– Jesteśmy poniżani i gnębieni – mówią pracownicy zlikwidowanego w grudniu działu marketingu w jasielskim Pektowinie. Zapowiadają, że sprawa trafi do sądu pracy. A co na to dyrektor zakładu? Nabrał wody w usta!
Od roku właścicielem Pektowinu jest francuski koncern Naturex. Kupując zakład nie kryli, że są zainteresowani wyłącznie wydziałami pektyn i koncentratów. To oznaczało likwidację pozostałych wydziałów. Rok temu w Pektowinie pracowało 316, teraz niespełna 250 osób. Nie było zwolnień tylko dobrowolne odejścia, ale skoro likwidowane były wydziały, to w rzeczywistości ludzie nie mieli wyboru.
Najpierw zlikwidowano rozlewnię wina i wydział konserw. W październiku został zamknięty wydział produkcji soków, w grudniu dział marketingu. Teraz byli pracownicy marketingu protestują. Większość z nich to związkowcy chronieni prawem przed zwolnieniami. Dwie osoby mają wyższe wykształcenie, kolejne dwie średnie, jedna osoba przebywa aktualnie na zwolnieniu chorobowym. Powinni zostać przeniesieni na inne, równorzędne stanowiska, odpowiadające ich kwalifikacjom. Tak się jednak nie stało.
– 6 grudnia zostaliśmy wezwani na spotkanie z panem dyrektorem – opowiada Danuta Cichoń. – Zaproponowano nam przejście, na zasadzie porozumienia stron, na magazyn gotowych wyrobów, na stanowiska pracowników pomocniczych. Na takim stanowisku może pracować dosłownie każdy, bez przygotowania zawodowego, bez wykształcenia, bez stażu pracy. W hierarchii firmy już niżej nie można być. Nie zgodziliśmy się na te warunki – podkreśla pani Danuta.
Po miesiącu zarząd firmy poinformował organizacje związkowe, że zamierzają „kłopotliwym” pracownikom wypowiedzieć warunki pracy i płacy. Po trzymiesięcznym okresie wypowiedzenia, z dniem 1maja, staną się robotnikami pomocniczymi. To oznacza, że nikt w firmie nie przejął się ich wcześniejszą odmową. Nie chcecie za porozumieniem stron? To dostaniecie wypowiedzenia.
Następnego dnia pięciu pracowników zlikwidowanego działu marketingu dostało przeniesienie do prac pomocniczych, na trzy miesiące, pokrywające się z okresem wypowiedzenia. Powód? Szczególne potrzeby pracodawcy.
– Byliśmy specjalistami, zostaliśmy zdegradowani do zera – podkreśla Cichoń. – Nic nie zrobiono w naszej sprawie, dyrektor tłumaczy się tylko tym, że przyjedzie pan Lamber (prezes koncernu Naturex – dop. red.) i rozwiąże problem.
Tymczasem od czterech tygodni, byli pracownicy marketingu, wykonują bardzo „odpowiedzialne” zadania.
Specjalista od darcia etykiet?
Pani Danuta pracowała wcześniej, jako specjalista ds. marketingu, cały czas miała kontakt z klientami, zajmowała się także ubezpieczaniem transakcji handlowych. Ma wyższe wykształcenie ekonomiczne, specjalność zarządzanie oraz podyplomowe studia z marketingu. Ma też uprawnienia do zasiadanie w radach nadzorczych spółek skarbu państwa.
– Dzisiaj moja praca polegała na wynoszeniu wody, która wciekła do magazynu. Zamiatałam, wycierałam wodę – relacjonuje pani Danuta. – Wcześniej przez 3 tygodnie – w ramach szczególnych potrzeb pracodawcy – musiałam niszczyć ręcznie niepotrzebne etykiety. Takie właśnie zajęcie znalazł dla mnie pracodawca – przedzieranie na pół niezużytych etykiet – dodaje.
– Ale zakres naszych obowiązków, jaki otrzymaliśmy, jest tak skonstruowany, że równie dobrze możemy zastępować kierowników działów, specjalistów, nawet dyrektora – podkreśla Iwona Płaza. – Robotnik pomocniczy z takim zakresem obowiązków? To świadome poniżanie ludzi. Ja miałam np. polecenie by pójść z panią, która miała posprzątać w magazynie. Poprosiłam więc o rękawiczki z myślą, że też mam sprzątać. A tu przełożona mi mówi, że ja mam tylko stać przy koleżance i patrzeć, jak ona to robi. A żeby było śmieszniej, to ona jest pracownikiem magazynowym, czyli wyżej w hierarchii zawodowej firmy, niż ja teraz. To świadome nękanie pracowników, poniżanie. Nie trudno zgadnąć, jak to wpływa na atmosferę między pracownikami – dodaje pani Iwona.
Czy dyrekcja Pektowinu znalazła taki właśnie sposób na to, jak „rozprawić się” ze związkowcami? Sami zainteresowani twierdzą, że tak. Zwolnić ich nie można. Powiedzieć by siedzieli i nic nie robili też nie można. Nie było pomysłu na to, jak tych ludzi zagospodarować w firmie, wymyślono więc potrzeby szczególne.
– Zgodnie z kodeksem pracy pracodawca ma prawo, na takie przeniesienie, ale po spełnieniu łącznym czterech warunków: szczególne potrzeby pracodawcy, okres nie dłuższy niż 3 miesiące, po trzecie, że nie powoduje to zmniejszenia wynagrodzenia i po czwarte odpowiada kwalifikacjom pracownika – wyjaśnia Edmund Gondek, przewodniczący NSZZ Solidarność.
W tym wypadku związkowcy podważają spełnienie pierwszego i ostatniego.
PIP nie dla pracowników?
Sprawa trafiła do Państwowej Inspekcji Pracy.
– PIP jest ostatnią instytucją, do której pracownik powinien zwracać się o pomoc – twierdzi Gondek. – Inspektor był u nas dwa dni, potem napisał pismo, z którego nic nie wynika. Uznał, że nie są spełnione dwie z wymaganych przesłanek, te same które my kwestionujemy. Przedstawił opinie, że pracodawca powinien uznać to przeniesienie za nieistniejące i powinien je wycofać. Nic nie ma jednak o tym, w jakim trybie i w jakim czasie ma to nastąpić. Mam pytanie: czy jeśli pan starszy inspektor, zatrudniony w Okręgowej Inspekcji Pracy w Krośnie, na mocy decyzji swojego szefa, będzie miał zlikwidowane swoje stanowisko pracy i zostanie przeniesiony do pracy, jako recepcjonistka, to uzna to, za łamanie prawa pracy czy nie? – dodaje nie kryjąc ironii w głosie.
Związkowcy zapowiadają, że sprawa trafi do sądu pracy.
Dyrektor milczy
O komentarz w tej sprawie chcieliśmy poprosić dyrektora zarządzającego w Pektowine, Roberta Reschke. Był w swoim gabinecie, ale rozmawiać nie chciał. Przez panią sekretarkę przekazał tylko, że w tym tygodniu żadnych komentarzy nie będzie nikomu udzielał.
W tym, a w przyszłym? Związkowcy mówią, że czeka na przyjazd prezesa Naturexu. Podejrzewają też, że właściciel firmy nawet nie wie, co dzieje się w jasielskim Pektowinie.
Wspomniane spotkanie związkowców z szefami koncernu zaplanowane jest na 6 lutego. Będziemy śledzić przebieg wydarzeń i wrócimy do sprawy.
Ewa Wawro
Przeczytaj komentarz: Historia „patykiem pisana”