielicznych razem z dwoma kompanami pojechali na rowerze do Rzymu do papieża Jana Pawła II. To było jego wielkie marzenie i wyprawa życia. – To był rok 1989, kiedy nastała „Solidarność”. Po drodze ludzie bili nam brawo. Trzeba było samemu zrobić sakwy, zmodernizować rower, żeby tyle wytrzymał. Dwa tygodnie jechaliśmy w jedną stronę – 1500 km. W sumie cztery tygodnie w drodze. Jechaliśmy w upale, także to nie było łatwe i proste, z różnymi przygodami, ze spaniem pod kopą siana na stacji PKP. W Castel Gandolfo postawili nas z grupą, gdzie nie było kapłanów. Ojciec Święty podszedł zapytał skąd jesteśmy. Był zdziwiony, że przyjechaliśmy na rowerach. To trwało chwilkę. Mam pamiątkowe zdjęcie – kto wtedy wiedział, że to spotkanie ze Świętym – wspomina. Dla księdza Juliana, Jan Paweł II był zawsze obecny, bo to czas kiedy rodziła się jego kapłańska droga i znak szczególny gdy został papieżem.

Takich wypraw rowerowych ksiądz Julian ma na swoim koncie więcej.

Pszczelarstwo, myślistwo…

Umiłowanie do przyrody, zwierząt jest cały czas obecne w życiu proboszcza parafii w Lubli. Wątek ekologiczny zaszczepia u dzieci w miejscowej szkole podczas lekcji religii. Uczy ich jak dokarmiać zwierzęta, a za zrobienie budki lęgowej wystawia oceny.

Także obowiązków księdzu Julianowi nie brakuje – parafia, szkoła i gospodarstwo. Do tego ma sporą pasiekę i produkuje miód. W końcu nazwisko zobowiązuje. – Ciotka z Bieszczad-Procisne Maria Bartnik nauczyła mnie wszystkiego, jeżeli chodzi o pasiekę, pszczoły. Potrafiła mnie nimi zainteresować, zaszczepić bakcyla. To szczególna profesja.

Obok pasieki stoi pawilon pszczelarski przywieziony z Libuszy na kołach, jak gdyby wóz Drzymały. A w środku ramki do uli i plastry do miodu, fachowa literatura i ten niezwykły zapach… Produkuje głównie miód wielokwiatowy, czasem spadziowy. – Pod nazwisko tę pasiekę prowadzę. To są leki z Bożej apteki i kto miód pije długo żyje, kto miód łyka jak koń bryka – stwierdza. To też przyczyniło się do tego, że w Lubli odżyły pasieki i mieszkańcy zaczęli je zakładać. Nieprzypadkowo jest też kapelanem Pogórzańskiego Związku Pszczelarzy w Jaśle.

Za pasieką z zamulonych sadzawek, ksiądz urządził dwa stawy. Miejscowi i przyjezdni mogą tu powędkować, a także mogą być pomocne jako zbiorniki przeciwpożarowe.

Tu kiedyś były wiatraki, stawy, więc nawiązuję historycznie, bo Cystersi (właściciele Lubli – przyp. red.) zawsze mieli stawy przy kościele. Mieszkańcy pomagają jak mogą. Może są zdziwieni, że ksiądz i mu się chce. To wymaga fizycznej pracy i tymi rękoma zarabiam na życie, nie jem za darmo chleba, by powiedzieć za św. Pawłem. Broniłem się przed parafią w mieście, tu zaangażowałem się, włożyłem serce – przyznaje.

Pracy nie brakuje

Ksiądz Julian ma też inne pasje – od lat jest myśliwym w Kole ,,Ryś” Łańcut, a także kapelanem diecezjalnym myśliwych. Jak przyznaje jest bardziej ekologiem niż myśliwym. Nic więc dziwnego, że plebania przypomina leśniczówkę, bo jest cała w drewnie, ozdobiona porożami.

Oprowadzając po parafialnych włościach opowiada ile jeszcze trzeba zrobić. A pomysłów mu nie brakuje. Ma już gotowe projekty, by starą plebanię przeznaczyć na Muzeum Wsi, na cele kulturalno-oświatowe, a w kościele trzeba jeszcze wykonać docieplenie stropu, wymienić posadzkę z ogrzewaniem podłogowym, zamontować baterie słoneczne na domu parafialnym, panele fotowoltaiczne i pompy ciepła. To duże przedsięwzięcie, oszacowane na 2 mln zł. Do tego jeszcze trzeba wyremontować starą dzwonnicę, a jeden dzwon trzeba dorobić.

Ksiądz Julian jest człowiekiem bardzo zajętym, więc jak na to wszystko znajduje czas? – Najpierw obowiązki, później przyjemności i jakoś czas znajduję. Te dodatki, które są pasją i rozwijają człowieka. Ludzie nie zawsze byli przekonani do mnie. Robię to, co do mnie nie należy, a ludzi dobrej woli nie brakło i efekty są. Wiele jeszcze przed nami, a jeszcze mojemu następcy nie braknie pracy – kwituje.

Marzena Miśkiewicz/Nowe Podkarpacie

Tekst ukazała się w numerze 14 z dnia 6 kwietnia br. Tygodnika Regionalnego Nowe Podkarpacie

 

{gallery}galerie/16_rok/pasje_ks_Jana{/gallery}