wtorek, 16 kwietnia, 2024

„Petarda” w habicie

0
„Petarda” w habicie
Udostępnij:

Zawsze uśmiechnięta, pełna energii, wewnętrznej radości, którą zaraża wszystkich wokół. Nic dziwnego, że przylgnęło do niej określenie „Petarda”. Taka jest siostra Karina Pawłowska, michalitka. Prowadzi szkolny teatr, grupę taneczną, a na piknikach jest wodzirejem. W ten sposób chce przybliżać dzieci i młodzież do Jezusa.

Niespokojny duch, dusza towarzystwa – tak można powiedzieć o siostrze Karinie. Głowę ma pełną pomysłów, nie brakuje jej chęci do działania na wielu płaszczyznach

Pochodzi z Dynowa, tam ukończyła szkoły. Od czterech lat mieszka w Jaśle, a od dwóch lat jest przełożoną Domu Zakonnego Sióstr Michalitek. W jasielskim „ekonomiku” uczy religii.

Na chrzcie świętym otrzymała imię Bernadetta, a imię Karina wybrała wstępując do zakonu. – Teraz nie zmienia się imienia, ale dawniej dostawałyśmy listę i trzeba było dokonać wyboru. Jak zobaczyłam imię Karina wiedziałam, że to jest to. Dlaczego? Może to śmiesznie zabrzmi, ale kiedy oglądałam film „Karino” to tak mi się ono spodobało, że nie wyobrażałam sobie innego. Mówiono mi, że jest za bardzo świeckie, a jego znaczenie to piękna, kochana – mówi siostra Karina.

Całe życie z oazą

Od czwartej klasy szkoły podstawowej chciała zostać zakonnicą. Zawsze zwracała uwagę na siostry w kościele i dopytywała rodziców, kim one są, co robią. Wtedy pojechała też na pierwszą oazę i związała z nią całe swoje życie. Obecnie jest moderatorką odpowiedzialną w Zgromadzeniu Sióstr św. Michała Archanioła za Ruch Światło – Życie.

Z jednej strony byłam przy kościele, należałam do oazy, a z drugiej strony byłam i jestem duszą towarzystwa. W domu wszystkie imprezy, spotkania, imieniny, osiemnastki były również moim udziałem – zaznacza s. Karina. Oaza przybliżała ją do Pana Boga, wybierała wartości z Nim związane i chciała być ich świadkiem. – Nie wiem jak smakuje alkohol. Całe życie jestem abstynentką, podpisałam krucjatę, którą ofiarowałam za bliską mi osobę o nawrócenie. Miałam chłopaka. Doświadczyłam zwykłej, ludzkiej miłości. Mogę spokojnie powiedzieć dzisiaj, że to było mi bardzo potrzebne, ponieważ wiem z czego zrezygnowałam. To jest też piękne, ludzkie, ale wybrałam Kogoś, kto jest jedyną moją największą miłością, czyli Jezusa Chrystusa. Nie jestem w zakonie dlatego, że muszę, ale jest to pragnienie mojego serca. Nie wyobrażam sobie innego życia – dodaje.

Powołanie

Powołanie odkryła na oazie w Sandomierzu. Była wtedy licealistką, miała 17 lat. – Ksiądz czytał ewangelię o świętym Piotrze z pytaniem Jezusa „Piotrze, czy miłujesz mnie bardziej aniżeli ci”, a Piotr odpowiedział „Panie Ty wiesz, że Cię kocham”. Po jej odczytaniu wszyscy usiedliśmy, a ja byłam jedyną Bernadką i zadał takie pytanie „Bernadko, Aniu, Wojciechu czy miłujesz mnie bardziej aniżeli ci? Te słowa codziennie kieruje do Ciebie Chrystus”. Wiedziałam o tym, że to pytanie było do mnie – wspomina. Od tamtej pory każdego dnia starała się odpowiadać na to pytanie czytając Słowo Boże. Zrezygnowała wtedy z chodzenia z Arkiem, którego bardzo kochała. Podjęła decyzję, że zostanie siostrą zakonną.

Jednak cały czas doświadczała próby wiary, nawet wtedy gdy złożyła już podanie do zakonu. – Diabeł upominał się o moje serce. Postawił mi kolejną osobę na drodze, przyjaciela, którego znałam od dziecka. Była taka pokusa – tam tylko złożyłaś podanie, a tutaj jest tak miło, przyjemnie, zrezygnuj, możesz mu dać nadzieję, szansę. Miałam mnóstwo wewnętrznych pytań, ale powiedziałam prawdę, że chcę być siostrą zakonną. Wtedy zrozumiałam, że trzeba o to powołanie powalczyć, że to nie jest taka prosta sprawa – opowiada siostra Karina.

Momentem przełomowym w życiu, kiedy była pewna, że chce iść do Jezusa, była dyskoteka. Nie mogła jednak pogodzić się z jednym, że nie będzie mogła tańczyć. Mało tego nigdy nie widziała tańczącej siostry zakonnej. – Powiedziałam sobie, że skoro Pan Bóg mówi w ciszy, to będę chodzić na dyskoteki, a tam go nie usłyszę. Dyskoteka, tańce stały się takim koszmarem, bo uciekałam przed Panem Bogiem, nie chciałam go usłyszeć i wcale nie dawały takiej satysfakcji. W objęciach przystojnego mężczyzny, z którym tańczyłam, powiedziałam Panie Jezu wygrałeś, chcę być Twoja, chcę należeć do Ciebie, ale jest problem, bo nie wyobrażam sobie życia bez tańca. Wtedy usłyszałam taki wewnętrzny głos „ja to wykorzystam” – przyznaje. I tak też się stało. Obecnie siostra nie tylko prowadzi pikniki, bo jest wodzirejem, ale też tańczy razem z młodzieżą tańce lednickie.

Próba wiary

Do zakonu wstąpiła zaraz po zakończeniu szkoły średniej. O tym, że wybór padł na Zgromadzenie Sióstr Michalitek zadecydował przypadek. Skierowano ją do Jasienia koło Ustrzyk Dolnych, a miała jechać w inne miejsce. Tak trafiła na oazę prowadzoną przez michalitów. Wcześniej o tym zgromadzeniu nie słyszała, ale teraz wie, że to nie był przypadek. – Pan Bóg sam podsunął takie rozwiązanie. Zawsze chciałam mieć dużo dzieci i mam. Jestem szczęśliwa i nie zmieniłabym tej decyzji oraz zgromadzenia – stwierdza.

Pierwsze śluby złożyła w 1993 roku w Miejscu Piastowym. Wcześniej miała duży kryzys, chciała zrezygnować. – Tam było dużo milczenia, modlitwy, skupienia, a ja taki rozwydrzony dzieciak, wiedziałam, że muszę się zmienić. Nie dawałam rady, milczenie mnie zabijało. Rozpłakałam się i powiedziałam, że nie wytrzymam i jadę do domu. A siostra mistrzyni odpowiedziała, że nie ma problemu i pomoże mi się spakować. To mnie otrzeźwiło. Na kolanach poszłam do kaplicy, wypłakałam się przed Panem Jezusem i mówiłam daj mi znak, żebym wiedziała, że to twoja wola. Na modlitwie i spacerze poczułam taki wewnętrzny spokój i wiedziałam, że nie mogę podjąć takiej decyzji. To była próba wiary – opowiada.

W zakonie jest już od 27 lat.

Największym autorytetem dla niej jest Jan Paweł II. Był kreatywny, otwarty na młodych, zaskakiwał i zachwycał, a nawet gdy był słaby fizycznie, wciąż biła od niego młodość. – Też chcę być taka. Ponadto lubił kawę i kremówki, tak jak ja – przyznaje z uśmiechem. – Nie miałam okazji osobiście się z nim spotkać, ale doświadczyłam jego bliskości. Podczas pielgrzymki do Rzymu, gdy byłam przy jego grobie, czułam jak mnie przytulał przez 17 minut, kiedy czekałam na grupę i nie mówiłam nic – mówi ze wzruszeniem.

siostra karina 2

Teatr i taniec

Czas formacji rozpoczęła w Częstochowie, potem w Miejscu Piastowym. Po złożeniu pierwszych ślubów pracowała w Radomiu. Tam studiowała w Radomskim Instytucie Teologicznym przy wydziale teologii KUL. Uczyła religii w Błotnicy koła Radomia, a stamtąd po raz pierwszy w 2000 r. trafiła do Jasła. Po siedmiu latach przeniesiona została do Krakowa, a cztery lata temu wróciła do Jasła.

W każdej szkole, w której pracowała prowadziła teatr młodzieżowy, ale najprężniej funkcjonuje on w Jaśle. Spełnia się pracując z dziećmi i młodzieżą, a inicjatyw, których się podejmuje jest bardzo dużo. W „ekonomiku” prowadzi teatr „Pod skrzydłami Anioła”, który zdobywa nagrody w konkursach wojewódzkich czy lokalnych. Przy Parafii Fara organizuje pikniki, imprezy okolicznościowe, sceniczne drogi krzyżowe, bal wszystkich świętych.

Prowadzi pikniki, w ostatnim czasie najwięcej dla osób niepełnosprawnych. A kiedy zaczęło jej brakować pomysłów postanowiła ukończyć kurs wodzireja.

W ubiegłym roku siostra Kraina zorganizowała w Jaśle największy Fishmob w Polsce „Jasło tańczy dla Jana Pawła II”. Na rynku zgromadził on dzieci, młodzież i dorosłych. Wraz z uczniami z jasielskiego „ekonomika” zaprezentowali tańce lednickie, które później zatańczyli przed papieżem Franciszkiem podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. W ten sposób może oddawać się swojej największej pasji, jaką jest taniec. – Przygoda z tańcami lednickimi także zaczęła się przypadek. Na kursie w Zakopanem poznałam wodzireja lednickiego – Kazka Hojnę i jego brata Józka. Obserwowali mnie kiedy tańczyłam i nazwali mnie petardą. Stwierdzili, że muszę przyjechać z młodzieżą na tańce lednickie. I tak powstała fajna grupa. Najpierw było nas 18, zapisują się nowi – mówi.

Jasielska grupa tak się spodobała, że są zapraszani na różne wydarzenia, a w tym roku, w rocznicę Światowych Dni Młodzieży, tańczyli na Górze Gargano w mieście Monte Sant Angelo we Włoszech, gdzie znajduje się Sanktuarium Michała Archanioła. – To pokazuje, że możemy te tańce zawieźć poza granice Polski. Moim marzeniem jest, żeby ta grupa była jak najdłużej, żeby to nie umarło kiedy przeniosą mnie w inne miejsce. Chciałabym też pojechać do Ziemi Świętej i sanktuariów maryjnych w Europie – mówi s. Karina. – To nie jest tak, że jak się podejmie decyzję bycia siostrą, złoży śluby wieczyste, to jest się tak bardzo zakochanym w Panu Bogu. To jest proces. Można powiedzieć, że wychodzę za mąż za Jezusa. Teraz jestem na takim etapie jakby przyszła nowa miłość, nowy zachwyt Jezusem. Doświadczam Go szczególnie na mszach o uzdrowienie w kościele farnym, które prowadzi ks. Krzysztof Kołodziejczyk oraz w tańcach. Chciałabym przybliżyć gestami i tańcem ludzi do Pana Boga. To dla mnie czas niesamowity, nowej młodości, rozkwitu – kwituje.

Marzena Miśkiewicz/Nowe Podkarpacie

Tekst ukazał się w numerze 28 Tygodnika regionalnego „Nowe Podkarpacie” z 23 lipca br.