Major Wojska Polskiego, zapalony jeździec, przez jednych uznawany za oficera „bez skazy”, a dla innych kontrowersyjny. Towarzyski, energiczny, wymagający, oddany służbie wojskowej, prawy. To major Henryk Dobrzański „Hubal”, który urodził się w Jaśle, mieszkał w dworze gorajowickim, gdzie uczył się i szlifował konną jazdę. W tym roku przypada 120. rocznica jego urodzin.
Major Henryk Dobrzański urodził się 22 czerwca 1897 r. w Jaśle jako drugie dziecko Henryka Dobrzańskiego herbu Leliwa i Marii hrabiny Lubienieckiej. Jego rodzina była blisko związana z właścicielami dworu w Gorajowicach, dlatego Tadeusz Sroczyński został ojcem chrzestnym Henryka. Tam też mieszkała cała rodzina, bo „Hubal” miał jeszcze siostrę Leonię. Ojciec chłopca zainwestował dużą część swojego majątku w spółkę naftową. Spółka Dobrzańskiego przynosiła straty, a niezgodne z prawem „kombinacje” wekslowe właściciela zostały udowodnione przez władze austriackie i musiał uciekać z Galicji pozostawiając samą żonę z dziećmi.
W 1903 r. mały Henryk rozpoczął w Jaśle naukę w systemie domowym w zakresie czteroklasowej szkoły ludowej. Już jako chłopiec uwielbiał jazdę konną. I tu pojawia się pierwsza dość ciekawa historia z jego bogatego życia. – Otóż, swe pacholęce szarże jeździeckie przypłacił chorobą, kiedy w wieku ośmiu lat, po upadku z konia doznał wstrząsu mózgu. A wszystko wzięło się stąd, że chłopiec postanowił z podmiejskiej łąki uczynić sobie prawdziwy parcours. Tyle tylko, że w jego zawodach rolę ruchomych przeszkód pełniły pasące się tam krowy. Przeskakując ponad grzbietem jednej z nich zwalił się wraz z koniem na ziemię i odniósł wspomnianą kontuzję – opowiada Wiesław Hap, historyk, prezes Stowarzyszenia Miłośników Jasła i Regionu Jasielskiego. W 1907 r. pani Dobrzańska z Henrykiem i jego siostrą przeniosła się do Krakowa. Tam ukończył szkołę realną, a następnie gimnazjum, gdzie w 1914 r. zdał maturę. Rozpoczął studia agronomiczne na UJ.
Po wybuchu I wojny światowej, jako ochotnik zgłosił się do Legionów Polskich. Jednak przeszkodą był jego młody wiek. Chciał dopiąć swego, więc oszukał komisję dodając sobie rok do daty urodzenia. Przerobiona przez niego data pozostała na zawsze w wielu dokumentach. Służył w kawalerii, był internowany w obozie na Węgrzech skąd udało mu się zbiec i wrócić do walki. Już po odzyskaniu niepodległości został podporucznikiem. W wojnie polsko – bolszewickiej znów odznaczył się męstwem i dowodzeniem. Otrzymał Order Virtuti Militari V Klasy, cztery Krzyże Walecznych i awans na porucznika.
Jeździecka pasja
W latach 20. służył jako dowódca w jednostkach kawalerii i poświęcił się sportom jeździeckim. W reprezentacji kraju zadebiutował w 1925 r. Wówczas Polacy odnieśli wielki sukces w konkursach „O Puchar Narodów” w Nicei, zdobywając wszystkie puchary i pierwsze nagrody. Dobrzański wygrał konkurs „myśliwski” o nagrodę Monaco i zdobył sześć nagród. Słynnym jego występem były zawody w Londynie w sali „Olimpia”. W obydwu przejazdach nie strącił żadnej przeszkody i dzięki temu Polacy zajęli II miejsce, a główny bohater wieczoru, który dwukrotnie bezbłędnie przejechał cały parcours, otrzymał od księcia Walii złotą papierośnicę dla najlepszego w jeździe indywidualnej.
W 1926 r. wziął udział w zawodach w Rzymie, Neapolu i Mediolanie. – Na parcours w Warszawie, już podczas rozgrzewki zaliczył zrzutkę. Po upadku jako nieprzytomny trafił do szpitala. Kiedy się ocknął, mimo protestów lekarzy, natychmiast wrócił na miejsce zawodów, wygrał konkurs i wrócił do szpitala. Był to najlepszy okres jego kariery – mówi historyk. W 1928 r. zakwalifikował się na olimpiadę w Amsterdamie. Był rezerwowym drużyny, która przywiozła z Holandii dwa medale: srebrny i brązowy.
Gdy zakończył karierę reprezentacyjną, otrzymał awans na majora. Miał wspaniały bilans startów w narodowej kadrze, którą reprezentował 11 razy w 60 konkurencjach zdobywając sześć pierwszych i trzydzieści dalszych nagród. Równie imponujący miał dorobek startów krajowych: 21 zwycięstw i 90 innych nagród. Później startował również sporadycznie w wyścigach jeździeckich i był instruktorem jazdy konnej. Jego uczennicą była Zofia Sikorska, córka generała Władysława Sikorskiego, która osiągała sporo sukcesów w konkursach jeździeckich dla kobiet. Szkolił też jeźdźców – ułanów. Pamiętali oni jego słowa: „Jeżeli chcesz dobrze skoczyć, najpierw rzuć swoje serce za przeszkodę”.
Służba wojskowa ponad wszystko
Głównie jednak poświęcał się zawodowej służbie wojskowej. Najpierw w Grudziądzu, gdzie bardzo nudziły go codzienne zajęcia. – Dla rozrywki, z własnej inicjatywy zwołał swój szwadron i wykonał z nim błyskotliwą szarżę konną z szablą na młode drzewka w miejskim parku. To tylko dolało oliwy do ognia w zatargach z przełożonymi i został karnie przeniesiony do pułku ułanów w Rzeszowie. Wynikało to również i z cech charakteru majora, takich jak: wybuchowość, odwaga w wyrażaniu opinii, prawość, obrzydzenie do protekcji, obrona swoich podwładnych. W gronie kolegów i przyjaciół był duszą towarzystwa. Charakteryzował go cięty dowcip, mocna głowa do trunków, uwielbienie w oczach kobiet. Był też świetnym tancerzem i brydżystą – zaznacza W. Hap.
Gen. Witold Nowina-Sawicki tak charakteryzował „Hubala”: „Prezentował się zawsze świetnie, zdrowy, wysportowany, przystojny, kipiał energią, inicjatywą, odważny do zuchwalstwa. Towarzyski, lubiący się zabawić, przyjaźnił się trudno. Jego jasne, drwiąco uśmiechnięte oczy patrzyły krytycznie, a szorstki ton i swoisty słownik nie jednały mu pokojowych zwierzchników. Bardzo wymagający, ale i bardzo dbający o podwładnych. Miał ich całkowite oddanie, a w akcji chętne i ofiarne wykonanie rozkazu. Jego rozkazy były krótkie, jasne jak cięcie szabli”.
Z Rzeszowa trafił do Hrubieszowa, gdzie został kwatermistrzem. Z Hrubieszowa przeniesiono go do Wilna.
Czas niepowodzeń
Druga połowa lat 30. była czasem wielu kłopotów, trosk i niepowodzeń w życiu Dobrzańskiego, tak zawodowym, jak i prywatnym. Narastający kryzys w małżeństwie doprowadził w 1937 r. do rozstania się z żoną i pozostającą przy niej córką Krystyną. W późniejszym czasie major stał się bohaterem pewnego skandalu towarzyskiego. – Otóż hrabina Alina Czapska zwróciła się do niego z prośbą o udzielenie jej lekcji jazdy konnej. Plotkowano na temat ich zajęć, przejażdżek i wspólnego spędzania czasu. Zazdrosny małżonek hrabiny w chwili jej powrotu do pałacu kazał służbie wystawić jej walizki i nie wpuścił jej do rodowej siedziby. Echa tego wydarzenia dotarły również do przełożonych majora, a efektem tego była kolejna „zsyłka” niesfornego oficera na prowincję, do koszar w Wołkowysku – opowiada historyk.
Nie szukał też poparcia i taniej protekcji u rodziny. Kiedy w 1938 r. w trakcie zawodów hippicznych w Warszawie został zaproszony do loży honorowej przez prezydentową Mościcką, która była jego kuzynką, nie przyjął go mówiąc: „Nie chodziłem do niej gdy była porucznikową, tym bardziej nie pójdę, gdy została prezydentową”. Miesiąc przed wybuchem II wojny światowej mjr Dobrzański został usunięty z wojska ze stanowiska dowódcy szwadronu zapasowego w Wołkowysku. Na krótko został cywilem, ale mundur założył ponownie już we wrześniu 1939 r. i już nigdy go nie zdjął.
II wojna światowa
Kiedy wybuchła II wojna światowa, jako zastępca dowódcy pułku ułanów, postanowił ruszyć na pomoc oblężonej Warszawie. Kiedy stolica skapitulowała stworzył i dowodził Oddziałem Wydzielonym Kawalerii Wojsk Polskich i prowadził skutecznie walki na Kielecczyźnie w rejonie Gór Świętokrzyskich.
Na przełomie marca i kwietnia 1940 roku, żołnierze pod dowództwem Henryka Dobrzańskiego stoczyli kilka zwycięskich potyczek przeciwko wielokroć większym siłom niemieckim. W odwecie Niemcy mścili się na ludności cywilnej, zabijając w sumie kilkaset bezbronnych cywili. „Hubal” obwiniał siebie, za śmierć tych ludzi. Postanowił jednak iść dalej wyznaczoną sobie drogą i walczyć. Jednak z tego powodu kierownictwo ZWZ i Delegatura Rządu na Kraj nakazały mjr. „Hubalowi” rozwiązać oddział, mimo wcześniejszej zgody na jego rozbudowę. Podporządkował się częściowo rozkazowi, dając swoim podwładnym swobodę decyzji. Oddział opuścili prawie wszyscy oficerowie oraz część żołnierzy, a zostało przy nim 72 ludzi, z którymi kontynuował walkę.
Pod koniec kwietnia jego oddział przeniósł się w lasy spalskie. Rankiem 30 kwietnia 1940 roku Niemcy zaskoczyli i zaatakowali nocujący w lasku pod Anielinem koło Opoczna niewielki już oddział majora Dobrzańskiego. Kula z niemieckiego karabinu maszynowego przeszyła ciało „Hubala” w samo serca, kiedy próbował wskoczyć na konia „Demona”, który również zginął.
Miejsce pochówku nieznane
Ciało dowódcy przeniesiono do zagrody rodziny Laskowskich. Stamtąd Niemcy zabrali je na furmankę. – W Studziannej nad jego zwłokami wykonali sobie słynne zdjęcie. Wojskową ciężarówką ciało „Hubala” w charakterystycznym kożuszku baranim na mundurze zawieziono na plac przy kaplicy w Poświętnem, a następnie do koszar wojskowych w Tomaszowie Mazowieckim. Tam zdjęto je z samochodu i położono na wozie konnym znajdującym się naprzeciw bramy cmentarnej. Niemcy wystawili je na widok publiczny – mówi W. Hap. Oficer niemiecki Heinrich Schreihage złożył relację, że ciało „Hubala” przeniesiono na teren koszar do działowni. 1 maja 1940 r. gen. Curt Ludwig von Gienanth, dowódca Oberkommando Ost, przybył do Tomaszowa Mazowieckiego do działowni i oddał hołd poległemu polskiemu bohaterowi. – I jest to jak dotychczas ostatnia pewna informacja na temat losów zwłok Dobrzańskiego. Potem prawdopodobnie zakopali je w nieznanym do dzisiaj miejscu – przyznaje historyk. – Major „Hubal” i jego żołnierze w tym tragicznym dla Polski okresie podtrzymywali ducha walki i swoją postawą oraz walką potwierdzali słuszność słów hymnu narodowego, że „Jeszcze Polska nie zginęła kiedy my żyjemy”. Po śmierci majora pozostała nieśmiertelna legenda obrońcy Ojczyzny”, który cenił wyżej honor niż swoje życie. Niemcy ukryli jego ciało, aby pamięć o bohaterze nie zachęcała Polaków do dalszej walki z okupantem.
W miejscu ostatniej bitwy Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego majora Henryka Dobrzańskiego okoliczni mieszkańcy, harcerze i żołnierze usypali z polnych kamieni „Szaniec Hubala”. Corocznie w rocznicę jego śmierci odbywają się tam uroczystości patriotyczne, w których uczestniczą delegacje z Jasła.
W 1966 r. major został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Złotym Orderu Wojennego Virtuti Militari i awansowany do stopnia pułkownika. Jego postać stała się patronem ulic, szkół, drużyn harcerskich w całej Polsce. Dzieje walki oddziału majora Dobrzańskiego dobrze ukazał powstały w latach 70. XX w. film „Hubal” w reżyserii Bohdana Poręby, gdzie rolę główną zagrał Ryszard Filipski.
Miejsce pochówku Hubala wciąż pozostaje nieznane. – Ciała bohatera szukano w różnych miejscach Polski już zaraz po wojnie, a później przez kolejne lata, m.in. w okolicach Anielina, ale także w Tomaszowie Mazowieckim, w lesie niedaleko Cekanowa, w Chorzęcinie, Wąsoszu i wielu innych. W te działania włączono nawet radiestetów i jasnowidzów, w tym ojca Andrzeja Czesława Klimuszkę oraz Instytut Pamięci Narodowej. Pojawiały się też głosy, że być może jego zwłoki zostały poćwiartowane i zakopane w różnych częściach lub spalone – wyjaśnia W. Hap. Hipoteza o spaleniu pojawiła się wówczas, gdy w 2002 r. na jednym ze strychów w Wiedniu przypadkowo odnaleziono fotografię na której widać ciało majora obsypane dookoła piaskiem i obłożone gałęziami i pozwijanymi gazetami. W tle widać nogi żołnierzy i „przedmiot” podobny do kanistra na benzynę. – To mogło sugerować, że ciało majora zostało spalone. Na ten temat głos zabrał też hubalczyk Romuald Rodziewicz, który stwierdził, że mógł to być stos przygotowany do podpalenia oraz przypomniał fakt, że po śmierci dowódcy do żołnierzy dotarła informacja o tym, że jakiś młody człowiek widział jak Niemcy spalili jego ciało – dodaje.
Poszukiwania trwają
W 2016 r. pojawił się nowy wątek w sprawie poszukiwań miejsca pochowania „Hubala”. Przedstawił go zięć Jana Kowalskiego, którego ojciec miał brać udział w złożeniu ciała majora do grobowca rodzinnego na cmentarzu w Inowłodzu. Według niego, w 1940 r. czterech mężczyzn, w tym ówczesny proboszcz parafii Inowłódz, potajemnie ukryło jego ciało w jednym z grobowców na terenie tamtejszego cmentarza. Proboszcz zobowiązał wszystkich do milczenia. W 1949 r. zwłoki oficera przeniesione zostały niedaleko muru okalającego cmentarz. Kilku członków rodziny Kowalskich potwierdziło to.
Dlatego w 2016 r. podjęte zostały prace poszukiwawcze na cmentarzu w Inowłodzu. Ich organizacją zajęła się Fundacja „Honor, Ojczyzna” im. mjr. Władysława Raginisa, a działania zostały wykonane przez Stowarzyszenie „Wizna 1939”. – W połowie kwietnia 2016 roku, znaleziono szczątki ludzkie – kilka kości długich, grubych, a także kości czaszki. Wstępna ocena antropologiczna wykazała, że należały one do mężczyzny w wieku 40-50 lat. Ostatecznie o wszystkim zdecydują badania genetyczne, wykonywane w Zakładzie Medycyny Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. Być może w końcu zagadka pochówku bohaterskiego patrioty zostanie wyjaśniona. Oby tak się stało – stwierdza W. Hap.
opracowała Marzena Miśkiewicz
na podstawie materiałów historyka Wiesława Hapa
Tekst ukazał się w numerze 25 Tygodnika regionalnego „Nowe Podkarpacie” z 21 czerwca br.