Nasze rzeki są coraz czystsze, wody wręcz przejrzyste, ale czy mamy się czym cieszyć? Okazuje się, że nie. I winę za to ponosimy wszyscy.
Znajomy wędkarz złowił w jasielskiej rzece Wisłoce okazałego bolenia. Oglądam zrobione na pamiątkę zdjęcie, podziwiam, podpytuję co i jak. Boleń to drapieżna ryba z rodziny karpiowatych, która na pewien czas zniknęła z naszych rzek, a od kilku lat znowu można ją spotkać. Na rybach się nie znam, ale pierwsze co mi przychodzi do głowy to to, że wody w naszych rzekach są czyste. Bo chyba są, przy dobrej pogodzie woda jest aż przejrzysta, nic tylko robić zdjęcia. Ryb nie brakuje, media nie alarmują, że coś nie tak… Jest dobrze. Dzielę się uwagami z wędkarzem, a ten kręci głową na znak, że to nie tak, jak myślę. – Stań na jakimś moście i przez chwilę przyglądaj się wodzie z góry. To fakt, że widać dno, kamienie widać, jak woda pięknie przepływa widać, ale życia tam żadnego nie zobaczysz – mówi Piotr Konieczny, zapalony wędkarz z Jasła. – Przypomnij sobie, jak 30 lat temu, kiedy nieoczyszczone ścieki komunalne trafiały bezpośrednio do wody, to ryby aż się kłębiły, aż miło było popatrzeć, jak chodziły w rzece. Teraz, jak opowiadam młodym wędkarzom, jak to kiedyś było z rybami w naszych rzekach, to nie wierzą, patrzą na mnie jakbym bajki opowiadał – dodaje.
W 1995 r. wybudowano w Jaśle oczyszczalnię ścieków, potem pojawiły się gminne i przydomowe. Rzadko kiedy dopuszczalne normy czystości wód bywają przekroczone. Ale ryb nie ma dalej. Wyginął jelet, kiełb… Co jest nie tak? – W każdym domu kostki odkażające do toalet, jakieś płyny udrażniające rury, proszki do zmywarek, które rozpuszczają najbardziej przypalony tłuszcz. A przecież to wszystko jest silnie bakteriobójcze, to jak ma działać na życie w rzekach? – mówi patrząc na mnie pytająco Piotr. – A ty takich w domu nie stosujesz? – odpowiadam. Chwila zawahania w głosie i pada odpowiedź. – Używam, ale moje ścieki trafiają do oczyszczalni w Jaśle. – Czy to jest wytłumaczenie? – odbijam piłeczkę. Piotr twierdzi, że tak, ale nie wszystkie ścieki trafiają do oczyszczalni i nie wszystkie są właściwie utylizowane.
Bez życia
Piotr wędkuje od dziecka, odkąd pamięta. – Wychowałem się nad Brzezinką, to strumyk który płynie przez Brzyszczki (koło Jasła – dop red.). Kiedyś to była rybna rzeczka, zarośnięta roślinnością i glonami od źródeł do ujścia. Teraz jest goła. A wydawałoby się, że nie ma ścieków. To samo jest chociażby w Majscowej (inna podjasielska wioska – dop. red.). Sączy się strumyczek, jest zarośnięty, latające owady, glony… jest pięknie. Dochodzi do gospodarstwa i zaraz za nim pustynia. Zero życia.
Winę za brak ryb w rzekach wędkarz przypisuje odprowadzanym „na dziko” ściekom przez gospodarstwa domowe, głównie we wsiach. – Jako wędkarz łatwo zauważysz, że zanieczyszczenie wody może pochodzić z dzikiego odpływu ścieków z domu. Zgłaszasz to gdzieś? – pytam. – Całą wioskę trzeba by zgłosić. I co to da? Przecież ponoć wszystko jest pod nadzorem, a tak naprawdę nikt się specjalnie tym nie interesuje – odpowiada. – To co według ciebie należałoby zrobić? – drążę dalej temat. – Postawić na przydomowe oczyszczalnie ścieków. Rozpropagować, dotować, pomóc w ich zakładaniu – odpowiada. A ja już wiem, że muszę o tym napisać.
Czyste rzeki bez ryb
Na przydomowe oczyszczalnie postawiono np. w Dębowcu. Piotr Konieczny o tym nie wiedział, ale nie wygląda na zaskoczonego. Po krótkiej chwili zastanowienia kiwa głową z aprobatą. – I efekty są. W ubiegłym roku w potoku na „diablim mostku” na Wisłoce poniżej Dębowca, było więcej ryb niż w całej Wisłoce od ujęcia wody w górze. Jeszcze w Grabiu Wisłoka jest w miarę czysta, niżej ryb jest znacznie mniej, a to o czymś świadczy.
Konieczny należy do Polskiego Związku Wędkarskiego, koło nr 2 w Jaśle. O swoich spostrzeżeniach mówił wielokrotnie kolegom z koła, ale odzewu nie było. – Pytałem kolegi pracującego na ujęciu wody, także wędkarza, czy robią badania biochemiczne i usłyszałem tylko, że woda jest dobra do picia.
Wędkarze „wycierają” ryby
Wody stały się czystsze, ale ryb nie ma a pasjonaci wędkarstwa chcą łowić. Jakie wyjście? Rzeki trzeba sztucznie zarybiać. Do masowych akcji włączyli się jasielscy członkowie Polskiego Związku Wędkarskiego. Od kilku lat, rokrocznie, wypuszczają do wody kilkadziesiąt tysięcy ryb. Zarybianie to jedno z podstawowych zadań statutowych PZW. Najpierw odławiają tarlaki, potem wpuszczają je do ściśle określonych w operatach wodno-prawnych PZW rzek i rzeczek. Jasielskie rzeki: Jasiołka, Ropa i Wisłoka też są objęte tymi zarybieniami. Muszą „wycierać” ryby, bo same sobie z tym nie poradzą. Samo naturalne tarło ryb to proces niezbyt skomplikowany, byleby ryby miały spokój i odpowiednie warunki, trochę żwiru albo roślinności i czystą wodę. Sztucznie podobnie, ale potem narybek należy rozwieść po rzekach, są tego dziesiątki tysięcy. Często trwa to tygodniami. Ale nie mają wyjścia, jeśli chcą by ryby były w łowiskach.
Nasze rzeki są brudne
– Nasze rzeki są brudne – mówi Janusz Przetacznik, kompan wędkarskich wypadów i niezawodny tester sztucznych przynęt robionych przez Piotra. – Skoro są tak genialne środki, że udrażniają zatkane rury, rozpuszczają najbardziej przypalony tłuszcz i zabiją bakterie, jak to głoszą reklamy, to nie wierzę, że jest to całkowicie obojętne dla środowiska, dla rybiej ikry i młodego narybku – podkreśla J.Przetacznik. – Producenci zapewniają nas, że ta cała nowoczesna i innowacyjna chemia, na dzisiaj przynajmniej, jest bezpieczna dla człowieka, ale nie wiadomo, jaki w dłuższej perspektywie ma wpływ na nasze środowisko naturalne. Przypomnijmy sobie obrazki z dzieciństwa. Bawiąc się nad rzeką budowaliśmy stawki i zapory, po to by złapać w nie rybki. Teraz nie widzimy już takich zachowań nad naszymi rzekami, nie widzimy narybku, gdzieś zniknęły kiełże i chruściki (owady – dop.red.) Nie jestem ichtiologiem, nie znam się na mikrobiologii, ale jak to inaczej wytłumaczyć niż zanieczyszczeniem wody? Oczyszczalni jest coraz więcej a ryb coraz mniej. Paradoks? Wnioski nasuwają się same: mamy ryby w rzekach ale głównie te, które pochodzą ze sztucznego zarybienia. Naturalne tarła się nie odbywają, bo gonady rozrodcze ryb mogą być uszkodzone, naturalnych tarlisk ubywa.
Jeśli chcemy po sobie coś pozostawić …
Janusz Przetacznik to znany w Jaśle samorządowiec. Mówiąc o czystości wód w rzekach i „mocy” środowiska naturalnego, podaje zawsze przykład firmy Chrom-Styl z Jasła. Kiedy zakład powstawał, ówczesne władze miasta musiały wydać decyzję o warunkach zabudowy, narzucającą sposób, w jaki zakład ma utylizować ścieki. – Musieliśmy podjąć decyzję czy pozwolić firmie podpiąć się do naszej oczyszczalni czy nakazać budowę własnej, zakładowej. W pierwszym rozwiązaniu zakład musiałby wybudować na swój koszt kolektor sanitarny, a to dałoby miastu kolejne, skanalizowane tereny inwestycyjne. Po wnikliwej analizie uznaliśmy jednak, że natura o wiele lepiej poradzi sobie z podczyszczonymi ściekami przemysłowymi zawierającymi np. metale ciężkie niż miejska oczyszczalnia. Zakładowa oczyszczalnia ścieków stara się skutecznie i efektywnie oczyścić ścieki przemysłowe a to czego jeszcze nie wytrąciła, to na odległości od ich zrzutu do rzeki Jasiołki (lokalizacja Chrom-Styl-u – dop. red.) do miejskiej oczyszczalni na Wisłoce, natura sama sobie poradzi. Gdyby te podczyszczone ścieki z zakładu trafiły bezpośrednio do oczyszczalni na złoże bakteriologiczne, to pewnie zabiłyby to złoże. Byłyby zbyt skoncentrowane, zagęszczone, a tak przy zastosowanym rozwiązaniu są to mikronowe, dopuszczalne ilości, z którymi natura sobie poradzi sama.
Tak więc nowych terenów nie skanalizowano, ale „coś za coś”. – Niestety trzech „e” nie da się pogodzić: ekonomii, ergonomii i ekologii – mówi Przetacznik. – Zawsze trzeba kierować się zdrowym rozsądkiem i myśleć przyszłościowo. Takie podejście w pierwszej chwili może wydawać się droższe, są większe nakłady, mniejsze zyski, ale pamiętajmy, jakie konsekwencje nasze działania będą mieć w przyszłości. Jeśli chcemy po sobie coś pozostawić, to musimy postawić na ekologię.
Dobra do picia
W poszukiwaniu czystej wody trafiłam do Stacji Uzdatniania Wody w Jaśle. Pytam o to, czy badają zawartość środków chemicznych stosowanych masowo w gospodarstwach domowych? – Szerszej analizy wody surowej nie prowadzimy. Takie opinie wydaje Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, robią analizy i co roku podają informacje o jakości wód – odpowiada mi Jan Janik, kierownik Stacji Uzdatniania Wody w Jaśle. – My robimy tylko podstawowe badania fizyko-chemiczne wody uzdatnianej, a bakteriologicznie bada nam to Sanepid. Od lat nie mamy żadnych przekroczeń, a nawet – w porównaniu z dopuszczalnymi normami – woda jest wręcz bardzo dobra.
Nie dorośliśmy jeszcze?
Jan Janik też jest zapalonym wędkarzem i prywatnie przyznaje, że z tym życiem biologicznym w rzekach jest coś nie tak. – Kiedyś, jak się szło nad rzekę w maju i była rójka jętki (uskrzydlony owad – dop. red.), to nie można się było od niej odgonić, dzisiaj już się tego nie spotyka. Drobnych żyjątek, którymi żywią się ryby jest znacznie mniej, a jak jest mniej jedzenia to i ryb jest mniej. To prawda, życie biologiczne w rzekach jest uboższe, jestem jednak daleki od opiniowania, co jest tego przyczyną, należałoby zrobić naprawdę dogłębną analizę – podkreśla.
Janik nie neguje, że każde wprowadzanie chemii do wody, to zabójstwo dla mikroorganizmów. Twierdzi jednak, że przy dobrze pracujących i dobrze kontrolowanych oczyszczalniach ścieków, nie powinno to być większym problemem. – Najgorsze są te małe oczyszczalnie gminne. Właściwa eksploatacja jest bardzo kosztowna i różnie z tym u nas bywa. Do tego u nas jest jeszcze problem z rozproszoną infrastrukturą. Na zachodzie Europy każda miejscowość to skupisko domów wokół jakiegoś rynku, a u nas domek pod laskiem, domek nad rzeczką … Zaopatrzenie ich w wodę czy odpowiednią kanalizację jest bardzo utrudnione i kosztowne.
Pan Jan jest przeciwnikiem przydomowych oczyszczalni. – Sądzę, że są dużymi niewypałami. Musiałaby być bardzo duża świadomość ekologiczna ludzi i bogate społeczeństwo, bo eksploatacja takiej oczyszczalni niesie ze sobą znaczne koszty. I pytanie kto dotrzyma warunków właściwej eksploatacji oczyszczalni. I kto to będzie kontrolował? Czy świadomość ludzi będzie na tyle duża, że sami będą się pilnować? A my niestety wciąż tylko mówimy o ekologii i przymykamy oko na to, że sami stosujemy agresywną chemię gospodarczą i nie dbamy o środowisko. Wystarczy przejść się do lasu, gdzie się człowiek nie oglądnie butelka, puszka, jakieś papiery. I my mówimy o przydomowych oczyszczalniach i ich właściwej eksploatacji? Ja tego nie widzę. Przynajmniej na dzień dzisiejszy.
Jak widać, wbrew powszechnej opinii, problem z czystością naszych wód w rzekach jest i to poważny. Tylko poważnie nikt się tym nie zajmuje.
Ewa Wawro
W wersji papierowej tekst ukaże się w najnowszym numerze (16 sierpnia) Tygodnika regionalnego Nowe Podkarpacie
Artykuł powiązany: Podstawą jest myślenie!