Ponad 64 tys. zł kary miał zapłacić mieszkaniec Woli Komborskiej za wybudowanie bez zezwolenia zjazdu do swojego domu. Odwoływał się i wygrał, karę cofnięto. Teraz chce zbudować nowy zjazd. Nauczony doświadczeniem tym razem postarał się o zezwolenie. Poszło bez problemów?
Siedem lat temu Paweł Gierlach z Woli Komborskiej w pow. krośnieńskim, zdecydował się na budowę domu na prywatnej działce, należącej do jego ojca.
– Zrobiłem projekt budynku jednorodzinnego i inwestor zabrał się do rozpoczęcia budowy. W trakcie okazało się, że nie ma zjazdu na działkę, co uniemożliwi dowóz materiałów czy sprzętu budowlanego – opowiada projektant Jan Suchan. – Zachodziła konieczność zrobienia chociaż prowizorycznego zjazdu na działkę. Inwestor położył w rowie dużą rurę i ją zasypał. Budowa domu mogła wreszcie ruszyć.
Niedługo po tym, decyzją starosty krośnieńskiego na Zbigniewa Gierlacha, ojca pana Pawła, za wykonanie tego zjazdu bez zgody zarządcy drogi, nałożono karę w wysokości 64 tys. 400 zł. Nakazano także rozbiórkę prowizorycznego zjazdu.
– To było tuż przed Bożym Narodzeniem, kiedy listonosz przyniósł pismo od starosty – wspomina Paweł Gierlach. – Byłem w szoku! Za co? Jakim cudem taka kwota, jakim prawem? Przecież jak planowałem budowę, to nikt słowem nie wspomniał, że będzie jakiś problem z dojazdem. Zamówiłem materiały do budowy domu i trzeba je było jakość tam dowieźć. To dlatego zrobiłem prowizoryczny zjazd, włożyłem dużą metalową rurę i zasypałam od góry ziemią.
Na szczęście decyzja starosty nie była jeszcze prawomocna.
– Wystąpiłem do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Dołączyłem oświadczenie sołtysa wsi, że tam był wcześniej zjazd, a prace, które zrobiłem, to była tylko naprawa istniejącego zjazdu, a nie budowa – relacjonuje pan Paweł.
Odwołanie jak widać pomogło, starosta wydał bowiem kolejną decyzję, zmniejszającą wysokość kary do 400 zł. W uzasadnieniu czytamy, że wprawdzie nie była to budowa nowego, tylko remont istniejącego zjazdu, ale inwestor nie miał zgody na jego remont. Różnica w wysokości nałożonej kary była kolosalna, ale Gierlach uznał, że i tak jest nieuzasadniona i postanowił walczyć dalej. Odwołał się po raz kolejny.
– Remont wymaga tylko zgłoszenia, a nie pozwolenia. A poza tym, jak to był zjazd wybudowany przed 1995 r., a był, to on nawet nie wymaga zgłoszenia, chociażby nawet był wcześniej wybudowany bez pozwolenia. Zgodnie z przepisami prawa budowlanego, powinien być zalegalizowany przez pracowników nadzoru budowlanego – twierdzi Suchan. – Nałożona wcześniej kara nie miała żadnego odbicia w przepisach, bo wykonanie zjazdu oznacza wykonanie przyczółków, fundamentów, utwardzenia itp., a to była tylko prowizorka. Jak nie jest trwale związane z gruntem to nie można tego nazywać budowlą.
Kolejne odwołanie znów pomogło. Podkarpacki Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego uchylił zaskarżoną decyzję w całości i umorzył sprawę.
Powtórka po latach?
Paweł Gierlach wraz z ojcem prowadzą firmę. Rozszerzając działalność, na sąsiedniej działce postanowili teraz uruchomić usługi tartaczne. I znów pojawił się problem ze zjazdem z drogi powiatowej. Zajmujący się sprawą projektant zwrócił się do Powiatowego Zarządu Dróg w Krośnie z wnioskiem o wydanie stosownego zezwolenia na budowę.
– Trafiłem na tę samą urzędniczkę, co kilka lat temu, przy okazji sprawy ze zjazdem do domu pana Gierlacha – mówi Suchan. – To jakaś niedouczona kobieta, która nie zna przepisów prawa administracyjnego i budowlanego. Prosiłem ją o to by w miarę możliwości szybko to załatwiła, a ona na to, że ma miesiąc czasu na podjęcie decyzji. Nie kryła, że przez wcześniejszą sprawę nie pójdzie nam łatwo. Wyglądało to, jak zapowiedź zemsty urzędnika na człowieku, który chce rozwijać działalność gospodarczą. A przecież wydanie warunków, to napisanie dwóch zdań. To nie jest decyzja wymagająca nie wiadomo jakich uzgodnień. Zgodnie z prawem administracyjnym sprawy powinny być załatwiane bez zbędnej zwłoki. Czy urzędnicy o tym nie wiedzą? – wyrzuca z siebie żale projektant.
– Urzędniczka zarządziła na tej działce kontrolę twierdząc, że tam jest zjazd, którego w rzeczywistości przecież nie ma. Pokazywała nam nawet zdjęcia, mówiąc, że był zjazd, a myśmy go rozebrali – mówi Zbigniew Gierlach.
Urzędniczy punk widzenia
Wróćmy do sprawy niesłusznego, jak się okazało po odwołaniach, nakazu rozbiórki zjazdu i zapłacenia przez Gierlacha kary w wys. 64 400 zł.
– Kara została naliczona po przeprowadzonej kontroli, podczas której stwierdzono nielegalne wykonanie zjazdu – podkreśla Marek Pepera, kierownik Powiatowego Zarządu Dróg w Krośnie. – Dopiero później przeprowadzona procedura odwoławcza wykazała, że ten zjazd istniał wcześniej.
– Ale nie było go na mapach, nie było w naszej ewidencji, skąd mogliśmy w tej sytuacji wiedzieć, że ktoś miał tam zjazd do swojego pola. Przecież nie wszędzie do pola czy nieużytków są bezpośrednio zjazdy z drogi. Nie mogliśmy tego stwierdzić nie widząc wrysowanego w mapy obiektu – dodaje Anna Brekiesz, st. specjalista PZD w Krośnie. – Pan Gierlach tłumaczył to faktem, że przy wybieraniu rowów zjazd został rozebrany, bo był niedrożny. I skąd te pretensje? To przecież oczywiste, że jeśli ktoś mi rozbiera zjazd, to ja w ten sam dzień, albo na drugi zgłaszam ten fakt do właściciela drogi albo do gminy. Pan Gierlach tego nie zrobił i stąd to całe zamieszanie.
Argumentacja urzędniczki może wywoływać kontrowersje. Właściciel pola będącego nieużytkiem może nie zwrócić uwagi na fakt, że ktoś rozebrał mu mostek prowadzący do jego pola. Na dodatek, jak się później okazało w procedurze odwoławczej, kara została cofnięta. To wyraźny dowód na to, że na początku była niesłusznie naliczona.
– To było już osiem lat temu i już nie pamiętam tej sprawy dokładnie – przyznaje kierownik Pepera. – Po stwierdzeniu samowolki zwróciliśmy się do pan Gierlacha by okazał się jakimiś dokumentami, które zezwalały by mu na budowę tego zjazdu. To na tym etapie mógł i powinien przedstawić nam potwierdzający jego rację dokument, a tego nie zrobił. Przedstawił je dopiero pod odwołaniu, a nie w procesie przygotowawcza do wydania decyzji. Gdyby postąpił właściwie, to nie doszłoby do naliczenia takiej kary. Pan Gierlach nie zareagował na nasze wezwanie i procedura zgodnie z przepisowym tokiem ruszyła dalej.
– To inspektor nadzoru budowlanego, a nie my wydał wówczas decyzje, mówiącą o tym, że inwestor nie miał pozwolenia na budowę. To nadzór budowlany przeprowadził postępowanie sprawdzające, w wyniku którego uznano, że zjazd był wykonany bez pozwolenia na budowę i nakazano jego rozbiórkę – dodaje Brekiesz.
– Wykonywał roboty w pasie drogowym, czyli nie na swoje działce bez zezwolenia. Wkroczył z robotami na czyją własność, w tym wypadku Skarbu Państwa, reprezentowanym przez powiat. Nie można przecież robić żadnych robót bez zezwolenia zarządcy drogi. To tak, jakby wszedł sąsiadowi na działkę i bez jego zgody zaczął coś tam robić – podkreśla Pepera.
Zdaniem projektanta do wykonania zjazdu na budowę nie potrzebne było zezwolenie, bo to była tylko prowizorka a nie budowla. Co na to kierownik PZD?
– Zjazd zawsze jest obiektem budowlanym, indywidualnym bądź publicznym. Jeśli na działce prowadzona jest jakakolwiek działalność gospodarcza, a w tym wypadku są to usługi tartaczne, to potrzebny jest zjazd publiczny. Ma inne parametry – mówi Pepera. – Pan Suchan chyba nie za bardzo wie o czym mówi, bo zjazdy niezwiązane z gruntem też są obiektami budowlanymi. Są nowe technologie, np. karbowane rury pcv, a przy takich nie trzeba robić przyczółków, czyli tzw. ścianek czołowych, a tylko umacnia się wokół np. kostką brukową – dodaje.
Urzędniczka ostro skrytykowana przez projektanta nie kryje zaskoczenia wystawioną cenzurką.
– Pan Suchan przyszedł do nas z wnioskiem nie do końca wypełnionym. Poprosiłam o doniesienie mapy, wypisu z rejestru gruntów. Przyniósł. Położył mi na biurku i mówi „proszę to pisać” – relacjonuje Brekiesz. – Poprosiłam by zaniósł do sekretariatu, a nie na kancelarię główną, bo wtedy szybciej dociera do nas. Siedząc za biurkiem nie mogłam od razu przybić pieczątki i podpisać. Miałam obowiązek sprawdzić sprawę w terenie, bo przecież nie mogłam wyrazić zgody na zlokalizowanie nowego obiektu w pasie drogowym bez sprawdzenia stanu istniejącego. Wyznaczyłam termin kontroli, po której okazało się, że działka faktycznie nie miała żadnego połączenia z drogą główną. Na działce będą prowadzone usługi tartaczne, dlatego jeszcze w ten sam dzień wydaliśmy warunki na budowę zjazdu publicznego.
Jadąc na kontrolę urzędniczka miała ze sobą dokumentację zdjęciową.
– Od kilku lat mamy prowadzoną ewidencję dróg. Jeśli dana osoba do nas przychodzi, a jest w stanie pokazać nam działkę o którą chodzi, otwieramy tę ewidencję i sprawdzamy – wyjaśnia Brekiesz. – To wygląda tak, jakbyśmy jechali samochodem, możemy sobie włączyć kamerę boczną, lewą bądź prawą i widzimy wszystko. Na planie liniowym widzimy zaznaczone zjazdy, widzimy ile mają szerokości. W tym wypadku otworzyliśmy z kolegą ewidencję, znaleźliśmy w niej działkę w geodezji i okazało się, że na tę działkę jest istniejący zjazd, trzymetrowy. Nie było tylko opisane czy indywidualny czy publiczny. Po wizji w terenie okazało się, że betonowej płyty, którą mieliśmy zaznaczoną w ewidencji już nie ma. Skoro nie ma zjazdu, a inwestor chce prowadzić działalność gospodarczą, to nie mogliśmy odmówić i wydalimy zgodę na budowę.
Po co kary?
Zapytaliśmy kierownika PZD w Krośnie o to, z czego wynikają tak duże kary przy okazji samowoli budowlanych i czemu mają służyć?
– Szczerze mówiąc nie wiem – odpowiada Pepera. – Gdyby były jakieś realne warunki do egzekucji tych kar, to na pewno służyłyby temu, że ludzie nauczyliby się, że na drodze publicznej bez zezwolenia nie wolno im nic robić.
Wysokość kary za wykonywanie robót w pasie drogowym obliczana jest na podstawie stawek uchwalonych przez Radę Powiatu. Licząc mnoży się metry kw. przez stawkę dzienną, potem liczbę dni zajęcia pasa drogowego. To co wyjdzie mnoży się przez 10, bo tak taką karę przewiduje ustawa o drogach publicznych i nie za samowolę budowlaną tylko za zajęcie pasa drogowego czyli wykonywaniu robót, składowaniu materiałów itp. bez zezwolenia zarządcy drogi. Nie ma umorzenia kary, nie ma zmniejszenia, jest sztywna opata za zajęcie pasa drogowego.
Jak widać na opisywanym przykładzie warto jest się odwoływać od decyzji nakładających kary za samowole budowlaną.
– Większość ludzi się odwołuje, nie tylko od naszych decyzji, ale i od innych decyzji administracyjnych – przyznaje Pepera. – Samorządowe Kolegium Odwoławcze bardzo często „uwala” decyzje administracyjne, nawet z błahych powodów. A my od ich decyzji już nie możemy się odwołać, co najwyżej do prokuratury. Nie mamy czasu ma to, by za prokuraturę czy policję badać spawy i przesłuchiwać świadków. Kiedyś odwołaliśmy się do prokuratury w jednej ze spraw i po kilku miesiącach zostaliśmy poinformowani, że sprawa został umorzona ze względu na niską szkodliwość czynu.
Jaki wniosek? Dzięki temu administracja ma więcej papierkowej roboty. A kontrolowani są wszyscy, także SKO czy nadzór budowlany.
– My też mamy różne kontrole, np. NIK-owskie, które mają wykazać, czy wywiązujemy się z ochrony pasa drogowego, czy naliczamy opłaty za reklamy i czy zarabiamy dla budżetu państwa czy powiatu – podkreśla Pepera.
Co o tym myślą nasi Czytelnicy? Czy w Jaśle zdarzają się podobne sytuacje? Czy macie Państwo podobne doświadczenia związane z karami za samowolę budowlaną? Jak zawsze czekamy na opinie i komentarze.
Tekst wersji papierowej dostępny jest w dzisiejszym wydaniu tygodnika „Nowe Podkarpacie”
Ewa Wawro
{gallery}galerie/mostek_krosno_2{/gallery}