
Szumi to chyba dobre określenie, bo trudno jest nazwać dyskusją, dialogiem czy konsultacjami całej tej otoczki, jaka towarzyszy proponowanym zmianom w najważniejszym dla miasta dokumencie regulujących ład urabanistyczno-architektoniczny. No bo przecież ład musi być, inaczej miasto mogłoby wyglądać jak „wesołe miasteczko”.
Jasło może z dumą chwalić się tym, że jako jedno z pierwszych w Polsce, (jak nie pierwsze?) zleciło opracowanie takiego dokumentu. I chwała za to naszym ówczesnym samorządowcom, którzy o tym pomyśleli, dzięki nim już w 1995 r. taki dokument stał się obowiązującym prawem lokalnym. A to na pewno krajowa czołówka.
Ale nowe wciąż idzie i trzeba próbować za nim nadążać. I to też się chwali naszym obecnym samorządowcom. I tylko musimy mieć wiarę i nadzieję, że sprostają oczekiwaniom i podejmą słuszne decyzje, bo przecież od nich zależeć będzie przyszły wizerunek naszego miasta.
A co nam niesie teraz to „nowe” ? Tak w skrócie przeczytać można o tym tutaj:
Architektoniczny ład po jasielsku i tutaj: Czy Jasło zamieni się w Manhattan?
Nie byłoby szumu, przynajmniej na tym etapie, gdyby nie kilka zainteresowanych, powiedzmy to też wprost – mających w tym własny interes osób, które w desperacji postanowiły nagłośnić sprawę zanim klamka zapadnie. Ale skoro to taki ważny dokument, to dlaczego tylko kilka osób się tym zainteresowało? Czy dla innych nie jest to ważne? Są wprawdzie inni, jasne, że są, ale jakoś tylko tak bezimiennie o tym mówią, po cichu. Czego boją się bardziej niż tego „architektonicznego nieładu”, o którym tak po cichu „krzyczą”? Poproszono mnie o interwencję, no bo to przecież rola mediów, a nie jak to się pięknie nazywa „społeczeństwa obywatelskiego”. Jak już to niech dziennikarz będzie „chłopcem do bicia” a nie my, bo to jego obowiązek. A że „Jasełko” rządzi się swoimi prawami, to i lokalnym dziennikarzom udziela się ten wszechobecny strach o własny tyłek.
I tak jest u nas najczęściej, niestety. Jeśli tylko sprawa dotyczy lokalnych władz, urzędników, czy szeroko to ujmijmy tzw. lokalnych prominentów, to nie ma co liczyć na otwartą polemikę czy odważny komentarz. Odważni to jesteśmy, ale anonimowo albo przy przysłowiowej budce z piwem. Bardzo chętnie komentujemy, krytykujemy, oceniamy i „mądrzymy się” prawie jak eksperci, ale tylko między sobą. „Wiesz, wszystko ci powiem, ale nie podawaj mojego nazwiska, bo wiesz, nie chcę się narażać…”albo „nie mogę, bo wiesz…”, „nie, nie zgadzam się na podanie nazwiska, ale koniecznie o tym napisz. Może podpisz że to zbulwersowani mieszkańcy apelują?” …. I tak jest u nas zawsze! Cokolwiek poruszy opinię publiczną, to od razu większość z nas ma dużo do powiedzenia, najczęściej krytycznego rzecz jasna, no bo przecież uwielbiamy krytykować. Bywa, że zasłużenie, ale często też na wyrost nie znając dobrze problemu.
A jak było w tym konkretnym przypadku, przy okazji tego szumu związanego z planowaną zmianą Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego Miasta Jasła? Fakt, że zawalono albo celowo unikano rozgłosu przy całej procedurze zmian. Przypomnijmy rozpoczęto ją jeszcze w 2018 roku, ale do publicznego wglądu trafił dopiero efekt końcowych prac. Dokument obszerny bo zawiera 199 stron oraz 2 załączniki graficzne, ale dopiero od strony 195 do 197 możemy przeczytać o „uzasadnieniu przyjętych rozwiązań oraz syntezę ustaleń Studium”. Mowa trawa, dla kogo ten tekst i ten „planistyczny język”? Minęło trzy lata i stać nas tylko na takie uzasadnienie proponowanych zmian? Niecałe trzy strony, do tego ogólników? Tak wyglądała analiza aktualnych ustaleń planu, aktualnych potrzeb rozwojonych miasta?
Jak władzom zależało, to wszem i wobec trąbiono o projektach z budżetu obywatelskiego, teraz było „cicho sza”. Może tym razem pasowało władzom, by temat rozegrał się zakulisowo, może, ale to tylko taka luźna, uszczypliwa dywagacja. Ale czy winą za brak zainteresowania zaproponowanymi przez urzędników konsultacjami online należy obarczać tylko władze miasta? Przy tak ważnym temacie dla wszystkich Jaślan, w tych konsultacjach online, oprócz organizatorów, uczestniczyła tylko 1 osoba – nomen omen starający się o wprowadzenie zmian w Studium inwestor. Zgroza! No bo przecież nikt nie wiedział – posypały się zaraz głosy z różnych stron. To ja zapytam przewrotnie: a ilu mieszkańców wzięłoby w nich udział, jeśli trąbiono by o nich zewsząd? Patrząc na liczbę głosujących przy projektach z budżetu obywatelskiego i zestawiając to z liczbą mieszkańców, to raczej i tak niewielu. I zapytam przewrotnie: a nawet jeśli byłoby wielu uczestników, to kto z nich zabrałby głos? Kto by się otwarcie wypowiedział? Kto nie chowałby się za bezimiennym „nikiem” – „gość”?
I zadam ostanie już pytanie: czy kogoś sumienia w ogóle ruszy to moje dzisiejsze pisanie?
Ewa Wawro
red. nacz. portalu Twoje Jasło
Niestety. Ludzie się boją, są leniwi, są przekonani, że nic od nich nie zależy.
Z pewnością w konsultacjach wzięłoby więcej osób, gdyby o tym wiedzieli. Nawet niektórzy radni miejscy nie mieli wiedzy na temat toczących się konsultacji. Wystarczy spojrzeć jak to się odbywa w Rzeszowie – Prezydent Fijołek informuje na Facebooku o wszelkich konsultacjach, naradach, itp.